Stambulskie mrówki w jogurcie – „Sufi”, Elif Shafak

Napisać o Sufim to trudne zadanie. Myśli i wrażenia wywołane tą lekturą rozpełzają się bowiem jak żywe stworzenia, jak tysiące małych mrówek (porównanie w tym wypadku zupełnie nieprzypadkowe), z których niektóre rodzą się i niemal natychmiast umykają. Mała diablica Nevres topiła mrówki w jogurcie, ja jednak swoich nie byłam w stanie zatrzymać i wiele spośród nich przepadło.

O tym, że jest to opowieść o wychowanym w klasztorze derwiszów chłopcu, Pinhanie, który dręczony wstydem z powodu swej dwoistej natury wyrusza w długą podróż zakończoną w jednej z dzielnic Stambułu, pewnie już słyszeliście. O mistycyzmie, jakim przesiąknięta jest ta opowieść, i o tym, że przypomina jedną z baśni tysiąca i jednej nocy – pewnie też. Nie będę się więc nad tym rozwodzić, przejdę do tego, co mnie spodobało się najbardziej.

To prawda, że Sufiego wyróżnia magiczna i tajemnicza atmosfera, mnogość sugestywnych symboli i obrazów, egzotyka przyciągająca kogoś takiego jak ja, kto o sufizmie i tradycjach islamu nie miał do tej pory zielonego pojęcia. Dżiny, duchy i widma żyją tu jak gdyby obok zwykłych ludzi, są na porządku dziennym, jak w pradawnych czasach sprzed mędrca szkiełka i oka, i to jest piękne. 

Zachwyciło mnie jednak również to, co trzeźwe i bliżej ziemi – cudowny, cierpki humor i swada, z jakimi przedstawieni zostali bohaterowie i sytuacje, zwłaszcza te rozgrywające się na arenie dzielnicy Nakş-ı Nigâr (dawnej Akrep Arif). W przeciwieństwie do dość nijakiego Pinhana, odmalowanego właściwie tylko przez pryzmat wielkiego wstydu i pragnienia ustalenia własnej tożsamości, mieszkańców przeklętej dzielnicy oglądamy niczym mrówki pod lupą (znów porównanie nieprzypadkowe), wyłapując wszystkie ich karykaturalne wady i śmiesznostki. Widzimy ich zamiłowanie do butelki, nieznośne plotkarstwo czy nawet, jak w przypadku jednej z szacownych matron, przesłodkiej zresztą istoty, skłonność do popuszczania moczu w chwilach niekontrolowanego rozbawienia. (A że do śmiechu była bardzo skłonna, zapracowała sobie na pseudonim Zasikana Safiye). Są dzięki temu barwni i bardziej ludzcy, trochę jak mali krzykacze z apokryfów Karla Čapka.

Jest to zdecydowanie lektura, która wzbogaca. Nie tylko jednak w zakresie tureckiej kultury, tradycji i religii, lecz również z pozoru banalnej sfery kulinariów. Ileż ślinotok budzących smakołyków opisała na kartach Sufiego autorka! Jakże królewsko jej bohaterowie się żywili! Wielka szkoda, że mam dwie lewe ręce do gotowania, bo na pewno któryś z tych rarytasów spróbowałabym na własną rękę upichcić.

Oczywiście niemała w tym rola tłumaczki, która skrzętnie opatrzyła tekst mnóstwem przypisów i wyjaśniła absolutnie wszystkie obco brzmiące nazwy, które wprawić mogły w konsternację tak nieobeznaną z tureckimi realiami czytelniczkę jak ja. Każdy smakołyk, każde nazwisko, epizod, data, miejsce jest tu rozszyfrowane. W efekcie książka przypomina ogromną kopalnię wiedzy, do której jednak nie dostałabym się, gdyby nie korytarze w postaci przypisów. Są one zdecydowanym atutem tego wydania Sufiego, tłumaczce należą się więc wielkie wyrazy uznania.

Elif Şafak napisała tę powieść jako 23-latka po uszy zakochana w sufizmie. Podoba mi się ten zapał, wyczuwalny podczas lektury, ale wydaje mi się też, że jego sprawką może być niejasne, pospieszne zakończenie, które jest chyba moim jedynym zarzutem wobec Sufiego. Brakowało mi doprowadzenia do końca pewnych wątków, które albo nie zostały rozwiązane, albo zbiegły się w sposób tak mglisty, że nie udało mi się tego zarejestrować.

Warto dać się jednak porwać tej opowieści. Pomedytować nad nią, uśmiechnąć się i doprowadzić do drgawek swój biedny pusty żołądek.

Elif Shafak
Bibliografia:
[1] http://tygodnik.onet.pl/1,47145,druk.html
[2] http://www.elifshafak.com/images/interviews/turkey/index.asp
[3] http://xiegarnia.pl/artykuly/wywiad-z-elif-shafak/

Fotografie: Wydawnictwo Literackie
***
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

***
E. Shafak, Sufi, przeł. Anna Akbike Sulimowicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.

Komentarze

  1. Cieszę się, ogromnie!, że spodobała Ci się ta książka. Ja byłam nią oczarowana i również miałam problemy, aby pozbierać i ułożyć w całość swoje myśli. Piękna powieść... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli też nie okiełznałaś mrówek? :) Myślę, że tak to już z tą książką jest. Być może, sądząc po recenzjach, ze wszystkimi książkami tej autorki, ale póki co znam tylko tę jedną.

      Usuń
  2. Świetna recenzja książki, na którą mam ogromny apetyt (porównanie nieprzypadkowe)! Przesiąknięty magią i mistycyzmem świat, barwne postaci, oddziałujące na zmysły, smakowite opisy to wizytówka Shafak. Aurę tajemniczości i dość rozmyte zakończenie odnaleźć można w "Lustrach miasta", a plejadę zabawnych bohaterów, przywiązanych do własnego dziedzictwa kulturowego (w tym i kuchni) miłośnicy prozy tureckiej pisarki poznać mogli w "Bękarcie ze Stambułu". Cieszę się, że nie tylko ja doceniłam warsztat tłumaczki, dzięki której ten orientalny świat staje się zrozumiały i nie traci przy tym nic ze swego niezwykłego kolorytu. Zachęciłaś mnie ogromnie do lektury!

    P.S. Na moim blogu znajdziesz recenzje cytowanych książek, więc jeśli masz ochotę, zajrzyj! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam, przeczytałam - i jestem pod ogromnym wrażeniem. Ależ Ty piszesz! Pozwalasz "poczuć" książkę jeszcze zanim się po nią sięgnie, a wszystkie cytaty są jak skrojone na miarę, jak gdyby specjalnie na potrzeby Twojej recenzji powstały. Gratulacje, od dziś masz we mnie stałą czytelniczkę :)

      I przy okazji dziękuję za tę niedawną recenzję Petra Šabacha. Kilka tygodni temu zaopatrzyłam się we własny egzemplarz "Gówno się pali", Twój tekst to świetne preludium do tej (czuję to w kościach!) doskonałej lektury. Jak wpadła Ci ta książka w ręce? Słyszałaś o świeżynce od Šabacha, "Masłem do dołu"? Planujesz może też lekturę?

      Usuń
    2. Dziękuję Ci serdecznie za tak miłe słowa! Co do Petra Šabacha, to chyba na jakimś blogu (lub na Lubimy Czytać) natknęłam się na recenzję "Gówno się pali" i zapragnęłam przeczytać. A że i okazja się nadarzyła - urodziny, więc zażyczyłam sobie taki prezent. Słyszałam o pozostałych, wydanych w Polsce książkach tego Czecha i nie ukrywam, że z przyjemnością bym je przeczytała. Jak dotąd było to moje pierwsze spotkanie z literaturą czeską (aż wstyd przyznać), ale z pewnością nie ostatnie:)

      Usuń
    3. P.S. Zostawiłam Ci wiadomość na Lubimy Czytać:)

      Usuń
  3. Właśnie sobie nad nią medytuję, przewracając kartki bez pośpiechu. Cudna jest ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pośpiech w przypadku tej książki na pewno nie jest wskazany, a więc chwalebnie :) Miłej lektury!

      Usuń
  4. Uwielbiam Shafak, uwielbiam jej narracyjny rozmach, szkatułkową narrację, jej pisanie smakiem i zapachem, to mieszanie światów i niedopowiedzenia. Na te niedociągnięcia, na które zwróciłaś uwagę można przymknąć oko, wszakże to debiut prozatorski Shafak, więc była jeszcze trochę nieopierzoną pisarką ;)
    A widzę, że pojawił się w komentarzach Sabach-przeczytałam wszystko co wyszło w języku polskim, uwielbiam gościa! W maju wydawnictwo Afera zapowiada spotkania z autorem, niestety, we Wrocławiu się nie pojawi :( Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, biorąc pod uwagę że to debiut Shafak jestem tak czy siak pełna podziwu :) Rzeczywiście tworzy ona u siebie taki bardzo klimatyczny świat, do którego chętnie jeszcze raz zawitam.

      Co do Šabacha - zaczęłam właśnie czytać "Gówno się pali", przednia lektura :) O spotkaniach wiem, na to środowe nawet się wybieram. Postaram się zrelacjonować, jak było, choć to pewnie dla Ciebie niewielka pociecha. Nie masz możliwości wybrać się do Krakowa albo Bielska?

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Dziękuję, u Ciebie też ładnie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz