Wszyscy jesteśmy samotni. Filmowe impresje z 24. Kina na Granicy [relacja]


Niewiele ostatnio czytam, bo pracuję z tekstem przez tyle godzin dziennie, że na książki brak mi już sił. Za to oglądam dużo filmów. I jakimś szóstym zmysłem wyłapuję te, które przemawiają do mnie w tym momencie najbardziej – o zagubieniu, samotności, strachu. Nie inaczej było na tegorocznym przeglądzie Kino na Granicy.

Okazało się, że niemal wszystkie filmy, które widziałam w ramach tegorocznego Kina, to obrazy o wielkiej, strasznej samotności. Pożar byłby lepszy [Kdyby radší hořelo] Adama Kolomana Rybanskiego, Atlas ptaków [Atlas ptáků] Olma Omerzu i Dwa okręty [Marťanské lodě] Jana Foukala, a także dwa obejrzane przeze mnie filmy dokumentalne pracują z tematem całkiem inaczej, ale ten mianownik mają wspólny.

Ptaki, okręty i terroryści

Pierwszy z filmów, Pożar byłby lepszy, to tragikomiczny obrazek z czeskiej prowincji, gdzie jak grzyby po deszczu wyrastają teorie spiskowe i pęcznieje strach przed wszystkim, co obce. Tu manipulacje internetowych szaleńców padają na podatny grunt, rozpryskiwany wszędzie wokół siebie ocet chroni przed chemikaliami spuszczanymi z samolotów, a rozpędzony dostawczak uderzający w miejską fontannę – i dość dotkliwie uszkadzający przy okazji miejscowego Roma – staje się pretekstem do nienawistnej kampanii przeciwko każdemu, kto ma nieco ciemniejszą skórę niż my (i nagle Rom, który zawsze jednak był trochę obcy, staje się bezapelacyjnie swój, a jego krzywdę trzeba pomścić, bo przecież w obliczu „większego zła”, islamskiego, należy się zjednoczyć!). 

Nawet gdy na jaw wychodzą fakty, które przeczą teorii – absurdalnej zresztą od samego początku – o islamskim terroryście, niektórzy wolą trwać w swojej iluzji. „Bo tak ma być”. Rybanský w tym tak naprawdę bardzo smutnym filmie pokazuje, jak samotność, strach i kompleksy łatwo mogą się przekształcić w nienawiść i źle pojęte „męstwo”.


Z kolei Atlas ptaków, choć koncentruje się na moralnej postawie dyrektora dużej rodzinnej firmy, dla mnie był przede wszystkim przejmującą opowieścią o kobiecej samotności i naiwności w dobie internetu. Scena w sądzie, kiedy bezdusznym głosem odczytywane są fragmenty intymnej korespondencji 50-letniej księgowej z mężczyzną, który nigdy nie istniał – i sama postać Marie, wychowującej samotnie córkę, spragnionej miłości i okrutnie oszukanej starzejącej się kobiety – były porażające. 

Początkowa mieszanka irytacji i niedowierzania stopniowo ustępują miejsca współczuciu. Kiedy Marie leży na pryczy w areszcie i gorączkowo modli się za mężczyznę, w którego istnienie tak bardzo wierzy, chce się ją tylko przytulić. Alena Mihulová daje kolejny (choćby po znakomitej roli w mojej ulubionej Opiece domowej; ale ta aktorka ma świetnych występów od groma) chwytający za serce popis aktorski.


Trzeci z filmów to tragiczna opowieść o samotności w związku – o dzielących nas murach i świecie tej drugiej, ukochanej osoby, do którego nie sposób przeniknąć i którego nie sposób zrozumieć, nawet jeśli bardzo się chce. Jesteśmy jak dwie łodzie, które się mijają. Pod adresem tego filmu było sporo zarzutów – że scenariuszowo słaby, że się dłuży, że nie ma chemii między filmową parą, że Martin Kyšperský przy rewelacyjnej Elišce Křenkovej wypada bardzo drewnianie. 

Dla mnie jednak wszystko rekompensuje ładunek emocjonalny tego obrazu (dość powiedzieć, że fabuła jest wzorowana na prawdziwej historii Kyšperskiego i jego ukochanej – zagrał więc w filmie siebie) i muzyka. Bo przecież Kyšperský to przede wszystkim muzyk, wokalista zespołu Květy, który zresztą też zaliczył występ na tegorocznym Kinie na Granicy. Ścieżka dźwiękowa Dwóch okręów zostaje z widzem na długo. „Jako vyplašené srny u cesty utíkají dny a já nevím nevím co můžu udělat, abychom se nemuseli bát” [Jak spłoszone sarny przy drodze uciekają dni, a ja nie wiem, nie wiem, co mógłbym zrobić, byśmy nie musieli się bać] – nucę ostatnio wciąż i jest mi smutno.


Siła w słabości

I jeszcze dokumenty, w których też samotność odgrywała niepoślednią rolę. Prawo do miłości [Zákon lásky] Barbory Chalupovej (współtwórczyni głośnego filmu W sieci o pedofilii w czeskim internecie) to zapis nierównego boju o prawo zawierania małżeństw z osobami tej samej płci w Czechach. Paradoksem okazuje się, że mimo liberalnej postawy społeczeństwa, które w większości popiera tego typu postulaty, politycy podchodzą do nich w najlepszym wypadku z lekceważeniem. Szokującym doświadczeniem było słuchanie bzdur na temat związków homoseksualnych, które opowiadają na sejmowej mównicy.


Moc
[Síla] Martina Marečka dokumentuje natomiast kilka lat z życia jednego z najbardziej znanych krytyków filmowych w Czechach – Kamila Fili. Obserwowany przez kilkunastotysięczne grono fanów, ceniony za swoją pracę, znany również z feministycznych poglądów i popierania genderowej równości, w dokumencie pokazuje swoją zaskakującą twarz. Człowieka zagubionego, niepewnego, z trudem budującego związki, słabego – i chyba stąd ten dziwaczny eksperyment na własnym ciele, jakby fizyczna siła mogła zrekompensować mu brak sił psychicznych do mierzenia się z rzeczywistością.


Cieszę się, że dla czeskich filmowców tak ważnym tematem staje się nasza ludzka kruchość i słabość. Jak więc podsumowałabym moje filmowe doświadczenie tegorocznego Kina na Granicy? Wszyscy jesteśmy samotni. I to z jednej strony myśl smutna, ale z drugiej – w jakiś sposób krzepiąca.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!
Zdjęcie główne: Bru-nO / pixabay.com

Komentarze

  1. Znakomite tytuły. Zdecydowanie można je polecić. Rewelacyjna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę mieć na uwadze te filmy. Może kiedyś będę miała okazję je poznać...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz