W czeskiej literaturze kobiecość to ułomność. Rozmowa z Aleną Mornštajnovą [wywiad]

Fot. Vojtěch Vlk

„Skłonność do pesymizmu weszła już nam, Czechom, w krew. Każda pozytywna myśl jest postrzegana przez czeskich krytyków jako mankament lub słabość przypisywana kobietom. W czeskim świecie literackim bycie kobietą to ułomność” – mówi Alena Mornštajnová, najchętniej czytana dziś przez Czechów czeska autorka. 

Ten materiał mógł powstać dzięki Waszemu wsparciu na Patronite. Dziękuję!
Wywiad, który za chwilę przeczytacie, uważam za najciekawszy ze wszystkich, jakie przeprowadziłam. Kilka moich – jak się okazało, dość prowokujących – pytań pokazało, że Alena Mornštajnová potrafi z zaangażowaniem dyskutować o swoich książkach i bronić swoich bohaterów. Ale rozmawiamy także o tym, czy w dzisiejszej czeskiej literaturze istnieje równość kobiet i mężczyzn – i dlaczego nie. 

Anna Maślanka: Pusta mapa to pani pierwsza książka i ponoć powstawała aż jedenaście lat. Zdradzi pani, dlaczego tak długo? 

Alena Mornštajnová: Z dwóch powodów. Miałam niewiele wolnego czasu, ponieważ w tamtym czasie prowadziłam zajęcia i tłumaczyłam, pisałam więc głównie w dni wolne od pracy albo wieczorami. Poza tym zorientowałam się, że napisanie książki nie jest tak proste, jak mi się wydawało. Choć całą powieść miałam już obmyśloną, musiałam nauczyć się tłumaczyć obrazy, jakie miałam przed oczami, na słowa. 

Czy ostateczny efekt był zadowalający? Jak widzi pani swój debiut dziś, z perspektywy kilku lat – czy coś by w nim pani zmieniła? 

Na pewno nie. Książka wyszła w roku 2013 i od tamtego czasu po prostu do niej nie zaglądałam. Chętnie za to wysłuchałam audiobooka Pustej mapy, który wyszedł niedawno. Lektorska interpretacja nadała powieści nowy wymiar i ciekawie było słyszeć znów tekst, nad którym tak długo pracowałam i byłam przekonana, że znam go na pamięć. 

W swoich książkach często przedstawia pani kobiety na tle wielkiej historii. Czy bliska jest pani idea herstorii, czy po prostu pewniej czuje się pani, pisząc z tej kobiecej perspektywy? 

Chyba i to, i to. Ogólnie interesuje mnie, jak historia wpływa na losy jednostek. Nie żyjemy w próżni, czasem znajdujemy się w sytuacjach, nad którymi nie mamy pełnej kontroli. A kobiety dodatkowo ogranicza fakt, że są matkami, córkami, opiekunkami, oczekuje się od nich, że będą spajać rodzinę w każdych okolicznościach, że się dostosują i poświęcą, choćby wbrew własnym pragnieniom i talentom. 

Równocześnie postaci męskie wciąż napędzają akcję wielu powieści, zaś kobiety pozostają w ich cieniu, tylko im akompaniują. Potrzeba w literaturze więcej wyrazistych postaci kobiecych. A kto miałby je tworzyć, jeśli nie kobiety? Jako kobieta lepiej rozumiem swoje bohaterki, ich motywacje i uczucia, choć zdaję sobie sprawę także z niebezpieczeństwa, jakie się z tym wiąże. 

Jakie niebezpieczeństwo ma pani na myśli?

Pisząc o kobietach ryzykuje się – przynajmniej w Czechach – że przyklejona nam zostanie łatka autorki tworzącej „literaturę kobiecą”, dla kobiet. To oczywiście nonsens, moje książki nie są przeznaczone wyłącznie dla kobiet, podobnie jak powieści, w których dominują postaci męskie, nie czytają wyłącznie mężczyźni. 

Pani postaci kobiece nie są bohaterkami krystalicznymi. Narratorką Pustej mapy jest donosicielka.

Gdy to pani tak określa, brzmi strasznie. Na postać Anežki trzeba spojrzeć w szerszym kontekście. Oczywiście, zrobiła coś strasznego, ale działała w pośpiechu, nie przewidziała, jakie skutki będzie mieć jej czyn, i przede wszystkim – zrobiła to z miłości. Jej uczucie było tak głębokie i bolesne, że ją zaślepiło. Młoda nierozważna kobieta postanawia rozwiązać swój problem. I rozwiązuje go źle. Pewnie najgorzej, jak się dało. Ale z ręką na sercu – czy każdy z nas nie ma w pamięci takich chwil, własnych słów, decyzji, które by cofnął, gdyby mógł? My znamy skutki działań Anežki, ale ona w swoim położeniu nie była ich w stanie przewidzieć. I nawet jeśli jej czynu nie możemy pochwalać, możemy ją zrozumieć – a ja, jako twórczyni tej postaci, rozumieć ją musiałam. 

Hana, bohaterka innej pani książki wydanej po polsku, także naraziła własnych krewnych, działając z pobudek, które moglibyśmy uznać za egoistyczne. Temat winy i wstydu powraca więc w pani książkach, czy jest w jakiś sposób ważny? 

W odróżnieniu od Anežki Hana nie była w żaden sposób winna. Przeciwnie, to względem niej ktoś zawinił – Jaroslav, który robił jej fałszywe nadzieje i w końcu ją zdradził, ale przede wszystkim ludzie, państwo, świat. Ludzie – tym, że bezczynnie przyglądali się niesprawiedliwości, jakich doświadczyła. Państwo czechosłowackie – bo nie walczyło o swoich obywateli i zdecydowało się ich poświęcić. I świat – bo dopuścił do powstania ruchu faszystowskiego, nie powstrzymał wojny i pozwolił, by Hana, a wraz z nią miliony niewinnych ludzi, cierpiała. Hana była ofiarą, nie winowajcą. A przypisując jej jakąś winę, jeszcze bardziej ją krzywdzimy. 

Wydaje się pani mocno związana ze swoimi bohaterami, także emocjonalnie. 

Przede wszystkim muszę rozumieć motywy ich postępowania. Są momenty, gdy muszę użyć wyobraźni i mocno się w nich wcielić, kiedy indziej potrzebuję większego dystansu. 


Która postać z Pustej mapy jest pani najbliższa? 

Trudne pytanie. W Annie lubię jej oddanie i życiową werwę, którą przekazała swojej córce Alžběcie. Alžběta to osoba do bólu pragmatyczna, Anežka z kolei – aż nazbyt uczuciowa. Wszystkie rozumiem, ale nie potrafię się utożsamić z żadną z nich. 

Zainteresowała mnie – i z tego co czytałam, nie tylko mnie – historia męża Boženki, Niemca, człowieka na pierwszy rzut oka poczciwego i prostodusznego, który ma jednak swoje mroczne tajemnice. Był między innymi strażnikiem w obozie koncentracyjnym. Rozważa pani rozwinięcie podobnej historii w którejś z kolejnych książek? 

Nigdy nie mów nigdy, choć do tematu obozów koncentracyjnych nie chcę już wracać. Ale ma pani rację, że opowieść o człowieku rozdartym, który walczy nie tylko z historią mającą wpływ na jego losy, ale i własną naturą, jest bardzo ciekawy. Nie wykluczam, że podobny temat jeszcze wykorzystam. 

Jak pani pracuje z pomysłami na historie, skąd je bierze? Czytałam, że często pochodzą z życia, zasłyszane od spotkanych ludzi. 

Wiele pomysłów przychodzi już w trakcie pisania. Czasem je wykorzystuję, ale zdarza się, że nie pasują do tekstu, który właśnie powstaje. Często wtedy rozwijam je w kolejnej książce. Od pomysłu do pisania droga jest jednak długa, wcześniej potrzebuję wszystko dokładnie przemyśleć i przestudiować trochę fachowej literatury. 

Co w takim razie z postaciami? Barwni bohaterowie to moim zdaniem jeden z największych atutów pani powieści. Czy powstają na wzór autentycznych postaci, czy dominuje wyobraźnia? 

Zwykle trochę tego, trochę tego, ale zawsze przeważa fikcja. Postaci tworzę i modeluję wedle potrzeb tekstu. 

W jednym z wywiadów wyczytałam, że stara się pani śledzić najnowszą czeską literaturę. Których autorów czyta pani najchętniej? 

Z literatury czeskiej – Květę Legátovą i Terezę Boučkovą. Ale częściej sięgam po sprawniejszą warsztatowo literaturę angloamerykańską. 

Od lat mieszka pani w Valašskim Meziříčí, żyjąc trochę na marginesie czeskiego życia literackiego. Nie przeszkadza to pani? A może pomaga? 

Pozostawanie „na marginesie życia literackiego” to dla mnie plus. Piszę tak, jak chcę, zgłębiam tematy, które mnie interesują i nie kieruję się żadnymi trendami. W Pradze spędzam sporo czasu, ale zawsze chętnie wracam do spokojnego Valašskiego Meziříčí. Poza tym dziś, w dobie internetu, tak naprawdę nie ma większego znaczenia, gdzie mieszkamy. 

Korzysta pani też z pobytów rezydencjalnych dla pisarzy, między innymi w Krakowie. Jak pani wspomina ten pobyt? 

Z rezydencji w Krakowie korzystałam nawet dwukrotnie. W trakcie pierwszego, sześciotygodniowego pobytu pracowałam nad Haną, w trakcie drugiego, miesięcznego, nad powieścią Listopad, która wyjdzie w Czechach w połowie kwietnia. Kraków jest cudowny, przestrzeń Willi Decjusza wpływa bardzo inspirująco i wspaniałe jest to, że można się skupić wyłącznie na pisaniu. 

Na koniec chciałabym panią spytać, czy ma pani jakąś teorię, dlaczego stała się pani ulubioną autorką czeskich czytelników? Na jakie ich potrzeby pani odpowiedziała? 

Piszę takie książki, jakie sama chętnie czytam. Zbudowane na opowieści, przemyślane. Historie z życia, wypływające z doświadczeń i uczuć nas wszystkich. Czytelnicy piszą mi w listach, że potrafią się utożsamić z bohaterami moich powieści, że rozpoznają sytuacje, których sami doświadczyli. I dostrzegają w moich książkach nadzieję. 

Nadzieja jest dla pani ważna? 

Potrzebuję jej w życiu, więc pojawia się też w moich książkach. To coś, co pomaga mi – i na pewno nie tylko mnie – pokonywać trudności, iść naprzód, coś, z czego nie zamierzam rezygnować. Właśnie nadzieja w moich tekstach przeszkadza jednak czeskim recenzentom, wyśmiewają ją. Nie potrafię tego zrozumieć, bo moje książki wyszły już w czternastu językach i zagraniczni recenzenci, wręcz przeciwnie – doceniają ją. Zaczynam myśleć, że skłonność do pesymizmu weszła już nam, Czechom, w krew i jakakolwiek pozytywna myśl jest postrzegana przez czeskich krytyków jako mankament albo słabość przypisywana kobietom. 

Wracamy więc do „literatury kobiecej” i potrzeby silnych kobiecych głosów. 

Dużo mówi się dziś o równości kobiet i mężczyzn, ale w czeskiej literaturze coś takiego nie istnieje. W czeskim świecie literackim bycie kobietą to ułomność, niedoskonałość. I daje nam się to odczuć przy każdej kolejnej książce. 


Po polsku ukazały się dotychczas dwie powieści Aleny Mornštajnovej – Hana (przeł. Tomasz Grabiński, wyd. Amaltea, Wrocław 2019) i Pusta mapa (przeł. Agata Wróbel, wyd. Amaltea, Wrocław 2020). Obydwie ukazały się pod patronatem Literackich Skarbów Świata Całego.

Komentarze

  1. Nie sądziłam, że w czeskim świecie literackim kobiety-pisarki postrzegane są tak stereotypowo i krytykowane z założenia jako autorki tekstów lżejszych, pozytywnych, kierowanych do kobiet. Uważam, że ich twórczość jest bardzo różnorodna i właśnie zupełnie niesztampowa, często mocna, gęsta, mroczna; czy do tego samego worka można wrzucić Radkę Denemarkovą i Annę Bolavę? W Polsce - tak mi się wydaje - to zjawisko nie występuje i cenione są pisarki tworzące mocną, feministyczną prozę.
    W każdym razie na pewno czytać będę książki Aleny Mornštajnovej. Może stanie się moją kolejną ulubioną czeską pisarką?
    Twój wywiad, Aniu, uważam za bardzo ciekawy. "Zmusiłaś" autorkę do odsłonięcia pewnych sekretów, również tych emocjonalnych, dotyczących kreowania postaci, wcielania się w nie, zrozumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, o tym problemie mówiły już wiele razy też m.in. Petra Hůlová i właśnie Radka Denemarková. Ta ostatnia zresztą w kontekście zagranicznych spotkań autorskich, więc to nie tylko problem Czech. Autorki są zawsze przedstawicielkami jakiejś „literatury kobiecej”, nawet jeśli każda pisze o czym innym, podczas gdy pojęcie „literatura męska” nie istnieje. :)

      Masz chyba rację, że ta dyskusja jakoś słabiej wybrzmiewa w Polsce – może po prostu toczy sią tu bardziej zakulisowo? Bo nie wierzę, że podobnych podziałów i stereotypowego postrzegania nie ma. Mówiłyśmy zresztą o tym trochę z Weroniką Gogolą i Ivaną Myškovą w rozmowie w ramach „Polsko-czeskich rozmówek Na Granicy”, o tu: https://www.youtube.com/watch?v=TT7X7EYa7yI

      Cieszę się bardzo, że wywiad Ci się spodobał. :)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa rozmowa. Odpowiedzi pani Aleny dotyczące występujących w jej książkach bohaterów przesycone są ogromnymi emocjami - porównanie do lwicy broniącej swoich młodych nie będzie chyba przesadą :) Ale przyznaję, że poczułem się zaintrygowany, by poznać twórczość tej autorki, chociaż w pierwszej kolejności sięgnę pewnie po inną Czeszkę (niedawno nabyłem w promocyjnej cenie e-książkę "Z Baťą w dżungli" pióra Markéty Pilátovej).

    A co do rozważań na temat literatury kobiecej i literatury męskiej, to bardzo, bardzo polecam książkę "Świat w płomieniach" autorstwa Siri Hustvedt. Z jednej strony to wspaniały literacki eksperyment (wznoszone są kolejne poziomy fikcji), z drugiej zaś otrzymujemy piekielnie intrygujące rozważania dotyczące właśnie roli płci w świecie sztuki (Hustvedt pokazuje jak mocno płeć twórcy wpływa na postrzeganie jego/jej dzieła). To jedna z moich ulubionych powieści, o których wg mnie wciąż się za mało mówi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Rzeczywiście, porównanie, myślę, trafne. :) Ale takie zaangażowane podejście autorki do własnych bohaterów to też pewna miła odmiana, bo przepytywane przeze mnie dotychczas pisarki przyznawały, że nie podchodzą zbyt emocjonalnie do swoich postaci i ich losów.

      „Z Baťą w dżungli” też bardzo dobre, ciekawy twór na pograniczu fikcji i literatury faktu. Z ostatnią książką Aleny Mornštajnovej łączy ten tytuł zresztą osoba tłumaczki – obie powieści tłumaczyła Agata Wróbel. :)

      Przyznam, że do „Świata w płomieniach” przymierzałam się przed przyjazdem Siri Hustvedt do Krakowa na Festiwal Conrada, ale ostatecznie nie zdążyłam przeczytać przed festiwalem, a później już tytuł zupełnie wyleciał mi z głowy. Postaram się w takim razie do niego wrócić, i może tym razem się uda!

      Usuń

Prześlij komentarz