Pióro, miotła i szminka – „Wady snu”, Radka Denemarková [patronat]

W swojej najnowszej wydanej po polsku książce, sztuce teatralnej Wady snu, Radka Denemarková zdobyła się na arcyciekawy eksperyment. W przestrzeni na granicy świata i zaświatów umieściła trzy postaci – Virginię Woolf, Sylvię Plath i Ivanę Trump. Z ich rozmów i kłótni powstała fascynująca opowieść o feminizmie, kobiecej przestrzeni do pracy twórczej, literaturze i życiu.

Każda z nich musi tam zostać tak długo, aż ktoś z żywych wywoła jej imię z miłością i tęsknotą. Czekają więc, a w międzyczasie dyskutują, kłócą się, wspominają, odgrywają scenki.

Na początku są tylko we dwie. Virginia i Sylvia – autorki o zupełnie innym temperamencie, podejściu do życia i pisania. Sylvia wypomina Virginii, że mogła pisać o „własnym pokoju”, bo zawsze miała kogoś, kto ją utrzyma i się nią zaopiekuje. Zarzuca swojej starszej siostrze w piórze, że jest nudna i nie ma pojęcia o prawdziwym życiu. Virginia widzi w Sylvii dziewczynę, która sama narzuciła sobie jarzmo bycia idealną żoną, matką, panią domu, poetką. Zarzuca jej, że jej wiersze to krwawy lament i gdyby nie jej samobójstwo, nikt by już o niej nie pamiętał.

Sylvia Plath z Tedem Hughesem.
Obydwie odebrały sobie życie. Obydwie były nieszczęśliwe i budzą współczucie. Obydwie walczyły o swoją przestrzeń do tworzenia. A mimo to kompletnie nie potrafią się porozumieć. W pewnym momencie nawet zamieniają się poglądami (w sprawie krytyków), ale tak, by być nadal wobec siebie w opozycji. Każda snuje własną opowieść, nie słuchając tej drugiej. „Nie przepadam za tą pani egzaltacją”, mówi Virginia. „Nie przepadam za tą pani akademickością”, mówi Sylvia. Zgadzają się tylko w jednym: „Nie pozostało nam nic innego, niż pisać. Skoro nie umiemy żyć…” (s. 161).

Kobieta nowoczesna

I choć dwie wielkie artystki zamknięte w czyśćcu bezustannie się kłócą, trwają w pewnym układzie, zaskakująco przypominającym małżeństwo. Sylvia, która „tak została wychowana”, chwyta za miotłę i zajmuje się gotowaniem. „Moja matka uważała, że praca umysłowa to żadna praca. Jeśli nie gotuję, nie piekę, nie prasuję, nie macham kilofem, jestem bezużyteczna” (s. 59) – mówi. Virginia w świecie domowych obowiązków jest kompletnie zagubiona – snuje się tylko po pozaziemskiej kwaterze, żaląc się lub dzieląc się swoimi literackimi refleksjami.

Tę kruchą równowagę zaburza przybycie nowej lokatorki – Madame T., czyli Ivany Trump. Kobiety na pozór nowoczesnej, na pozór wyemancypowanej, ale w gruncie rzeczy komicznej – próżnej, praktycznej aż do bólu, nastawionej na zysk i prestiż, nazywającej siebie „pisarką”, choć w jej książkach nie ma choćby jednego słowa napisanego przez nią. Jej werwa przeraża Virginię, więc jako artystka ze starego świata próbuje rozszyfrować wroga, czytając jego książki – ale, jak się można domyślić, nic nie mówią jej one o osobowości Madame T. Z kolei Sylvii imponuje praktyczne podejście do życia Ivany i jej drapieżny stosunek do mężczyzn. Układ sił się zmienia.

Radka Denemarková ustami Virginii Woolf

Zamykając trzy tak różne bohaterki na ograniczonej przestrzeni i wyobrażając sobie, jak wyglądałyby ich rozmowy, Radka Denemarková porusza setki ciekawych tematów. Oczywiście Virginia i Sylvia żywiołowo rozprawiają o literaturze. Czy przy analizie utworów emocje pomagają, czy przeszkadzają? Jaka jest rola krytyka? Czy wyświadcza autorowi przysługę, czy jest największym złem? Czy bardziej niż to, co napisane, liczy się historia autora? Po co się właściwie pisze? („By nie oszaleć”, twierdzi Virginia).

Virginia Woolf w Monk's House.
Co ciekawe, Radka Denemarková przemyca tu odrobinę swoich doświadczeń. W usta bohaterek wkłada własne refleksje na temat pisania, życia, pracy. Pół roku temu w wywiadzie opowiadała mi, jak w pewnym momencie postanowiła porzucić pracę w Instytucie Literatury Czeskiej i poświęcić się całkowicie pisaniu, bo nie potrafiła pogodzić akademickiego, analitycznego podejścia do literatury, jakiego wymagano od niej zawodowo, z emocjonalną pracą pisarki. W Wadach snu czytamy takie słowa Virginii:
„Tak, ja też miałam wybór. Albo dać się pogrzebać żywcem, czyli zrobić karierę akademicką, publikować artykuły naukowe, pisać habilitację, pocić się nad tekstami, które w uniwersyteckiej fabryce nasiąkną później lodowatym obiektywizmem i stracą cały swój wdzięk, zmienią się w przedmioty na taśmie produkcyjnej, gdzie będą obrabiane i wygładzane według przyjętych norm i teorii, a następnie zostaną posegregowane zgodnie z napisem na etykietce. A więc mogłam wybrać cmentarną wegetację – albo się uratować. Rzucić się w przepaść niepewności, ocalić godziny swojego czasu, zanurzyć się w nich i łowić każdą z uświęconych chwil” (s. 50).
Artystka totalna vs. niespełniona żona

Inny ważny temat to przestrzeń kobiety do pracy twórczej. Virginia jest tu figurą artystki, która taką przestrzeń miała, która sztuce podporządkowała całe swoje życie – świadoma, że rodziny i dbania o dom nigdy nie pogodzi z pisaniem. To artystka totalna, która mówi: „literatura to życie”, „moje książki to ja”.

Sylvia za to jest trochę jak z powieści Petry Hůlovej. Przez całe życie miota się między domem, mężem, dziećmi a swoją pracą, której nikt nie potrafi uszanować – w końcu jest kobietą.
„Ciągle żyłam w napięciu, co sekunda zastanawiałam się, co też zaraz zrujnuje tę cudowną chwilę samotności. Nigdy nie mogłam się umościć w swoim gnieździe słów, nieustannie z niego wylatywałam. Nie miałam wyjścia, przecież nikt by mnie nie zastąpił. Psst, cichutko, tatuś pracuje” (s. 58).
Ivana Trump w 2007 roku.
Wychowana, by usługiwać, by spełniać cudze życzenia, rozpaczliwie usiłuje tę potrzebę pogodzić z potrzebą tworzenia. Z marnym skutkiem. Swoją frustrację zabiera ze sobą nawet w zaświaty – być może dlatego Madame T. tak łatwo jest podważyć kruche fundamenty jej życia z Virginią.

Gorzko o sztuce i kobiecej solidarności

Najważniejszą myślą tej sztuki wydaje się więc stwierdzenie powtarzane przez autorkę wielokrotnie w wywiadach i na spotkaniach – między kobietami nie ma solidarności. Nawet we wspólnej niedoli nie potrafią zagłuszyć zazdrości i wspierać się nawzajem. I to, wbrew pozorom, nawet w świecie zupełnie wolnym od mężczyzn.

A tytuł? „Wady snu” pojawiają się u Denemarkovej jako dziwne senne nawyki – zgrzytanie zębami, chrapanie, spanie w wannie… Biorąc pod uwagę, że wszystkie trzy bohaterki są w pewnym sensie pogrążone we śnie, wadami snu mogą być wszystkie ich zachowania względem siebie, fobie, paranoje, przez które tak trudno im się porozumieć.

Ale czy Wady snu nie są też gorzką refleksją na temat roli sztuki? Bo przecież „pan z wąsikiem”, który przez chwilę dzielił pokój z Virginią, mimo swoich zbrodni został przez kogoś wywołany ledwie po kilku minutach, podczas gdy ona pozostaje w czyśćcu od tak dawna. Dziwnie na miejscu brzmią tu cytowane w dramacie słowa z Orlanda Virginii: „Niegdyś było inaczej! Lecz mężczyźni już nas nie chcą, a kobiety nami gardzą”.

Zacznij od Wad snu

Najnowszy wydany po polsku tytuł Radki Denemarkovej odbiega od reszty jej twórczości, nie tylko ze względu na formę i rodzaj literacki. Jak zwykle autorka zachwyca erudycją i dostarcza nam materiału do przemyśleń, ale dużo w Wadach snu lekkości, literackiej gry i zabawy realiami (osobiście nie mogłam powstrzymać uśmiechu, czytając, jak Virginia i Sylvia kłócą się o to, która z aktorek grających je w filmach jest ładniejsza). Myślę więc, że to doskonała pozycja na początek znajomości z autorką.

***
R. Denemarková, Wady snu, przeł. Olga Czernikow, wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław 2020. Premiera: 25 stycznia.


Fotografie:
[1] zdjęcie własne
[2] summonedbyfells / Foter.com / CC BY
[3] Harvard University Library / Wikimedia Commons
[4] Christopher Peterson / Wikimedia Commons
[5] okładka książki ze strony wydawnictwa / ksiazkoweklimaty.pl

Komentarze

  1. „Jej werwa przeraża Virginię, więc jako artystka ze starego świata próbuje rozszyfrować wroga, czytając jego książki” – czyżby w tej ograniczonej przestrzeni na granicy świata i zaświatów znajdowała się biblioteka? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, niestety - każda z lokatorek przynosi tylko ze sobą wszystko, co za życia napisała, i musi to w jakiś sposób zutylizować (najczęściej, zjadając). Drastyczne :)

      Usuń

Prześlij komentarz