W starym ciele stary duch – „Kamienica”, Alžběta Bublanová [recenzja]


Stara już za młodu, zasadnicza, staroświecka i zamknięta, śledząca każdy krok sąsiadów po to tylko, by móc krytykować ich za to, że żyją inaczej niż ona – taka jest bohaterka powieści Alžběty Bublanovej. Czy coś może się jeszcze dla niej zmienić?

Alžběta Bublanová to przykład autorki, dla której pisanie stało się całym życiem. Nie tylko praktykuje, ale i uczy pisania (w ramach programu „Kurzy z obýváku”), a prócz tego wydaje lokalne pismo „Náměsíčník”, w którym m.in. publikuje rozmowy z inspirującymi mieszkańcami swojej dzielnicy, praskich Vinohradów.

Bezustannie więc obserwuje, poznaje historie, zbiera pisarski materiał. W jednym z wywiadów mówi: „Jestem typowym gapiem, obserwuję ludzi. Czasem aż za bardzo, sprawiając, że czują się nieswojo. Ale to właśnie robią pisarze, oglądają ludzi jak telewizję i chłoną atmosferę, postaci, dialogi”.

Kuchnia z widokiem

Wydała do tej pory pięć książek, za swój debiutancki zbiór opowiadań Čtyři stěny [Cztery ściany] otrzymała Nagrodę Karla Hynka Máchy, ale, jak sama mówi – to z Kamienicy jest najbardziej dumna. Do napisania książki zainspirował ją podobno widok z okna własnej kuchni, wychodzącego na podwórze z lipą (zdjęcia mieszkania autorki łącznie z widokiem możecie zobaczyć tutaj). Obraz ten przeniosła później do swojej powieści – na podwórze i lipę spogląda jej bohaterka, rozmyślając o swoich sąsiadach, ludziach żyjących pod tym samym dachem. Sądzi, że zna ich na wylot, ale tak naprawdę nie wie o nich nic.

W cytowanej już rozmowie autorka mówi również: „Nie wiem, skąd ten pomysł. Ale nagle miałam potrzebę napisać o starszej kobiecie, wdowie, która żyje we własnym świecie i przedwcześnie się zestarzała”. To właśnie starość i młodość, nasze wewnętrzne bariery związane z wiekiem i naszymi wyobrażeniami na jego temat, są największym tematem powieści.

Młodość nieosiągalna

Narratorką Kamienicy jest kobieta, która żyje według ściśle ustalonych rytuałów i większość dnia spędza w oknie. Obserwuje sąsiadów, wspomina, rozmyśla o swojej córce i zmarłym piętnaście lat wcześniej mężu. Jest zasadnicza, staroświecka, ma poczucie, że żyła „tak, jak należy” – wyszła za mąż, urodziła dziecko, miała stabilną pracę na poczcie. Gdy łamie sobie nogę i sąsiadka pomaga jej, przynosząc opakowane posiłki gotowe do odgrzania, jest niezadowolona, że nie dostała po prostu kilku ziemniaków i kiszonej kapusty.

Z dezaprobatą patrzy na tych, którzy żyją inaczej – na młodą dziewczynę z parteru, która ciągle chodzi na randki, na dziewięćdziesięciodwuletnią sąsiadkę, która mimo swojego wieku dba o siebie i odwiedza kosmetyczkę, czy wreszcie na własną córkę, która przepiła dziesięć lat życia, a obecnie zadowala się tym, że ręce już jej się nie trzęsą, choć jest sama, bezdzietna i dobiega czterdziestki.

Są jednak momenty, gdy uświadamiamy sobie, że to tylko rodzaj zbudowanej wokół bohaterki skorupy. Czasem tęskni nie wiadomo za czym, ma ochotę na kieliszek wina, żałuje, że kiedyś komuś czegoś nie powiedziała. I zazdrości innym wewnętrznej młodości. Intuicyjnie rozumie, że jest nią coś, co mamy w głowie, a nie w dowodzie, ale mimo wszystko stan ten wydaje się nieosiągalny. Myśli: „Te wszystkie kobiety, które na stare lata potrafią nadal zachowywać się, jakby były młode. Ja tego nie umiałam, nawet jak byłam młoda. Może nie mam tego we krwi”.

Druga twarz wścibskiej sąsiadki

Bublanová starannie tworzy swoją postać, opowiadając nam całą historię z jej perspektywy, a równocześnie buduje napięcie i zagęszcza atmosferę – w pewnym momencie w powieści pojawia się wątek niemalże kryminalny, w który pośrednio uwikłana jest córka głównej bohaterki. Sprawcę jednak i my, i bohaterka znamy od samego początku, zagadką pozostaje, kto jeszcze się o tym dowie i jakie będą konsekwencje. I dopóki trwa ta psychologiczna gra między bohaterami, a w samej historii dzieje się niewiele, chcemy czytać dalej; szkoda, że w końcówce autorka rezygnuje z tego napięcia na rzecz repertuaru fabularnego rodem z powieści sensacyjnej, przez co ostatnie strony powieści trochę rozczarowują.

Na pewno jednak warto wejść do głowy stworzonej przez Alžbětę Bublanovą starszej pani, która wypada bardzo wiarygodnie. Bo czy sami nie znamy wielu takich osób, „starej daty”, skostniałych w myśleniu i działaniu, całymi dniami przesiadujących w oknie i śledzących każdy krok sąsiadów, po to tylko, by móc ich krytykować? W ilu z takich antypatycznych sąsiadek tkwi uwięziona niespełniona dziewczyna?

***
A. Bublanová, Kamienica, tłum. J. Pokorska, wyd. Moc Media, Warszawa 2021.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Przy pisaniu tekstu korzystałam z wywiadów:
https://www.ppmagazin.com/na-psani-knihy-clovek-potrebuje-vice-casu-rika-spisovatelka-alzbeta-bublanova/
https://www.femina.cz/inspiraci-beru-ze-zivota-rika-spisovatelka-lektorka-tvurciho-psani-alzbeta-bublanova/

Komentarze

  1. Bliski mi jest świat tej książki. Kamienica, w której mieszkają starsze panie, najczęściej wdowy. Wszystkie mają pieski i rozmawiają z pieskami i ze sobą... o pieskach, a może właśnie dlatego, że nikt nie pyta je o nic innego? Wydają mi się stare od dawna, ale tak przecież nie jest - miały (mają) swoje życie, na pewno interesujące; po prostu weszły w konwencję niczego nie oczekującej od życia, stale niezadowolonej, obgadującej innych starszej pani. Czasem się dzielą szczątkami tego dawnego życia, również ze mną, którą widują siedzącą na ławce z książką. Rozbudziłaś we mnie zaciekawienie życiem (tym wewnętrznym przede wszystkim) bohaterki "Kamienicy". Co zrobić, żeby nie stać się typową starszą panią żyjącą życiem innych? Jak zachować swoją wewnętrzną młodość i pielęgnować w sobie dziewczynkę/dziewczynę, utrzymać ciekawość ludzi (ale nie wścibską) i świata. Może zacznę odkrywać inne oblicza swoich sąsiadek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta akurat była bez pieska. :) Ale tak, reszta się zgadza, i to faktycznie smutny obraz, trochę ostrzeżenie. Sęk w tym właśnie, żeby mimo upływu lat zachować trochę życzliwości dla świata, co wydaje mi się trudne, bo z zasady chyba człowiek z wiekiem gorzknieje – myślę tu też np. o pisarzach, o moim Hrabalu, który w obliczu starczej samotności stracił swój zachwyt światem, mimo że było go tyle w jego dawnej twórczości i wydawało się, że nigdy go nie zabraknie. Też się zastanawiam, jak tego uniknąć.

      Usuń

Prześlij komentarz