Zmysłowość i intelekt, życie i sztuka, natura i cywilizacja – zderzenie światów w „Kochanku lady Chatterley” Davida Herberta Lawrence'a


Jaka jest książka, która w pierwszej połowie XX wieku wywołała skandal obyczajowy i doczekała się wydania w wersji nieocenzurowanej dopiero 40 lat po powstaniu? Pomijając fragmentaryczność, nierówny styl i niedopracowanie niektórych wątków – co jest widoczne na pierwszy rzut oka i nie sposób temu zaprzeczyć – przede wszystkim rozbudza zmysły i upaja jak dobry szampan. Opisów erotycznych, wbrew temu co można o niej przeczytać, nie ma tu zbyt wiele i na pewno nie drążą tematu, raczej trącają go lekko i ze smakiem, za to w całej powieści daje się wyczuć jakieś erotyczne napięcie, żywioł tętniący pod jej papierową skórą, ciepłą, ludzką żywotność – i myślę że właśnie o to Lawrence'owi chodziło.

W dalszej części tekstu mogą się pojawić spoilery.

Lady Konstancja Chatterley jest damą z wyższych sfer, poślubioną sparaliżowanemu od pasa w dół wskutek zranienia na wojnie Cliffordowi. Zdając sobie sprawę, że nie jest w stanie zaspokoić erotycznie swojej małżonki, Clifford przekonuje ją, by wzięła sobie kochanka; podobnie zresztą sugerują jej niemal wszystkie zaprzyjaźnione kobiety. Z początku Konstancja ignoruje te „dobre rady”, kiedy jednak pewnego razu dostrzega w lesie półnagiego, obmywającego się gajowego Parkina, budzi się w niej tęsknota za pięknym męskim ciałem i seksualnym spełnieniem.

Nie kończy się na bezmyślnym zaspokajaniu swych chuci. Sceny zbliżeń podkreślają związek bohaterów z naturą i gloryfikują erotyzm, nadając mu wręcz pierwiastek boski. Tak jak Hrabal pisał o wchodzeniu w „zwieńczone młodą sośniną i dębiną wspaniałe łono”, tak u Lawrence'a sześćdziesiąt lat wcześniej młoda kobieta przyrównuje swe ciało do lasu, do którego wtargnęło ożywcze tchnienie pochodzące od kochanka. W postaci Parkina surowość i nieokrzesanie łączy się ze szlachetną namiętnością i wrażliwością, „kruchą i piękną jak rozkwitły krokus”. I w końcu Konstancją wstrząsają gwałtowne narodziny pożądania i kobiecości, „jak trzęsienie ziemi lub wylew lawy”. Jej ekstaza przypomina przeżycia religijne – mówi sama o sobie „jestem jak ta niewiasta, która dotknęła Jezusa”.

Jednocześnie miłość do Parkina otwiera lady Chatterley oczy na nędzę jej obecnego życia – dostrzega bezduszność, tyranię i chciwość Clifforda oraz bezsens i śmieszność jego poszukiwań prawdziwego życia w książkach i dziełach sztuki. Uświadamia sobie, że za bogatą fasadą jej wielkopańskiego życia kryje się pustka.

Czy można jednak ot tak dokonać w swoim życiu rewolucji? Do związku Konstancji i Parkina wkrada się proza życia, zdają sobie sprawę z dzielącej ich przepaści klasowej, lady Chatterley obawia się trochę robotniczego żywiołu który rozszalał się już w bolszewickiej Rosji, Parkin zaś jest solidarny wobec swojej klasy i nie chce utracić swej godności, dając z siebie zrobić dżentelmena i żyjąc za pieniądze ukochanej. Przez długi czas żadne z nich nie widzi możliwości wspólnego życia. Poszukiwanie jednak sposobu na pogodzenie tych dwóch żywiołów jest poszukiwaniem sposobu na pogodzenie umysłu i ciała, intelektu i zmysłowości, które według nauk religii i filozofii zawsze będą stać względem siebie w opozycji, według Lawrence'a zaś można – i nawet trzeba – doprowadzić do ich współfunkcjonowania w harmonii.

Wszyscy bohaterowie są dynamiczni i nieco nieprzewidywalni. Najbardziej zaś zmienna i złożona jest lady Chatterley – w końcu kobieta :) – w jednej chwili skromna, oddana i gotowa do poświęceń, w drugiej – kapryśna, samolubna, wyniosła, skora do gniewu i niezależna, jak gdyby bezustannie ścierały się w niej dwie osobowości.

Przemianie ulega także Clifford, w jego przypadku trudno jednak stwierdzić czy jest to rzeczywista metamorfoza czy tylko skutek coraz surowszego jego postrzegania przez zakochaną w innym mężczyźnie Konstancję. Ciekawa jest kwestia jego kalectwa – sądzę, że ma pewien wymiar symboliczny, jak gdyby, mimo intelektu i błyskotliwości, Clifford był nie tylko uszkodzony fizycznie ale i skarłowaciały jako człowiek. Jego niezdolność do fizycznej miłości koreluje z niezdolnością do prawdziwego odczuwania, bo w końcu wszystko tu sprowadza się do seksu. Seks jest esencją życia, źródłem wszystkiego co dobre i jasne, wszystkiego tego czego Clifford jest pozbawiony przez swe wychowanie i mentalność, przez to że jest „nieodrodnym dzieckiem swojej klasy”. Konstancję pod koniec trzyma przy nim już tylko współczucie, resztki sentymentu i obawa, że nie poradzi sobie po zejściu z piedestału, ale wszystkie wydarzenia opisane w książce od momentu pierwszego zbliżenia z Parkinem okazują się procesem dojrzewania lady Chatterley do opuszczenia jej złotej klatki.

Inna sprawa, czy po tym wyzwoleniu czeka ją rzeczywiście spełnienie, czy raczej poczucie wyobcowania i dalsze problemy i zgrzyty w starciu z indywidualistą Parkinem i jego komunistycznymi zapędami, a także z samą sobą, z wielkopańską stroną swojej natury. Tego jednak nam autor oszczędza. Z jednej strony dobrze – bo czy moglibyśmy wyobrazić sobie piękniejsze zakończenie tej historii? – a z drugiej – trochę nam w ten sposób zamydlił oczy i mam wrażenie, że samego siebie oszukał.

Zdecydowanie warto jednak zapoznać się z jego ideami i zasmakować jego prozy, momentami niezwykle plastycznej i kunsztownej, w której – mimo tego niedopracowania całej powieści – ja dostrzegam przebłyski prawdziwego geniuszu.

Joely Richardson i Sean Bean jako lady Chatterley i Oliver Parkin
w filmie Kochanek lady Chatterley (reż. Ken Russel)

***
D.H. Lawrence, Kochanek lady Chatterley, Alma-Press, Warszawa 1987.

Komentarze

  1. W swoim czasie ta książka była dla mnie odkryciem. Przy drugim czytaniu spodobała mi się mniej, ale sądzę, że warto się z nią zapoznać. Wersja filmowa z Seanem Beanem i Joely Richardson bardzo mi się podobała. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie widziałam żadnej ekranizacji, ale para Bean-Richardson prezentuje się, przynajmniej na fotosach, zdecydowanie apetyczniej niż ta dwójka z nowszej wersji z 2006 r. Aktor grający w niej Parkina tak mnie odrzuca, że obawiam się że nie strawię scen erotycznych z nim w roli głównej. Ten starszy film chętnie obejrzę :)

      Usuń
  2. Ha, ha! Parkin, który "odrzuca" to nie może być. Musi być namagnesowany, inaczej fiasko.
    Ale co do Lawrance`a: chciał przedobrzyć i zepsuł. Odkrycia lady Chatterley to jedno (cenne), wykastrowanie jej męża z emocji i głębszych uczuć to drugie. Wystarczyłoby, że jest fizycznie niezdolny do erotycznych spełnień. Po co jeszcze (albo w dodatku wkrada się teza, że to pakiet) paraliż emocjonalny i duchowy?

    Naia, inspirujesz mnie tym szperaniem w klasyce. ja póki co robię to samo, oglądając stare filmy. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że przedobrzył? Ja właśnie odniosłam wrażenie, że ładnie to ze sobą koreluje wszystko - ponieważ podstawą jest witalność i pożądanie, to pozbawiony tego Clifford i z emocji jest wyprany, nie do końca ludzki. Brzmi okrutnie, ale potraktowałam tę postać raczej jako rodzaj figury, mniej zważając na jej autentyczność. Może to faktycznie trochę jednak przesada.

      Cieszy mnie to Tamaryszku ogromnie, że Cię inspiruję :) Jak na Ciebie, to może i na innych moje buszowanie tak działa, oby! A do starych filmów mnie z kolei ciągnie okropnie, ale ja i ze starymi i z nowymi jestem daleko w tyle, bo czasu ciągle brakuje, a jak chwilka się znajdzie to jednak książka wygrywa. Trzymaj się cieplutko i miłego oglądania :)

      Usuń

Prześlij komentarz