Świnka, pająk i mysz – Elwyn Brooks White i jego wesoła kompania

Niezbyt często zdarza mi się sięgać po literaturę stricte dziecięcą. Bywa jednak tak, że przytłoczona wielostronicowymi opowieściami, trudnymi tematami i intelektualnymi gierkami potrzebuję odetchnąć, wybierając lekką, ciepłą opowiastkę skierowaną do najmłodszych, która przecież wcale nie musi być płytka czy głupia. Przeciwnie – w literaturze dziecięcej kryje się czasem więcej mądrości, niż w przeintelektualizowanych tomiskach. Przykładem takich opowieści mogą być pewnością te spisywane przez E.B. White’a.

Wydana po raz pierwszy w roku 1952 Pajęczyna Charlotty z miejsca podbiła moje serce już samym faktem, że jej główną bohaterką jest… pajęczyca, Charlotta. Pełnym nazwiskiem – Charlotta A. Cavatica. Tak, tak, bohaterowie White’a, także ci zwierzęcy, mają imiona i nazwiska, bardzo ludzkie cechy charakteru i nawyki i rozmawiają ze sobą językiem, którego nie powstydziłby się niejeden erudyta.

Wiluś próbuje utkać sieć, „bo to przecież takie proste”.
Jego wysiłkom sceptycznie przygląda się szczur Tymoteusz.
Do tego wiele z nich przewyższa swoich ludzkich braci pod względem wrażliwości i empatii. Świat White’a nie jest jednak czarno-biały i podzielony na dwa obozy, nieczuli ludzie i czułe zwierzęta, co mi się szalenie podoba. Wszak biedny Wiluś nie zostaje miło przyjęty na farmie, a wyniosłe jagniątko kwituje jego nieśmiałe próby nawiązania kontaktu bezwzględnym: „Towarzystwo świń mnie nie interesuje. Świnie to dla mnie mniej niż zero”. Ciekawym przypadkiem jest też szczur Tymoteusz, moja chyba ulubiona postać z tej książki. Choć kreowany na czarny charakter, interesownego typka, który o nikogo nie dba i myśli tylko o własnym brzuchu, w potrzebie potrafi okazać „ludzkie” odruchy i ratuje innych bohaterów z opresji.

Nic dziwnego, że ten barwny zwierzęcy świat fascynuje małą Franię. Dziewczynka reprezentuje dziecięce, otwarte i nie ulegające uprzedzeniom spojrzenie na świat, które oczywiście zderza się z niezrozumieniem dorosłych – przede wszystkim jej matki, pani Arable. To nie jej syn Antoś, niesforny łobuziak, dostarcza jej powodów do niepokoju, ale grzeczna Frania, rozmawiająca ze zwierzętami i preferująca ich towarzystwo nad ludzkie. Postawa pani Arable: „Jeśli czegoś nie rozumiem, to mi się to nie podoba” jest typowa dla zamkniętych na świat dorosłych. Tymczasem, jak mówi doktor Dorian:
Być może gdyby ludzie mówili mniej, zwierzęta zaczęłyby z nami więcej rozmawiać. Ludzie nieustannie gadają – tego jednego jestem pewien (s. 154).
Pajęczyna Charlotty w piękny sposób uczy, że nie należy ulegać uprzedzeniom. To naturalne, że do niektórych rzeczy z początku podchodzimy z rezerwą; grunt, aby przełamać się i dostrzec więcej – tak jak Wiluś, który zobaczył w Charlotcie nie tylko odrażający sposób zdobywania pożywienia, ale i jej dobre serce. Uczy też zwracać uwagę na to, co w naszym otoczeniu piękne, choć zwyczajne i na... tych najmniejszych wokół nas, często niedostrzeganych i niedocenianych.

Stuart jako nauczyciel.
Takich jak Stuart Malutki, główny bohater kolejnej powieści E.B. White’a, wydanej w roku 1945. Mały Stuart, myszka, która przyszła na świat w ludzkiej rodzinie Malutkich, musi stale udowadniać innym, że mimo mikrej postury w odwadze i zręczności dorównuje większym niż on.

Stuart też jest postacią złożoną. Choć to bohater pozytywny, bywa też odrobinę przemądrzały i wyniosły. Nazwisko bardzo mu pasuje, bo to taki „stary malutki” – jeździ samochodem, chodzi w garniturze i z laseczką oraz domaga się brandy (na rozgrzanie, po tym jak pół godziny spędza zamknięty przez przypadek w lodówce). Dzięki jego postaci jednak w Stuarcie Malutkim jest trochę więcej humoru – do moich ulubionych scen należy ta, w której Stuart prowadzi lekcję w szkole w zastępstwie za nieobecną nauczycielkę.
- Henry Rackmeyer, powiedz nam, co jest ważne.
- Ostatni promień słońca w ciemny dzień, każda nuta melodii i zapach szyjki niemowlęcia, pod warunkiem że mama codziennie je myje – odpowiedział Henry.
- Bardzo dobrze – pochwalił go Stuart. – To są faktycznie ważne rzeczy. Ale o czymś zapomniałeś. Mary Bendix, o czym zapomniał Henry?
- O lodach z polewą czekoladową – rzuciła szybko Mary.
- Właśnie – przytaknął Stuart. – Lody są niezmiernie ważne (s. 122).
Elwyn Brooks White
Stuart, podobnie jak Pajęczyna Charlotty, podkreśla znaczenie przyjaźni – uratowany niegdyś z opresji przez uczynnego ptaszka Margalo, po zniknięciu przyjaciela zdeterminowany Stuart rusza na jego poszukiwanie. I tylko szkoda, że nie dowiadujemy się ostatecznie, czy odnajduje ptaszka – ale może nie cel się liczy, lecz sama obfitująca w przygody (także miłosne) droga?

Najpiękniejsza nauka płynąca z opowieści White’a jest taka, że warto czasem spojrzeć pod nogi lub na zapomniany kąt stodoły. Że odrażający pająk potrafi zadziwić świat i ocalić przyjaciela, najsłabsza świnka w miocie może zdobyć nagrodę na jarmarku, a maleńki myszoczłowiek jest kimś więcej niż tylko zabawnym kuriozum. To przesłanie, a do tego wciągająca akcja i przepiękne ilustracje – te wydania prezentują się naprawdę wspaniale! – sprawiają, że Pajęczyna Charlotty i Stuart Malutki to świetny wybór na prezent dla małego człowieka. I nie tylko dla małego, bo w końcu każdy czasem potrzebuje odrobiny czytelniczego wytchnienia :).

***
E.B. White, Pajęczyna Charlotty, ilustracje: Garth Williams, tłum. Maria Jaszczurowska, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.
E.B. White, Stuart Malutki, ilustracje: Garth Williams, tłum. Maria Jaszczurowska, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.

Fotografie:
[1],[2],[3] Zdjęcie własne
[4] White Literary LLC / Wikimedia Commons

Komentarze

  1. Stuarta znam z wersji bajkowej, ale przydałoby się także sięgnąć po jego przygody w wersji papierowej. "Pajęczyna Charlotty" również wydaje się bardzo wartościową lekturą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja obydwa tytuły kojarzyłam, wiedziałam, że jest film o Stuarcie i stosunkowo nowa ekranizacja „Pajęczyny Charlotty”, ale ani jednego, ani drugiego nie widziałam. Teraz z chęcią obejrzę. A książki polecam, są urocze.

      Usuń

Prześlij komentarz