Pomocna papierowa dłoń – „Posłaniec”, Markus Zusak

Z nazwiskiem Zusaka pierwszy raz zetknęłam się dobre kilka lat temu, czytając w gazecie recenzję właśnie Posłańca. Zapamiętałam sympatyczną twarz autora i królujące nad całym tekstem stwierdzenie: „Seks powinien być jak matematyka”, ale czemu? Tak prosty i intuicyjny jak banalne równanka trzaskane w szkolnej ławie czy, przeciwnie, tak trudny, dostępny tylko dla intelektualnej elity, zgodnie z inną jakże światłą myślą „Głupcom należałoby wymyślić trudniejszy sposób rozmnażania” (T. Gicgier)? Otóż nie, zupełnie nie w tym rzecz – jak matematyka, aby wolno było czuć się w nim kiepskim i przyznawać się do tego, z lekką wręcz nutą chełpliwości, jak to czyni dziś wielu z nas, licząc na połączenie się z bratnią duszą, która też przed laty bezowocnie ślęczała nad trygonometrią i pochodnymi.

Ta błyskotliwa myśl zaatakowała mnie znów i przypomniała o sobie niemal zaraz po otworzeniu książki. Dzieli się nią z czytelnikiem narrator i zarazem główny bohater Posłańca, dziewiętnastoletni Ed Kennedy, który, jak się można domyślić, w łóżkowych wygibasach nie czuje się zbyt pewnie, a prócz tego zawodzi niemal na każdym możliwym polu. Sam siebie opisuje jako typowego przeciętniaka, szarego taksówkarza z małego miasteczka bez perspektyw. Dziewczyny nie ma, na studia nie poszedł, a jego najlepszym przyjacielem jest stare, śmierdzące psisko zwane Odźwiernym.

Nagłą rewolucję w życiu bohatera zapoczątkowuje otrzymanie anonimowego listu w postaci karty do gry z nagryzmolonymi kilkoma hasłami. Pojmując, że to łamigłówka, Ed zaczyna ją rozgryzać i tak, nakierowany niewidzialną ręką nieznajomego, staje się posłańcem – darczyńcą dobrej nowiny, tym, który spełnia marzenia i tym, który stymuluje do przemyślenia, co w ich życiu najważniejsze. 

Pomaga w ten sposób nie tylko innym, ale i sobie. W końcówce powieści pojawia się jeszcze jeden zaskakujący dłużnik Eda – sam autor, Markus Zusak we własnej osobie. Chcecie wiedzieć, jak opisuje samego siebie?
Ma raczej krótkie brązowe włosy, jest nieco mniej niż średniego wzrostu, nosi koszulę, czarne dżinsy i niebieskie adidasy. Z każdą minutą coraz bardziej wygląda na chłopca, choć jego głos jest głosem mężczyzny.
Muszę powiedzieć, że prócz formułowania efektownych myśli Zusak ma niewątpliwy dar przykuwania uwagi czytelnika. Jego książki czyta się świetnie. Są lekkie, ale i przemyślane – podobnie jak Złodziejka książek, Posłaniec ma określony układ rozdziałów, wzorowany na talii kart – i nawet w momencie, gdy wydaje się, że już nic godnego uwagi nie może się zdarzyć, potrafią zaskoczyć.

Niestety jednak biorąc pod uwagę samo pióro Posłaniec wypada moim zdaniem w porównaniu ze Złodziejką raczej blado (co jest właściwie dość logiczne, jako że został napisany kilka lat wcześniej). Drażniły mnie zbyt częste zawieszenia, natchnione krótkie zdania, trochę nadęte, umoralniające i trącące banałem wstawki. Zdaje się, że w ten nachalny sposób Zusak podkreślał, jak ważne jest to, o czym pisze, a z tego każdy czytelnik zdałby sobie sprawę i bez natrętnego podtykania pod nos. Mam jednak wrażenie, że ta tendencja najwyraźniej zaznaczała się na samym początku, zaś z każdą kolejną stroną robiło się już skromniej i swobodniej, jak gdyby sam autor odnajdował stopniowo własny styl i zadomawiał się w swojej książce (aż do ostatecznego skrystalizowania się jego osoby na jej kartach :)). Końcówka była więc już wolna od niesmaku, jaki towarzyszył mi przy lekturze pierwszych rozdziałów.

Polecam, zwłaszcza tym, którzy sami czują się takimi szarymi pionkami w typie Eda Kennedy'ego (i przyklaskują jego smętnemu erotyczno-matematycznemu porównaniu). Choć wiadomo, że w życiu nigdy nic nie jest tak piękne jak w książce, myślę, że dzięki swemu walorowi terapeutycznemu Posłaniec może pomóc takim nieszczęśnikom uwierzyć w siebie i znaleźć swoje miejsce na świecie. A nawet jeśli nie – zawsze pozostaje zwyczajnie ciepłym i krzepiącym czytadłem.

***
M. Zusak, Posłaniec, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2009.

Komentarze

  1. Mam w planach "Posłańca", chociaż bardziej przymierzam się do wspomnianej przez Ciebie "Złodziejki książek" - ostatnio otrzymałam audiobook od Audeo, zobaczymy czy będę w stanie wysłuchać książki czytanej przez kogoś innego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Złodziejka" nie powinna Cię rozczarować. A z audiobookiem to Twoje pierwsze doświadczenie, tak? :) Ja swoje mam jeszcze przed sobą, ale nie spieszy mi się - wydaje mi się, że nie byłabym w stanie przyswoić treści książki słuchając jej. Jestem zdecydowanym wzrokowcem, zobaczę - zapamiętam, nie inaczej.

      Usuń
  2. "Posłaniec" nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak "Złodziejka książek" - owszem, historia ciekawa, czytało się sympatycznie, ale jednak, tak jak piszesz, warsztat autora nie był tak dopracowany. Mam wrażenie, że "Posłaniec" nie jest lekturą, która na dłużej zapada w pamięci, przynajmniej nie zagości zbyt długo w mojej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, w ciągu tych kilku lat dzielących obie książki zdołał chyba trochę doszlifować styl. Ale kiedy tak zastanawiam się, czy "Posłaniec" ma szansę zapaść mi na dłużej w pamięć (spuszczając zasłonę milczenia na fakt, że ogólnie książki dość szybko wylatują mi z głowy), dochodzę do wniosku że jednak ma - ze względu na te kilka błyskotliwych myśli i psa Odźwiernego, bodajże najsympatyczniejszego stworzenia jakie pojawiło się na kartach tej książki :)

      Usuń
  3. A ja zaczęłam od tej książki właśnie i bardzo mi się podobała, nie mniej niż "Złodziejka książek". W "Złodziejce" drażniły mnie te dziwne początki rozdziałów-wyliczenia takie. W "Posłańcu" nie zauważyłam jakiegoś strasznie natrętnego moralizatorstwa, bardzo za to przypadł mi do gustu sam pomysł. Moim zdaniem świetna książka i mam nadzieję, że Zusak niedługo znów coś napisze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te początki rozdziałów wpisują mi się w jakąś ogólną tendencję Zusaka do wprowadzania nastroju zagadkowości, co najmniej jak niektóre współczesne reklamy, które stają się coraz bardziej enigmatyczne żeby poruszyć zblazowanych odbiorców (natknęłam się ostatnio w jednym z tekstów przerabianych na zajęciach na taką obserwację i ogromnie mi się spodobała :)). W "Posłańcu" zresztą też pojawiają się te tajemnicze hasła na każdej nowej karcie. I choć w końcu wszystko się wyjaśnia, to faktycznie ta przesadna zagadkowość może drażnić.

      A ja akurat moralizatorstwo odczułam, miałam chwilami wrażenie że Zusak bawi się w nauczyciela życia i jest przy tym trochę nadęty. Pomysł był jednak na pewno ciekawy.

      Usuń
  4. Bardzo podoba mi się to porównanie seksu do matematyki. Zusak jest już od dawna na mojej liście do przeczytania, a teraz dodaję jeszcze wykrzyknik obok jego nazwiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to skoro już krzyczy do Ciebie z Twojej listy - nie ma wyjścia, musisz przeczytać :) A porównanie chyba ogólnie się podoba, zwłaszcza tym którzy z matematyką są na bakier; mój chłopak astronom za to oburzył się na takie niewdzięczne traktowanie królowej nauk :D

      Usuń
  5. Bardzo podoba mi się ten cytat. Ale autora nie znam. Chętnie poznam.
    Pozdrówka ;)
    Sol

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz