Człowiek-pergamin na tropie złotnika słów
– „Nocny pociąg do Lizbony”, Pascal Mercier

Wierzę, że ta książka potrafi zmienić czyjeś życie. Wierzę, że potrafi zmusić do rozmyślań, wzbudzić wątpliwości, zmienić pogląd na różne sprawy, potrafi zaciekawić, zaintrygować, zainspirować. Wierzę, że jej leniwa narracja i senny klimat może się podobać, a pozbawione wyraźnej konkluzji zakończenie może motywować do wymyślania własnych wersji dalszych losów Raimunda Gregoriusa, zależnie od interpretacji całej historii. Wierzę – choć u mnie tego wszystkiego nie było.

Czasem myślę o książkach jak o ludziach, których co dzień poznajemy – za każdym razem trudno przewidzieć, czy się z miejsca pokochamy czy przeciwnie, nie przypadniemy sobie do gustu. Z niektórymi od pierwszego momentu łączy nas głęboka sympatia, i wiemy po prostu, że to „to”, a z innymi mimo usilnych prób nie jesteśmy w stanie się zżyć. Przypadek nr 2 to właśnie ja i Nocny pociąg do Lizbony. Bo powieść jest piękna, baśniowa, tajemnicza, ale jednak do reszty mnie nie porwała – to nie było „to”.

Lubię książki, w których wszystko ostatecznie układa się w niedostrzegalną z początku całość. Książki konsekwentne, domknięte, zachwycające dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach strukturą. A w Nocnym pociągu tego nie ma. Są tylko wątki, które się nagle urywają, epizody bez znaczenia, postaci, które pojawiają się i już nie powracają, tajemnicze numery telefonów, pod które nikt nigdy nie zadzwonił.

I bliższe jest to życiu, bo przecież w rzeczywistości nic nie układa się tak pięknie jak w literaturze. Ale równocześnie historia opowiedziana w Nocnym pociągu z rzeczywistością ma tyle wspólnego, co nic. Za dużo tu tych szczęśliwych zbiegów okoliczności, które gładko prowadzą Gregoriusa do dalekiej Lizbony. Piękna nieznajoma czarująca swoim miękkim „português” szybko się ulatnia, ale niczym opiekuńczy anioł kieruje kroki bohatera do hiszpańskiej księgarni, gdzie za sprawą kolejnej nieznajomej w ręce Gregoriusa wpada książka Prado. Fascynacja tym portugalskim lekarzem, „złotnikiem słów” i „bezbożnym kapłanem”, sprawia, że bohater podejmuje spontaniczną decyzję o wyjeździe do Lizbony, a w pociągu poznaje Silveirę, kolejnego anioła, który za pośrednictwem senhory Eçy doprowadza Gregoriusa do dawnych znajomych Prado.

Brzmi jak przeznaczenie (choć przecież, jak sam Prado pisał – przeznaczenia nie ma). A więc nie historia z życia wzięta, raczej filozoficzna baśń, pełna sennych monologów bajka dla dorosłych. Fabuła ma w niej tak naprawdę niewielkie znaczenie. Na pierwszym miejscu są refleksje Prado o świecie i życiu, które Gregorius-Mundus, „pergaminowy człowiek”, nudny pan od łaciny i greki, łapczywie chłonie i próbuje odnieść do siebie.
Pomyślałem, że nigdy, ani przez chwilę w życiu, nie byłem taki, na jakiego wyglądałem i jakie sprawiałem wrażenie. Ani w szkole, ani na studiach, ani w pracy. Czy inni ludzie także nie rozpoznają się w swoim zewnętrznym obrazie? Czy ten obraz wydaje się im maską pełną niezgrabnych grymasów? Czy z przerażeniem zauważają przepaść między sposobem, w jaki postrzegają ich inni, a sposobem, w jaki odbierają samych siebie? Czy znajomość czegoś od wewnątrz i znajomość z zewnątrz są tak od siebie odległe, że wręcz nie mogą uchodzić za znajomość tego samego? (s. 77).
Mam wrażenie, że Nocny pociąg ugina się wręcz pod ciężarem postaci, historii, myśli. Historia Gregoriusa, historia Prado, historia Portugalii, Lizbona, Berno, marzenia i sny, język, słowa, wiedza, przyjaźń, miłość, rodzina, ojcostwo, choroba, śmierć, Bóg, człowiek, odpowiedzialność. Jakby autor chciał napisać powieść psychologiczną, historyczną, romans i traktat filozoficzny w jednym. Bywa, że tak karkołomne przedsięwzięcia kończą się sukcesem, ale w tym wypadku nie udało się wszystkiego zgrabnie zamknąć w powieściowych ramach, i cała historia rozkleja się, i czuje się przesyt.

Skutek jest taki, że zagubiłam się w gęstwinie rozważań Amadeu de Prado i po tygodniu od przeczytania nie jestem już w stanie przytoczyć żadnej z jego myśli. Pamiętam za to malownicze obrazy i efektowne metafory – i chyba one są największą siłą tej książki, tym, co sprawiało, że nawet mimo zmęczenia narracją potrafiłam się jednak powieścią Merciera zachwycić. Został mi po niej obraz krwawych cedrów, pięknej Portugalki na berneńskim moście, pachnącej mydłem dziewczynki siedzącej na porośniętych mchem schodach. Wizja życia jako podróży pociągiem prowadzonym przez maszynistę-szaleńca, pędzącym w nieznanym kierunku, w zaryglowanym przedziale. I ludzi siedzących w dwóch mijających się szybko pociągach, tak blisko, ale tak bardzo sobie obcych. Bo tak naprawdę nie sposób poznać człowieka. Nawet gdybyśmy znali go sto lat.
Czyż każde spojrzenie innego człowieka, każda wymiana spojrzeń nie przypomina ulotnego spotkania podróżnych, którzy mijają się oszołomieni nieludzką prędkością i uderzeniem powiewu sprawiającego, że wszystko drży i dzwoni? Czy nasze spojrzenia nie uciekają wciąż od innych ludzi, jak dzieje się to w rozpędzonym nocnym pociągu, i nie zostawiają nas jedynie z domysłami, skrawkami myśli i błędnymi osądami? Czyż w rzeczywistości nie jest tak, że spotykają się nie ludzie, lecz cienie, które rzucają ich wyobrażenia? (s. 89).
***
P. Mercier, Nocny pociąg do Lizbony, przeł. Magdalena Jatowska, wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa 2015.

***
Za odrobinę męczącą, ale również urokliwą podróż do Lizbony dziękuję panie Joannie i Oficynie Literackiej Noir Sur Blanc.

Fotografie:
[1] pni / Foter.com / CC BY NC SA
[2] Okładka polskiego wydania ze strony wydawnictwa Noir Sur Blanc
[3] Okładka niemieckojęzycznego wydania, roberthuffstutter / Foter.com / CC BY 

Komentarze

  1. Książka jest, czeka i powiadam - będzie przeczytana! Ale zawsze dobrze być ostrzeżoną. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bierz sobie bardzo do serca moich ostrzeżeń, bo przecież większości czytelników się bezkrytycznie podoba. Może jednak na filozofię reaguję alergicznie? Albo za młoda jestem jeszcze i za głupia, żeby docenić?

      Nie ma to jak recenzencka pewność siebie ;).

      Usuń
  2. Wpisałam ten tytuł już jakiś czas temu do mojego zeszytu "książek do przeczytania", ale n razie odpuszczę sobie jednak tę pozycję. Wiele osób, także i Ty, opisuje "Nocny pociąg..." jako książkę "dobrą, może nawet bardzo dobrą, ale nie wybitną". A ja, pech chciał, właśnie wybitnych szukam ;-) Z pewnością jednak sięgnę niedługo po Hrabala, bo jestem to winna Twojemu wpisowi "Świat piękny do obłędu", który właśnie taki jest - piękny do obłędu, pełny wspaniałego zachwytu twórczością Hrabala, czarujący. Pozdrawiam z LC ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysoko mierzysz, ale bardzo dobrze, popieram! Żal marnować czas na książki „takie sobie”, gdy tyle wybitnych czeka jeszcze na przeczytanie :). Ja ostatnio trochę obniżyłam wymagania, ale kiedyś miałam podobne podejście – tylko klasyka, tylko sprawdzone, dobre, nowości nawet nie tknęłam, bo kto wie, czy to nie będzie marnowanie mojego cennego czasu?

      W moim rankingu Hrabal z pewnością do wybitnych się zalicza, więc możesz sięgać śmiało :). Cieszę się, że wpis Cię zachęcił – mam czasem wrażenie, że wpadam w zbyt nabożny ton i przez to raczej zniechęcam do Hrabala niż do niego przekonuję. Ale jeśli na Ciebie tak nie zadziałał, to wielka radość :). Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Bardzo lubię pozycje wydawane przez oficynę Noir sur Blanc. "Nocny pociąg do Lizbony" już od pewnego czasu widnieje na moim rozkładzie - ciekawi mnie ta mnogość literackich wątków. Od czasu do czasu lubię zanurzyć się w podobnym chaosie i natłoku myśli, idei i koncepcji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię, to jedno z moich ulubionych wydawnictw. Co książka, to perełka. Tym razem zachwyt umiarkowany, ale jasne, przeczytaj. Może akurat Ty się w tej mnogości odnajdziesz :).

      Usuń
  4. Nie wiem, czy ta książka jest magiczna, ale na pewno magiczna jest Twoja recenzja. Bardzo ładnie ujęłaś w słowa swoje wrażenia odnośnie "Nocnego pociągu do Lizbony". Zgadzam się, że z książkami jest jak z ludźmi - albo zaiskrzy albo nie. Ja podobne wrażenia miałam po "Lawendowym pokoju". Przeczytałam wiele recenzji chwalących tę książkę, ale dla mnie od początku było z nią "nie po drodze". Jak to ujęłaś, to nie było "TO":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę :). Nie wszystko trafia w naszą wrażliwość, po prostu. Ale cieszę się, że udało mi się w miarę zgrabnie wyrazić to, co myślę o tej książce. Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz