Wielka nieobecna – „Byłam katolickim księdzem”, Tomasz Maćkowiak [recenzja]


Książka Tomasza Maćkowiaka, opowieść o Ludmili Javorovej – jednej z kobiet wyświęconych na księdza w czechosłowackim Kościele podziemnym – jest trochę zapisem bezradności. Bezradności autora, który usiłuje zbudować portret swojej bohaterki, poszukując jej w źródłach i przekazach, ale zdaje sobie sprawę, że to próba skazana na porażkę.

Jak wiadomo, w Kościele katolickim nigdy nie było specjalnie miejsca dla kobiet. A już na pewno nie dla takich jak Ludmila, niezgodnie z wszelkimi protokołami wyświęconych na księdza… I nie miało tu znaczenia, że święcenia dokonano, by za wszelką cenę ratować Kościół prześladowany przez komunistów. Jedynym sposobem, by poradzić sobie z tym kukułczym jajem, było przemilczenie sprawy – i tak właśnie zrobili po 1989 roku kościelni hierarchowie. Rozgoryczona Ludmila z czasem zaczęła odmawiać rozmów o swojej przeszłości.

A przecież i o samym Kościele podziemnym wiadomo dziś bardzo niewiele. Wykorzystana przez Maćkowiaka książka Petra Fiali (obecnego premiera Czech) i Jiřiego Hanuša Skrytá církev. Felix M. Davídek a společenství Koinótés to jedno z niewielu opracowań, które na jego temat powstało. Ponieważ z obawy przed dekonspiracją struktury te nie pozostawiły po sobie niemal żadnych dokumentów na piśmie, czechosłowacki Kościół podziemny przetrwał tylko w opowieściach i obrósł przy tym mnóstwem legend. Trudno już dziś stwierdzić, które z niestworzonych historii na jego temat są prawdą, a które zmyśleniem.

Wreszcie – problemem jest też rola, w jaką dobrowolnie weszła Ludmila, angażując się w działalność podziemnego Kościoła. Była prawą ręką, sekretarką, powierniczką, służącą wręcz charyzmatycznego biskupa Felixa Marii Davídka. To on po wyjściu z komunistycznego więzienia zaczął intensywnie organizować konspiracyjną kościelną działalność i to jego postać znajduje się w centrum wszystkich opowieściach o podziemnym Kościele. Ludmila to kolejna w historii kobieta, wiernie stojąca u boku wielkiego człowieka, który bez niej nie osiągnąłby tego, co osiągnąć mu się udało – a mimo to w dużej mierze zapomniana.

Portret ze strzępków

Maćkowiak składa więc portret Ludmili Javorovej ze strzępków – dwóch książek opartych na jej wspomnieniach, którymi na szczęście zgodziła się jeszcze podzielić, oraz różnego rodzaju rozmów i doniesień. Dowiadujemy się trochę o jej dzieciństwie, o domu, w którym wyrastała i o jej rodzinie. Dostajemy kilka zdjęć. Tu jeszcze jest na pierwszym planie. Jej historia już wtedy przeplata się jednak z historią biskupa Davídka, którego rodzina przyjaźniła się z rodziną Ludmili. Wkrótce bohaterka książki staje się już tylko jego cieniem.

Sama relacja z momentu święcenia i poprzedzających je wydarzeń pozostawia niedosyt. Chciałoby się dowiedzieć więcej o tym, co czuła i o czym myślała wyświęcona na księdza kobieta. Wiemy za to, że ta odważna decyzja była częścią większego planu – straumatyzowany po swoim pobycie w więzieniu, ogarnięty apokaliptycznymi wizjami zsyłek katolików na Syberię, Davídek był gotów podjąć najbardziej zdecydowane kroki, by bronić prawdziwego Kościoła w Czechosłowacji. Stąd pomysł na święcenie tych, którzy będą poza wszelkim podejrzeniem: żonatych mężczyzn i kobiety. Nie bacząc na protesty innych, bardziej konserwatywnych duchownych, zaczął to robić.

Wykluczeni

Po roku 1989 część wyświęconych w Kościele podziemnym mężczyzn powtórzyła już oficjalnie swoje święcenia. Inni uznali to za proceder upokarzający i kontynuowali swoją działalność w takiej formie jak dotychczas. Dziś, jak pokazuje na przykładach Maćkowiak, niektórzy z nich oficjalnie wykonują różne zawody, nieoficjalnie zaś, gdy miejscowy proboszcz jedzie na wakacje – zastępują go. Wierni nie mają nic przeciwko, a przy obecnych brakach kadrowych w czeskim Kościele okazuje się to nieocenioną pomocą. Cóż z tego, że nielegalną?

I tylko uznanie przez Watykan święceń kobiet absolutnie nie wchodziło w grę. Dlatego Ludmila wraz z kilkoma innymi kobietami-księżmi – po latach wiernej służby, ukrywania się przed komunistyczną bezpieką, ryzykowania własnego spokoju i wolności – została przez Kościół odrzucona i zmuszona do milczenia.

Kościół w bamboszach

Książka Tomasza Maćkowiaka to ważna opowieść o wykluczeniu, która właśnie przez nieobecność i efemeryczność głównej bohaterki robi być może największe wrażenie. Dla mnie osobiście – katoliczki, która już od dłuższego czasu nie może sobie znaleźć miejsca w Kościele – silnym materiałem do refleksji był jednak także opis podziemnych struktur, poświęceń, na jakie zdobywali się wierni, którzy nie chcieli dać się zamknąć w komunistycznym Kościele-skansenie.

Ich determinacja skłania do zrewidowania rozpowszechnionej w Polsce wizji Czechów jako narodu do cna zlaicyzowanego. Autor zresztą poświęca tej kwestii sporo uwagi w swojej książce. Zwraca też uwagę na mrok, który leży u podstaw traktowanej często tak powierzchownie czeskiej kultury: 
„A jednak człowiek zainteresowany Czechami powinien wiedzieć, że Hašek i Hrabal to nie jest trzon czeskiej kultury. Tak naprawdę Czesi od stuleci – przynajmniej od Jana Husa – żyją z rozdartą duszą, a ich kultura bardzo serio analizuje głębokie konflikty targające ludzkim sercem. Konflikty religijne, egzystencjalne, psychologiczne. To się powtarza w kolejnych pokoleniach. Ot, choćby u jednego z najbardziej cenionych współczesnych prozaików, wielokrotnie nagradzanego Jana Balabána: tak depresyjnego obrazu pustki na blokowiskach przemysłowych miast wschodu Europy nie pokazał nikt inny. Balabán – syn pastora protestanckiego – tę pustkę ukazuje w wymiarze duchowym, jak pogorzelisko pozostawione w ludzkim wnętrzu po pożarze w dwudziestym wieku” (s. 124–125). 
(I tylko chciałoby się dopowiedzieć, że i u Haška i Hrabala – gdzieś w głębszych warstwach twórczości – te konflikty mimo wszystko też dochodzą do głosu).

Byłam katolickim księdzem to wreszcie także opowieść o tym, gdzie tak naprawdę jest Bóg. W bogato zdobionym kościele, wśród złota i purpury, czy w sercach tych, którym zależy na nim tak bardzo, że ryzykują dla niego całym swoim życiem? W posłowiu swojej książki Tomasz Maćkowiak relacjonuje mszę odprawianą przez jednego z „nielegalnie” wyświęconych księży (bo tradycje Kościoła podziemnego przetrwały i podobne spotkania odbywają się w Czechach do dziś, poza kościołami). Sala szkolna pełna zabawek, kameralna, domowa niemal atmosfera, bambosze, dyskusja po kazaniu i możliwość zadawania pytań w trakcie mszy, gdy coś jest niezrozumiałe. Jakże to inne niż ten masowy, a zarazem wyniosły i zimny Kościół, jaki znamy.

***
P.S. Z uwag czysto technicznych – szkoda, że na tekst nie rzucił ostatecznie okiem żaden korektor zorientowany w polskiej odmianie czeskich imion, nazwisk i nazw własnych. Jest tu pod tym względem spory zamęt. :(

***
T. Maćkowiak, Byłam katolickim księdzem. Historia Ludmiły Javorovej, kobiety wyświęconej w Czechach, wyd. Znak, Kraków 2022.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Zastanawiam się nad tą książka

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli tytuł i podtytuł wprowadzają w błąd, bo to bardziej historia o biskupie Davídku niż o Ludmile Javorovej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie o biskupie Davídku, raczej ogólnie o Kościele podziemnym w Czechosłowacji. Skąd się wziął, jak działał, jakie były jego korzenie. Więc tak, można powiedzieć, że tytuł i podtytuł trochę wprowadzają w błąd, choć nie wiem, czy to bardziej zabieg marketingowy czy po prostu kwestia tego, że bohaterką od początku miała być Ludmila, ale w praktyce stworzenie jej „pełnokrwistego” portretu okazało się niemożliwe.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawa książka i świetnie, że o niej napisałaś, gdyż rzeczywiście utrwaliły się już stereotypy o całkowicie zlaicyzowanym czeskim społeczeństwie. Temat zupełnie wyjątkowy - nie spotkałam się (chyba) w czeskiej literaturze z kwestią religijności, poza historyczną "Straszną nowiną o okrutnym mordzie Szymona Abelesa" Marka Tomana (rzecz dzieje się w siedemnastowiecznej Pradze, konflikty Żydzi/chrześcijanie).
    I mną również wstrząsnęła proza Jana Balabána - nie czytałam chyba bardziej wnikliwego studium depresji, osamotnienia, beznadziei.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest cały dosyć silny nurt metafizyczny w czeskiej literaturze, ale należą do niego głównie poeci i faktycznie w Polsce nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem – moim zdaniem przede wszystkim dlatego, że nie wpisuje się w polskie wyobrażenia o Czechach i czeskiej kulturze, a dla czytelnika przyzwyczajonego do czeskiej literatury „lekkiej, łatwej i przyjemnej” książki z tego nurtu są po prostu zbyt trudne.

      Najbardziej znani jego przedstawiciele, jacy przychodzą mi do głowy, to Jakub Deml i Jan Zahradníček – i jednego, i drugiego zresztą Maćkowiak cytuje często, otwierając kolejne rozdziały swojej książki. Dużo uwagi poświęcono im też w kilku niedawnych, czeskich numerach „Toposu” (o jednym pisałam tu: http://literackie-skarby.blogspot.com/2020/04/osobliwa-kraina-sow-kilka-o-czeskim.html), a „Zapomniane światło” Demla zostało niedawno wznowione w Dowodach na istnienie. To ostatnie posunięcie wydaje mi się dość odważne, biorąc pod uwagę, że to ponoć jedna z najgorzej sprzedających się książek w historii wydawnictwa Czarne (o jej „zdumiewającej klęsce komercyjnej” mówi Andrzej S. Jagodziński w rozmowie ze mną, o tu: http://literackie-skarby.blogspot.com/2020/12/taes-pioro-i-patelnia-rozmowa-z.html). Z drugiej strony – wielu znawców twierdzi, że to jedna z najlepszych i najważniejszych czeskich książek XX wieku.

      Poza tym sporo czeskiej literatury religijnej wychodziło jeszcze kilka lat temu w wydawnictwie WAM. Wydało ono m.in. aż dziewięć książek Eduarda Martina. Więc te wątki religijne w czeskim piśmiennictwie są, ale w Polsce nie przebijają się za bardzo do szerszej czytelniczej świadomości. :)

      Usuń
  4. Postaram się nie zapomnieć o Demlu i "Zapomnianym świetle". Już kilka razy o nim pisałaś, zatem zamówiłam właśnie w księgarni internetowej. Jesień w sam raz na takie depresyjne klimaty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, depresyjne mocno. Ciekawa jestem Twoich wrażeń. Mimo wielu starań ja nie jestem za bardzo w stanie znaleźć drogi do tej książki.

      Usuń

Prześlij komentarz