Niebiańska goryczka – „Godzina w niebie”, Miroslav Sehnal, Břetislav Uhlář

Czytanie Godziny w niebie jest jak jedzenie dziwacznej, złożonej z na pozór absurdalnie dobranych składników potrawy. Pozostając w czeskich klimatach – niech to będzie tradycyjna svíčková na smetaně, kawał wołowego mięska w śmietanowo-warzywnym sosie, z kupką bitej śmietany i plasterkiem kwaśno-gorzkiej cytryny tudzież pomarańczy.

Pierwszy, drugi, trzeci kęs – pycha, lekko słodki sos w połączeniu z wołowiną intryguje, a jak się jeszcze do tego zagryzie knedlikiem i zapije chłodnym piwkiem, to robi się już całkiem fajnie. I takie były też pierwsze strony Godziny, w której lekko oderwany od rzeczywistości rozwodnik zabiera nas ze sobą do swojego małego raju – miasteczka Oder na Morawach. Środek zimy, a bohater z podziwu godną determinacją brnie przez śniegi do wspomnianej mieściny, by na życzenie córki spędzić sylwestra z dawno utraconą rodziną. Lektura szybko wciąga i niewinny początek zapowiada typową, odrobinę tragikomiczną, ale zarazem sielską czeską historyjkę.

Anielskie motywy w opowieści bohatera są jak ta kupka białej śmietany, która nie do końca pasuje do ciężkiego mięsa i gęstego sosu. Nietypowy przybysz myli miejscowego czubka z biblijnym Azraelem, a lekko wulgarną postać miejscowej karczmarki ubiera natychmiast w anielską aureolę. Szybko przekonujemy się, jak bardzo jego sentymentalny sposób widzenia świata różni się od zdroworozsądkowego spojrzenia tubylców, i w tym momencie śmietankowa słodycz przełamana zostaje kwaśną pomarańczową rzeczywistością.

Niebiańska barmanka specjalizuje się bowiem w erotycznych bonusach, osobnik napotkany pośród zasp poświęcił życie polowaniu na gawrony, a zbiór miejscowych osobliwości zasilają jeszcze sprzedawca pieczarek poszukujący zawzięcie legendarnej Bursztynowej Komnaty i „prostacka czarownica” Jitusz, która jakimś tajemnym sposobem owinęła sobie wokół palca eleganckiego Lubosza. Całe to towarzystwo ma z niebem tak mało wspólnego, jak to tylko możliwe.

Kwaśny posmak utrzymuje się, gdy wraz z narratorem wkraczamy do domu jego byłej żony. O ile bowiem córka i zięć-prostak witają go z entuzjazmem, dawna ukochana – wyśniony ideał, jakim wciąż pozostaje dla biednego narratora jego dawna małżonka – zachowuje chłodną rezerwę, a syn wita gościa otwartą wrogością.

Przez całą, nie tak znowu długą, książeczkę autor buduje kolejne iluzje i je burzy. Wraz z narratorem szybko pozbywamy się anielskich złudzeń, ale to, co dostrzegamy w tym pierwszym momencie otrzeźwienia, jest tylko kolejnym złudzeniem. Prawda boli i kryje się za zaciągniętymi szczelnie zasłonami. Scena brutalnego seksu czy prawdziwa przyczyna obsesji łowcy gawronów sprawiają, że w końcówce historii czujemy już tylko pomarańczową gorycz. I więcej tu tragizmu niż komizmu, więcej beznadziejnego i smutnego marzenia niż bajkowego „dreams come true”.

Miroslav Sehnal i Břetislav Uhlář – autorzy :).
Naszpikowany erotycznymi smaczkami poemat Uhlářa wydaje się luźno związany z historyjką Sehnala, choć utrzymuje i podkreśla szary, gorzkawy nastrój końcówki opowieści. Pewien niespełniony Casanova zwierza się w nim ze swoich problemów z kobietami i wspomina dziadka – mistrza w sztuce śpiewu operowego i w sztuce uwodzenia. Obok sentymentalnych nut pojawiają się tu filuterne lubieżne żarciki, a nad wszystkim unosi się hrabalowski duch (i nie przekonacie mnie, że się mylę – „łono fiołkami pokryte”, motywy kolejowe i „młodszy samobójca” to dla mnie tropy aż nazbyt oczywiste!).

Polecam wszystkim, którzy mają ochotę na coś czeskiego z odrobiną przekory. A potem spróbujcie svíčkovej i dajcie znać, czy to była trafna analogia :).

Swoją drogą zastanawiam się, skąd u Czechów tak wielkie zamiłowanie do anielskich klimatów. Do Boga im nie po drodze, ale anioły stale gdzieś się w tle przewijają...

***
M. Sehnal, B. Uhlář, Godzina w niebie, tłum. Jan Stachowski, Krzysztof Lisowski, wyd. Afera, Wrocław 2015.

Za słodko-gorzką, przekornie czeską wizję świata dwóch panów z Ostrawy dziękuję pani Julii i wydawnictwu Afera.

Fotografie:
[1] Gwyrosydd / Foter.com / CC BY
[2], [3] www.wydawnictwoafera.pl

Komentarze

  1. Książka chętnie, ale za danie podziękuje :D Mdli na samą myśl, zresztą unikam mięsa jak tylko mogę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Ja bez słodyczy bym mogła żyć, ale bez mięsa – nigdy :). A svíčková taka dobra!

      Usuń
    2. Ha, moja dziewczyna ma podobnie. Dietę, która nie zawiera słodyczy spokojnie by przetrwała, ale brak mięsa wiązałby się z jej niechybnym zgonem :)

      A co do samej lektury to lubię takie książki, w których bardzo naiwne widzenie świata przez głównego bohatera przysparza mu wiele kłopotów i niezrozumienia otoczenia (ich prawzorem jest chyba "Idiota" Dostojewskiego).

      Usuń
    3. Dołączam do Marty - od lat stronię od mięsa i mogłabym o tym gadać godzinami ;) Ale nie o diecie tu mowa (z kolei nie przeżyłabym bez słodyczy :)). Opisałaś to niezwykle! I nawet jeśli trochę ostrzegasz, to ja bym się skusiła. Taka moc recenzji ;)

      Usuń
    4. Skoro w takim razie mimo tego całego mięsa wciąż brzmi dla Ciebie kusząco, to chyba naprawdę mi się udało :) Dzięki!

      Usuń
  2. Mam wrażenie, że zupełnie nie moje "czeskie klimaty" ;), ale kto wie, nie będę się tak od razu zarzekała (po prostu alergiczne reaguję na książki, które mają być ciepłe, sielskie i podszyte dramatem na raz, bo jakoś mi tak od razu wskakują w koleiny stereotypu czeskiej literatury u nas). Ale ja nie o tym chciałam: recenzja jest przepiękna -- ta analogia ze svíčkovą jest nie dość, że świetnie poprowadzona, to jaka konsekwentna i przemyślana! Brawo :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnie? Dzięki, Pyzo! Myślałam, że z tą svíčkovą już trochę pojechałam po bandzie, ale jeśli nieźle to wyszło to cieszę się bardzo :) Racja, że jest taki stereotyp, i może rzeczywiście się ta książka trochę w niego wpisuje, choć nie jest tak prosta jak większość tego typu historii, jest tu trochę takich elementów, które nie do końca wiadomo po co, na co i skąd. I trochę dzięki temu intryguje. Ale nie wciskam na siłę :)

      Usuń
  3. Jeszcze nie wiem, czy trafna, ale tak obrazowa, że o siódmej rano zamarzyła mi się svickova i książka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się tak zasugerowałam własną wizją svíčkovej pisząc ten tekst, że aż się zrobiłam głodna :) Spróbuj najlepiej i jednego i drugiego!

      Usuń
  4. Taka książka może wprowadzić niezły mętlik w głowie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, pytania „O co chodzi?” są nieuniknione :)

      Usuń

Prześlij komentarz