Miłość vs. segregacja genetyczna – „Drobiazg”, Markéta Baňková [recenzja]

W swojej powieści Drobiazg Markéta Baňková, podobnie jak zbiorze opowiadań Sroka w krainie entropii, inspiruje się nauką. Tym razem jednak zamiast praw fizyki mamy mroczne zawiłości genetyki – i niepokojąco owładniętego nimi bohatera.

Sięgając po tę książkę, spodziewałam się czegoś nieco innego. „Czy zdarzyło się Wam spojrzeć na ukochaną, ukochanego, matkę czy ojca jak na urządzenie biologiczne? Raczej nie. A główny bohater tej powieści – student genetyki Tomasz – właśnie tak widzi ludzi. Nawet ciało najdroższej kobiety staje się dla niego przede wszystkim »workiem na geny«” – pisze na okładce Mariusz Szczygieł, a dalej wspomina o „czarnej komedii”. Opis zupełnie trafny, jednak w moim odczuciu zapowiadał książkę raczej lekką i groteskową. Tymczasem Baňková wprowadza w nieco mroczniejsze klimaty.

Tomasz bowiem nie jest zwykłym dziwakiem…

…czy oderwanym od rzeczywistości nerdem. Autorka zastosowała sztuczkę jak z Lolity Nabokova – to bohater opowiada nam tę historię, dlatego wydaje się bardziej sympatyczny i nieszkodliwy niż w rzeczywistości. Od początku zdajemy sobie sprawę z jego cynizmu i lekkiego egoizmu, ale poza tym wydaje się zwyczajnym, może nieco bardziej zainteresowanym nauką niż jego rówieśnicy, chłopakiem.

Dopiero z czasem uświadamiamy sobie, że to czystej wody szaleniec, a geny są jego obsesją. W dzieciństwie został adoptowany i choć przybrani rodzice dali mu dom, o jakim wiele dzieci może tylko marzyć, o swoich opiekunach wypowiada się z odcieniem pogardy – w jego oczach to „tylko” prości ludzie, bez wykształcenia, bez inteligencji. Wmawia sobie, że sam jest z „lepszej” materii, bo jedyny jego biologiczny krewny, którego zna, to profesor, erudyta, człowiek oświecony. Świadomie lub nie, Tomasz dokonuje genetycznej segregacji ludzi ze swojego otoczenia.

Nie trafiają do niego słowa profesora, że powinien kochać i szanować swych przybranych rodziców, bo ich troska to najbardziej bezinteresowna i nieegoistyczna forma miłości. Nic nie znaczą dla niego więzi uczuciowe, często dużo silniejsze przecież niż geny. Odsuwa się od kobiety, z którą chciałby być, gdy dowiaduje się, że ta ma dziecko. „Obce młode”. I choć z upodobaniem bawi się porównaniami znajomych Julie do zwierząt, sam wydaje się tu najbardziej nieludzki. Opętany obsesją, psychopatyczny.

Mroczna groteska

Z czasem przestajemy tracić rozeznanie, co w jego opowieści zdarzyło się naprawdę, a co jest jedynie wytworem chorej wyobraźni – bo przecież wpis w pamiętniku Julie, który bohater ukradkiem czyta, jest zbyt literacki i szczegółowy jak na osobiste zapiski. W tym samym czasie Tomasz z bezwzględną konsekwencją realizuje dziwaczny plan rozpowszechnienia swoich genów. Bynajmniej nie poprzez płodzenie dzieci.

Markéta Baňková. Fot. Pavel Horák / Wikimedia Commons

Tak, oczywiście mamy tu też do czynienia z humorem. Scena z gadającym genem FOXP2 jest cudownie groteskowa, ale przy tym – wciąż w pewien sposób mroczna. Niech was nie zwiodą kolory na okładce Drobiazgu, bo zamieszczona na niej grafika Kateřiny Sidonovej jest nie tylko barwna, ale i niepokojąca; tak jak historia opowiedziana w książce.

Wszystko zaczyna się od uczuć

Markéta Baňková stworzyła niejednoznacznego bohatera, który budzi ciarki na plecach, i historię, która hipnotycznie wciąga jak wir helisy DNA. Nauka po raz kolejny okazuje się w jej prozie niezwykle literacka, ale tym razem pokazuje też swoją twarz niebezpiecznej obsesji.

Wszystko jednak, wbrew intuicjom Tomasza, zaczyna się i kończy na uczuciach. Bo przecież cała ta historia nigdy by się nie wydarzyła, gdyby nie poczucie braku w sercu pewnego adoptowanego chłopca.

***
M. Baňková, Drobiazg. Miłość w czasach genetyki, przeł. D. Dobrew, wyd. Dowody na istnienie, Warszawa 2019.

Komentarze

  1. Brzmi i wygląda niesamowicie! Tylko raz czytałam czeską książkę („Masłem do dołu” Sabacha), ale to była taka typowa, sympatyczna, humorystyczna czeska opowieść. Jestem ciekawa tego innego, poważniejszego oblicza czeskiej literatury. Poza tym zachwyca mnie wydanie tej książki!
    BalladyBezludne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najnowsza czeska literatura ma naprawdę wiele różnych twarzy. :) Tutaj u mnie na Skarbach znajdziesz całe mnóstwo innych historii rodem z Czech, które są niepokojące, przerażające, dające do myślenia, a jeśli już z humorem, to zwykle czarnym. Gdybyś potrzebowała pomocy z wyborem, daj znać, chętnie coś konkretnego Ci podsunę. :)

      Wydanie faktycznie piękne, jak wszystkie książki z serii Stehlík Dowodów na istnienie – na wszystkich okładkach znajdują się grafiki Kateřiny Sidonovej. Ta seria to też dobry trop, jeśli chodzi o nieoczywiste czeskie tytuły. To książki wybierane według osobistego gustu Mariusza Szczygła. :)

      A, a gdybyś chciała kontynuować swoją przygodę z Šabachem, to już w maju wychodzi następna jego książka, „Babunie”. :)

      Usuń
  2. Teorie naukowe przemycane w literaturze, tak by czytelnik przyswoił je bezboleśnie? Jestem ciekawa - ten wątek może być fascynujący. Pociąga mnie też mroczność, czy też czarny humor powieści. Fajnie, że wspomniałaś o drugiej książce tej pisarki "Sroka w krainie entropii".

    Z innych powieści, w których dużo miejsca zajmują teorie naukowe, czy też może raczej rozważania filozoficzno-naukowe, przypomniała mi się "Ciemna materia" Juli Zeh (bohater opętany jest teoriami fizyki klasycznej o powstaniu wszechświata) oraz (mój ukochany) "Karzeł Mendla" Simona Mawera (pierwszoplanowa postać to niezwykle inteligentny karzeł - naukowiec pracujący nad teoriami genetycznymi, prawami Mendla). Czy znasz może jeszcze jakieś inne powieści oswajające teorie naukowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, myślę, że to jest najlepszy sposób na zainteresowanie czytelników nauką. A Baňková, choć sama nie ma wykształcenia ścisłego, jest zawsze świetnie przygotowana, współpracuje i konsultuje się z masą specjalistów, fizyków, matematyków, biologów.

      Dzięki za te dwa tytuły, przyznam, że żadnego nie znałam. :) Z innych – podobno, bo sama nie czytałam, Martin Vopěnka w „Piątym wymiarze” z tej samej serii Dowodów przemyca sporo nauki (sam jest z wykształcenia fizykiem jądrowym), w tym roku ramach Polsko-Czeskiej Wiosny Literatury miało się nawet odbyć ciekawe spotkanie z udziałem właśnie jego i Baňkovej. Przychodzi mi na myśl też książka „Samotność liczb pierwszych” Paolo Giordano, doktora fizyki teoretycznej, ale tam ponoć teorii naukowych nie za wiele, a liczby pierwsze pojawiają się tylko jako efektowna metafora. Też niestety nie czytałam, choć przymierzam się od lat. Zostaje też oczywiście klasyka: Čapek, Lem... Myślę, że gdyby dłużej pomyśleć i pogrzebać, znalazłoby się takich tytułów mnóstwo. :)

      Usuń

Prześlij komentarz