Uczucia za (żywo)płotem – „Żywopłoty”, Maria Karpińska [recenzja]


Choć porównania do prozy Hrabala i Pavla zwodzą w tym wypadku czytelnika na manowce, debiutancki zbiór opowiadań Marii Karpińskiej to dobra książka. W pomysłowy, niepokojący sposób opowiada historię człowieka, który żyje gdzieś obok swojego życia, z uczuciami schowanymi za wysokim murem. Czy raczej… żywopłotem.

Narrator to chyba najmocniejsza strona tego zbioru. Ponieważ we wszystkich opowiadaniach mówi on – co podkreśla też w wywiadach i na spotkaniach autorka – jednym głosem, możemy w zasadzie przyjąć, że to jeden i ten sam człowiek, a cały zbiór to podróż przez jego życie. Kim jest, jaki jest? To trochę cynik, trochę manipulator, trochę blagier, ale w głębi duszy – ktoś bardzo samotny.

Bo, zauważmy, pomijając kilka epizodów to nie jest książka o relacjach – bohater/narrator prawie zawsze jest sam. Jeśli jest z kimś w związku, nie potrafi być wierny. Jeśli ma matkę, żyje w cieniu faworyzowanego przez nią zmarłego brata. Jeśli był kiedyś żonaty, owdowiał. Jeśli już ktoś w jego życiu jest na stałe – to pies.

Ból za żywopłotem

Cyniczna i zdystansowana poza, którą bohater przyjmuje wśród ludzi, to najwyraźniej sposób, by radzić sobie z niechcianymi uczuciami. By nie naruszać ich jak bolącego miejsca. Ciekawego znaczenia nabierają w tym kontekście tytułowe „żywopłoty” – bo czy to nie są również płoty/mury oddzielające bohatera od innych ludzi, ale też od własnych uczuć? W końcu żywopłoty służą nam często do ukrywania tego, czego nie chcemy innym pokazywać… Wszystko to zdaje się potwierdzać cytat z ostatniego opowiadania:

Starość to niby czas podsumowań, ale gdy patrzę wstecz, nic nie widzę (…). Jakbym obejmował parę życiorysów naraz, jakby moje życie poszło paroma równoległymi torami, a w każdym z nich poniósłbym porażkę, stał z boku, komentował, patrzył, nigdy jednak do końca nie uczestniczył, nie żył (s. 154).

„Płoty” mogą zresztą przyjąć różne formy. W pierwszym opowiadaniu stają się nimi na przykład słowa. Bohater uwielbia pisać, ale zakończenie wyraźnie wskazuje, że pisaniem odgradza się od siebie i innych. Dopiero przypadkowo podjęte zlecenie i jego nieoczekiwane skutki uczą go czuć i przeżywać – nawet jeśli ceną tego przeobrażenia jest utrata stworzenia, które prawdziwie pokochał, i towarzyszący temu ból.

Nic nie jest trwałe

Ponieważ to podróż przez kolejne lata, a więc pewien proces dorastania, jesteśmy też świadkiem tego, jak bohater traci złudzenia na swój temat. Uczy się siebie – tego, że nie jest tak idealny jak mu się wydaje, że nie ma podstaw, by gardzić innymi, że nie wszystko ma pod kontrolą. Że nic nie jest trwałe. Że nawet starannie pielęgnowane rośliny w palmiarni mogą pewnego razu zachorować, zmarnieć, umrzeć.

Żywopłoty to jednak nie tylko interesujący koncept i narrator, ale również atmosfera. We wszystkich utworach towarzyszy nam nastrój tajemnicy, coś niepokojącego, poczucie zagrożenia i cień śmierci, która co rusz w tym zbiorze. To wszystko podkreśla też okładka. Samotne światło w morzu niepokojącego fioletu. Łuna zachodu – poczucie zagrożenia. Żywopłoty oddzielające dom od świata, ten dom niczym łódka na morzu zieleni. Wykopany grób. I balkon. Ten balkon. Ten, na którym staje się o zmierzchu i tak trudno jest wtedy nie nienawidzić siebie. Znacie to uczucie?

Czeskie (i nie tylko) porównania

Wydawca pisze na okładce, że opowiadania Marii Karpińskiej „czyta się jak utwory najlepszych autorów czeskich, takich jak Pavel czy Hrabal – jak rzecz niewymuszoną, trochę spoza literackiego świata, nieosadzoną w konkretnej rzeczywistości i czasie”. I porównanie, i uzasadnienie jak kulą w płot, bo twórczość Hrabala czy Pavla jest akurat bardzo osadzona w konkretnej rzeczywistości, a ich opowiadania są bardzo emocjonalne i pełne ludzkiego ciepła, czego u Karpińskiej nie ma.

I może pewnie w Żywopłotach przeszkadzać ten brak uczuć – wrażenie, że to proza zimna i wystudiowana. Ale moim zdaniem idealnie koresponduje to z postawą narratora. W końcu to jego głos – człowieka, który uczucia trzyma gdzieś za wysokim murem.

Porównania chyba nie są potrzebne, ale jeśli już – ze względu na osobę narratora i ciekawe rozwiązania konstrukcyjne wymieniłabym tu Marka Šindelkę. A z polskiego podwórka Żywopłotom najbliżej chyba do Mama umiera w sobotę Rafała Niemczyka. Bo znów – podobny głos narratora, ciekawe pomysły, niepokojąca atmosfera.

Podsumowując – Żywopłoty to dobry debiut, do którego chętnie kiedyś wrócę. Pomysłowy, nastrojowy, a do tego oferujący wiele ścieżek interpretacyjnych. Nie nastawiajcie się tylko, proszę, na Pavla i Hrabala – bo ich tam akurat nie znajdziecie.

***
M. Karpińska, Żywopłoty, wyd. W.A.B., Warszawa 2020.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Przyznam się, że nie słyszałam o tej książce, ani o autorce, ale porównania do czeskich pisarzy uznałabym za bardzo dobrą rekomendację. Proza "zimna i wystudiowana", ale pod taką mogą kryć się również emocje i mam nadzieję, że różne nieoczywiste warstwy można w tej prozie znaleźć, tak jak wieloznaczny jest świetny tytuł "żywopłoty". Poza tym zwróciła moją uwagę znakomita okładka - to jest styl, który lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest! Zgadza się wszystko, co piszesz – to jest na pewno zbiór z gatunku takich do długiego rozgryzania i analizowania szczegółów. Tytuł świetny i okładka rzeczywiście znakomita, piękna, a do tego idealnie oddaje nastrój książki. Czeskie porównania ostatecznie okazują się bardziej wabikiem, ale cóż – po prostu dostajemy coś innego niż się spodziewaliśmy, ale też dobrego.

      Usuń
  2. Smutny jest ten cytat. Świadomość, że się nie brało udziału w życiu, że nie ma czego wspominać, podsumowywać, żałować, to chyba jedno z najgorszych uczuć, jakie może mieć stary człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę. Dlatego, jakkolwiek wyświechtane, prawdziwe wydaje mi się powiedzenie, że lepiej żałować rzeczy, które się zrobiło niż tych, których się nie zrobiło. Smutny cytat i smutna książka.

      Usuń
  3. Rzeczywiście, opis książki zupełnie nie kojarzy się z Hrabalem. Zwłaszcza aspekt izolacji od świata, twórczość Hrabala było nie było zarówno swój początek i koniec ma w gospodzie (ekspertem nie jestem, ale zdaje się, że sam coś takiego mówił w "Dryblingu").

    Z kolei dystansowanie się od swoich uczuć pojawia się też w przeczytanym przeze mnie niedawno "Synu Jezusa". To również zbiór powiązanych ze sobą opowiadań. Ich narrator jest tak beznamiętny, że uczucia, które jak nam się wydaje powinien czuć w opisywanych sytuacjach, sami jako czytelnicy odczuwamy w dwójnasób.

    Ciekawie się zapowiada ta pozycja, zwłaszcza że jest to spójna całość i stoi za tym jakiś większy plan, a nie jest to po prostu opowiadania zebrane jak leci.

    Doszukałem się informacji, że autorka jest z mojego rocznika, cholera, moi rówieśnicy piszą o starości :O

    A interpretacja żywopłotów przywodzi mi na myśl "The Wall" Floydów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Izolacja jest zupełnie niehrabalowska. Ale książka rzeczywiście ciekawa i tworząca pewną całość, choć to ponoć nie był od początku zamysł autorki – z początku wydawało jej się, że fakt, że narrator/bohater mówi we wszystkich opowiadaniach tym samym głosem, to wada.

      Też zawsze doceniam, kiedy opowiadania w zbiorze układają się według jakiegoś planu i jakoś współgrają. Z tego powodu mnie z kolei bardzo podobał się wydany ostatnio zbiór Marka Šindelki, ale o tym więcej niedługo.

      Dzięki za wzmiankę o „Synu Jezusa”. Brzmi to bardzo intrygująco, co o nim piszesz, a książka co prawda mignęła mi w kilku miejscach, ale nie wystarczyło, żeby mnie zainteresować.

      Ciekawe skojarzenie z „The Wall”, dzięki! A '88, no tak, to też mój rocznik. ;) Ale niektórzy lubią po prostu takie tematy, może to jeszcze o niczym nie świadczy. :D

      Usuń
    2. Myślę, że "Syn Jezusa" może Ci się spodobać (na upartego można go chyba porównać z niektórymi opowiadaniami Bukowskiego), ja w każdym razie cały czas wracam myślami do tej książki. Polecam ciekawy tekst o autorze https://www.dwutygodnik.com/artykul/8880-przewodniczacy-tej-tragedii.html

      Usuń

Prześlij komentarz