Czeskie kwiatki na szarych murach codzienności – „Opowiadacze. Nie tylko Hrabal. Autorzy najlepszej prozy czeskiej”

Ivan Klíma w jednym z opowiadań zamieszczonych w tym tomie zastanawia się, czy w dzisiejszych czasach zostało jeszcze cokolwiek do opisania, czy setki minionych lat nie wyczerpały wszystkich wątków, jakie mieli do dyspozycji pisarze. Patrząc na ten zbiorek, odpowiadam mu – ależ tak, zostało jeszcze wiele pereł do odkrycia! Kryją się w zakamarkach szarej codzienności, nie są jednak w stanie umknąć czujnemu spojrzeniu rodaków pana Klímy, którzy w uroczy sposób wygrzebują je ze śmietników zwyczajności i przekuwają w skrzące się humorem i absurdem obrazki.

Wiele osób zwraca uwagę na okładkę tej książki, podkreślając jej związki z samą zawartością tomu. I jest w tym dużo racji, rzeczywiście malownicza fotografia Jana Saudka koresponduje z klimatem samych opowiadań. Magiczne, barwne elementy pojawiają się jak kwiaty na chylących się ku ziemi, szarych murach i jak piękna naga pani ciągnąca za sobą kolorową szatę na tle trochę wyblakłego praskiego pejzażu.

W pierwszym opowiadaniu Josef Škvorecký rozprawia o potędze muzyki. Galeria karłowatych, ułomnych na różne sposoby jednostek biorąc do rąk instrumenty zyskuje władzę nad niemiecką publicznością. Każdy z komicznych muzykantów jest tego doskonale świadom i większość chciałaby to wykorzystać, by łagodzić obyczaje i uspokajać, przeszkadza im w tym jednak dominujący i pobudzający do walki saksofonista basowy, który mimo mającego go odsunąć od gry podstępu w końcu zajmuje swe miejsce i w jednej chwili zmienia Niemców w żądne zwycięstwa i krwi bestie. 
[Twarz] wcześniej rozanielona, teraz gwałtownie nabrała wyrazu twardości, bawarski sen ulotnił się jak eter i miękkie rysy prędko i zauważalnie zaczęły się układać w pociągłą maskę rzymskiego konkwistadora.
Piękna była ta muzyczna opowieść i mocno przypominała mi hrabalowski Rozwalony bęben czy występ skrzypka Wacka Przygody w domu starców w Skarbach świata całego (na pewno pokuszę się o porównanie fragmentów, kiedy tylko sobie Skarby odświeżę, a jestem w trakcie odświeżania).

Josef Škvorecký [1]

Z kolei zamyka cały tom i spaja go niewidzialną fabularną klamrą inna bogata historia, spisane przez Pavla Brycza wspomnienie miasta lat dziecinnych. Tak jak skrzywdzeni muzykanci Škvoreckiego wędrują po świecie ze swym zespołem, w muzyce przechowując odebraną im ojczyznę, ziemię bujną, piękną i spokojną, tak główny bohater Brycza zmaga się z dotkliwą stratą – choć z rodzinnych stron nie zostaje fizycznie wypędzony, przez wiele lat obserwuje nieodwracalne zmiany, jakim podlega jego miasto, widzi, jak walą się budynki, jak upadają wszelkie świętości, jak opuszczony kościół zapełnia się pustymi butelkami i zużytymi prezerwatywami. Co jednak znaczą te zmiany wobec pamięci? „Osadzonych mocno w głowie wspomnień nie zrówna z ziemią żaden ciężki buldożer” – mówi bohater i mimo wszystko wciąż wraca, chowa się w rodzinnym mieście, a właściwie w pieczołowicie zakonserwowanych wspomnieniach tego miasta, przed niezrozumieniem wielkiego świata, który tak mocno go rozczarował.

Są tu i opowiadania, których, przyznaję, zupełnie nie zrozumiałam. Orchidee, karabiny i szable czy Paltot stryja Antona wydają mi się wyrwanymi z kontekstu obrazkami, jakąś migawką świadomości, w której może niepotrzebnie szukam ukrytego sensu i logicznych wniosków. Bo czy można się tu, w tym czeskim świecie, opierać na logice? Granica między wyobrażeniami a rzeczywistością zaciera się, dzieci swobodnie wędrują w czasie i przestrzeni, oglądając przez lustro siebie samych, starszych o kilkadziesiąt lat, postaci z przeszłości pojawiają się i znikają, a na drzwi napiera rozbudzony seksualnie terrier zboczony na punkcie kobiet.

Mocno za to tym razem trzyma się ziemi Hrabal, dokumentując jeden nerwowy dzień z czasów, gdy poczucie zagrożenia było dla wszystkich, a dla pisarzy szczególnie, chlebem powszednim. Jest jednak w tej opowieści rozbrajająco szczery i bliski czytelnikowi, wyjątkowo wychodzi zza kolorowej zasłony zmyśleń i odmalowuje siebie takiego jakim jest, z własnym strachem i niezdecydowaniem.

Ivan Klíma [2]
W opary fantazji nie ucieka też wspomniany przeze mnie na początku Ivan Klíma, z tym że jego opowiadanie to właściwie esej, wyrażający obawę przed wielkim szarym morzem przeciętności, które zalewa nas ze wszystkich stron. W sztuce dominują coraz bardziej krzykliwe, nieznośnie sztuczne barwy, wszystko jest już tylko na pokaz, wątki się wyczerpały, a desperacko szukając nowych przestrzeni dla wyobraźni, artyści sięgają po coraz bardziej szokujące środki:
Trafiają się dziś autorzy, którzy z rozpaczy lub z wyrachowania opisują, jak bohater osiągnął orgazm, kiedy rzucił się na sześćdziesięcioletnią nieruchawą staruszkę, żyjącą tylko dzięki temu, że jest podłączona do iluś tam aparatów, bądź też ekscytuje ich facet, którego błyskawica pozbawia męskości. Tacy mniemają, że udało im się znaleźć nowy wątek albo chociaż nowy wymiar zgrozy i brzydoty, lecz mniemają tak wyłącznie dlatego, iż zapomnieli o micie Edypa lub Tantala oraz że nie przeżyli choćby ułamka tego, co przeżył, powiedzmy, Dostojewski.
Tekst ten powstał trzydzieści lat temu, jednak patrząc na wyczyny niektórych współczesnych pisarzy muszę stwierdzić, że stał się przez ten czas jeszcze bardziej aktualny.

Nie tracę jednak nadziei, biorąc do rąk takie książki jak ta. Dla mnie te wygrzebane wśród śmieci błyskotki nigdy nie stracą swojej świeżości i będą radośnie przeczyć niepokojącym stwierdzeniom pana Klímy.

***
J. Škvorecký, E. Kriseová, I. Klíma, J. Gruša, B. Hrabal, J. Beneš, K. Sidon, M. Fahrner, P. Brycz, Opowiadacze. Nie tylko Hrabal. Autorzy najlepszej prozy czeskiej, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012.

***
Źródła fotografii:
[1] http://www.kafe.cz
[2] http://www.knihovna.policka.org

Komentarze

  1. "Bo czy można się tu, w tym czeskim świecie, opierać na logice?" :))
    A jednak nie to, co surrealistyczne najbardziej mnie zafrapowało a pan Klima. Nie znam, ale coś czuję, że nie wypada go nie znać.
    Przyglądałam się i wertowałam tomik. Prawie gotowa kupić, gdyby nie to, że postanowienie było na wstrzemięźliwość. I zdecydowałam się czekać, aż ktoś miarodajny wyceni wartość. Skoro mówisz, że perełki, to wierzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niby o Klímie wcześniej słyszałam, ale dla mnie to było też pierwsze spotkanie z jego twórczością. Nie wiem, na ile była to próbka reprezentatywna, ale bardzo mi dał ten esej do myślenia. Zastanawiałam się nawet, czy nie stworzyć o nim osobnego posta i nie zaprosić do jakiejś małej dyskusji na temat tego triumfu przeciętności, o którym pisze autor.

      Ja się akurat nie wahałam jeśli chodzi o zakup, dla mnie wszystko co czeskie to sprawa priorytetowa :) A przygód było co niemiara ze zdobywaniem tej książki, po drodze - moje pierwsze nieudane doświadczenie z allegro. Na szczęście w końcu była moja. I mnie się podoba :)

      Usuń

Prześlij komentarz