Samotność w Iraku – „Karbala”, Piotr Głuchowski, Marcin Górka

Karbala to taka książka-wyrzut sumienia. Budzi wyznania typu „nigdy nie interesowałem się tym, co dzieje się w Iraku”, „dopiero teraz uświadomiłem sobie...”, obrazowo prezentuje, jak naprawdę wyglądała tam walka naszych żołnierzy i z czym musieli się zmierzyć. Pisze o przestarzałym sprzęcie, niedostatkach wyszkolenia i kompleksach wobec amerykańskich towarzyszy broni, którzy „nawet drut kolczasty mają jakiś lepszy”.

To oczywiście ważne sprawy, ale ja w moim tekście skupię się na czymś innym. Bo mnie, podobnie jak Swietłanę Aleksijewicz, bardziej niż wojskowe manewry i militarny sprzęt interesują uczucia. Oraz kontekst kulturowy, tak w tym wypadku istotny.

Mowa tutaj między innymi o tym, co już dobrze znamy z wojennej literatury – o nieprzygotowaniu na zabijanie, o pierwszym szoku, jakim jest pociągnięcie za spust i wydanie na kogoś wyroku śmierci, o wątpliwościach i obawach, jakie towarzyszą niemal każdemu żołnierzowi w każdej wojnie od zarania dziejów. Ale konflikt w Iraku opisany na kartach Karbali jest w pewien sposób unikatowy, bo stanowił zderzenie dwóch zupełnie różnych światów. Ujmując go w ten sposób, pod kątem kultury i socjologii, książka Piotra Głuchowskiego i Marcina Górki tłumaczy pośrednio, dlaczego ta interwencja, wbrew temu, co twierdzą niektórzy, nie była błędem.

A robi to, prezentując choćby siłę fanatyzmu sadrystów, przed którymi trzeba było bronić City Hall – ostatniego bastionu legalnej władzy. W naszym kręgu kulturowym pisze się długie traktaty o bezsensie wojny i umierania na czyjś rozkaz, tymczasem u ludzi takich jak rebelianci walczący w Karbali po prostu nie ma dyskusji – umierasz i tyle. Twoje życie nie ma przecież żadnej wartości, lepiej więc od razu oddać je w obronie słusznej sprawy. Przerażająca jest ta ich krwawa determinacja, chęć zrobienia z siebie za wszelką cenę mięsa armatniego, parcie do przodu niezależnie od zagrożeń. Brak instynktu samozachowawczego.
Strzał z czołgowego działa rozrywa bojowników na strzępy, ale za chwilę pojawia się kolejna zbrojna grupa. I robi to samo. Jak gdyby w mieście istniał niewyczerpany zapas kałachów, erpegów i mężczyzn gotowych na śmierć (…). Amerykanie strzelają do rebeliantów z karabinów M-16, których kule zaprojektowano w ten sposób, by przebijały nawet ceramiczne „dechy”. Ale Arabowie nie mają kamizelek, tylko pogardę dla śmierci (s. 172). Cel przysłania im wszystko inne, wiara ich oślepia, a ślepota – czyni mięsem armatnim (s. 192).
Jak to musi działać na psychikę! Czy człowiek, nawet uzbrojony, w pewien sposób jednak osłabiony miłością własną i chęcią przeżycia ma jakieś szanse w starciu z istotą tak bezrefleksyjną, odważną odwagą straceńca, niczym zaprogramowaną na jeden cel? Tym bardziej przeraża położenie, w jakim znaleźli się obrońcy City Hall – otoczeni obcym, wrogim i gotowym na wszystko tłumem rebeliantów – i tym większy podziw budzi ich zimna krew.

Zwłaszcza, że choć walczą w grupie, są tak naprawdę sami. Muszą sobie radzić z samotnością, z przylepioną łatką wroga i najeźdźcy, z tęsknotą za domem i rodziną. Czasem dostają list od dziewczyny czy żony, że już na nich nie czeka. I choć bardzo by chcieli, nie mogą rzucić wszystkiego i wrócić, żeby tylko wyjaśnić, naprawić sytuację. W szpitalach słyszą od pielęgniarek-pacyfistek, że sami są sobie winni. Po powrocie do kraju zamiast orderów dostają reklamówkę z logo miasta i długopis. A potem długo nie mogą zaleczyć wojennych ran. Świat chce od nich, żeby zapomnieli i żyli dalej jak gdyby nigdy nic, ale nie da się. Więc uciekają w kieliszek albo w samotność, albo w jedno i drugie.

Oczywiście w całej książce przewija się pytanie, czy ta misja była w ogóle potrzebna. Autorzy wystrzegają się odpowiadania wprost, przytaczają nawet całą internetową dyskusję na ten temat, prezentując wachlarz argumentów „za” i „przeciw”. Dla mnie jednak najlepszą odpowiedzią są fragmenty takie jak ten o odbudowie szkoły dla dziewcząt. Zapuszczony budynek – bo przecież kobietom nie należy się edukacja, nic im się właściwie nie należy – doprowadzają do stanu używalności dopiero polscy żołnierze. I wręczają irackim dziewczynkom kolorowe piórniki, które te dzierżą z namaszczeniem godnym największych trofeów. To nie była misja pozbawiona sensu.

Publikacja Karbali trochę niefortunnie zbiegła się w czasie z aktualnym napływem uchodźców i obawiam się, że przez niektórych ta książka może stać się kolejnym argumentem za tym, żeby od islamu odciąć się grubą krechą. Liczę jednak na to, że trafi w ręce świadomych czytelników, którzy nie wrzucą bezmyślnie karbalskich rebeliantów do jednego worka z ludźmi, którzy dobijają się do bram Europy uciekając przed wojną i fanatyzmem. Bo ta lektura ma sens tylko przy odpowiednim podejściu.


***
Cytaty: P. Głuchowski, M. Górka, Karbala, wyd. Agora, Warszawa 2015.

Za przybliżenie historii obrony City Hall i refleksję na temat wojny w Iraku dziękuję wydawnictwu Agora.

Fotografie: 
[1],[2] The U.S. Army / Foter.com / CC BY
[3] Okładka książki ze strony wydawnictwa Agora 

Komentarze

  1. Myślałam, żeby iść na film do kina, ale chyba jednak zacznę od książki. Myślę, że warto ją znać..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam kolejność książka – film. Bo film, choć dobry, to trochę ufantastyczniona wersja wydarzeń, z tymi fikcyjnymi wątkami wymiany jeńców, szantażowanego tłumacza i rehabilitującego się sanitariusza. Poza tym książka tłumaczy dogłębnie kim byli rebelianci z Karbali, jak powstała ich armia, co było potem i co było przedtem, sięgając do bardzo odległej historii Iraku. Prezentuje historie wielu żołnierzy, opowiada tę wojnę miesiąc po miesiącu i zahacza o późniejsze wydarzenia w Afganistanie. Słowem – jest w niej o wiele więcej niż te kilka wątków, które poruszyłam w swoim tekście.

      Usuń
  2. Chętnie przeczytam by wyrobić sobie własne zdanie. Na razie jestem po lekturze wielu książek spoza Polski i kontaktach z żołnierzami, którzy dziś cierpią na PTSD i potrzebują pomocy psychologów i psychiatrów. Nie popierałem naszej interwencji, dziś jeszcze bardziej mi tych żołnierzy po ludzku szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie chyba za mało mówi się o tej powojennej traumie. Wydaje się, że skoro wrócił, mniej lub bardziej poturbowany, ale udało mu się przeżyć, to wszystko jest już okej. A wcale nie jest. Podoba mi się to, że w tej książce – mimo że trochę chaotycznie – zaprezentowane zostały tak różne aspekty wojny w Iraku, że jest tu trochę o działaniach bojowych, trochę o historii konfliktu, trochę o kulturze i trochę też o przeżyciach żołnierzy oraz ich życiu po misji.

      Usuń
  3. Oglądałem film, taki sobie. Na książkę jakoś nie mam ochoty, zwłaszcza że nie do końca wierzę w czysty fanatyzm rebeliantów i biednych okupantów. Wiadomo, że każdy kij ma dwa końce, z jednej strony odbudowa szkoły, z drugiej Abu Ghraib.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, nic nigdy nie jest czarno-białe. Ale zamiast darować sobie tendencyjne na oko lektury można też poznawać różne punkty widzenia, tak dla równowagi :). Inna sprawa, że w tym wypadku akurat drażliwe tematy nie są pomijane, o więzieniu Abu Ghraib też jest mowa.

      Usuń
  4. Wszystko oki Tylko Panie Piotrze i Marcinie nie ma w wojsku żołnierki A takiegoż stwierdzenia użyliście przedstawiając kobiety na misji SĄ TYLKO ŻOŁNIERZE i nie ma tu podziału na płeć kobieta czy mężczyzna to żołnierz A żołnierki to stały kiedyś pod płotem koszar Przepraszam za porównanie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz