Proza, która zaskakuje nawet autora. „Świece w pogańskim gaju” Jiřiego Kamena [zapowiedź]


„Chcę, by moje pisanie samego mnie zaskakiwało. A źródłem największego zaskoczenia w pisaniu jest forma” – mówi Jiří Kamen, którego Świece w pogańskim gaju. Opowiadania, horrory i etiudy ukażą się w tym miesiącu jako kolejny tytuł w serii Stehlík Dowodów na istnienie. Czego możemy spodziewać się po książce o TAKIM tytule? :) 

Kamen to autor i redaktor radiowy, którego dzieła nie były dotychczas tłumaczone na język polski. W Czechach natomiast znany jest ze śmiałych zabaw gatunkami i stylami. Widać to – jak pisze Lukáš Malý – także w zbiorze Świece w pogańskim gaju: elementy kryminału, thrillera i horroru są wymieszane z realizmem magicznym, surrealizmem i absurdem. 

W jednym z wywiadów pisarz mówi: „Pisząc, zawsze poszukuję formy, to dla mnie kluczowa sprawa; do moich ulubionych lektur należą dzieła rosyjskich formalistów i czeskich strukturalistów, z literatury pięknej – na przykład Laurence Stern. Szukaniem formy bawię się chętnie także przygotowując bardziej złożone kompozycje radiowe. Gdy zaczynam pisać książkę, zawsze mam wrażenie, jakbym znajdował się znów w punkcie wyjścia i dopiero uczył się pisać. Chcę, by moje pisanie mnie zaskakiwało. A źródłem największego zaskoczenia w pisaniu jest forma. Przynajmniej dla mnie”. 

W książce mamy do czynienia z różnymi momentami historycznymi XX wieku i różnymi miejscami (choć dominuje rzeczywistość małego czeskiego miasta na wzór rodzinnego Kolína autora). Na próżno jednak szukać ich pogłębionego obrazu, podobnie jak analiz stanów psychicznych bohaterów. Wszystko jest tu scenografią, a wszyscy – kukiełkami, które Kamen stawia w absurdalnych sytuacjach. 

Dodam do tego, że śmiało zderza tragizm z komizmem i nie boi się tematów trudnych, z którymi pracuje w dość niesamowity sposób. Już na wstępie dostajemy po twarzy śmiercią i historyczną traumą w postaci wypędzenia Niemców sudeckich, ale Kamen oswaja je śmiechem i żartem. To bardziej literacka gra niż poważna opowieść o świecie i życiu. 

Recenzenci są zgodni co do towarzyszącego lekturze poczucia, że autor tego zbioru tworząc go musiał się doskonale bawić. Jak pisze Lukáš Malý, Świece w pogańskim gaju są „przykładem beztroskiego pisania dla zabawy”. Czy równie dużo frajdy przynosi ich lektura? Możecie się przekonać już 25 marca. Przekład jest dziełem Elżbiety Zimnej.
Książka ukazuje się pod patronatem Literackich Skarbów Świata Całego. 


***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!
Przygotowując zapowiedź, korzystałam z:
http://www.iliteratura.cz/Clanek/40967/kamen-jiri-elvis-ze-zaluzi 
http://www.radioservis-as.cz/archiv12/17_12/17_titul.htm

Komentarze

  1. Tą książkę już od jakiegoś czasu mam gdzieś z tyłu głowy i myślę, że sięgnę, jak tylko będę miała ku temu okazję.
    Pozdrawiam
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Ale słyszałaś o niej po tym, jak wyszła w Czechach? Bo polski przekład będzie dopiero 25 marca, to pierwsze wydanie tej książki w Polsce.

      Usuń
  2. Podziwiam tempo ukazywania się nowych książek w "Dowodach na istnienie" z serii Stehlik :-)
    Jeszcze nie zdążyłam przeczytać Martina Vopenki ("Piąty wymiar", "Podróżowanie z Beniaminem"), Ivany Myskovej ("Białe zwierzęta są bardzo często głuche"), Petra Stancika ("Bezrożec") ani Markety Bankovej ("Drobiazg. Miłość w czasach genetyki"), jeszcze nie zdążyłam nasycić oczy pięknymi grafikami na okładkach (ich autorka to Katerina Sidonova - ma niesamowitą wyobraźnię), a już polecasz następną... z okładką tak uroczą, że chciałoby się z tą książką przebywać, dotykać, oglądać, no i pewnie też czytać.

    Nie wiem kiedy uda mi się po nią sięgnąć, bo na razie zatopiłam się w smutnym, nostalgicznym (ale jednak nie surrealistycznym) klimacie małych czeskich miasteczek, gdzie zatrzymał się czas. Tu też autor zaprasza do miasteczka, czym od razu mnie ujął.

    A które książki z serii Stehlik przypadły Ci najbardziej do gustu, czy też najbardziej zapadły w pamięć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc to dla mnie wciąż numerem jeden z tej serii jest pierwsza książka, która się w niej ukazała – „Fabryka absolutu” Čapka. :) Podoba mi się, że w serii ukazało się też trochę klasyki, bo najnowsza czeska literatura oczywiście ma wiele do zaoferowania, ale i w tej starszej jest sporo rzeczy, które zasługują na wznowienie lub zaprezentowanie polskim czytelnikom po raz pierwszy.

      Niespecjalnie podszedł mi Vopěnka, Baňkovą i Stančíka na pewno warto (choć od „Bezrożca” wolę starszy „Młyn do mumii”). Myškovą zaczęłam czytać i bardzo, bardzo mi się podobało, ale pojawiły się w międzyczasie inne pilne lektury i porzuciłam ją gdzieś w jednej trzeciej, muszę koniecznie wrócić. No i jest jeszcze oczywiście Cima – czytałaś już może? :) A co czytasz w klimacie małych miasteczek?

      Usuń
  3. Brzmi ciekawie. Radość czytania ważna rzecz. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje myśli zaczynają krążyć wokół „Fabryki absolutu” Čapka - dzięki za zachętę :-).
    Annę Cimę już przeczytałam - pisze zajmująco, nie mogłam się oderwać!

    A małomiasteczkowe, ulubione klimaty znalazłam w zbiorze opowiadań "Opowiadacze. Nie tylko Hrabal": w "Saksofonie basowym" Skvorecky'ego, w "Niemej barykadzie" Fahrnera czy w "Moim mieście utraconym" Pavla Brycza (wcześniej nie słyszałam o miasteczku Most i jego smutnym losie). Ostrawa u Balabana ("Którędy szedł anioł") przygniotła mnie swoim skrajnie depresyjnym nastrojem. Autor pisze niezwykle pięknie.

    Zachwyciłam się także Hrabalem i "Skarbami świata całego" - sama wiesz dlaczego! To mały przewodnik po Nymburku (ciekawe, czy tam byłaś). Pochłonęły mnie historie opowiadane przez trzech stareńkich kronikarzy, znawców i świadków dawnych czasów, a także ciągnące się stronami "wyliczanki" atrakcji Nymburka (zapachy, aromaty, mieszkańcy - absolutnie dla mnie nadzwyczajni, prowadzący swoje interesy, warsztaty, pracownie, gospody, sklepiki; te opisy to mistrzostwo świata). No cóż, stare PIW-owskie wydanie kiepsko mi się czytało. Gdyby tak ukazało się wznowienie, zilustrowane fotografiami, rysunkami, czy nawet tylko mapą miasteczka, gdzie zatrzymał się czas - byłabym przeszczęśliwa. Już nie mówiąc o tym, że chciałabym tam pojechać!

    Ostatnio przeczytałam świetne "Podwójne widzenie" Zdenka Sveraka i tam też pojawia się Nymburk... To moje pierwsze spotkanie z tym artystą. Zakochałam się w jego sposobie widzenia ludzi i świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny jest ten zbiór „Opowiadacze”. Czytałam (łatwo sprawdzić dzięki blogowi) dziewięć lat temu, chętnie bym do niego wróciła.

      I co do książki Balabána się zgadzam – bardzo smutna i bardzo piękna! Aż trochę się samej sobie dziwię, że są dwie inne dostępne po polsku jego książki, których jeszcze nie czytałam (nie mówiąc o tych po czesku). A Ty czytałaś „Wakacje. Możliwe, że odchodzimy” albo „Zapytaj taty”?

      Co do Nymburka – oczywiście nie mogłam sobie odmówić wycieczki do miasta Hrabala. :) Byłam dwa razy, po raz pierwszy osiem lat temu (i jest nawet pamiątka na blogu: http://literackie-skarby.blogspot.com/2013/08/pocztowka-z-nymburka.html), a po raz drugi niemal dokładnie rok temu, zaraz przed pandemią. Z tego drugiego wypadu mam tylko kilka fotek na Facebooku, na przykład hotelu Grand, gdzie młody elegant Hrabal spędzał wieczory: https://www.facebook.com/literackieskarbyswiatacalego/posts/2910176705706383 Udało nam się tam wypić kawę. :)

      Co do samych „Skarbów świata całego” – też mam to PIW-owskie wydanie i nie czytało mi się go aż tak źle, ale zgadzam się, że takie nowe, piękne, ze zdjęciami to genialny pomysł! Boję się tylko, że wydawcy uznaliby go za nieopłacalny. :(

      A tego Svěráka, przyznam, jeszcze nie czytałam. Jakoś mi umknął w natłoku czeskich premier, nie przykuł uwagi, choć jako aktora bardzo go lubię. Muszę więc nadrobić. :)

      Usuń
  5. Przespacerowałam się trochę po Nymburku (piękne cytaty dobrałaś do zdjęć z wycieczki), ale nadal mam w pamięci obraz miasteczka, które jest już niewidzialne; pewnie zachowały się jakieś zdjęcia, które chętnie zobaczyłabym w wymarzonym wznowieniu książki naszego ulubionego spisovatela.

    Oprócz "Którędy szedł anioł" czytałam również "Zapytaj taty" Balabána i powieść zachwyciła mnie językiem; jest to niełatwa proza i wymagająca skupienia; temat straty ojca i ponownego zbudowania jego obrazu - bardzo bliski, ujęty jakoś inaczej niż zazwyczaj.

    Koniecznie przeczytaj Svěráka; wspaniałe, zaskakujące są te opowiadania; nie przypuszczałam, że będą tak dobre! Ktoś porównał jego styl do hrabalowskiego. To moje pierwsze odkrycie tego roku :-).

    Teraz zabieram się za inne opowiadania ze zbioru "Zostańcie z nami" Marka Šindelki. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mocnym opóźnieniem, Awito, odpowiadam na Twój komentarz, więc zapytam teraz przede wszystkim: i jak ten Šindelka? To obecnie jeden z moich ulubionych czeskich pisarzy. :)

      Usuń
  6. Nowy Stehlík i kolejna interesująca okładka, która sama w sobie jest małym dziełem sztuki. A i treść wydaje się b. ciekawa - lubię od czasu do czasu sięgnąć po książki, w której kluczem jest forma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, okładki Kateřiny Sidonovej są zjawiskowe. W oryginale ta książka ukazała się z ilustracjami (autorstwa Jana Macúcha), i choć na pewno były piękne, i polska oprawa graficzna wstydu książce nie przynosi. A cała ta książka jest w zasadzie jedną wielką zabawą formą, więc myślę, że Cię nie zawiedzie. :)

      Usuń

Prześlij komentarz