Królowa, muza, intrygantka – „Misia Sert”, Arthur Gold, Robert Fizdale + konkurs!

Polka, która władała Paryżem. Królowa belle époque i złotych lat 20. „Treserka fortepianów”, która poświęciła własny talent, by wspierać innych młodych artystów. Była dobrą duszą Baletów Rosyjskich Diagilewa, pozowała Renoirowi, przyjaźniła się z Proustem. Trzykrotnie zamężna, przeżyła trzy wielkie zawody miłosne i rozstała się z życiem mając przy boku dwie wierne przyjaciółki – Coco Chanel i morfinę.

W wydanej po raz pierwszy w 1980 roku biografii Arthura Golda i Roberta Fizdale'a jest przedstawiona z szacunkiem należnym królowej, ale i z cieniem łobuzerskiego uśmiechu. Ma w sobie tyle uroku, co okrucieństwa (o jej „pięknej i okrutnej twarzy” pisał Proust), tyle szlachetności, co potrzeby manipulowania ludźmi. W czym tkwił sekret jej hipnotyzującego czaru? Jak sprawiła, że z jej zdaniem liczył się cały Paryż?

Wiek niewinności

Wszystko zaczyna się w roku 1872. Życie Marii Zofii Olgi Zenajdy Godebskiej od pierwszych chwil naznaczone było intrygą, ale i tragedią. Podczas gdy jej matka, nosząc ją pod sercem, siedzi z dziećmi w Paryżu, ojciec – Cyprian Godebski, znany polski rzeźbiarz – nawiązuje w Rosji płomienny romans z siostrą swej teściowej. Anonimowy list, w którym „życzliwy” donosi o ekscesach Cypriana sprawia, że jego zrozpaczona małżonka mimo zaawansowanej ciąży i zimowej pory rusza w wyczerpującą podróż w głąb Rosji. Na miejsce dociera tylko po to, by wydać na świat Misię, po raz ostatni zobaczyć niewiernego męża i wyzionąć ducha.

Młodziutka Misia z pierwszym mężem, ok. 1899 r. [2]
Pierwsze i najszczęśliwsze lata swego życia Misia spędza wraz ze starszymi braćmi u babci, która w swoich salonach gości wiele wybitnych osobistości na czele z królową Belgii („przychodziła na kawę”). Dziewczynka uczy się tam dobrych manier, obserwuje świat artystów i arystokratów, w którym sama będzie się później obracać, i szybko rozwija swój talent muzyczny. Kiedy jednak jej ociec żeni się po raz drugi, a później trzeci, mała Misia zaczyna być przerzucana od domu do domu i od internatu do internatu niczym niechciane pisklę. Buntuje się, ucieka do Londynu, wraca, aż wreszcie szczęśliwie (wydawałoby się) przybija do małżeńskiego portu wraz z Tadeuszem Natansonem – człowiekiem, którego kocha.

Okładka La revue blanche – portret
Misi autorstwa Toulouse-Lautreca [3].
U jego boku spędza kilka pięknych lat. Kwitnie właśnie belle époque, a dzięki kontaktom męża – właściciela wpływowego czasopisma La revue blanche – Misia obraca się w towarzystwie najwybitniejszych artystów epoki – Renoira, Toulouse-Lautreca, Verlaine'a, Mallarmégo... Jest wdzięczną modelką dla malarzy i jedną z najpopularniejszych kobiet w Paryżu – jej urok osobisty sprawia, że dom Natansonów wiecznie wypełniają tłumy gości. Dni spędza wśród przyjaciół, na koncertach i spektaklach, lub w letniej posiadłości w Villeneuve. „Czas wypełniony był piknikami i przyjęciami, amatorskimi przedstawieniami teatralnymi, grami salonowymi, jazdą na rowerze, żeglowaniem po rzece oraz jedzeniem, muzyką, rozmowami i śmiechem” (s. 94). Czy można sobie wyobrazić piękniejsze życie?

Małżeńskie burze

Jak to jednak zwykle bywa, sielanka nie trwa długo. Umierają ukochani przyjaciele, Mallarmé i Toulouse-Lautrec, a spokojnemu do tej pory i harmonijnemu pożyciu małżeńskiemu Misi kres kładzie osobisty dramat. Dramat? Tak przynajmniej przedstawiają to Gold i Fizdale, z lojalności dla swej bohaterki trzymając się (choć nie bez oka puszczonego od czasu do czasu w stronę czytelnika) jej wersji zdarzeń. Ile było w tym tuszowania różnych spraw i usprawiedliwiania się z własnych grzeszków – nie sposób dociec, ale jeśli opowiedziane historie odpowiadają choć w połowie prawdzie, to Misia dostała naprawdę potworną szkołę życia.

Fotografia Misi, 1897-1899 [4].
Oto bowiem pierwszy mąż, Tadeusz Natanson – poczciwy i zapatrzony w nią jak w obrazek, ale mimo wszystko jeszcze chłopiec – błaga ją, by ratując go od finansowej katastrofy oddała się jego bogatemu wspólnikowi, Edwardsowi. Mimo że bogacz budzi w niej wstręt, Misia w końcu wpada w jego ramiona, w których ostatecznie całkiem nieźle się zadomawia. Jako pani Edwards zostaje obsypana brylantami, awansuje do rangi królowej zamożnej paryskiej socjety i nawet dostaje w prezencie własną łódź. Czy odtrącenie jej przez Natansona i „sprzedanie” jej Edwardsowi to tylko jej pokrętny punkt widzenia, zręczna historyjka zmyślona by zatuszować zdradę?

Wkrótce potem Misia zostaje postawiona w kolejnej nietypowej sytuacji. Edwards znajduje sobie kochankę, co samo w sobie nietypowe nie jest, ale z jego nową wybranką, piękną i wyuzdaną aktorką Geneviève Lantelme, łączy Misię dość tajemniczy związek. Lantelme – znana w całym Paryżu ze swej wątpliwej reputacji i romansów z osobami obojga płci – według wersji Misi zaproponowała, że oszczędzi jej małżeństwo, jeżeli pani Edwards zostanie jej kochanką. Do czego naprawdę doszło między nimi – nie wiadomo, ale oficjalnie Misia przyznała się do tylko jednej nocy spędzonej z kobietą, i tą kobietą nie była Lantelme.

Geneviève Lantelme, 1900 r. [5]
Zanim jeszcze drugie małżeństwo Misi runęło jak domek z kart, poznała ona podczas jednego z rejsów znanego malarza José Maríę Serta. Jak twierdzi, romans z tym hiszpańskim artystą nawiązała już po rozwodzie, szukając pociechy po odtrąceniu przez męża, ale ile w tym prawdy? Sert – choć nie od razu – został jej trzecim mężem.

Po długich latach ich wspólnego życia na scenę wkroczyła gruzińska księżniczka Rusadana Mdiwani, zwana Roussy, i Misia znalazła się w kolejnym nieprawdopodobnym układzie. Gdy urocza Roussy zaczęła władać sercem Serta, Misia przyjęła ciekawą strategię – postanowiła się z nią zaprzyjaźnić. Ostatecznie powstał miłosny trójkąt, który mimo wyrzutów sumienia Roussy i Serta oraz gorączkowych wysiłków Misi, by zapobiec katastrofie, zakończył się rozwodem. Brzmi to niewiarygodnie, ale para, która wyrządziła Misi tak wielką krzywdę, stanowiła zarazem dwójkę najważniejszych osób w jej życiu – o Sercie mówiła „mężczyzna mojego życia”, portret Roussy nosiła na sercu do końca swoich dni.

Pocieszycielka Chanel

Przez wszystkie te burze przeszła z pomocą Coco Chanel, z którą przez ponad trzydzieści ostatnich lat życia łączyła ją skomplikowana przyjaźń, przez autorów biografii opisywana jako „mieszanka miłości i nienawiści podszyta napięciem seksualnym” (s. 316). Karen Karbo pisze w swojej Księdze stylu Coco Chanel: „Francuzki znane są z tego, że nie potrzebują przyjaciółek. Kochają mężczyzn, a inne kobiety uważają za konkurentki, którym nie można ufać” (s. 128) i na poparcie swej tezy podaje kilka jaskrawych przykładów, jak podle potrafiły traktować się Misia i Coco. Rywalizowały ze sobą, prawiły sobie złośliwości, bywały względem siebie okrutne i zazdrosne, ale faktem jest, że to Chanel pomogła Misi przetrwać utratę Serta, to ona była przy niej w ostatnich chwilach życia i to za sprawą jej starannych zabiegów ułożona w trumnie królowa Paryża wydała się żałobnikom piękniejsza niż kiedykolwiek.

Coco Chanel i Misia na plaży ok. 1925 r. [6]
Ta ostatnia przysługa wbrew pozorom znaczyła bardzo wiele. Dzięki niej bowiem bliscy zapamiętali Misię z jej najlepszych czasów, kiedy jeszcze błyszczała w towarzystwie i jednym eleganckim machnięciem ręki decydowała o losach paryskich artystów, a nie tę półślepą, uzależnioną od morfiny, zaniedbaną i przerażoną, bez końca rozpamiętującą swoje utracone miłości – nie tę nieszczęśliwą istotę, którą się stała u schyłku życia. Zdaniem Golda i Fizdale'a starczą bezradność Misi, nie pozbawioną jednak właściwego jej uroku, najpiękniej opisała Colette:
Misia jest prawie niewidoma, lecz mimo to porusza się z ogromnym wdziękiem, ostrożnie podnosi przedmioty, czule ich dotyka, stara się ominąć stojące na jej drodze krzesła i pewnie przekręca kontakt, aby włączyć światło. Czasami pochyla się i spogląda na swoje śliczne stopy – wygląda wtedy, jakby stała na brzegu strumienia (…). U mnie w domu wydaje się zgadywać, gdzie są klamki, stara się wyczuć brzeg dywanu, wybiera najwygodniejsze krzesło i schodzi po schodach, których nie zna, kilka stopni przed nami. Ta szlachetna kokieteria jest bardziej poruszająca niż skargi i żale (s. 452).
Misia Sert pędzla Renoira [7].
Biografia Golda i Fizdale'a jest taka, jak sama Misia – lekka, bez zadęcia, nonszalancka i urokliwa, nieuporządkowana i niejednoznaczna. Naszpikowana anegdotami i ploteczkami z życia artystycznych sław. Mnóstwo w niej muzyki – zarówno w sferze tematycznej (o czym napisałam zdecydowanie za mało, biorąc pod uwagę jak bardzo na tej kwestii skupili się autorzy – w końcu zawodowi pianiści – wyznający wprost: „do świata Misi zaprowadziła nas muzyka”), jak i formalnej. Jej ton w cudowny sposób odpowiada nastrojom poszczególnych faz życia Misi – od barwnych opisów Paryża z czasów belle époque i beztroskiej atmosfery wiecznych wakacji po dramatyczne, poruszające relacje z ostatnich lat bohaterki.

I warto ją przeczytać – jeśli nie dla pikantnych historyjek, jeśli nie z zamiłowania do sztuki, zainteresowania samą Misią i jej towarzystwem, to choćby dla malowniczego sposobu, w jaki autorzy opisują tę legendarną królową Paryża, jej świat i piękne czasy, w których żyła.

***
A. Gold, R. Fizdale, Misia Sert, przeł. Katarzyna Kuś, Paweł Wolak, wyd. Muza SA, Warszawa 2014.

Zachęcam też do lektury tekstu Sylwii Zientek o Misi Sert pisanego w oparciu o inną biograficzną książkę, W stronę Misi z Godebskich Ewy K. Kossak.

Za rozkoszną podróż do Paryża czasów belle époque i przybliżenie postaci Misi z Godebskich dziękuję Darii i wydawnictwu Muza SA.

***

KSIĄŻKA DO WZIĘCIA!

Mam do oddania jeden egzemplarz Misi Sert. Żeby go wygrać, wystarczy krótko odpowiedzieć na pytanie, dlaczego chcesz przeczytać tę książkę i przesłać odpowiedź na adres mailowy lit.skarby.swiata.calego@gmail (tak tak, nawet sobie z tej okazji skrzynkę wreszcie założyłam, a co!).

Na odpowiedzi czekam do 7 kwietnia. Wygrywa najciekawsza, najbardziej niebanalna, intrygująca. Zwycięzcę poinformuję mailowo, ogłoszę to też tutaj. Zapraszam i życzę powodzenia :)

[Aktualizacja: 8.04.2015]

Książka wędruje do Magdaleny Basseville-Lipki – za bajkę. Bajkę tak urzekającą, że publikuję ją tu w całości:

Dawno, dawno temu. Będzie już ponad cztery lata, pewna M. (nie Misia) zamieszkała w Paryżu. Nie poznała żadnego malarza, ani pisarza, nawet żadnego z zasuszonych staruszków Akademii! Obserwowała kloszardów pijących szampana na Polach Elizejskich, wcinała ciasto malinowe posypane złotem kilkaset metrów od Giocondy. Na Montmartcie M. (nie Misia) nie spotkała van Gogha i Toulouse - Lautreca, tylko tabuny studentów,  malarzy z bożej łaski i najlepsze naleśniki na świecie, wypełnione konfiturą tak, by wybuchały w rękach i mazały konfiturą z czarnych porzeczek eleganckie płaszcze. M. (nie Misia) nauczyła się narzekać na korki, strajki komunikacji miejskiej i wieczny deszcz, jak każdy inny mieszkaniec Paryża i już nie dziwiła się, że można spędzić urodziny w kabarecie oglądając drag queen na szpilkach do nieba (I zazdroszcząc, że potrafią w nich nie tylko stać ale i zatańczyć!), przebrane za Złą Czarownicę ze "Śpiącej królewny".  Tak, postać Złej Czarownicy pojawiła się nieprzypadkowo, bo bajka zmierza do końca. Cztery lata - nie wieczność. M. (nie Misia) w Paryżu już nie mieszka i prawdopodobnie mieszkać już nigdy nie będzie. Powoli zapomina jak był brudny, niebezpieczny i zatłoczony. Znów jej w głowie tylko Gioconda, stuletnie antykwariaty i malinowe ciasto posypane złotem. I dlatego bardzo chętnie tam wróci. Choćby za pomocą tej książki. Bo M. (nie Misia) bywa czasem cholernie sentymentalna. 

Serdecznie gratuluję, a za wszystkie odpowiedzi dziękuję i zapraszam do udziału w kolejnym konkursie!

Cytat z Księgi stylu Coco Chanel: K. Karbo, Księga stylu Coco Chanel, przeł. Joanna Dziubińska, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014. Pozostałe cytaty: A. Gold, R. Fizdale, Misia Sert, przeł. Katarzyna Kuś, Paweł Wolak, wyd. Muza SA, Warszawa 2014.

Fotografie:
[1] Pierre-Auguste Renoir, 1903 / Wikimedia Commons
[2] A. Gold, R. Fizdale, Misia Sert, przeł. Katarzyna Kuś, Paweł Wolak, wyd. Muza SA, Warszawa 2014.
[3] Henri Toulouse-Lautrec / Wikimedia Commons
[4] Wikimedia Commons
[5] verbinia / Wikimedia Commons
[6] A. Gold, R. Fizdale, Misia Sert, przeł. Katarzyna Kuś, Paweł Wolak, wyd. Muza SA, Warszawa 2014.
[7] Pierre-Auguste Renoir, Misia Sert / Wikimedia Commons
[8] Okładka książki ze strony wydawnictwa Muza SA

Komentarze

  1. Nie umiem wymyślać odpowiedzi na takie pytania, a zwłaszcza odpowiedzi "niebanalnych", więc w konkursie nie wezmę udziału, ale książkę chętnie bym przeczytała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie tylko konkursy, w których można się wykazać mają sens, bardzo nie lubię losowań ani tym bardziej „kto pierwszy ten lepszy”. Pewnie mi to podejście nie przysporzy popularności, no ale cóż, trudno :) Rozumiem w każdym razie, że możesz nie czuć się na siłach, i cieszę się, że chociaż do książki trochę Cię zachęciłam.

      Usuń
  2. Jak zwykle swoją recenzją wciągasz i zaciekawiasz. Swoją drogą barwne zycie prowadziły kiedyś kobiety :) Te zamożne. Chciałam Ci podziękować za Bukowskiego i "Najpiekniejszą...". Nie mogłam czytać jej jednym "ciągiem" - literatura bardzo brudna, ale z takimi przebłyskami prawdy, ze to aż niesamowite. I myślę, że Bukowski jednak w miłość wierzył, przynajmniej za nią tęsknił - w tym opowiadaniu, w którym jest u swoich znajomych, którzy się kochają tak prawdziwie wyczułam tę tęsknotę. W kazdym razie muszę przyznać, że warto. Dzięki!
    banita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, taka sielanka to tylko domena tych bogatych, niższe sfery pewnie widziały tamtą epokę nieco inaczej :) Ale życie Misia miała rzeczywiście ciekawe, wielcy artyści, podróże, szkoda tylko, że w miłości jej się ostatecznie nie ułożyło...

      Cieszę się, że też doceniłaś „Dziewczynę”! To prawda, że nie da się jej czytać jednym tchem, zaczęłoby od tego boleć w płucach, dla mnie to było naprawdę jak zstępowanie do jakichś piekieł Dantego... Prawda boli, nic na to nie poradzimy. Co do tęsknoty – na pewno, ale mimo wszystko wydaje mi się, że to była tęsknota beznadziejna. Może nie tyle nie wierzył w miłość, co nie wierzył w to, że sam jest do niej zdolny?

      Nie dziękuj, przyjemność po mojej stronie!

      Usuń
  3. Świetny post.....
    W konkursie nie wystartuję, gdyż mam mało czasu na czytanie a poza tym uświadomiłaś mi, że mam w domu Ewy Kossak "W stronę Misi Z Godebskich" a ponieważ samą postacią, jej barwnością mnie zainteresowałaś to może po te książkę sięgnę....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę, właśnie się za tą książką rozglądam :) A brak czasu doskonale rozumiem, chociaż mnie to nie powstrzymuje niestety przed sprowadzaniem do domu ogromnych ilości nowych książek, które się już nigdzie nie mieszczą i latami będą leżeć na półce, zanim się doczekają swoich pięciu minut... Tak więc pogratulować silnej woli :)

      Usuń
    2. Moje tak właśnie czekają i nie wiem czy wszystkie się doczekają czytania....

      Usuń
    3. W takim razie miło z Twojej strony, że wciąż jeszcze dajesz im szansę, nie sprowadzając nowych, potencjalnych rywalek :)

      Usuń

Prześlij komentarz