O bohaterstwie zza południowej granicy – „Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów”, Mariusz Surosz

Pepiki to książka, która powstała po to, żeby zniszczyć polskie stereotypy i uprzedzenia dotyczące naszych południowych sąsiadów. Nie należę więc do docelowej grupy czytelników – nawet przed zainteresowaniem się tym krajem nie byłam skażona szwejkowskim wizerunkiem człowieka znad Wełtawy i nikt nigdy takiego obrazu wtłaczać mi do głowy nie próbował. Gdybym więc przeczytała ten zbiór Mariusza Surosza jakieś pięć lat temu, byłabym po prostu czystą kartą gotową na przyjęcie wszystkich treści, które autor pragnie przekazać. Dzisiaj, gdy już wiem o czeskim narodzie na tyle dużo, że nie trzeba mnie co do jego wartości przekonywać, treści te stanowią tylko dopisek. Ale jakże istotny to dopisek!

Autor przybliża nam siedemnaście postaci, które zapisały się na kartach XX-wiecznej czeskiej historii. Dwie – komunistyczny prezydent Klement Gottwald oraz dowódca SS i policji w Protektoracie Czech i Moraw, Karl Hermann Frank – czarnymi literami, pozostali – złotymi. Na swoistym piedestale staje w tym towarzystwie Tomáš Masaryk, człowiek który z pomocą równie oddanych ojczyźnie krajanów doprowadził do odrodzenia Czechosłowacji po I wojnie światowej i na dwadzieścia lat przemienił ją w demokratyczną krainę mlekiem i miodem płynącą. Nie zostaje on co prawda zaprezentowany bezpośrednio, bohaterami historii Surosza stają się tylko jego żona i młodszy syn Jan (późniejszy minister spraw zagranicznych), lecz jego obecność, niczym anioła zatroskanego o losy ukochanego kraju, da się wyczuć we wszystkich opowieściach, nawet tych najbliższych już naszym czasom. Do dziś jest wzorem, narodowym bohaterem, legendą.

Wizerunek odmalowany przez autora jak najbardziej potwierdza słuszność tej legendy. Masaryka przede wszystkim wyróżnia umiłowanie prawdy. O prawdę walczył jak lew, nie oglądając się na dobro swoje czy nawet swojej rodziny – nic więc dziwnego, że w kilka lat po jego śmierci, gdy kraj ogarnęła czerwona zaraza, stał się patronem w walce z wszechobecnymi kłamstwami komunistów. 

Tomáš Masaryk (fot. Wikimedia Commons)

Gdy jeszcze przed I wojną światową rozgorzała dyskusja na temat autentyczności rękopisów zielonogórskiego i królodworskiego, które Czesi chcieli uważać za najstarszy zabytek narodowego piśmiennictwa, jako uczony zaapelował o rzetelne badania. Na jego głowę posypały się wówczas gromy, prasa nie szczędziła mu obraźliwych słów, a właściciel kamienicy, w której rodzina Masaryków wynajmowała mieszkanie, wyrzucił ich na bruk. Kilka lat później przyszły prezydent stanął w obronie Żyda Leopolda Hilsnera oskarżonego o zamordowanie młodej Czeszki. Otwarcie przeciwstawił się antysemickim przesądom, które jak chwasty pleniły się na czeskim gruncie (Hilsnera podejrzewano na przykład, że mordu dokonał dla krwi, potrzebnej mu do wypieku macy). I po raz kolejny zapłacił wysoką cenę – został zepchnięty na społeczny margines, przysyłano mu anonimy z pogróżkami, a jego dzieci szykanowano w szkołach.

Nie był co prawda człowiekiem ze stali. To, że się wtedy nie ugiął i nie wyemigrował, to w dużej mierze zasługa jego wspierającej żony Charlotty, która jest drugim dobrym aniołem XX-wiecznej Czechosłowacji, choć pozostającym w cieniu. Myślę, że poświęcenie jej całego, w dodatku otwierającego zbiór rozdziału Pepików to ze strony autora bardzo piękny gest.

Alois Eliáš (fot. Wikimedia Commons)
Inną wspaniałą lekcję bohaterstwa dają nam Czesi sprawujący władzę w kraju za czasów okupacji niemieckiej i rządów komunistów, tacy jak premier Alois Eliáš czy wspomniany Jan Masaryk. To nie jest to spektakularne bohaterstwo, do jakiego przywykliśmy, zawzięta walka do ostatniej kropli krwi. To coś o wiele więcej – trwanie na posterunku patrząc jak ukochany kraj się rozpada. Oddawanie go po kawałku, aby ocalić całość. Poniżanie samych siebie, by wyciągnąć z więzień rodaków i składanie fałszywych, upokarzających oświadczeń pod groźbą rozstrzelania tysięcy ludzi. A później – znoszenie brutalnej krytyki z ust tych ocalonych, lecz nie rozumiejących niczego krajanów. Myślę, że to boli o wiele, wiele bardziej niż umieranie za ojczyznę w otwartej walce. 

Książka Mariusza Surosza to lek na stereotypy. Potrafi skutecznie rozwiać wszystkie wątpliwości co do czeskiej odwagi, zaangażowania i patriotyzmu. Problem polega tylko na tym, że osoby, które najbardziej tej lektury potrzebują, czyli te zarażone wirusem płytkiego postrzegania naszych południowych sąsiadów, prawdopodobnie jej i tak nie przeczytają. Bo i bez tego wiedzą najlepiej, bo uprzedzenia, „bo nie”. A to je škoda.

***
M. Surosz, Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów, wyd. W.A.B., Warszawa 2010.

Komentarze

  1. Dzielny mały naród. Ciekawe czy Czesi mają łamacza stereotypów o Polakach.
    Dobra robota Aniu. My Słowianie musimy szukać porozumienia w obliczu nawały germańsko-sowieckiej oraz neokomuny brukselskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Też jestem za szukaniem porozumienia, oczywiście. A czy jest jakiś czeski łamacz stereotypów o nas - jeszcze nie wiem, ale jak już będę bardziej z czeskim piśmiennictwem współczesnym na bieżąco, to Ci doniosę.

      A w ogóle to należy Ci się w tym miejscu podziękowanie za sprezentowanie mi tej książki, bardzo udany prezent :)

      Usuń

Prześlij komentarz