O słabości mocarza - "Sztukmistrz z Lublina", Isaac Bashevis Singer

Cykl zaległych recenzji zapoczątkowuję tekstem o najsłynniejszym chyba dziele noblisty Isaaka Bashevisa Singera. O większości swoich wrażeń z tej lektury pisałam już w Klubie Czytelniczym Ani, ale postaram się raz jeszcze zebrać swoje myśli i spostrzeżenia i przekazać je tu w jakiejś lekkostrawnej formie (jeśli mi nie do końca wyjdzie, wybaczcie, kryzys wciąż jeszcze trochę trzyma).

Głównym bohaterem powieści i tytułowym sztukmistrzem jest Jasza Mazur, którego poznajemy w przededniu przełomowych wydarzeń w jego życiu. Wyrusza on właśnie z Lublina do Warszawy, aby po raz kolejny oczarować warszawską publiczność swoimi sztuczkami akrobatycznymi. Przedstawiony zostaje jako człowiek, któremu powodzi się we wszystkim, bez trudu zaskarbia ludzką sympatię i powszechny podziw.
Wszyscy byli niczym zamki, każdy ze swym własnym kluczem. Tylko taki ktoś jak on, Jasza, potrafił otwierać wszystkie dusze.
Jasza wydaje się wręcz znudzony i rozpieszczony wiecznym powodzeniem. Skomplikowany miłosny układ, w którym jednak odnajduje się tak dobrze - wierna żona Estera, asystentka i kochanka Magda, zabawiająca go raz na jakiś czas wdowa Zewtel, jego przekonanie, że każda kobieta jest jak zamek - prędzej czy później musi się poddać, własna religia uznawana za jedyną słuszną i przekonanie, że wszyscy szczerze wierzący i oddani religii odgrywają farsę... Wszystko to robi wrażenie, jakby Jasza uznał samego siebie za kogoś lepszego, niemal pół-boga o nieograniczonych możliwościach i przywilejach.

Los gotuje mu jednak przykrą niespodziankę. Na oczach czytelnika misterna konstrukcja, na jakiej oparte było życie bohatera, zaczyna się walić. A wszystko zaczyna się od Emilii, wdowy z Warszawy, która zdaje się być pierwszym zamkiem, którego Jasza nie potrafi bezproblemowo otworzyć...

Dopiero zupełnie złamany, wątpiący w sens wszystkich swoich poczynań, bezbronny jak dziecko, Jasza wydaje się bardziej ludzki. Znika nagle jego pewność, jego indywidualizm, zamiast tego rozpaczliwie pragnie odnaleźć się w jakiejś wspólnocie. Wychodzi na jaw, że ten mocarz, ten pan całego świata jest tak naprawdę słaby - w gruncie rzeczy nie potrafi nawet stawić czoła swoim pokusom. W końcu dokonuje rewolucji, wielkiej przemiany, która jest jednak kontrowersyjna... Czy ta ostatecznie obrana przez niego ścieżka miała być tą właściwą według autora? Moim zdaniem nie. Zostało tu tylko postawione pytanie "Jak żyć?", ale trudno w tej powieści doszukiwać się jednoznacznej odpowiedzi...

Na koniec kilka słów na temat stylu Singera. Czytało się go lekko i przyjemnie, szczególnie jednak urzekło mnie, że bez nadmiaru ozdobników i stylistycznych sztuczek, w kilku zaledwie zdaniach potrafił świetnie odmalować klimat miejsc i chwil. Szalenie podoba mi się na przykład fragment opisujący wieczór jeszcze w Lublinie, gdy Jasza wraca do domu - rosa na trawie, pachnące jabłka, pogodne nocne niebo, powietrze pełne szelestów, zaduma nad odległością dzielącą nas od gwiazd. Życzyłabym sobie tylko więcej takich fragmentów. Urzekającej prostoty nigdy za wiele.

***
I.B. Singer, Sztukmistrz z Lublina, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1990.

Komentarze

  1. Kurka jak Ty to robisz, że piszesz tak konkretnie, a jednocześnie...hmm nie wiem malowniczo o książkach? Myślę, że po prostu umiesz Ty to robić:)
    A tak poza tym to powiedź jak zrobić, żeby po lewej i po prawej stronie tekstu było równo? U mnie po zmianie szablonu i braku ramki wygląda nieładnie po prawej, robią się schody. Raz dłużej, raz krócej.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znakomita i zachęcająca recenzja...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno już chciałam ją przeczytać. I zgadzam się z przedmówcami, czyli jak piszesz to konkretnie i malowniczo o książkach i znakomicie zachęcasz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Sztukmistrza z Lublina" czytałam już ładnych pare lat temu, ale wciąż pamiętam, co mnie najbardziej urzekło w tej lekturze. To, w czym Jasza dopatrywał się i odnajdywał Boga - przyroda, jej opis (bynajmniej nie tak nużący jak u Orzeszkowej;)), zachwyt nad najmniejszym listkiem, źdźbłem trawy, żyjątkiem. To tam tak naprawdę skrywał się prawdziwy Bóg, w tych wszystkich małych, na codzień niezauważalnych oczywistościach. I właśnie tego zachwytu błękitem nieba, szumem drzew, powieem wietrzyku nauczyła mnie ta lektura.

    OdpowiedzUsuń
  5. Narobiłaś mi straszną ochotę na tę książkę:)
    Lubię prozę bez udziwnień. Prostą.Wręcz wyzbytą z ozdobników, a jednak posiadającą urok.
    Zapachy, smaki, odgłosy :)
    Nie mam pojęcia dlaczego wcześniej nie słyszałam o tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A to jeszcze raz ja:) Ja kilka lat temu miałam obsesyję na Singera, z tym, że czytałam tylko opowiadania. Przeczytałam wszystkie tytuły. Do powieści jakoś nie mogłam się przekonać. Może już przyszedł czas? Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Papryczko, bardzo Ci dziękuję za miłe słowo :) Wyjustować tekst swojej notki możesz podczas jej tworzenia, są tam gdzieś w pasku narzędzi opcje wyrównania. Bo chyba o to chodzi? A co do Singera - myślę, że możesz spróbować z powieściami. Ale robiłaś wcześniej jakieś podejście do którejś, i Ci nie podeszła, czy po prostu coś Cię od nich odrzucało? Ja za to nie miałam do czynienia z jego opowiadaniami, w ogóle z niczym z jego twórczości prócz tej jednej książki, więc muszę zacząć nadrabiać. Pozdrawiam ciepło :)

    Nałogowcu literacki, bardzo dziękuję za tę pochwałę, zwłaszcza pod notką, co do której jakości miałam tak poważne wątpliwości :)

    Bibliofilko, Tobie też dziękuję, ach, ile pochlebnych słów dzisiaj! A "Sztukmistrza" przeczytaj i podziel się koniecznie wrażeniami.

    sQrko, mnie też bardzo się te fragmenty podobały, miałam nawet o tym napisać, ale już nie wiedziałam, jak i gdzie to zgrabnie wpleść. Ogromnie mi się podobała ta koncepcja Boga odkrywanego w naturze, w każdym żyjątku, roślince, niebie, ziemi, słońcu... I przekonanie, że tak piękny i doskonale zorganizowany świat nie mógłby powstać sam z siebie, bez przyłożenia ręki boskiej. Podobny pogląd wyrażał jeden z bohaterów "Tajemniczego płomienia królowej Loany" Eco, którą to książkę też czytałam niedawno, z tym, że on uważał, że choć Bóg jest geniuszem tworzenia, to jest jednocześnie faszystą ;) Ale, ale! O tym pewnie będę jeszcze pisać w recenzji, to tylko taka mała dygresja :)

    Biedronko, ja ozdobniki też doceniam, jeśli są podane w strawnej formie i ilości, ale trzeba rzeczywiście talentu żeby bez posiłkowania się nimi tak pięknie odmalowywać rzeczywistość. Co do tego, że wcześniej o "Sztukmistrzu" nie słyszałaś - lepiej późno niż wcale :) Jeśli zdecydujesz się przeczytać, to chętnie poznam Twoje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Krótka, miałka, nijaka recenzja. Nie rozumiem zachwytów nad nią. Za to sama książka fantastyczna. Poniżej link do o wiele lepszej recenzji:
    http://biblioteka.zamosc.pl/page/1547/recenzja-ksiazki-i-b-singera-quotsztukmistrz-z-lu.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twoją opinię, tak zbieżną z moją. To, czy recenzja „się uda” zależy od wielu rzeczy – od czasu i własnej formy w danym okresie, stanu ducha, od książki, która albo trafi w naszą wrażliwość albo nie, i czasem po prostu to nie idzie. Jeśli samemu piszesz recenzje, to na pewno zdajesz sobie z tego sprawę. Ale napisać chciałam, mimo wszystko, żeby podzielić się chociaż tą garstką wrażeń.

      Usuń

Prześlij komentarz