„W każdym z nas jest mały kolaborant”. Miloš Doležal o „Krawcu, żandarmie i spadochroniarzu” [wywiad]


Krawiec, żandarm i spadochroniarz. Trzy opowieści o czeskich kolaborantach Miloša Doležala to bogato ilustrowana zdjęciami opowieść o trzech autentycznych postaciach, ludziach, którzy w czasie wojny aktywnie pomagali nazistom i przez których zginęły dziesiątki ich czeskich rodaków. Autor swoją metodą krótkich scenek z życia bohaterów pokazuje ich jako ludzi z krwi i kości, odkrywa w nich troskliwych synów, mężów i ojców, pisze o ich pochodzeniu, wychowaniu, próbując zrozumieć.

Lektura przerażająca nawet nie skalą zbrodni opisywanych postaci. Bardziej – ich zupełnym brakiem poczucia winy i świadomości, że postępowali źle. Oskar Felkl, słynący z brutalności funkcjonariusz gestapo, który m.in. pomagał przy likwidacji wsi Lidice, w listach do żony pisanych z więzienia już po wojnie „powierza swój los Panu Bogu” i przekonuje, że pomagał Czechom, że ma czyste sumienie. Idąc na szubienicę, w kieszeni ma krucyfiks z różańcem, prezent od pobożnej matki. 

Bohumil Bušta, przez którego zginęły dziesiątki ludzi, znajomych, sąsiadów, zaraz po wojnie uciekł z kraju i nigdy nie został ukarany. Również bohater trzeciej historii, Karel Čurda, znany jako ten, który zdradził swoich kolegów uczestniczących w operacji Anthropoid, po wojnie nie okazuje skruchy. Próbuje się wywinąć, pokazując papiery uczestnika ruchu oporu, którym był, zanim zdradził. Zostaje zdemaskowany. „Broni się tym, że nie doniósł na niektórych kolegów, choć mógł”, pisze Doležal.

O tym wszystkim, ale też o tym, dlaczego temat czeskich kolaborantów tak bardzo zainteresował autora i co starał się pokazać w swojej książce, rozmawiamy pod linkiem poniżej. Po czesku, ale z napisami. Zapraszam do obejrzenia!



***
Miloš Doležal, Krawiec, żandarm i spadochroniarz. Trzy opowieści o czeskich kolaborantach, przeł. Zofia Bałdyga, wyd. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego / Bo.wiem, Kraków 2021.

Komentarze

  1. Książka jest rzeczywiście bogato ilustrowana (może właśnie chociaż kilku zdjęć zabrakło w Jeździe na szkle po oszczanym zboczu, zresztą autor na swoim profilu fb regularnie publikuje zdjęcia z opisami w swoim poetyckim stylu). Może też WUJ powinien pokusić się chociaż o jakąś wkładkę na "kredowym" papierze, ale to tylko taki bibliofilski szczegół, spostrzeżenie chwilę po wyciągnięciu książki z paczki, a teraz pora zabrać się za treść....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że dzięki dodaniu kilku starych zdjęć „Jazda...” zyskałaby pewien nowy wymiar. Ale myślę, że po części wszystko rozbija się o finanse – podobnie z WUJ-em i kredowym papierem. Za to treść, myślę, wynagrodzi Panu wszelkie bibliofilskie braki. :)

      Usuń
  2. To ciekawe! Dwa wydawnictwa mniej więcej w tym samym czasie wydają książki Miloša Doležala. Ta sama tłumaczka i okładki mają podobny charakter. Na pewno zapamiętam postać pisarza z Twojego wywiadu, bo notka biograficzna w Wikipedii jest bardzo oszczędna. Przeczytałam, że Doležal jest poetą, ciekawe, czy i tutaj są fragmenty poetyckie, wydaje się to niemożliwe.
    Już nieco wcześniej zauważyłam tę książkę w zapowiedziach. Wprowadziłam ją nawet do serwisu lubimyczytać.pl, a równolegle ktoś inny ją dodał (nie wiem jak to technicznie możliwe). Historia opowiedziana jest na pewno z wielką pasją (to zaangażowanie widać w wywiadzie z pisarzem). Ciekawa jestem zwłaszcza postaci Karela Čurdy, motywów jego postępowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie teksty Doležala, także te prozatorskie i te o charakterze bardziej dokumentalnym i historycznym, mają pewien poetycki rys. Podobnie jak w innych swoich książkach, tak i w tej o czeskich kolaborantach autor posługuje się metodą krótkich, nieraz dosadnych obrazków, które mimo wszystko mają w sobie coś z wierszy. :) Jakkolwiek nieprawdopodobnie brzmi w teorii takie połączenie.

      Widziałam właśnie, że na LC książka jest zdublowana i zastanawiałam się, jak to możliwe. Ktoś, kto dodał ją po Tobie najwyraźniej nie sprawdził, czy tytuł jest już wprowadzony, a administratorzy nie zauważyli.

      A Čurda rzeczywiście fascynuje jako postać dosyć trudna do oceny. Bo faktycznie w momencie wyboru na szali leżało życie nie tylko jego, ale również jego najbliższych. Podjął decyzję bardzo ludzką, choć z naszej perspektywy godną potępienia.

      Usuń
  3. Ciekawa pozycja. Bo o ile kolaborantem można zostać niejako wbrew własnej woli, z racji okoliczności, w jakich się znajdujemy (jako przykład można choćby podać przypadki tych, którzy złamali się w trakcie brutalnych przesłuchań), o tyle bohaterowie czy raczej antagoniści tej książki zdają się w ogóle nie postrzegać samych siebie w kategoriach zdrajców. Odrobinę kojarzy się to z przypadkiem Eichmanna, który uparcie przekonywał, że nie zrobił niczego złego, że wypełniał jedynie rozkazy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest, i dlatego też Doležal tak wiele mówi o sytuacjach granicznych i tym, jak niewielu z nas ich doświadczyło. Tu najbardziej zbliżonym do tego przypadkiem jest Karel Čurda. Zdecydowanie najmniej wyrozumiałości autor ma dla Bušty, który z własnej woli wybrał drogę kolaboranta i w dodatku uciekł, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności. W kontekście, o którym piszesz, najbardziej mną wstrząsnęła jednak postawa tego trzeciego, Felkla – siedząc już w więzieniu i czekając na wyrok jest przerażony, ale też wciąż przekonany, że nie zrobił nic złego i w kółko pisze o Bogu. Niby wiem, że w historii wielu było już takich, co z powodzeniem godzili gorliwą wiarę w Boga z przemocą, ale nigdy nie przestanie mnie to zadziwiać.

      Usuń
    2. Pozwolę sobie włączyć się do dyskusji. Proszę zauważyć jak słabo i źle była zorganizowana cała siatka tych spadochroniarzy, jak małe oparcie miała w społeczeństwie, widać to po tym, że niemal od razu po wylądowaniu mieli same kłopoty, zgubiony sprzęt, dokumenty, pieniądze. W sytuacji zagrożenia udali się prosto do swoich rodzin, do swoich rodzinnych stron. To że jeden z nich zgubił dokumenty poskutkowało śmiercią 10 osób, tylko to, zwykły pech. Kto znalazł te dokumenty, kto zaniósł na gestapo. Z drugiej strony jak go przeszkoli w tej Szkocji, że wziął ze sobą zdjęcie dziewczyny, prawie że z adresem, naraził tym samym tych ludzi. Čurda po zeznaniach chciał zażyć truciznę, taka jest wersja, gdyby to zrobił byłby pewnie w jakimś stopniu rozgrzeszony (ważna kategoria dla autora M. Doležala jak sądzę). Co by było, gdyby Čurda nie zdradził, nie wydał sprawców, czy były kolejne Lidice, przecież Niemcy byli gotowi szukać, tzn. mordować cywili-zakładników, do skutku. Jedno trzeba przyznać zabicie Heydricha, zresztą nieudany zamach to był, przypomnę wiersz M. Doležala z tomiku Gmina, o ostatnim wyczynie Heydricha na ziemi czeskiej, w wymiarze propagandowy uratował dobre imię Czechosłowacji (w granicach z 1938) na arenie międzynarodowej. Film Fritza Langa z 1943 roku, ostatnia produkcja z 2016 roku z Cilianem Murphym i Charlotte Le Bon o zamachu. W Casablance wspomnienie o ruchu oporu w Protektoracie, w filmie Hirchcocka o rozbitkach na łodzi z lat wojennych, jest też postać amerykańskiego Czecha. Jakby nie było Heydrich był najwyższym rangą Niemcem-nazistą zabitym w zamachu podczas IIWŚ, wyżej był tylko chyba Himmler i Hitler, może Goering jeszcze, a to dla opinii Zachodu ma znaczenie, jak jakiś rekord czy wyczyn na pierwszą stronę gazet.

      Dużo o tym myślałem, ale Felkla nie widzę jako czeskiego kolaboranta, to rodowity Niemiec, mimo że czechosłowacki obywatel do 1938 roku i żandarm. Mógł się przeciwstawić polityce swojego narodu. Zresztą podtytuł sugeruje jakby czeskich kolaborantów było dużo więcej, a tu mamy dla państwa trzy opowieści z większego zbioru. Tytuł czeski to Čurda z hlíny – tři dokumentární povídky.

      Jest w rozdziale dotyczącym Čurdy taki fragment, gdzie przebywa on jeszcze w Krakowie i robi sobie zdjęcie na pamiątkę, jest tam napisane, że nie spodziewa się gdzie i kto mu to zdjęcie pokaże. Myślałem, że gestapo (inne służby) pokażą mu to zdjęcie po ujawnieniu się, ale nie było później w tekście nawiązania do tego zdarzenia.

      Myślę też, że dla polskiego czytelnika w niektórych miejscach przydałyby się przypisy. Np. w rozdziale o krawcu, na samym początku, jest mowa o pewnym człowieku, którego zadenuncjował, jako byłego narodowego socjalistę, zwolennika Eduarda Benesza, co może osoby nie zaznajomione ze sceną polityczną przedwojennej Czechosłowacji wprowadzić, tak myślę, w błąd. Od 1926 roku partia Benesza nazywała się, dosyć niefortunnie, Československá strana národně socialistická i stąd ci czechosłowaccy narodowi socjaliści, czyli XIX wieczna partia centrolewicowa.

      Usuń
    3. To są wszystko ogromnie trudne sprawy, zamach na Heydricha – dużo, dużo nad tym już dawniej myślałam i wciąż trudno mi się ustosunkować, bo likwidacja zbrodniarza, który ma na rękach krew setek rodaków, oraz szansa na uratowanie reputacji na arenie międzynarodowej to jedno, ale późniejsze okrutne represje to drugie, i osobiście absolutnie nie potrafię ocenić, co było słuszne. Tak samo więc trudno mi się wypowiadać w sprawie Čurdy.

      Przyznam, że miałam podobnie wątpliwości co do Felka – bo rzeczywiście, z racji jego pochodzenia sytuacja jest trochę inna. Co do tytułu – sprostuję tylko jeden drobiazg, „Čurda z Hlíny”, bo Hlína to miejscowość, z której Čurda pochodził; czyli, jeśli dobrze rozumiem, chodziło o to, by też pokazać, że kolaboranci byli „jednymi z nas”, znajomymi, sąsiadami, kimś, kogo znamy choćby ze słyszenia.

      Co do przypisów – to też zawsze pewien dylemat, bo oczywiście są cennym źródłem informacji, ale niektórzy tłumacze rezygnują z nich, nie chcąc zaburzać płynności lektury (co w przypadku prozy na tak artystycznej jak teksty Doležala ma pewne znaczenie; to nie książka historyczna, raczej literacki reportaż). Trudno mi powiedzieć, czy w tym miejscu przypis rzeczywiście byłby potrzebny – obstawiałabym raczej, że ktoś nie zaznajomiony ze sceną polityczną przedwojennej Czechosłowacji na te partyjno-ideologiczne niuanse nie zwróci uwagi, ale może się mylę.

      Usuń

Prześlij komentarz