Poddać się falom – „Morze”, John Banville

Słowo „morze” budzi pozytywne skojarzenia. Wakacje, słońce, plaża, urokliwe południowe miasteczka, malownicze porty, białe żagle na tle nieskazitelnego błękitu nieba. Ale jest i druga strona medalu. Gdy sezon się kończy i ostatni turyści-maruderzy wyjeżdżają zabierając ze sobą swoje koszyki z jedzeniem, zwierzęta i dzieci, budzi się morze władcze, posępne i nieoswojone.

Takie jest w nagrodzonej Bookerem w 2005 roku powieści Johna Banville'a. Wielka szara masa, która strąca domy w przepaście i pożera zagubione statki, która wszystko porywa i obraca w proch nasze małe pragnienia i radości, wzloty i upadki. Jest symbolem nieubłaganego czasu i losu, który nieustannie krzyżuje nam plany, aż wreszcie zmiata nas z powierzchni ziemi. Jest niewzruszonym bóstwem. Widać to także w opisach nadmorskiego krajobrazu:
Nad morzem wszystko układa się w wąskie, horyzontalne pasma, a świat sprowadza się do kilku linii prostych wciśniętych pomiędzy niebo a ziemię.
To najważniejszy symbol w tej wręcz naszpikowanej symbolami powieści. Pojawia się jako metafora i dosłownie, jest zawsze gdzieś w tle, zabierając głównemu bohaterowi tych, których kocha. Ale nie zawsze rani, potrafi też koić. Jego wszechpotęga, której nie jest się w stanie oprzeć żadna jednostka, jest w pewien sposób krzepiąca, bo zwalnia od bezsensownej szamotaniny. Próżne twoje wysiłki, i tak zostaniesz w końcu uniesiony przez fale i znikniesz jak wszyscy inni, więc nie walcz, tylko poddaj się tej szarej, ciepłej masie, która cię unosi. I takie jest przesłanie całej książki.

Do ostatniej chwili nie jest to jednak jasne, mimo że pojawiają się wskazówki. Rozważania Maxa Mordena śledzi się z zainteresowaniem, bo mimo kolejnych stron wciąż nie wiadomo, do czego jest mu bliżej – do śmierci czy do życia, do mrocznego Hadesu czy do światła dnia. Jego zmagania z samym sobą odzwierciedla sen o drodze do domu w zimowym zmierzchu; jest w tym śnie zupełnie sam, brak nawet śladów na śniegu sugerujących czyjąś niedawną obecność, ponieważ to jego i tylko jego droga – nikt nie pomoże mu uporać się z bólem po utracie żony.

Strata to o tyle bolesna, że bohater zostaje brutalnie wyrwany z ciepłego kokonu, w jakim żył u boku ukochanej (nie tylko zresztą w sensie duchowym, ale i materialnym – w końcu wniosła do ich małżeństwa sowity spadek po zmarłym ojcu). W jego prowizorycznym schronieniu nie udało mu się ukryć przed życiem i związanym z nim cierpieniem.
Przez całe życie tak naprawdę chciałem tylko jednego: chciałem być ukryty, chroniony i strzeżony, chciałem zaszyć się w miejscu, które byłoby ciepłe jak łono, skulić się w nim, ukryć się przed obojętnym spojrzeniem nieba i groźnymi knowaniami powietrza.
Na tę „niesprawiedliwość” reaguje ostentacyjną rozpaczą, uwielbia rozdrapywać swoje rany i obnosić się z nimi przed publiką, upija się na pokaz, odtrąca córkę i w duchu kieruje gorzkie słowa do żony, która ośmieliła się umrzeć i zostawić go samego. Zachowuje się jak rozpieszczony bachor, któremu zabrano jego ulubioną zabawkę. Ukształtowane jeszcze w dzieciństwie poczucie wyższości daje mu podstawy do myślenia, że nie zasłużył na to, co go spotkało, ale kiedy zaczyna swoje wędrówki w przeszłość, przypomina sobie swoje dzieciństwo u boku okrutnej małej bogini Chloe, zaczyna mieć wątpliwości.

To lekcja życia, którą przeszedł późno, ale ważne że przeszedł. Zrozumiał, że jego gorączkowe szukanie schronienia – ucieczka w małżeństwo, we wspomnienia, w rozgrzebaną i nigdy nie skończoną książkę o Bonnardzie – na nic się nie zda, bo morze i tak w końcu podmyje fundamenty jego wątłego domku. I nie pozostaje nic innego, jak tylko się z tym pogodzić.

A styl? Styl zdaje się korespondować z szarością i chłodem wszechobecnego w tej książce morza. Jest elegancki i wyszukany, lecz monotonny. Momentami za dużo jest u Banville'a słów, piętrzą się jak morska piana, wbrew zasadzie „im mniej, tym więcej”. Ostatecznie jednak – utwierdzam się w tym przekonaniu dopiero teraz, przy ostatnich słowach recenzji, bo jak zwykle dopiero po spisaniu wrażeń wszystko ułożyło mi się w głowie i mogę wreszcie orzec, czy jestem „na tak” czy „na nie” – Morze to piękna książka. Smutna i zarazem kojąca jak senny szum morskich fal. 

***
John Banville będzie gościem tegorocznego Festiwalu Conrada. Zapraszam! I zaprasza sam pisarz.

***
Cytaty: J. Banville, Morze, wyd. Znak, Kraków 2007.

Fotografie:
Renato Giordanelli / Foter.com / CC BY-NC
http://www.beststarsofyear.com/imgs/11662-john-banville-05.html

Komentarze

  1. Aniu, w tej recenzji udało Ci się ująć to wszystko, czego mnie się nie udało. Pięknie. Mnie jednak nie przeszkadzała liczba słów, rozumiem też, czemu piszesz o monotonności, choć tę niezwykle sobie w takim wykonaniu cenię.
    Wybierasz się na spotkanie z autorem? Jeśli tak, pozdrów go proszę ode mnie i podziękuj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu! Dziękuję, choć wcale nie uważam, żeby jakoś specjalnie udało mi się ująć istotę tej książki - tyle w niej motywów, myśli i wątków do opisania, że nawet nasze dwie recenzje zebrane do kupy nie mają raczej szans tego ogarnąć :) Z tym nadmiarem słów to nie było coś, co rzucało mi się „w oczy” w trakcie lektury, dopiero wracając do cytatów, analizując je na chłodno dochodziłam do wniosku, że czasem autor jakby przedobrzył. Jak w tym dowcipie o młodym adepcie pisarstwa, który przychodzi do doświadczonego autora i zaczyna mu czytać swoje zawijasowate zdanie o padającym śniegu, a ten udaje, że nie dosłyszał... Nie wiem czy kojarzysz :)

      Wybieram się! Powiedziałam sobie, że w tym roku nie odpuszczę sobie Festiwalu Conrada, żadnego wymawiania się studiami i pracą... A może też się wybierzesz i podziękujesz mu osobiście? :) To niepowtarzalna okazja!

      Usuń
    2. Aniu, bardzo bym chciała się wybrać, ale nie wiem, jak to będzie z urlopem, a co najmniej dwa dni trzeba by sobie załatwić. Ale kto wie, może się uda? :) Jak nie to proszę jednak o przekazanie autorowi podziękowań :)
      A czy wejście na spotkanie jest wolne? Bo nie mogę znaleźć żadnej informacji...

      Usuń
    3. Tak, nawet bez wejściówek z tego co wiem. Oferuję w razie czego nocleg! :) Byłoby super, gdyby Ci się udało!

      Usuń
    4. Dzięki bardzo :) Jak mi się uda wyrwać, to chętnie skorzystam.

      Usuń
  2. Mam i czytałam, bodajże dwa, trzy lata temu. Podobała mi się. Dzięki Tobie przypomniałam sobie wrażenia z lektury. Może ją ponownie przeczytam? Mam ochotę.

    Z roku na roku uczestniczę w coraz mniejszej liczbie spotkań w ramach F.C. Większość z nich trwa długo, a człowiek po pracy już zmęczony:) Na dodatek w maleńkiej i dusznej sali... To festiwal dla młodych, silnych, pięknych i dwudziestoletnich:) Ale może na spotkanie z Banvillem się wybiorę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zachęciłam Cię do odświeżenia sobie tej lektury :) A czy to jedyna książka Banville'a, którą czytałaś, czy znasz jeszcze którąś z tych wydanych u nas w Polsce?

      Też się trochę obawiam, że sił mi nie starczy, żeby wziąć udział we wszystkich spotkaniach na których mi zależy, bo choć w wieku chyba jestem jeszcze sprzyjającym :) to tych wydarzeń jest rzeczywiście od groma, a od pracy i studiów się na ten tydzień mimo wszystko zupełnie nie uwolnię... W tym roku jednak i tak będę dużo bliżej festiwalowego zamieszania, a nawet w samym centrum, bo pomagam przy organizacji :) Przyjdź na Banville'a, miło będzie Cię zobaczyć!

      Usuń
    2. Czytałam tylko "Morze", ale może sam pisarz w trakcie spotkania zachęci mnie do sięgnięcia po inne?:) Jeśli uda mi się zdobyć wejściówkę, to się pojawię.
      Czyli zgłosiłaś się do wolontariatu (wiem, że co roku organizatorzy ogłaszają taki nabór)? Gratuluję! To na pewno miłe doświadczenie.

      Usuń
    3. Akurat na to spotkanie nie ma wejściówek, a więc bez wymówek! ;)
      Tak, zgłosiłam się jako wolontariuszka i bardzo się z tego cieszę. Czuję, że robię coś dobrego :)

      Usuń
  3. Skoro podobała Ci się książka to zachęcam do obejrzenia jej filmowej
    adaptacji "The sea" Stephena Browna, ze świetnymi kreacjami aktorskimi Ciaran'a Hinds'a, Sinead Cusack i Charlotte Rampling.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie miałam pojęcia że jest też film, dziękuję za informację! Obejrzę.

      Usuń
  4. Banville zmroził mnie kiedyś genialną książką "Mefisto" i od tego czasu staram się wracać do niego, kiedy tylko mam okazję. "Morze" jednak jakoś mnie zmęczyło, dlatego w sumie cieszę się, że tę książkę doceniasz - jest impuls, żeby do niej kiedyś wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, głęboka powieść. Sporo można się z niej dowiedzieć. Nie tylko o morzu, żegludze i życiu..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz