Rozpłatać brzuch kobiecości – „Morawagin”, Blaise Cendrars

Dawno, dawno temu był sobie pewien chłopiec. Urodzony jako ostatni dziedzic króla Węgier, wcześnie został sierotą i wychowywał się w luksusowym więzieniu – zamku Fejérvár. Gdy miał zaledwie kilka lat, poślubił piękną arystokratkę Ritę. Pokochał ją natychmiast gorąco i szczerze. Snując się po wielkim zamczysku marzył i czekał na ten jeden dzień w roku, gdy było mu dane się z nią zobaczyć. Pewnego razu, gdy ukochana nie przyjechała w wyznaczonym terminie, dręczony tęsknotą podjął karkołomną ucieczkę. Wskutek wypadku na całe życie został kaleką.

Mijały lata, królewicza coraz bardziej fascynowały kształty i faktury, przestało mu wystarczać upajanie się spojrzeniami Rity i wdychanie jej roślinnego zapachu. Pragnął fizycznego zespolenia. Dziewczyna jednak, płocha jak leśna nimfa, wciąż mu się wymykała. W końcu, wygłodniały i doprowadzony do ostateczności, rzucił się na nią i rozpruł jej brzuch. Tak zrodziło się szaleństwo.
Odilon Redon, La Mort. Dzieło, które widniało na okładce
jednego z wydań Morawagina. Kobieta = śmierć.

Oto Morawagin. Mora – od śmierci, vagin – od waginy, kobiety. Kobieta to śmierć, a więc – śmierć kobietom. Młodzieńcze męki niespełnienia przeradzają się u kalekiego arystokraty w nienawiść do całego rodu kobiecego, a jego obsesją staje się wyrafinowane mordowanie przedstawicielek płci pięknej. Zostaje uznany za niepoczytalnego i zamknięty w sanatorium doktora Steina.

Tam poznaje go młody lekarz psychiatrii, narrator opowieści. Z miejsca ulega fascynacji tym małym, oddanych mrocznym namiętnościom człowieczkiem. Nie ma poczucia, że igra z ogniem. Nie zważając na wszystko postanawia pomóc mu uciec.

Razem ruszają w pełną przygód podróż, niczym Don Kichot i jego wierny Sancho Pansa. Wysłanie ich w świat to dla autora pretekst, by drwić z modnych w owym czasie idei, ruchów społecznych, nauk. Bohaterowie biorą udział w rosyjskiej rewolucji i nieudanym zamachu na cara, szukają złota w Ameryce, spędzają kilka miesięcy wśród Błękitnych Indian. Wszystkim ich działaniom towarzyszy dyscyplina i porządek prowadzące do chaosu, ich celem jest niszczenie, ich ideologią – nihilizm, ich motorem – pogarda dla świata. Z czasem młody lekarz popada w zniechęcenie i opada z sił, ale Morawagin jest jak maszyna. Niestrudzony, nigdy nienasycony w swoim pragnieniu mordowania, chłodnego i obojętnego mszczenia się na świecie za doznane krzywdy.
Za każdym razem, gdy uważano go za pokonanego, u kresu sił, wyczerpanego najstraszliwszymi kryzysami moralnymi, odradzał się z popiołów świeży, pełen wiary, rześki i dźwigał się zawsze bez najmniejszego dla siebie uszczerbku (…). Ta mała dłoń będąca wyrzutnią dla młodzieńczej idei, zwartej i okrągłej jak bila, która zmienia się później w precyzyjnie grającą rękę, zadającą śmiałe ciosy, prowokującą takie karambole, że wszystkie te myśli z kości słoniowej rozbiegają się jak wyrzucone z orbity słońca i głośno zderzają się ze sobą; dzisiaj panuje nad ludźmi i nad światem ta sama dłoń, dłoń, w której spoczywa jabłko cesarstwa, dłoń, która je waży, gotowa rzucić jak bombę, gotowa spowodować wybuch (s. 90).
Oczywiście głównym celem i obiektem zemsty Morawagina stają się kobiety, toteż gdziekolwiek pojawia się ten oryginalny tandem, zawsze zostawia za sobą krwawą ścieżkę kobiecych zwłok. „Kobieta to zabawka” – mówi geniusz-degenerat, „każda istota rozumna ma obowiązek rozpruć jej brzuch”. Najbardziej wyrafinowanego aktu mordu dokonuje na zakochanej w nim litewskiej Żydówce Maszy. Zabija ją bowiem, praktycznie rzecz biorąc, jej własnymi rękami. Zrozpaczona, z jego nienarodzonym dzieckiem w łonie, popełnia samobójstwo.
Mężczyzna i kobieta nie są stworzeni po to, by się rozumieć, kochać, stapiać w jedno i przetapiać. Przeciwnie, nie cierpią się i rozszarpują nawzajem; i jeśli w tej walce, której na imię miłość, kobieta uchodzi za odwieczną ofiarę, w rzeczywistości to mężczyznę się zabija, zabija bez końca. (…) Mężczyzna jest jej niewolnikiem, poddaje się, tarza u jej stóp, abdykuje bez walki (s. 71).
Morderstwo jest jedynym skutecznym sposobem, jaki sto miliardów pokoleń samców i tysiące wieków ludzkiej cywilizacji wynalazły, by nie poddać się władaniu kobiety (s. 72).
Tempo prozy Cendrarsa odpowiada szybkości, z jaką bohaterowie przemieszczają się między kontynentami (a nawet planetami – patrz: urojony lot Morawagina na Marsa) i rozmachowi ich działań. Gdzieniegdzie staje się duszna, lepka i odrealniona, jak podczas narkotycznego rejsu po Orinoko, a gdy zamknięty w areszcie Morawagin pogrąża się w swoim szaleństwie, świetnie oddaje jego gorączkowe wizje.
 
Pierwowzór postaci Morawagina istniał naprawdę. Był spotkanym przez autora w 1907 roku prostaczkiem, którego dopiero co wypuszczono z więzienia. Spędził tam wiele lat za zgwałcenie dwóch dziewczynek. Stał się dla Cendrarsa zdławionym w zarodku pomysłem, powracającym demonem, którego ostatecznie pozbył się dopiero czyniąc go bohaterem swojej powieści.

Na jej kartach zahukany zboczeniec urósł do rangi złowieszczego geniusza, anioła zniszczenia, uosobienia zła. Zrodzonego z cierpienia i pogardy i pożartego wreszcie przez swój własny, demoniczny umysł. Fascynującego i strasznego. Przeczytajcie, zachwyćcie się, a potem przeraźcie.
Nie należę do waszej rasy. Pochodzę z mongolskiego szczepu, który przyniósł okrutną prawdę: autentyzm życia, świadomość rytmu, i który zawsze będzie pustoszyć wasze ustatkowane, ułożone jak pudełka domostwa czasu i przestrzeni. Mój rumak jest bardziej nieokiełznany niż wasze zdezelowane przekładnie, jego rogowe kopyta groźniejsze od waszych stalowych kół (...). Drżyjcie, gdy wyjdę wam ze ścian jak z namiotu Attyli, zamaskowany, potwornych rozmiarów, ubrany tylko w kaptur, jak moi towarzysze więzienia w porze spaceru, i kiedy dłońmi dusiciela, czerwonymi od mrozu, otworzę chory brzuch waszej cywilizacji!
***
Za książkę dziękuję Oficynie Wydawniczej Noir Sur Blanc.

***
Cytaty: B. Cendrars, Morawagin, przeł. J. Giszczak, wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa 2005.

Fot. UrDisaster (sxc.hu)

Komentarze

  1. Jaki to jest wspaniały, sadystyczny klasyk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Pełnokrwisty, chciałoby się rzec :)

      Usuń
  2. Ha, znalazłem kiedyś tę powieść w przepastnych trzewiach przecenionych zbiorów jednej z internetowych księgarni i aż się przeraziłem, gdy po zakończonej lekturze uzmysłowiłem sobie, jakiż to skarb wpadł w moje ręce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednym słowem - przeznaczenie :) To straszne, że na cztery świata strony trąbi się teraz o różnych kiepskich czytadłach, a takie perełki leżą gdzieś niedocenione i trzeba przypadku, żeby na nie trafić. Rzeczywiście miałeś szczęście z „Morawaginem”!

      Usuń

Prześlij komentarz