Sztuka literackiej chemii
– „Przejrzystość rzeczy”, Vladimir Nabokov

Pisarstwo Nabokova to fenomen, o którym można chyba rozprawiać latami. Sztab literaturoznawców brał je pod lupę i rozkładał na czynniki pierwsze, i może poznali trochę ten niewiarygodny mechanizm, ale ja wolę po prostu podziwiać efekty. Zastanawiać się, jak to się dzieje, że jest taki konkretny, oschły wręcz, a zarazem tyle u niego poezji.

Co za niesamowite wyczucie słowa! Tam, gdzie inni błądzą jak pośród mokradeł, w pocie czoła szukają odpowiednich określeń, tam on ślizga się po papierze lekko jak mistrz jazdy figurowej. Tyle w tym lekkości. A zarazem i sztywnego planu, bo przecież od początku stało za tym solidne rusztowanie, budował od podstaw, pracowicie jak mrówka, bez jednego fałszywego tonu, bez jednej niepotrzebnej cegiełki. Pachnie paradoksem! A on jednak jakoś to godzi.

Kiedyś wyczytałam w jego wykładach o literaturze – i nie zgodziłam się, do dziś nie potrafię się z tym zgodzić – że największym błędem czytelnika jest utożsamić się z bohaterem. Dystans najwyraźniej obowiązuje też autora, bo Nabokov względem takiego Persona jest tak chłodny, jak ojciec wobec syna, który nie spełnił jego oczekiwań. Kpi sobie z niego, naśmiewa się z jego głupoty i nawet kiedy pisze „mój poczciwy Hugh” nie wyczuwa się w tym żadnego ciepła.

Cały świat przedstawiony jest dla niego jak stół doświadczalny, a on pochyla się nad nim marszcząc brwi. Choć jego proza zachwyca, nie ma on w sobie nic z wizjonera, z poety w uniesieniu, raczej jest jak badacz cierpliwie warzący swoje literackie mikstury. Jaki jest ich skład? Jak uzyskał takie a nie inne działanie, kolor, aromat? Oto zadanie dla czytelnika-odkrywcy, czytelnika-badacza, czytelnika-analityka.

Nie jestem na tyle biegła w dziedzinie literackiej chemii analitycznej, żeby rozgryzać te sekretne formuły. Pozostawiam to innym i z zachwytem czytam o tym co odkryli, o tych wszystkich warstwach i pokładach znaczeń, tak jak zachwycałam się tym, co sam Nabokov odnalazł w Ulissesie. To dzięki niemu zrozumiałam, na czym polega geniusz Joyce'a. I chylę czoła przed nimi obydwoma.

O co chodzi z „przejrzystością rzeczy” (czy też, zgodnie z nowszym tłumaczeniem Jolanty Kozak, „przezroczystymi przedmiotami”)? O to, że każdy obiekt materialny – czy to przedmiot, czy człowiek – jest mniej lub bardziej przezroczysty i można dostrzec przez niego jego historię.
Zarówno naturalną, jak i sztuczną materię pokrywa niby werniksem cienka warstwa aktualnej rzeczywistości i ten, kto pragnie pozostać w obecnym „teraz”, z naszym „teraz”, na wierzchu tego „teraz” za nic nie powinien naruszać błony otaczającej daną chwilę. W przeciwnym razie niedoświadczony cudotwórca ani się obejrzy, jak zamiast chodzić po wodzie znajdzie się w głębinie wśród zdumionych ryb (s. 17).
Cała powieść to nic innego jak badanie głębin, w których niczym zdumione ryby unoszą się wspomnienia Persona. Mamy tu motyw utraconego ojca, dziwną i zakończoną tragicznie, ale i absurdalnie historię miłosną, wreszcie – postać pisarza, który przypomina samego Nabokova, a gdzieś w tle pobrzmiewa wciąż wątek romansu z nieletnią rodem z Lolity.

Jak mówiłam – nie mnie rozszyfrowywać fabularne zawiłości, szukać rozwiązań podsuwanych przez podstępnego autora zagadek i omijać zastawione przez niego pułapki. Zdaję się na innych. A sama skupię się po prostu na przyjemności, jaka płynie z pochłaniania kolejnych zdań, z których niemal każde jest małym dziełem sztuki. Zobaczcie na przykład, jak u Nabokova wygląda akt podnoszenia się z leżaka w wykonaniu pewnej otyłej damy:
Mogła dźwignąć swoje oporne, korpulentne ciało jedynie przy wykonaniu małego, ale precyzyjnego skrętu: aby ten skręt wykonać, musiała najpierw w głębokim skupieniu zastanowić się, jak oszukać prawo ciążenia, potem czekać spokojnie, aż w niej coś zaskoczy i wtedy właściwy ruch następował jak cud kichnięcia. Leżała więc na leżaku nieruchomo i jakby przyczajona, a jej pierś i liliowe łuki czoła nad poczernionymi brwiami okrywał pot bohatera (s. 50).
Albo reakcja Armandy (a właściwie jej stopy) na komplement Persona:
- Wyglądasz jak pierwsza dziewczyna na księżycu – powiedział wskazując na jej buty; i gdyby nie obejmowały stóp tak ciasno, to poruszałaby palcami w butach, jak robi kobieta, kiedy jej obuwie staje się tematem pochlebnych uwag (uśmiechnięte palce imitują układ ust) (s. 69).
Albo... A zresztą, sami spróbujcie tej chemii!

***
V. Nabokov, Przejrzystość rzeczy, przeł. Ariadna Demkowska-Bohdziewicz, wyd. PIW, Warszawa 1982.

Fotografie:
[1] thefost / Foter.com / CC BY-NC-ND
[2] interrobang / Foter.com / CC BY-NC
[3] własna :)

Komentarze

  1. Miałam podobne odczucia - zachwyt i jednocześnie przekonanie, że trochę nie dorastam ;) Muszę wrócić do Nabokova, dawno nic nie czytałam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tym razem zrozumiesz więcej? W końcu, jak mówił sam Nabokov (a ja często i ochoczo za nim powtarzam!), dobry czytelnik to czytelnik wielokrotny :)

      Usuń
  2. Miałem przyjemność obcowania z tą lekturą - czytałem wersję muzowską, opublikowaną pod wspomnianym przez Ciebie tytułem "Przezroczyste przedmioty". Rzecz zaprawdę godna spróbowania, podobnie zresztą jak cała twórczość Nabokova. Nie wiem jak prezentują się wydania PIWu, ale książki Nabokova publikowane na łamach MUZY są naprawdę godna polecenia z uwagi na znajdujące się w nich niezwykle interesujące posłowia profesora Leszka Engelkinga, które zapewniają dodatkową optykę, stanowiąc zarazem znakomity przewodnik po meandrach nabokovskiej prozy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o posłowiach Engelkinga i żałuję, że nie miałam okazji przeczytać tego do „Przezroczystych przedmiotów”; chyba dla niego samego poszukam tego wydania. W tym moim jest bardzo ciekawy wstęp Zbigniewa Lewickiego, ale to raczej wprowadzenie w życiorys Nabokova, o samej książce jest wszystkiego może ze dwa zdania pod koniec. Niestety, w przypadku tak wymagającej prozy jak ta Nabokova ratują mnie tylko profesjonalni przewodnicy. Choć oczywiście nie zwalniam sama siebie z kombinowania i doszukiwania się znaczeń na własną rękę ;) Dzięki za linka do Twojej recenzji, świetna! Też mnie intrygował cudaczny narrator :)

      Usuń
  3. Podoba mi się Twój styl pisania o książkach :D I cytaty, które wybierasz! Ja zawsze poluję na te najfajniejsze co mi się przykleją do głowy i już będą żyć sobie ze mną jako najlepsze wspomnienie z książki :) Cały wielki i ciekawy świat Nabokova jeszcze przede mną (na co się ogromnie cieszę, że nie już za mną). Ostatnio sobie poluję na "Rozpacz", bo jakoś mnie zaintrygował opis z okładki chociaż sporo zdradza jak na opis z okładki :D Ale "Przejrzystość rzeczy" również będę mieć na uwadze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Pewnie, miła jest świadomość, że tyle wspaniałości jeszcze przed Tobą, ale też nie zwlekaj za długo, bo Nabokova naprawdę warto znać. Czyli „Lolity” też jeszcze nie czytałaś? Założę się, że będziesz zaskoczona, ile tam się rzeczy kryje pod tą historią! O „Rozpaczy” nic Ci nie powiem, bo sama jeszcze nie czytałam... Ale polecam też Nabokova jako przewodnika po literackim świecie – nie wiem, czy Tobie już pisałam coś o jego wykładach o literaturze czy jeszcze nie (mam wrażenie, że wszystkich nimi zamęczam), ale jego opracowania „Ulissesa” , „Mansfield Park” czy „Anny Kareniny” to mistrzostwo!

      Usuń
    2. Do "Lolity" się zabierałam za wcześnie, jak byłam dużo młodsza, więc naturalnie mnie odrzuciło... myślę, że po latach odbiór takiego dzieła będzie zupełnie inny. Ale zrobię sobie kiedyś takich miesiąc z Nabokovem jak Ty, bo wiem, że warto.

      Usuń
  4. Nabokova owszem uwielbiam, choć akurat przezroczyste przedmioty jakoś najmniej mnie zachwyciły. Za to Maszeńka, Splendor czy Ada albo taki Pnin po prostu nie mają sobie równych, moim zdaniem. Tylko dlaczego piszesz ze ta proza jest oschła? Ona wręcz ocieka aromatami, sokami przy czytaniu jak dojrzała mandarynka przy gryzieniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem tak naprawdę na początku przygody z Nabokovem, bo wcześniej czytałam tylko „Lolitę”. Niedawno zaczęłam „Ukrytą historię Vladimira Nabokova” i przy okazji przypomniałam sobie, że mam na półce jakieś jego książki czekające na swoją kolej i że to będzie dobra okazja, żeby je wreszcie przeczytać. W ten sposób padło właśnie na „Przejrzystość rzeczy”. Była pod ręką.

      Co do oschłości – chodzi mi o tę rzeczowość narracji Nabokova, na mnie robi ona takie wrażenie, jakby uczucia były cały czas trzymane na uwięzi. Nie na siłę, ale jakby on po prostu był takim typem człowieka, szalenie konkretnym i zdystansowanym (a im dłużej o nim czytam, tym bardziej się w tym przekonaniu utwierdzam).

      Usuń
  5. Ja bardzo przepraszam, ale jak można nie utożsamiać się z bohaterem?! Jak? Bo ja nie potrafię. A nawet jeśli się z nim nie utożsamiam, to zdystansować się od niego nie umiem ni cholery. Jak ktoś wie, jak to zrobić, to proszę o przepis, wtedy będę mogła czytać to, na co mam ochotę, a nie to co daję radę. A bardziej do Nabokova, tu jestem leszcz, mało go znam, ale miętowe pocałunki Lolity... nie da się tego zapomnieć. Piękna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Myślę, że to jednak od człowieka zależy, bo ja też nie za bardzo jestem w stanie patrzeć na książkowych bohaterów chłodnym okiem naukowca, jak Nabokov na motyle. Pewnie i fakt, że dostrzega się wtedy więcej. Ale czuje mniej. I sama nie wiem, czy to dobrze.

      Usuń

Prześlij komentarz