Fot. Marta Režová |
Choć Bianca Bellová wywiadów udziela niechętnie, zgodziła się odpowiedzieć na kilka moich pytań. Postanowiłam odejść od wątków, które zwykle poruszają jej rozmówcy, i nie pytać o inspirację dla napisania Jeziora, o bułgarskie korzenie i brytyjskiego męża, a skupić się na tym, po jakie książki sięga sama autorka. Z wywiadu dowiecie się więc, co sądzi o Bukowskim, Kerouacu i czeskich klasykach, ale też dlaczego jej zdaniem pisarz jest jak indiański tropiciel i których sławnych ludzi widziałaby chętnie u siebie na proszonej kolacji.
Czy jako dziecko czytała pani baśnie braci Grimm? Pytam, bo w polskich recenzjach pojawiło się kilka razy stwierdzenie, że Jezioro to coś w rodzaju okrutnej baśni.
Ciekawe spostrzeżenie, nie spotkałam się z nim wcześniej. Ale trafne, Jezioro to rzeczywiście trochę bajkowa historia. Nie jestem pewna, czy czytałam akurat braci Grimm, ale większość bajek i baśni w naszej części świata czerpie z ich twórczości. Dużo w nich okrucieństwa i krwi. Bo czym właściwie są baśnie? To mity, za pośrednictwem których kultura przekazuje i pielęgnuje nakazy moralne lub zasady mające nas chronić. Otworzysz obcemu drzwi, gdy rodziców nie będzie w domu? Porwie cię wilk albo złe duszki. Okażesz szacunek staremu człowiekowi? Nagrodzi cię magicznym zaklęciem albo przedmiotem. Nie okażesz? Przytrafi ci się coś złego. Jeśli więc ktoś chce widzieć w moim Jeziorze baśń, oczywiście może. To tylko współczesne bajki są pełne radości, pięknych księżniczek i happy endów. A czytała pani może baśnie bałkańskie? Albo rosyjskie byliny? Bajki japońskie? Tyle tam okrucieństwa, że po lekturze można wylądować u psychoterapeuty.
Przejdę teraz do trochę innej literatury (ale tylko trochę innej). Jako wielka fanka Bukowskiego nie mogłabym o to nie spytać: jak zaczęła się u pani przygoda z jego twórczością? Od wierszy czy od prozy? Czym panią tak urzekł?
Zdradzić pani ciekawostkę? Czeski tłumacz Bukowskiego, Bob Hýsek, twierdzi, że „Charles Bukowski to stary ostrawski chachar”, że urodził się we wsi Pazderna w regionie Frýdka-Místka, czyli na pograniczu czesko-polskim. :)
Z twórczością Bukowskiego zetknęłam się dość późno, jakoś w 1990. Koleżanka z redakcji czasopisma studenckiego, w którym również działałam, była wcześniej w Stanach i po powrocie przełożyła kilka jego wierszy. Wcześniej w ogóle o nim nie słyszałam. Właściwie nie wiem, czy to kwestia mojej ignorancji, czy po prostu nie był u nas wcześniej publikowany.
Jeśli chodzi o jego twórczość, nie rozgraniczam za bardzo poezji i prozy, jego wiersze to w zasadzie bardzo skoncentrowana proza, takie mikroopowiadania pisane wierszem wolnym. Według mnie jest kilka rzeczy, które wyróżniają Hanka i sprawiają, że jest pisarzem wyjątkowym: z filmu, który bez przerwy przewija się nam przed oczami, i który nazywa się życie, jest w stanie wychwycić to, co najistotniejsze, odrzucić zbędny balast i odkryć fundamenty, nawet jeśli są nimi ledwie cztery zdania. Nie znam autora, który z podobną przenikliwością opisywałby rzeczy, związki międzyludzkie czy środowiska, i odkrywał dokładnie to, co jest w nich najważniejsze. Jednocześnie jest w tym wszystkim bardzo autentyczny, ma do siebie dystans, gardzi wszystkim, co powierzchowne i nadęte. Nie sądzę jednak, by zawdzięczał to tylko wyjątkowemu talentowi, to efekt tego, przez co w życiu przeszedł, a w kontekście pisania takie doświadczenia są bezcenne. Przełomowe opowieści nie mogą powstawać w wygodnym wnętrzu hipsterskiej kawiarni, przy wegańskim toście.
Na marginesie – polecam nagrania, na których Bukowski czyta własną poezję. Niespecjalnie za tym przepadał, jeździł na podobne spotkania właściwie tylko ze względu na honoraria. Przez ostatnie czternaście lat swojego życia, kiedy zdążył co nieco zarobić i odłożyć, nie czytał już wcale. Każde jego wystąpienie miało jednak w sobie coś z występu artystycznego – przychodził, czytał kilka wierszy, a w międzyczasie wypijał ogromne ilości wina, wypalał mnóstwo papierosów, bez przerwy obrażał publiczność i rzucał dowcipy, które najbardziej bawiły jego samego. I ci zdezorientowani i zachwyceni zarazem widzowie, którzy na wszelki wypadek nerwowo śmieją się ze wszystkiego.
W jednym z wywiadów powiedziała pani też, że jednym z autorów życia był dla pani Jack Kerouac. Czy literatura amerykańska jest dla pani szczególnie ważna, sięga pani po nią chętniej niż po inne? Dodam od siebie, że świat odmalowany w Jeziorze przypominał mi też powieści Cormaca McCarthy’ego.
Ale On the road to chyba książka ważna dla każdego, prawda? Nie sądzę, żebym wolała literaturę konkretnego kraju od innych, tę anglo-amerykańską po prostu najlepiej znam. Wystarczy spojrzeć na mapę Stanów Zjednoczonych, żeby zrozumieć, że geografia w dużym stopniu determinuje charakter americanów – czy chodzi o film, muzykę czy literaturę. W tym kraju po prostu nie da się nie podróżować, a droga jest zawsze długa i pełna przygód. W Europie Środkowej nie mamy do czynienia z tak wielkimi odległościami, a ludzie niezrównoważeni psychicznie zwykle siedzą zamknięci w szpitalach. Naturalne więc, że Ameryka może nas fascynować.
Gdzieś wyczytałam, że zaczęła pani pisać, bo czytała pani opowiadania publikowane w gazetach i wydawały się pani głupie. To też zresztą trochę brzmi jak przypadek Bukowskiego :). Czy ta motywacja do pisania towarzyszy pani do dziś? Czy zależy pani, żeby tworzyć coś „innego”, bardziej oryginalnego? Moim zdaniem Jezioro jest taką książką – niepodobną do niczego, co powstaje dziś w czeskiej literaturze.
To nie do końca było tak, raczej nie odważyłabym się oceniać w ten sposób wszystkiego, co dziś powstaje. Mówiłam wtedy o konkretnym czeskim dzienniku, w którym pewnego lata cyklicznie ukazywały się opowiadania pisane przez kobiety, ale naprawdę marnej jakości. To mnie skłoniło, żeby usiąść, napisać własne opowiadanie i wysłać je do redakcji. Co prawda nigdy go nie wydrukowali, ale był to przysłowiowy pierwszy kroczek na drodze do bycia publikowaną autorką. Nigdy nie miałam poczucia, że muszę pisać, bo potrafię to robić lepiej niż inni (a gdybym nawet miała, nigdy bym się do tego na głos nie przyznała ;) ).
Do pisania motywuje mnie raczej przekonanie, że nie powinno się marnować talentów od Boga. Że za takie zaniedbania powinno się dostawać w pysk na łożu śmierci. Nie chodzi o sukcesy i popularność, ale o przekraczanie granic własnego lenistwa i mierzenie się z inspiracjami najlepiej jak potrafimy. Jeśli do tego znajdzie się jakiś czytelnik, słuchacz, widz, który doceni nasze działania – dostajemy miły bonus.
Myślę jednak, że motywacją do tworzenia raczej nie są inni ludzie – ani inni autorzy, ani recenzenci, nawet czytelnicy. Twórca jest czymś na kształt indiańskiego tropiciela, który samotnie idzie po śladach, i tylko on ostatecznie odkryje, czy dokądś prowadzą, czy przez cały czas szedł za umierającym zwierzęciem. W pierwszym przypadku może potem pokazać ścieżkę reszcie swojego plemienia – ale nigdy nie ma pewności, że ktoś go za to pochwali. Nie potrafię ocenić, czy rzeczywiście piszę inaczej, niż inni, piszę po prostu tak, jak umiem.
Niektórzy polscy recenzenci dostrzegają w pani książce hołd dla Oty Pavla, Bohumila Hrabala i Josefa Škvoreckiego. Jaki ma pani stosunek do tych klasyków? Czy zgadza się pani, że młodzi czescy pisarze powinni „wygrzebać się z Hrabala”, jak powiedział kiedyś Marek Šindelka? :)
Nie wiem, nie czytałam tych recenzji, Hrabala lubię, dwóch pozostałych również, choć nie są już tak charakterystyczni. Na pewno jednak nie uważam, że tworzący dziś czescy autorzy ugrzęźli w jakimś hrabalizmie. Problem raczej w tym, że wszędzie za granicą literatura czeska jest kojarzona wyłącznie z Hrabalem i Kunderą, czasem pada też nazwisko Hašek. Rozumiem, że recenzenci potrzebują porównań, ale to akurat nie wydaje mi się do końca trafne.
Na koniec jeszcze pytanie-bonus. Jako patron medialny pani książki zorganizowałam konkurs, którego uczestnicy musieli wymyślić pytanie, jakie chcieliby pani zadać. Wygrało m.in. to: Gdyby urządzała pani proszoną kolację i mogła zaprosić cztery sławne osoby – obojętnie, żyjące czy nie – które miały wpływ na pani postrzeganie świata, karierę oraz życie, kogo by pani zaprosiła?
To świetne pytanie, dziękuję.
Właściwie zastanawiałam się nad czymś podobnym już wcześniej – lubię gotować i lubię rozmowy w kameralnym gronie, więc często zapraszam przyjaciół na kolację. Raz zaprosiłam Dylana Morana, kiedy był na występach w Pradze, obiecywałam mu, że przygotuję pieczonego kurczaka nadziewanego tortem, według jego przepisu, ale ten łotr nawet nie odpowiedział na moje zaproszenie.
Dalej: oczywiście Charlesa Bukowskiego, choć trochę bym się stresowała, że odleje mi się do doniczki. Davida Bowiego, Woody’ego Allena, Tildę Swinton, Johna Hurta – ale to już jest szóstka. W każdym razie byłoby to piękne i dosyć neurotyczne towarzystwo.
Rzeczywiście, byłaby to na pewno niezapomniana kolacja :). Dziękuję za rozmowę!
Tłumaczenie: Anna Maślanka. Za redakcję bardzo dziękuję Julii Różewicz!
Zachęcam też do lektury recenzji Jeziora.
Zachęcam też do lektury recenzji Jeziora.
Z zaciekawieniem przeczytałam wywiad z p. Bellovą. Zapamiętam porównanie pisarza do indiańskiego tropiciela, jest doskonałe :-). "Twórca jest czymś na kształt indiańskiego tropiciela, który samotnie idzie po śladach, i tylko on ostatecznie odkryje, czy dokądś prowadzą, czy przez cały czas szedł za umierającym zwierzęciem".
OdpowiedzUsuńMyślę, że jeśli "Jezioro" przypomina Ci nieco klimat powieści McCarthy'ego, to książka z pewnością mi się spodoba.
Cieszę się! Pytań niewiele, ale rozmówczyni pięknie się rozpisała :). Porównanie też mi się bardzo spodobało, choć moim ulubionym zdaniem pozostaje to o wegańskim toście ;).
UsuńTak, ten trochę postapokaliptyczny krajobraz odmalowany w „Jeziorze” plus surowość, okrucieństwo, ale i wśród tego wszystkiego jakiś promyk nadziei w postaci zwykłej ludzkiej potrzeby czułości i bliskości przypominały mi McCarthy'ego. Może przesadzam, to już ocenisz sama :).
Pytań może rzeczywiście niewiele, ale za to bardzo oryginalne. To musi być miłe dla pisarza, kiedy w końcu może porozmawiać poza oklepanym schematem. Jesteś w tym świetna, będę wypatrywać kolejnych wywiadów. A nowy rok zacznę "Jeziorem", bo ciągle coś wypychało je z kolejki.
UsuńBardzo Ci dziękuję, Ekrudo! A miałam trochę stracha, bo autorka zastrzegła wcześniej, że nie za bardzo lubi opowiadać o swoich pisarskich inspiracjach, ale ostatecznie pytania jej się spodobały :). Chciałam pójść w tę stronę, bo miałam wrażenie, że jeśli chodzi o samo „Jezioro”, wszystkie możliwe pytania zostały już autorce przez kogoś wcześniej zadane. Poza tym książki, które czytamy, też dużo o nas mówią jako o człowieku. Cieszę się, że wyszło ciekawie i że rozmowa zachęciła Cię do lektury książki! O następnych wywiadach na pewno pomyślę :).
UsuńMelduję, że przeczytane! Dziękuję, warto było :) I zgadzam się, że jest w tej książce coś z baśni. Takiej prawdziwej, nie disnejowskiej.
UsuńPrzyjemność po mojej stronie! Bardzo się cieszę, że Ci się spodobała – i że też dostrzegłaś tę jej baśniowość :).
Usuń