Żydowska dama z chlebem w kieszeni – „Hana”, Alena Mornštajnová [patronat]

Podobno to nie miała być powieść o holokauście. Podobno obozowa przeszłość tajemniczej, zamkniętej w sobie ciotki Hany miała być tylko wątkiem pobocznym, a w centrum uwagi miała się znaleźć rodząca się więź między nią a jej osieroconą siostrzenicą. Literatura żyje jednak swoim życiem i jak to często bywa, na marginesie powstała opowieść, która przyćmiła wszystkie inne.

Akcja powieści rozgrywa się w rodzinnej miejscowości autorki, Valašskim Meziříčí na wschodnich Morawach, na dwóch płaszczyznach czasowych. Najpierw czytelnik zostaje przeniesiony w lata 50. XX wieku i poznaje Mirę – niesforną dziewięciolatkę, która za jeden ze swoich wybryków zostaje ukarana brakiem deseru.

Ten pozornie mało istotny epizod okazuje się kluczowy dla jej dalszych losów – po zjedzeniu feralnych ciastek cała rodzina zaraża się tyfusem i mała Mira zostaje sierotą. Jedyną krewną, której udaje się wyjść z choroby, jest jej ciotka Hana. Dziwna, mroczna postać, zawsze ubrana na czarno i nigdy nie rozstająca się ze schowaną w kieszeni kromką chleba.

By zrozumieć Hanę, musimy wysłuchać drugiej części opowieści. Odbywamy więc kolejną podróż w czasie, w lata 30., kiedy Hana jest jeszcze młodą, wyniosłą panienką, córką właścicielki nieźle prosperującego sklepu. Żydówką, z rodziny z silnymi żydowskimi tradycjami.

Potrójna trauma

Fakt, że Hana przeżyła obóz koncentracyjny, jest zasygnalizowany już na samym początku powieści. Ale poznając jej historię uświadamiamy sobie, że ocalałej z piekła kobiecie towarzyszy nie tylko obozowa trauma – choć już samo to jest przecież nie do udźwignięcia nawet dla silniejszych niż ona. Żyje również z poczuciem odrzucenia i winy. Bo to właśnie ona, naiwnie zakochana, bagatelizując zapowiedzi nadchodzącej wojny, odwlekła planowaną ucieczkę całej rodziny przed wojennym pogromem, nie wysyłając powierzonego jej listu. Z miłości do człowieka, który nie chciał się skalać małżeństwem z żydowską dziewczyną, skazała na zagładę swoją matkę i śmiertelnie naraziła siostrę. Jak żyć z tą świadomością?

Alena Mornštajnová. Fot. Vojtěch Vlk
Odtrącenie przez ukochanego okazuje się zaledwie wstępem do pasma poniżeń, których Hana doświadcza jako Żydówka niedługo potem, w obozach. Elegancka i wyniosła młoda dama, która przywykła do wygodnego życia, zostaje brutalnie wrzucona w obozową rzeczywistość, w której aby przeżyć, musi zrobić użytek ze swojej urody i pięknego, młodego ciała. Udaje jej się przetrwać – ale wychodzi z tego jako wrak człowieka, czekający na śmierć. Czarna zmora.

Ze śmierci z powrotem w życie

Ocaleniem okazuje się dla niej siostrzenica, która nagle trafia pod jej opiekę. Hana nie ma najmniejszej ochoty zajmować się dzieckiem – w końcu ledwie jest w stanie zaopiekować się sama sobą – ale nie ma innego wyjścia. Niepokorna Mira, młodziutka, nie obciążona wojenną traumą, wyrywa ciotkę z marazmu i odrętwienia i zmusza ją do myślenia o codziennych, praktycznych sprawach. Mroczna przeszłość zostaje wyparta przez teraźniejszość, śmierć – przez życie.
„Podczas gdy odnosiłam kupione warzywa do spiżarni, a groch znów wcisnęłam w najciemniejszy kąt, ciotka usiadła przy stole i schowała głowę w dłoniach. Już tak się jej nie bałam, ale przestraszyła mnie jej bezradność.
– Damy radę – powiedziałam, raczej żeby przekonać samą siebie, i usiadłam obok. Bałam się jej dotknąć, bo wiedziałam, że nie mogła tego robić nawet mama.
Spod przyciśniętych do twarzy dłoni dobiegło westchnienie. Hana pokiwała głową.
– To czemu wzdychasz? – spytałam.
Ciotka Hana pociągnęła nosem, odsunęła dłonie i popatrzyła na mnie (…).
– Bo teraz nie mogę już umrzeć” (s. 67).
Tylko czy to nie jest historia, którą słyszeliśmy już wiele razy – dziecko przywracające kogoś życiu? Czy po dramatycznych wojennych losach Hany ta opowieść może nas czymkolwiek zaciekawić?

Książka o holokauście

W wywiadach i na spotkaniach autorka często podkreśla, że Hana nie jest książką o holokauście. Że chciała przede wszystkim opowiedzieć historię rodzącej się więzi między poranioną ciotką a jej siostrzenicą-sierotą oraz upamiętnić historię epidemii tyfusu w jej rodzinnym mieście, o której nikt już dziś nie pamięta. Mimo to dramat młodziutkiej Hany wyraźnie przyćmiewa wszystko to, co dzieje się po przygarnięciu Miry przez ciotkę. Być może wbrew intencji autorki, ale dla większości czytelników – w tym i dla mnie – to jest jednak książka o holokauście.

Ale też o tym, jak reagujemy na zagrożenia – jak bagatelizujemy je, wolimy sobie wmawiać, że „jakoś to będzie”. Z dzisiejszej perspektywy łatwo mówić, że pod koniec lat 30. wojna była do przewidzenia, że były tysiące sygnałów, które powinny skłonić Żydów do ratowania się ucieczką. Alena Mornštajnová, oddając głos matce Hany, dokładnie opisuje to narastające poczucie osaczenia, kolejne małe akty pogardy, zapowiadające katastrofę. Jednak w naszej naturze leży pewien uparty, lekkomyślny optymizm. Który często manifestujemy i dziś. „Jakoś to będzie”.

Nie jestem pewna, czy autorce udało się w zajmujący sposób opowiedzieć właśnie te historie, na których najbardziej jej zależało. Prawdopodobnie nie. Ale ta, która miała być tylko wątkiem pobocznym, robi ogromne wrażenie. I zostaje w czytelniku na długo – jeśli nie na zawsze.

***
A. Mornštajnová, Hana, przeł. Tomasz Grabiński, wyd. Amaltea, Wrocław 2019.

Komentarze

  1. Zainteresowałaś mnie tą powieścią. Wyobrażam sobie, jak wielkie wyrzuty sumienia musiała mieć ta Hana, że przez jej brak rozsądku rodzina nie zdążyła wyjechać tam, dokąd planowała. Ale cóż, miłość i rozsądek nie idą ze sobą w parze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się Ciebie zainteresować. Tak, ogromny cios. Większość z nas popełnia za młodu i z miłości jakieś błędy, ale akurat błędy Hany miały straszne konsekwencje. Takie czasy...

      Usuń

Prześlij komentarz