Pieśń nad Pieśniami z silikonem w tle
– Jerzy Pilch, „Zuza albo czas oddalenia”

Była chyba prawdziwa i miała chyba na imię Zuza. Nigdy nie wiedział na pewno. Dwudziestolatka, nie czytała książek, choć jej pies wabił się Tetmajer (bo ładnie brzmi) i miała cudowne, sztucznie poprawione ciało – wszak to jej narzędzie pracy. Krótko mówiąc, była warszawską kurwą.

To była „miłość od pierwszego włożenia”. Ale czy na pewno miłość? Miłość czy tylko zachwyt? A zachwyt był niewątpliwy, bo też nieskończone było w jego oczach piękno jej syntetycznego ciała. „Krew i mleko, hialuronian i silikon” – pisze i snuje dalej swoją współczesną wersję Pieśni nad Pieśniami, swój poemat na cześć ciała-sklejki w idealnych proporcjach domieszkowanego botoksem i na swój perwersyjny sposób pięknego. Absolutem jest ciało kobiece, i cóż nawet, że skalpelem zręcznie poprawione?

Autor tego „rękopisu znalezionego w bucie”, sześćdziesięciosześciolatek z chorobą Parkinsona i głową pełną niespokojnych wizji, w bezceremonialny i urzekający sposób zderza wzniosłość z wulgarnością, poezję miłości z prozą życia, biblijne uduchowienie z wszechobecnym kultem ciała. „Czar i pornografia, niewinność i zepsucie”, używając jego własnych słów, bo Zuza, choć stanowi uosobienie wyuzdania, jest na swój sposób czysta jak łza, jest w pewnym sensie wzorem cnoty. Chirurgicznym cięciem oddzieliła swe ciało od duszy, i dlatego mówi: „Umiem być wierna... nawet gdy moje ciało jest gdzie indziej”.

Ten, który widzi w niej przede wszystkim cielesność, zbyt późno uświadamia sobie, że nigdy tak naprawdę jej nie miał. Do szaleństwa doprowadzała go jej uroda, poranna zapłata dodawała każdej nocy pikanterii, występna miłość smakowała zakazanym owocem, ale miłości nie było. I dlatego podtytuł tej historii to Czas oddalenia. Zuza pojawiła się, przez chwilę była jako niby-żona, a potem znikła. On został, i tęskni zwierzęco, wzywa, wspomina, oddałby z powrotem swoją wolność i samotność nawet za cenę tego strasznego wzajemnego pożerania, którym jest miłość, „do zesrania, uduszenia, utraty wszystkiego”.

Ta gorzka opowieść o uczuciu, którego nie było, to również pewien obraz współczesnych realiów – świata, gdzie ciało jest dobrem, w które należy inwestować. Takie to odmienne od dawnych czasów, gdy królowała pruderia i gdy brano siebie „w ciemno”, ale skutek jest ten sam, związki oparte na ślepym pożądaniu i małżeństwa z rozsądku kończą się podobnie, czas zatacza dziwny krąg: „W gruncie rzeczy byliśmy małżeństwem starej daty – nic nas z sobą nie łączyło”.

Nic ich nie łączyło, bo podczas gdy świat Zuzy kręci się wokół kolejnych klientów, narrator odbywa literackie wędrówki, polemizuje z Vargasem Llosą i zastanawia się nad wizerunkiem kurwy u Dostojewskiego, Manna, Márqueza. I myśli o samobójstwie, bo już tylko choroba, nieznośna wolność, zwierzęca tęsknota.

Nie daje mi spokoju ten but, w którym znaleziony został rękopis. Przywodzi mi na myśl buty, którymi Don Juan Ziobro w Pod Mocnym Aniołem ciskał w kąt pokoju, usiłując ubić czające się tam zło, i poprzez to skojarzenie jakoś dziwnie łączy się ze śmiercią. Czy to dobry trop? Nie wiem, ale tropów jest tu od groma, o wiele więcej, niż sama jestem w stanie znaleźć, przygotujcie się więc na wspaniałą literacką ucztę.

***
J. Pilch, Zuza albo czas oddalenia, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015 (premiera: 3 czerwca).

Za rękopis ukryty w bucie dziękuję pani Aleksandrze i Wydawnictwu Literackiemu.

Fotografie:
[1] illusionwaltz / Foter.com / CC BY-NC
[2] okładka książki ze strony Wydawnictwa Literackiego

Komentarze

  1. Zostałaś przeze mnie nominowana do TAG'u :D

    http://papierowa-kraina.blogspot.com/2015/05/disney-princess-book-tag.html

    OdpowiedzUsuń
  2. już maaaasz? Ja też się na to czaję. Czy dużo w tym Pilchu z Pilcha?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o jego książki to mam na koncie całe dwie, więc moja ocena może nie być miarodajna, ale dużo. W zestawieniu z „Pod Mocnym Aniołem” wypada bardziej chaotycznie, ale to zwiększa wiarygodność historii z rękopisem, a poza tym to ten sam Pilch, ten sam sposób widzenia świata, literackie wycieczki, temat tylko nieco inny. I może jeszcze trochę tu więcej rozgoryczenia.

      Usuń
  3. Powtórzę to, co pisałam na Twoim profilu fb - zazdroszczę! Bo się doczekać nie mogę, bo beznadziejnie kocham, bo 4 czerwca (dobra data!) tak daleko... I cholera coś czuję, że może boleć, ale ból też bywa piękny. Odezwę się więcej, jak pochłonę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem sQrko, wiem! Pewnie Cię to specjalnie pocieszy, ale jest na co czekać. A czy będzie bolało... Może trochę. U mnie to było takie uszczypnięcie ledwo, ale znam Twoją wrażliwość, więc nie gwarantuję, że obejdzie się bez bólu.

      Usuń
  4. O. Pilch. A ja jeszcze nie czytałam. Stoi mi na półce "Moje pierwsze samobójstwo" i przyznam, że ostatnio "Zuza..." też mnie zaintrygowała. Tak samo jak fakt, że okładka nie spodobała się czytelnikom (trochę się śmieje, ale jak zobaczyłam wyniki konkursu, to stwierdziłam, że mogliby jeszcze raz wydać. A niby się nie ocenia książki po okładce). Póki co nie wczytuje się jeszcze w Twoją ocenę... zaczekam, aż sama przeczytam i zrobimy wymianę opiniami :D I widzę w komentarzach, że "Pod mocnym Aniołem" czytałaś... Będziesz się może dzielić wrażeniami ze swoimi wiernymi czytelnikami? :D (bo jeden z nich byłby chętny poznać) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żabko, znam sprawę z okładką, choć osobiście uważam, że ta oryginalna wcale nie jest taka zła :). Może tylko odrobinę zbyt dosłowna, i pod tym względem akurat niektóre propozycje czytelników prezentowały się lepiej.

      Pewnie, poczekam tu na Ciebie, aż sama przeczytasz :). O „Pod Mocnym Aniołem” postaram się też napisać, tylko może to trochę potrwać, bo sporo mam ostatnio na głowie. Więc trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość :).

      Usuń
  5. Pilcha znam na razie tylko z jego dzienników, i to części drugiej. Ale to i tak wystarczy, żeby stwierdzić, że to ktoś ciekawy. Skończony erotoman i erudyta, wybuchowe połączenie. Dziękuję za interesującą notkę :)
    Jakby ktoś chciał się ze mną skontaktować, zapraszam na mojego bloga
    trzylinie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak to się stało, że trafiła Ci najpierw w ręce akurat druga część? Dzienniki jeszcze przede mną, ale na pewno kiedyś przeczytam. Pilch ma przede wszystkim taki swój własny, niepowtarzalny styl, silny głos, i zdołał już wykreować wokół siebie pewną legendę. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Bardzo gorąco zachęcam do lektury dzienników, i to od drugiego proponowałabym zacząć. Bardzo ciekawie pisze o pisaniu, zresztą, i bez reszty także o wszystkim (nawet o kwestiach mnie nie dotyczących, czy nie interesujących) pisze ciekawie i smacznie. Takie to były moje dotychczasowe Pilchowskie doświadczenia. Pozdrawiam,

      Usuń

Prześlij komentarz