Najlepiej zamknąć oczy. Dlaczego boimy się książek o molestowaniu nieletnich?


Czy książkę o molestowaniu seksualnym nieletnich powinni czytać nieletni? Na ile potrzebują przy tym wsparcia psychologów, pedagogów i dorosłych opiekunów? Czy lepiej temat bezpiecznie przemilczeć? Może książki takie jak te nie powinny w ogóle powstawać? Takie kwestie porusza opublikowany miesiąc temu na łamach „Deníka N“ tekst Barbory Votavovej.

Tekst powstał m.in. pod wpływem kontrowersji wokół książki Táto izba sa nedá zjesť słowackiej autorki Nicol Hochholczerovej, ale obszernie wspominane są również recenzowane przeze mnie niedawno Poupátka Hany Lehečkovej. Pisałam o nim w ostatnim newsletterze, temat wydał mi się jednak tak ważny, że zamieszczam kilka słów i tutaj.

Oburzenie

Skąd kontrowersje? Zaczęło się, gdy Táto izba sa nedá zjesť – powieść o relacji* dwunastoletniej dziewczynki z jej pięćdziesięcioletnim nauczycielem rysunku – otrzymało nominację do słowackiej nagrody René. Jest to wyróżnienie przyznawane przez uczniów włączonych w program szkół średnich, w których odbywają się również spotkania i dyskusje dotyczące nominowanych tytułów. Za wybór owych tytułów odpowiada natomiast jury Anasoft Litera, najważniejszej słowackiej nagrody literackiej, w którym w tym roku zasiadała m.in. pisarka i tłumaczka Weronika Gogola

„Jury nagrody Anasoft Litera nominowało prozę Nicol Hochholczerovej Táto izba sa nedá zjesť do uczniowskiej Nagrody René jako wyjątkowe dzieło literackie, które opowiada o ważnym temacie wykorzystywania seksualnego (...). Od początku jednak byliśmy świadomi ciężaru poruszonej tematyki i znaczenia kompetentnie poprowadzonej dyskusji, która zapobiegłaby możliwej traumatyzacji odbiorców“ – czytamy w oświadczeniu wydanym przez jury.

Mimo to nominacja wywołała ogromną burzę wśród sponsorów, rodziców i czytelników, wskutek której ostatecznie książka Hochholczerovej znikła z listy. Jej egzemplarze mają być przesłane szkołom tylko na ich życzenie, w planach jest też seria poświęconych jej spotkań. Jak pisze Votavová, problemem okazała się nawet nie zarzucana niekiedy autorce pornografizacja, ale fakt, że całą historię poznajemy z perspektywy molestowanej dziewczyny, której postrzeganie zostało silnie zmanipulowane przez jej oprawcę. Krótko mówiąc – tego, co ją z nim łączyło, bohaterka nie opisuje w kategorii przemocy czy wykorzystania. Uznano więc, że w przypadku braku fachowej dyskusji wokół książki młodzi czytelnicy mogą romantyzować przedstawioną w książce relację.

Krok wstecz

Votavová wypowiada się na ten temat dość stanowczo, popierając po części argument pojawiający się również w oświadczeniu jury – większość książek na ważne, trudne tematy, w tym niemal cała literatura powstała od połowy XX wieku, wymaga odpowiedniej dyskusji, trafiając w ręce młodych czytelników. „Wygląda jednak na to, że w tym konkretnym przypadku wszyscy przestraszyli się tematu, który w kraju o coraz silniej rozbrzmiewających głosach konserwatystów i braku wychowania seksualnego jest większym tabu niż cokolwiek innego“ – sugeruje Votavová. W tytule swojego tekstu piszę „boimy się“, bo myślę, że w Polsce jest dokładnie tak samo.

Także Kamila Schewczuková na łamach A2larm pisze: „Książka Nicol Hochholczerovej wyraźnie dotknęła newralgicznego miejsca słowackiego społeczeństwa. Oczywiście po usunięciu z listy nominowanych tytuł w rekordowym czasie się wyprzedał i doczekał dodruku. Ostrożność więc chyba się nie opłaciła – bez profesjonalnego wsparcia czyta ją obecnie wiele osób, także tych młodych“. I jeszcze: „Pozostawienie tytułu wśród nominowanych byłoby wyrazem zaufania i równości względem uczennic i pedagogów. Jeśli zależy nam, by ochronić młodych przed seksualnymi drapieżcami, należy detabuizować temat przemocy – a wykreślenie z grona nominowanych dotyczącej go książki nie jest krokiem w tym kierunku“.

Czapka niewidka

Smutne wydaje mi się, że tak wielu rodziców woli przykryć problem czapką niewidką. „Czas powiedzieć to na głos: nie potrafimy rozmawiać z dziećmi o przemocy seksualnej. Nie potrafimy o tym rozmawiać – my dorośli – nawet między sobą“ – cytuje A2larm słowa Weroniki Gogoli, chyba trafnie diagnozującej przyczyny. Ale czy to nie dziecinne zamykać oczy na problem, licząc na to, że dzięki temu zniknie? 

Przecież jest wręcz przeciwnie – nie zniknie, takie rzeczy jak opisywane przez Hochholczerovą i Lehečkovą będą się działy nadal, a ofiary będą tak samo bezbronne. I szerzej: dziewczynki i dziewczyny wciąż będą podatne na męskie manipulacje, a pewności siebie uczyć się będą dopiero na terapiach. Młode pisarki wciąż będą musiały znosić wulgarne zaloty i żałosne pouczanie swoich starszych kolegów po piórze, o jakich mówiła na Zjeździe Pisarzy Alžběta Stančáková (tekst jej wystąpienia ukazał się w całości na portalu H7O, o nim więcej niedługo). I wciąż od czasu do czasu będziemy słyszeć, że feminizm wcale już nie jest potrzebny.

O tym, jak rozpaczliwie potrzebujemy dyskusji na te wszystkie tematy, świadczą autentyczne reakcje na powieści Hochholczerovej i Lehečkovej, opisywane przez Votavovą (bo, rzecz jasna, obydwie książki bazują na osobistym doświadczeniu). Ta pierwsza musiała wysłuchiwać, że promuje się na skandalu i że nie ma do tego prawa, bo również jako dorosła kobieta wchodzi w związki z dużo starszymi mężczyznami. Ta druga – że całą historię prawdopodobnie zmyśliła, bo nie jest dość atrakcyjna, by ktoś mógł ją molestować.

Nie uciszajmy i nie ośmieszajmy literatury, gdy mówi o rzeczach naprawdę ważnych.

*Użyte w pierwszym odruchu określenie „związek“ zmieniam na „relację“ – i właściwie należałoby dodać: „przemocową“ – bo liczne komentarze na czele z oświadczeniem Weroniki Gogoli przekonały mnie, jak ważny jest też dobór słów, których używamy, gdy mowa o tej książce.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!
Fot. Pexels / pixabay.com

Komentarze

  1. Myślę, że dlatego ze to trudny temat i czasem lepiej udawać, że go nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja lubię takie książki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cenię książki na ten temat, ale czasem są dla mnie zbyt bolesne. Podobnie jak te dotyczące gwałtów dorosłych. Dużo zależy od sposobu, w jaki autor(ka) prezentuje problem: brutalnie czy np. przez niedopowiedzenia. Ale tworzyć podobne książki i filmy trzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Ja jestem pod tym względem chyba akurat bardziej wrażliwa na obrazy (ostatni raz, kiedy bolało mnie prawie fizycznie, to było w trakcie seansu „Io“ Skolimowskiego), więc przez nawet okrutne opisy jest mi przebrnąć łatwiej, ale rzeczywiście słowo pisane też potrafi bardzo boleć. Wychodzę z założenia, że to okrucieństwo ma swoją rolę (rozbić zamarznięte morze według nas, jak powtarza często za Franzem Kafką Radka Denemarková), ale jest też granica, za którą zaczyna się wydawać wręcz groteskowe, przychodzi jakiś przesyt. I wydaje mi się, że stosunkowo łatwo się zapomnieć i tę granicę przekroczyć. W każdym razie: zgadzam się z Tobą oczywiście, że takie książki i filmy są mimo wszystko potrzebne.

      Usuń

Prześlij komentarz