Kobiecość w zamknięciu – „Mona”, Bianca Bellová [recenzja patronacka]


Trzymając w ręce Monę, nową powieść autorki obsypanego nagrodami Jeziora, trudno uniknąć porównań tych dwóch książek. Pod pewnymi względami są do siebie bardzo podobne, jednak Mona otwiera przed nami świat zupełnie nowych odczuć, malowany delikatniejszą, kobiecą kreską.

Znów jesteśmy w fikcyjnym, pozbawionym nazwy zakątku świata, w którym łączą się elementy różnych kultur. W Jeziorze była to sceneria postsowiecka, w Monie znajdujemy się w miejscu, które przypomina jeden z ogarniętych konfliktem zbrojnym krajów Bliskiego Wschodu. Znów ważnym tematem są dorastanie, poszukiwanie tożsamości, zerwane więzi rodzicielskie. Tym razem jednak na pierwszy plan wysuwa się kobiecość – w dodatku kobiecość stłamszona, zepchnięta w ukrycie (którego symbolem może być zarówno hidżab, jak i ciasna skrytka pod podłogą), pozbawiona swoich praw. Nie bez powodu ta książka nazywa się tak, jak jej główna bohaterka. 

Subtelnie o przemocy 

Jakiś czas temu Bianca Bellová opublikowała głośny tekst, w którym przypominała, że choć problemy kobiet w naszym kręgu kulturowym są ważne, jest wiele miejsc na świecie, gdzie słabsza płeć nie ma praktycznie żadnych praw. Mona jest dla mnie literackim przedłużeniem tamtego tekstu. Główna bohaterka żyje w kraju, w którym własny syn wstydzi się z nią pokazać publicznie, jeśli matka wyjdzie z odsłoniętą głową. W którym dziewczynki są poddawane bolesnemu obrzezaniu. W którym dobry mąż to taki, który nie bije. 
Jak moja matka jest nieposłuszna, to ojciec nie wpuszcza jej do domu. Nie odzywa się do niej, jej pewnie i tak wszystko jedno, bo zazwyczaj mało z nią gada, ale ręki by na nią nie podniósł, nie jest takim chamem. To rozsądny człowiek i matka go szanuje (s. 35). 
Autorka wie o czym pisze, sama angażowała się w pomoc na Bliskim Wschodzie, rozmawiała też z miejscowymi kobietami, podróżując po tej części świata. W Monie opisuje jednak problem w bardzo subtelny sposób. Inaczej niż w Jeziorze, w którym nie brakowało mocnych scen przemocy, tu opresyjny system nie pojawia się w postaci zaciśniętej pięści. Istnieje raczej w formie niepisanych zasad, którym nikt nie potrafi się przeciwstawić, więc kobiety i mężczyźni, nawet ci „dobrzy”, biernie się im poddają. 

Krzyk w zamknięciu 

Co ważne, mowa o kraju, w którym te zasady nie panowały od zawsze. Doświadczył też swojego okresu wolności, był czas, gdy oddychało się tu pełną piersią, a w dzielnicy paryskiej powstawały nowe, piękne budynki. Nie trwało to jednak długo. 

Historia Mony to biografia naznaczona takimi wielkimi społeczno-politycznymi przemianami. Była córką jednego z tych, którzy chcieli coś zmienić na lepsze. W pamięci ma jeszcze kilka dobrych, słodkich wspomnień z rodzicami w roli głównej, kilka dni o smaku malinowych makaroników. Potem jednak wszystko się skończyło – rodzice zostali aresztowani, a dziewczynka za sprawą surowej babci, która chciała chronić ją przed represjami państwa, dopóki sytuacja się nie uspokoi, na wiele dni trafiła do ciasnej skrytki pod podłogą, gdzie nie mogła się nawet wyprostować. Krzyczała, płakała, koszmaru zamknięcia nie potrafiła się potem pozbyć już nigdy. 

Czy to też nie jest piękna metafora tego, czego doświadczają nieraz kobiety? Czy nie są zamknięte w swoim ciele, w swoim domu, choć wszystko w nich krzyczy? 

Bianca Bellová. Fot. Marta Režová
Matka i kochanka 

Na tle tych wszystkich problemów w Monie dzieje się jednak także coś innego, być może ważniejszego. To także kameralna opowieść o potrzebach kobiety – tych uniwersalnych, niezależnych od miejsca na świecie, w którym żyjemy. W związku Mony co prawda nie ma już namiętności, ale wyszła za mąż z miłości, a z mężem łączy ją wciąż czułość, przyjaźń, troska. Ma syna, którego kocha i pracę, której jest oddana. Nie jest jej w życiu źle. 

A mimo to, kiedy pojawia się Adam, młody żołnierz, którym opiekuje się jako pielęgniarka, nagle bohaterka odkrywa, że czegoś wyraźnie jej brakuje. Nie tylko w sensie fizycznym. Relacja z Adamem zdaje się bowiem w równym stopniu erotyczna, co macierzyńska. To z nim rozmawia, wieczory z mężem spędzając w milczeniu. To jemu opowiada całą historię swojego życia, to z nim wspomina słodycz makaroników i gorycz zamknięcia w ciasnej skrytce. Ale to on też, dużo od niej młodszy, zastępuje jej syna, z którym już nie potrafi się porozumieć. 

Wydaje się więc, że u Bellovej więź między dzieckiem a rodzicem, synem a matką, to wielki i powracający temat. Tak jak w Jeziorze mamy chłopca poszukującego matki, tak w Monie mamy kobietę – poszukującą syna. I nie tylko, bo przecież także Mona, sierota, pragnąc zamknąć pewien etap życia przed urodzeniem dziecka wyrusza do stolicy, by odnaleźć ślady po własnych rodzicach. 

Senne obrazy 

O wszystkim tym autorka opowiada właściwym sobie, oszczędnym i pozbawionym ozdobników językiem, brak tu jednak wulgarności i dosadności, którą przesiąknięte było Jezioro. Raz jeszcze – w Monie więcej jest delikatności, miękkości, ciszy, ale także malowniczych obrazów i sennych metafor. I to nie przypadek, bo pożerany przez dżunglę szpital, w którym pracuje główna bohaterka, naprawdę wziął się ze snu autorki. 

By nie utonąć do reszty w makaronikowej słodyczy, dodam jeszcze, że nie wszystkie wątki w powieści wydały mi się wiarygodne i potrzebne. Mam wrażenie, że podróż Mony do miasta tak naprawdę niewiele wniosła, także opowieści z życia Adama nie układają się w żadną całość, nie zapadają w pamięć i zdają się niewiele mówić o tym, kim bohater jest. Ale o tym wszystkim chętnie porozmawiam z tymi z Was, którzy zdecydują się na lekturę. Zachęcam do tego nie tylko wielbicieli Jeziora.

***
B. Bellová, Mona, przeł. A. Radwan-Żbikowska, wyd. Afera, Wrocław 2020.

Już dziś o godz. 20:00 Bianca Bellová będzie gościem Festiwalu Conrada! Festiwal odbywa się w tym roku online – oglądajcie rozmowę na YouTube albo Facebooku.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Pięknie sfotografowałaś okładki obu powieści Bianki Bellovej; uchwyciłaś ich trójwymiarowość :-).

    Oglądałam wywiad z pisarką; rzeczywiście warto wiedzieć, że jest ona zaangażowana w obronę praw kobiet. Choć nie czytałam jeszcze żadnej jej książki, to myślę że dołączy do grona czeskich pisarek-feministek, które mam przyjemność poznawać. Mam na myśli Annę Bolavę, Radkę Denemarkovą, Katerinę Tućkową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście! Przyznam, że nie zwróciłam na tę trójwymiarowość uwagi. :) Skupiłam się tylko na tym, że światło jest ładne, a nie na tym, co wydobywa.

      Co do tych feministek – tego określenia akurat uważałabym przy autorce ostrożnie, bo jest na nie wyczulona. :) Głośny tekst, o którym wspominam w recenzji, był zatytułowany „Dlaczego nie jestem feministką”. Jej zdaniem nasz dzisiejszy, „zachodni”, europejski feminizm ujmuje kwestię praw kobiet zbyt wąsko, i dlatego za tym określeniem nie przepada. Choć, rzecz jasna, w gruncie rzeczy feministką jest – w szerszej perspektywie.

      A Tučková, nie wiem czy wiesz, ale wydała właśnie w Czechach, we współpracy z dwiema innymi paniami, książkę o czeskich bohaterkach – ważnych kobietach z czeskiej historii. :)

      Usuń
  2. Ale dlaczego babka zamknęła Monę w komórce? To takie okrutne... Podczas czytania Twojej recenzji nasunęła mi się myśl, że choć bohaterka mieszka w kraju, w którym kobiety są dyskryminowane, więcej zła doświadczyła od kobiety niż od mężczyzn, bo przecież żaden mężczyzna nie skrzywdził jej tak straszliwie jak babka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to wprost w książce powiedziane, ale najprawdopodobniej babcia ukryła Monę z obawy przed represjami po tym, jak jej rodzice zostali aresztowani. A więc trzymała ją siłą w skrytce z troski o nią, dopóki sytuacja w państwie nie uspokoi. Dobrze, że zwróciłaś na to uwagę – faktycznie nie sformułowałam tego jasno, przeredaguję jeszcze ten fragment. :)

      Usuń
    2. Ta babcia to zresztą ciekawa postać. Raczej nie mamy wątpliwości, że troszczy się o Monę, boi się o nią, ale jest też dla niej bardzo szorstka. To zresztą ona też, wraz ze swoimi przyjaciółkami, dokonuje na Monie siłą obrzędu obrzezania, choć dziewczynka krzyczy, że rodzice by nigdy na to nie pozwolili, uważali to za zabobon.

      Usuń

Prześlij komentarz