„Kiedy jest mi źle, czytam”. Rozmowa z Terezą Semotamovą [wywiad]

Fot. David Konečný / materiały wydawcy

„Myślę, że każdy ma prawo raz na jakiś czas gdzieś się zamknąć i mieć taki własny time out, jak moja bohaterka. Ale niektórzy widzieli w tym po prostu eskapizm, ucieczkę przed światem” – mówi Tereza Semotamová, autorka powieści W szafie.

Ten materiał mógł powstać dzięki Waszemu wsparciu na Patronite. Dziękuję!
Tereza Semotamová ewidentnie ma słabość do nietypowych lokalizacji – bohaterka jej książki postanawia zamieszkać w szafie, a w trakcie nagrywania wywiadu autorka połączyła się ze mną… z piwnicy. Przy małym dziecku ponoć to jedyne miejsce w jej domu, gdzie jest spokojnie. 😉 

W tej klimatycznej scenerii rozmawiałyśmy o trudach poszukiwania własnego miejsca, o tym, jak wiele w jej powieści fikcji, a ile prawdy, a także o jej ulubionych czeskich autorach, niemieckiej kulturze i czytaniu terapeutycznym.

Co było najsilniejszym impulsem do napisania książki W szafie?

Zawsze piszę w podobny sposób, mam potrzebę rejestrowania tego, co mi się przytrafia. Czasem jest w tym więcej fikcji, czasem mniej. Po publikacji Szafy ludzie mówili mi na przykład „Znam tego gościa, co hoduje gołębie”. Odpowiadałam: nie możesz go znać, on nie istnieje (śmiech). Albo zazdrościli mi, że mam intensywne życie erotyczne w postaci seksu grupowego. A literatura to przestrzeń dużej swobody i nie wszystko, co pojawia się w książce jest prawdą, całe to intensywne życie może być wymyślone. Ale w książce jest też sporo rzeczy, które naprawdę się wydarzyły.

Więc ten impuls do pisania jest dla mnie zawsze taki sam: nie do końca wiem, co się wokół mnie dzieje i potrzebuję to zapisać. To mi pomaga.

W takim razie: jakie doświadczenia przede wszystkim oswajała pani w trakcie pisania W szafie?

Ważny był wtedy dla mnie ten aspekt mieszkaniowy. Na świeżo miałam jeszcze doświadczenia na tym polu z pobytu w Niemczech: Niemcy dość rygorystycznie podchodzą do tego, jak duża powierzchnia powinna przypadać na jedną osobę w wynajmowanym mieszkaniu. Dlatego kiedy z moim ówczesnym partnerem znaleźliśmy dla siebie lokum, uznaliśmy, że nie zgłosimy mnie jako mieszkanki – żeby nas stamtąd nie wyrzucili. Tak pojawiło się u mnie poczucie jakieś nielegalności własnego bytu. Ciążyła mi świadomość, że w praktyce nie mieszkam nigdzie.

Potem kwestia mieszkaniowa wróciła, bo kiedy się rozstaliśmy, przyjechałam z powrotem do Pragi. Znów potrzebowałam znaleźć miejsce dla siebie, a zupełnie nie byłam w stanie go szukać. Ogólnie temat mieszkania wydaje mi się trudny, bo w momencie, kiedy człowiek go szuka, zwykle nie czuje się zbyt dobrze. A mimo to musi się zachowywać poważnie i solidnie, musi się jakoś trzymać.

Pani książka wyszła w Czechach w roku 2018, jeszcze przed pandemią i przed wojną. Od tego czasu świat mocno się zmienił. Czy gdyby ten tekst powstawał dziś, wyglądałby inaczej?

Głównie zmieniłam się ja (śmiech), jestem dziś w zupełnie innym miejscu. To prawda, że pandemia i wojna sporo zmieniły, mamy inne okoliczności, ale też pewne rzeczy pozostają bez zmian. Wydaje mi się więc, że sama opowieść byłaby podobna, ewentualnie różniłaby się szczegółami w tle.

Okładka czeskiego wydania książki

Skoro już mowa o tym, co w tle: historia opowiedziana w Szafie jest jednoznacznie umocowana w czeskiej rzeczywistości – w książce pojawia się plac Wacława, czescy politycy, programy telewizyjne. Czy z jakiegoś powodu ważne było dla pani, by czytelnik wiedział, gdzie rozgrywa się akcja?

Nie, zupełnie w ten sposób nie myślałam. Ta książka zrodziła się właściwie z luźnych zapisków, z tekstów, które później złożyłam w pewną całość. O czytelniku nie myślałam. Ogólnie w procesie pisania nie za wiele o nim myślę.

Dopiero kiedy W szafie miało wyjść w Niemczech, zastanawialiśmy się, czy wyjaśniać te realia. Tamtejsi czytelnicy nie za bardzo wiedzą na przykład, kim jest Okamura. Ostatecznie umieściliśmy więc na końcu coś w rodzaju słowniczka.

Nie wiem, do jakiego stopnia Anna Wanik przybliżyła te realia w polskim wydaniu. Kiedy o tym rozmawiałyśmy, mówiła, że polski czytelnik wie jednak o Czechach trochę więcej i że wolałaby nie wyjaśniać absolutnie wszystkiego. A ponieważ jej ufam – dla mnie jest nie tylko tłumaczką, ale i pewną kulturową pośredniczką – postanowiłam pozostawić to w jej rękach.

W polskim wydaniu wyjaśnienia realiów też się pojawiły i myślę, że to dobrze – że polskim czytelnikom pomagają.

Niemcom też pomogły. Choćby dziennikarzom – mieli jakiś punkt oparcia, a dla nich rzeczywiście czeska kultura jest bardziej odległa niż dla Polaków.

Czyli, jeśli dobrze rozumiem, realia znalazły się w książce w sposób naturalny, nie do końca świadomy?

Dla mnie nie były one zbyt istotne. Ale wyobrażam sobie, że komuś mogą one sprawiać frajdę. Siedzi sobie na przykład w Łodzi i myśli: super, przejdę się kiedyś tym placem Wacława… Sama to lubię – jak na przykład czytam w książce, że ktoś przechadza się po Rovaniemi, googluję to miasto i zastanawiam się, czy nie pojechać tam kiedyś na wycieczkę. Co oczywiście nigdy nie dojdzie do skutku, bo to strasznie daleko, kłopot… Ale dzięki książkom przynajmniej w ten sposób podróżuję po świecie.

Ale wracając jeszcze do odbioru W szafie – nie wiem, czy dobrze zrozumiałam te wpisy o książce na polskim Instagramie, ale ludzie byli chyba niezadowoleni, że nie jest zbyt dokładną instrukcją mieszkania w szafie?

Tak, były takie głosy. Z jakiegoś powodu czytelników bardzo fascynuje sama szafa.

Mam jednego znajomego – Milan Ohnisko, świetny czeski poeta i redaktor – któremu dałam ten tekst do przeczytania jeszcze zanim wysłałam do wydawnictwa. Też stwierdził, że jedyne, co by dodał, to cała „infrastruktura szafy”.

Po tej uwadze zresztą sporo takich informacji dodałam. Byłam akurat w Berdiańsku, to miasto w Ukrainie, nad morzem, okupowane teraz przez Rosjan, leżałam chora w łóżku – i dopisywałam infrastrukturę szafy. Te wszystkie techniczne szczegóły, jak mieszkać w niej mieszkać. Nie wiem tak naprawdę, czego ludzie oczekują. Może chcieliby więcej realizmu magicznego?

Wrócę jeszcze do realiów. Czy nie jest też tak, że ta czeska rzeczywistość – chaotyczna, żywa – stoi trochę w opozycji do tej niemieckiej, opisywanej przez narratorkę jako chłodna i pozbawiona uczuć?

Nie chciałabym tego w jakiś sposób obiektywizować, ale tak, takie są moje subiektywne odczucia względem Niemiec – tak się właśnie czułam, mieszkając tam.

Narratorkę fascynuje jednak niemiecka kultura – i to jest chyba coś, co panią z nią łączy? Co tak inspirującego jest w tej kulturze?

Zacznę od tego, że fascynują mnie wszystkie kultury. Nie podoba mi się, jak germaniści zafiksowują się na tym, co niemieckie, a gdy ktoś im zaproponuje angielską książkę, mówią: nie, sorry, takich rzeczy nie czytam.

Jeśli jednak chodzi o Niemcy i kulturę niemiecką, trafiły mi się trochę jak ślepej kurze ziarno. Mniej więcej w tym czasie, kiedy się urodziłam, mój stryj wyemigrował do Niemiec. Jako dziecko jeździłam do niego na wakacje, później też wyjeżdżałam do tego kraju jako opiekunka do dzieci. Stykałam się więc z tą kulturą na co dzień, a po jakimś czasie przestało mnie bawić czytanie mainstreamowych czasopism i zaczęłam czytać niemieckie książki. Tak odkryłam, że ich literatura jest bardzo ciekawa – szczególnie ta kobieca, emigracyjna, eseistyczna, reportażowa… To kraj z ogromnym kulturalnym potencjałem, który bardzo dba o różnorodność poglądów i gatunków.

A dzięki temu, że Niemcy wszystko opisują, przygotowywanie na przykład doktoratu na jakiś niemiecki temat to prawdziwy raj – ma się ogromne możliwości cytowania, inspirowania się, polemizowania. Sama pisałam doktorat o niemieckich słuchowiskach radiowych w latach pięćdziesiątych i miałam ogromną frajdę z siedzenia w bibliotece i przekopywania się przez ten ogrom informacji, doskonale opracowanych.

We W szafie znajdziemy m.in. cytaty z Kafki i Goethego – zakładam, że są to autorzy, którzy i jako pisarkę w dużym stopniu panią inspirują. Kto jeszcze? Kogo jeszcze lubi pani czytać?

O Jezu, będzie tego dużo… Lubię Alice Munro i Margaret Atwood, dwie panie z Kanady, to jest piękna literatura… Chętnie czytam Hanę Andronikovą, taka czeska pisarka, już nieżyjąca, zmarła młodo, i Magdalénę Platzovą, kolejną Czeszkę, mieszka we Francji… Lubię też Petrę Hůlovą, Annę Beatę Háblovą… Ale to wszystko literatura współczesna, pani chciała kogoś z kanonu?

Nie, nie, ciekawa byłam właśnie, czy czyta pani też swoje koleżanki i kolegów po piórze, czy tylko klasyków (śmiech).

Czytam absolutnie wszystko. Ogólnie pochłaniam dużo książek, uwielbiam czytać – kiedy tylko jest mi źle, czytam… Dla mnie literatura to coś w rodzaju społeczności. Jakby człowiek zamykał się w jakimś pokoju z opowieściami czy myślami. Robi mi się od tego lepiej.

Wspomniała pani o swoim doktoracie, sama też pisała pani słuchowiska radiowe, studiowała pani scenariopisarstwo i dramaturgię, zajmuje się pani przekładem… Czy te wszystkie zajęcia w jakiś sposób pomagają w pisaniu?

Tak, na pewno. Przekład bardzo pomaga mi w konstruowaniu kompozycji książki. To ważne w dłuższych tekstach – opowiadanie jest krótkie, ale w powieści trzeba przez długi czas utrzymać uwagę czytelnika.

Na przykład taka powieść Sudabeh Mohafez, irańsko-niemieckiej autorki, Brennt – znakomita. Tak znakomita, że kiedy skończyłam ją tłumaczyć, pomyślałam sobie, że ta autorka nie musi już robić w życiu nic więcej, jest spełniona.

Jako tłumacz przenikasz do tekstu może nawet bardziej niż autor – zauważasz dziwne słowa, których nikt inny nie używa… Tak było u mnie z Mohafez, podobnie z Michaelem Stavaričem. Pomagają też same rozmowy z autorami. Ja jestem tłumaczem bardzo niepewnym, zawsze mam dużo pytań. I te rozmowy z autorami też sprawiają mi frajdę. Może to wręcz jakieś moje małe zboczenie.

Na moje ostatnie pytanie już po części dostałam odpowiedź – kiedy mówiła pani, że nie myśli pani za bardzo o swoich czytelnikach w trakcie pisania… Zastanawiałam się jednak, czy W szafie nie miało być po części jakimś przesłaniem – a może pocieszeniem – dla trzydziestoletnich kobiet będących w podobnej życiowej sytuacji, co bohaterka?

Byłabym szczęśliwa, gdyby ta książka komuś pomogła. Myślę jednak, że wszystko tu już zależy od czytelnika lub czytelniczki. Zdarzyło mi się, że napisał do mnie znajomy, był wtedy w Wietnamie, i nalegał, że muszę wysłać jakiejś dziewczynie swoją książkę. Odparłam, że akurat żadnego egzemplarza nie mam, ale upierał się, że muszę znaleźć i wysłać – bo dziewczyna akurat się rozstaje i na pewno jej to pomoże. Więc wysłałam, przeczytała i podobno rzeczywiście jej pomogło. Albo tak tylko mówiła.

Literatura, pisanie i czytanie to wolność, i jeśli kogoś ta książka na przykład rozzłości, to w porządku – mnie też niektóre książki złoszczą, a równocześnie dużo mi dają. Nie mam więc żadnej instrukcji czytania W szafie.

Myślę po prostu, że każdy ma prawo raz na jakiś czas gdzieś się zamknąć i mieć taki własny time out, jak moja bohaterka. Niektórzy faktycznie dostrzegali w książce takie przesłanie. Ale już inni widzieli w niej po prostu eskapizm, ucieczkę przed światem. Więc sama już nie wiem.

Polskie wydanie W szafie ukazało się w 2022 roku w przekładzie Anny Wanik nakładem wydawnictwa Książkowe Klimaty. O książce piszę więcej tutaj.

Okładki książek pochodzą ze stron wydawców.

Komentarze

  1. Jak to dobrze, że umożliwiłaś nam swoim wywiadem, bliższe poznanie pisarki. Bardzo lubię Twoje wywiady - pytania są przemyślane, ale podążasz jednak za rozmówcą i jest to żywa rozmowa.
    Bardzo ciekawe były dla mnie spostrzeżenia Terezy Semotamovej o niemieckiej i czeskiej kulturze, o różnicach między nimi oraz o roli książek w jej życiu, o relacjach z tłumaczką Anną Wanik (kulturowa pośredniczka - świetnie powiedziane).
    Bardzo interesujący jest też wątek dotyczący ograniczenia przestrzeni życiowej, mieszkania jako miejsca, w którym chce się mieć swój świat i swoją malutką życiową przestrzeń, no i sam temat szafy - tego, że chcemy (tak jak w dzieciństwie) ukryć się w niej przed światem i poużalać się nad sobą, a jako czytelnicy chcemy wiedzieć, jak to wszystko w środku jest poukładane (infrastruktura szafy - też chciałabym ją poznać :-)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Awito! Bardzo się cieszę, że lubisz moje wywiady, bo w tym roku będzie ich na pewno dużo więcej niż wcześniej – obiecałam, że po przekroczeniu progu 1000 zł wsparcia na Patronite będę publikować na Skarbach przynajmniej jedną rozmowę w miesiącu. :)

      Przyznam, że mnie też bardzo do myślenia dało to, co Semotamová mówi o poszukiwaniu mieszkania i przestrzeni dla siebie. Tym bardziej, że sama znów znalazłam się w tej fazie – w związku ze studiami szukam pokoju na wynajem w Krakowie i jest to droga przez mękę. :) Mam też za sobą wątpliwą przyjemność szukania mieszkania w Pradze, to doświadczenie jeszcze gorsze i wcale się nie dziwię, że pośrednio doprowadziło autorkę do napisania książki opartej na tak dziwacznym koncepcie. :)

      Usuń

Prześlij komentarz