W ramionach pięknego drapieżnika – „Miłość to piekielny pies”, Charles Bukowski

Wiersze ze zbioru Miłość to piekielny pies, powstałe w latach 70., opisują m.in. doświadczenia Bukowskiego jako znanego już pisarza, ale głównym tematem jego twórczości pozostaje miłość i wielka, wielka samotność. Praktycznie każdy z tych utworów jest jak bolesna szpila smutku, „jakby ktoś wbił włócznie w moje wnętrzności” – cytując go.

Jak to u Bukowskiego, sceneria dla tego smutku bywa różna, a tematem stają się luźne rozmowy i codzienne incydenty, poranna posiadówka w kibelku, gapienie się w sufit, psikanie sprejem na karaluchy. Wiersze przypominają żywe obrazy z jego życia. Jak napisał w posłowiu Leszek Engelking: „Chce w swych utworach ukazywać rzeczywistość, zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną, psychiczną, niechętnie zaś ją komentuje czy wartościuje” (s. 365).

Bywa przy tym, że jednym tchem pisze o robieniu kupy i poezji: „zachowałem zdolność wyrzucania / z siebie odpadków. / i wierszy” (s. 30). Poświęca mnóstwo uwagi „śladom gówna na gaciach” i nie stroni od dosadnych opisów seksu, ale potrafi również zaskoczyć nieoczekiwaną pośród tej brzydoty poetycką metaforą: „robiła się wilgotna i otwarta / jak kwiat na deszczu” (s. 198).

Fragment wiersza ja.

Trochę seksu i tylko małą miłość

Świat Bukowskiego to tradycyjnie świat wyrzutków społeczeństwa i kobiet wątpliwej reputacji, nad czym zdarza mu się ubolewać. Z pewną tęsknotą pisze o „spokojnych ludziach” spotykanych na ulicy, o czystych dziewczętach w kraciastych sukienkach z bawełny, częściej jednak gardzi szaraczkami – według niego brakuje w nich życia, są jak łażące po stole muchy, bezrefleksyjne, bezmyślne. „To są trupy” (s. 120), pisze wprost.

Ludzie bezustannie go rozczarowują. Tym, że „nie są dobrzy wzajem dla siebie” (s. 186), tym, że „związki pomiędzy ludźmi po prostu nie są trwałe” (s. 39). Sam, choć dostrzega problem, nie do końca uważa siebie za wyjątek – w utworze o znamiennym tytule zima opowiada o umierającym przy drodze psie, którego nie bierze w ramiona, bo krew przesiąkłaby mu ubranie i „wyglądałoby to głupio”. „nigdy nie uważajcie się za lepszych i/lub / szlachetnych / ani nigdy nie próbujcie takimi być” (s. 274) – pisze w innym wierszu. Czasem w atmosferze smutku i samotności pojawiają się obrazy wręcz okrutne: „koraliki będą się kołysać / chmury będą się chmurzyć / a morderca będzie odcinał głowę dziecku / jakby zlizywał kawał lodów z wafla” (s. 186). Taka rzeczywistość musi przygnębiać.

Przychodzi więc bezradność i rozpacz, której Bukowski nie kryje. Potrafi pisać niesamowicie przejmujące wiersze o samotności (jak choćby sam ze wszystkimi: „ciało opina / kości i / ciało szuka / czegoś więcej niż / ciało”, s. 105), o naszym codziennym umieraniu „na duszoną w sobie miłość”, o „samobójstwach, które nie są rejestrowane”. Stale myśli o śmierci – tej fizycznej i tej duchowej. I od życia nie oczekuje już niczego, chce „tylko trochę pociechy / i trochę seksu / i tylko małą / miłość” (s. 149).

Przysysanie i wysysanie

No właśnie, miłość. Czytając te wiersze po raz kolejny dostrzegam, że pod skórą twardziela kryje się niesamowicie wrażliwy, zdolny do wielkiego uczucia facet („twardość / nic nie ma ostatecznie / do miłości”, s. 91). Stale otoczony kobietami, a mimo to samotny, wiecznie cierpiący z miłości, dręczony tęsknotą, jeżdżący po mieście za dawną kochanką i wytrwale wtykający liściki w drzwi jej mieszkania – taki jest w tym zbiorze.

Ta miłość nigdy go nie rozpieszcza. Jest nie tylko jak „piekielny pies”, ale i jak wzajemne pożeranie się, przysysanie i wysysanie, jak wpadanie w sidła czarnej wdowy. Kobiety w utworach Bukowskiego to drapieżniki, mają „usta jak paszcza rekina” (s. 205) i „twarze jak pysk rosomaka albo drapieżnej bestii” (s. 77). Miłość to wojna i wzajemne niszczenie się, miłość to łzy („teraz jej z kolei już nie ma, a ja tu siedzę i chleję / i moje oczy wydają się mokre od łez”, s. 66).

Ból istnienia. Fragment wiersza 462-06-14.
Ale jest tu również podziw dla kobiecej urody oraz jedno z najpiękniejszych wyznań miłosnych, jakie czytałam – prawie całkiem zmyślony wiersz:

„(…) byłaś jedną z najlepszych
poetek i powtarzałem wydawcom,
redaktorom: «drukujcie ją, drukujcie, jest szalona, ale ma w sobie
magię. w jej pasji nie ma kłamstwa». kochałem cię
jak mężczyzna kocha kobietę, której nigdy nie dotknął, z którą
tylko koresponduje i trzyma jej fotografie. kochałbym cię
bardziej, gdybym siedział kiedyś w jakimś pokoiku, robił sobie
skręta i słuchał jak sikasz w łazience,
ale nic takiego się nie stało.
(…) gdybym cię spotkał pewnie bym cię skrzywdził albo ty byś skrzywdziła
mnie. tak było najlepiej” (s. 50).

Tylko czy to wiersz do kobiety z krwi i kości? Czy adresatka, podobnie jak wiersz, nie jest (prawie całkiem) zmyślona? Myślę, że tak – to pewna figura kobiety, wymarzonej i wytęsknionej, którą można kochać właśnie dlatego, że jej nie ma. Bo „gdyby ją spotkał pewnie by ją skrzywdził albo ona skrzywdziłaby / jego. tak było najlepiej”.

Myślę jeszcze nad tytułem tego tomu. W przypadku poszczególnych wierszy tytuły są raczej luźno związane z treścią, więc klucza szukam gdzie indziej, nie w tytułowym utworze. Inny wiersz, szyba ze szkła taflowego, otwierają słowa „psy i anioły nie różnią się specjalnie / od siebie” (s. 178). W wielu innych miejscach Bukowski opisuje psy (i ogólnie zwierzęta) jako stworzenia boskie lub anielskie. W tytule miłość to piekielny pies mamy więc lekki paradoks. I może właśnie o to chodzi? Że miłość jest pełna paradoksów, albo wręcz, jak w prawie całkiem zmyślonym wierszu – że jej po prostu nie ma?

Smakowało słodko… z kropelką goryczy

Ale są też momenty, gdy życie jest znośne. Na przykład wtedy, gdy siedzi z córką w aucie i zajada frytki, lub gdy wspomina, jak znienawidzony ojciec pochwalił jego opowiadanie. I kiedy obcy człowiek spontanicznie wyświadczy mu uprzejmość, przywracając, choćby na chwilę, wiarę w ludzkość: „właśnie to pomaga wierzyć / że jest coś oprócz śmierci: / ktoś w samochodzie jadącym zbyt wąską ulicą. / kto zjeżdża na bok, żebyś mógł przejechać”. W tym ostatnim, bardzo ważnym wierszu z jakimś rozbrajającym ciepłem smutny człowiek oświadcza: „najlepszych z was / lubię bardziej niż myślicie. / inni się nie liczą”. I przyznaje:

„bywam zgorzkniały
ale czasem życie smakowało
słodko. boję się tylko
to powiedzieć. to tak
jak kiedy twoja dziewczyna mówi:
«powiedz, że mnie kochasz», a ty
nie możesz” (s. 355).

Czasem życie smakowało słodko… ale pozostaje posmak goryczy, i gorzka jest końcówka tego utworu. Nie potrafi się powstrzymać. Bo świat go skrzywdził i on nie może mu tego wybaczyć. Bo czegokolwiek by w życiu nie robił, jak bardzo nie byłby szczęśliwy, zawsze w tle pobrzmiewać będzie to wielkie rozczarowanie, z jakim zmierzyć się musiał wrażliwy młody chłopak – i z jakim mierzył się do końca swoich dni.

***
Ch. Bukowski, Miłość to piekielny pies. Wiersze z lat 1974-1977, przeł. Leszek Engelking, wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa 2017.

Polecam też posłowie do tego wydania, napisane przez Leszka Engelkinga. Stanowi ono nieco bardziej naukową – ale nie pozbawioną wyczucia i wrażliwości – próbę opisu twórczości poetyckiej Bukowskiego i jej usytuowania w XX-wiecznej literaturze amerykańskiej (m.in. w odniesieniu do dzieł twórców Beat Generation).

Ilustracje:
[1], [2], [3] zdjęcie własne,
[4] okładka książki ze strony wydawnictwa / noir.pl.

Na Literackich skarbach możecie również poczytać o tomiku Płonąc w wodzie, tonąc w ogniu. Wiersze z lat 1955-1973. Wszystkie moje teksty o twórczości Bukowskiego znajdziecie tutaj.

Komentarze

  1. Bardzo lubię wiersze Bukowskiego. To w nich ujawnia się jego prawdziwy geniusz. Ostatnio nawet zrobiłem sobie maraton słuchania ich wykonania na żywo przez autora. To dopiero doświadczenie. Niemalże punkrockowa osobowość gościa, który przed wyjściem na scenę bywał tak przerażony, że wymiotował. Do tego chyba zresztą sprowadza się fenomen Bukowskiego: potrzebuje świata, którego nie znosi. Kojarzy mi się to z schopenhauerowską opowieścią o jeżozwierzach:

    "Pewna gromada jeżozwierzy skupiła się w zimowy dzień możliwie blisko siebie, aby wzajemnym ciepłem uchronić się przed zamarznięciem. Wkrótce jednak odczuły nawzajem swe igły, co je znowu od siebie oddaliło. Kiedy potrzeba ogrzania się zbliżyła je znowu, powtórzyło się to drugie zło, tak że szarpało je między sobą jedno i drugie cierpienie, póki nie znalazły umiarkowanej odległości, w której najlepiej mogły znieść jedno i drugie. W ten sposób potrzeba towarzystwa, wyrastająca z pustki i monotonii własnego wnętrza, spędza ludzi razem, ale ich liczne odstręczające właściwości i nieznośne wady znowu ich od siebie odpychają."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, choć bardzo lubię jego prozę, to mam wrażenie, że dopiero w poezji tak naprawdę mamy do czynienia z jego prawdziwym ja, tam są jego uczucia i obawy, cała ta pokręcona wrażliwość, jak na dłoni. W jego wykonaniu słuchałam tylko kilku wierszy, ale faktycznie, robią wrażenie! A jeżozwierze świetne; myślę, że wielu z nas czuje coś podobnego, ale u Bukowskiego to było ekstremalne. I nie dziwi, czemu tyle w jego twórczości bólu – te igły...

      Usuń
    2. Podobna metafora pojawia się zresztą zarówno w Twojej recenzji, jaki i u autora: "Praktycznie każdy z tych utworów jest jak bolesna szpila smutku, >>jakby ktoś wbił włócznie w moje wnętrzności<< – cytując go."

      Usuń
    3. Rzeczywiście! Aż się samo nasuwa...

      Usuń
  2. Chociaż uwielbiam prozę Bukowskiego, z jego poezją nie miałam jeszcze do czynienia - głównie przez wzgląd na ambiwalentny stosunek do samej poezji. Jednak z tego co piszesz, Bukowski-prozaik niewiele różni się od Bukowskiego-poety, jest tak samo samotny, tak samo poszukujący wolności i spełnienia na własnych warunkach. W domu mam "Noce waniliowych myszy" i mam zamiar niebawem po nie sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię, ja też podchodzę do poezji z dużą rezerwą. Tym bardziej mogę zapewnić, że w tym wypadku nie masz się czego bać :). Wiersze Bukowskiego to w zasadzie krótkie opowiadania, ubrane w formę wiersza – tylko jeszcze bardziej przejmujące, szczere i smutne.

      A tych „Nocy waniliowych myszy” Ci zazdroszczę! Ja się nie śpieszyłam z zakupem po premierze, bo stwierdziłam, że jak poezja, to raczej ludzie nie wykupią, a tymczasem wykupili, i nakład już wyczerpany. Dlatego z „Miłość to piekielny pies” już się nie ociągałam – zaraz po premierze poprosiłam do recenzji :).

      Usuń
  3. Oj, po poezję nie sięgałem już dawno. W ogóle jakoś nie nauczyłem się czytać, a tym bardziej analizować, poetyckich zbiorów. Może z pomocą Bukowskiego podszkolę się trochę w tym temacie.

    A co do miłości rozumianej jako wojna, rywalizacja to zakończyłem dzisiaj lekturę "Koleżka Wilk" meksykańskiego pisarza Gustavo Sainza, której wymowa była b. zbliżona. Znamienne, że to wzajemne krzywdzenie się, siłowanie idzie w parze z gwałtownym pożądaniem, ze zdaniem się na chuć. Wydaje mi się, że silne koncentrowanie się na cielesności może stanowić skuteczną przeszkodę podczas prób osiągnięcia zrozumienia na poziomie duchowym. Miłość to chyba także swoista rezygnacja z części samego siebie, to suma wyrzeczeń, akceptacja wzajemnych słabostek - nie każdy jest w stanie zdobyć się na wysiłek, jaki się z tym wiąże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam tomy poetyckie Bukowskiego do szkolenia się, świetnie się go czyta i świetnie analizuje. Choć refleksje, jak to u niego, niewesołe.

      Nie wiem, czy to zawsze jest tak, że ta walka idzie w parze z silnym pożądaniem. U Bukowskiego się to sprawdza, w wielu innych przypadkach pewnie też, i fakt, że żądze cielesne pewnie tę walkę w pewien sposób zaostrzają, dodają jej pikanterii, ale można się przepychać i bez tego. Wydaje mi się też, że więź duchowa i skłonność do krzywdzenia się nawzajem się nie wykluczają :). Jak to pisał Steinbeck w „Na wschód od Edenu”: „Ciebie kocham bardziej. Gdyby tak nie było, dlaczego zadawałbym sobie trud ranienia cię?”.

      Zgadzam się za to bez żadnych zastrzeżeń z myślą, że miłość wymaga wyrzeczeń i rezygnacji z części siebie – takiej ingerencji we własną wolność, co potrafi być bardzo trudne. Zawsze wydawało mi się to wielką sztuką. Nie wiem jednak do końca, jaki był przypadek Bukowskiego – bo mimo tej jego pozornej szorstkości i niezależności, to był człowiek, który potrzebował kobiet u swojego boku i był skłonny do poświęceń dla nich; większość tych wierszy to raczej historia człowieka, który został opuszczony, nie opuścił.

      Usuń
  4. Takie podejście do miłości jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że warto docenić to, co już się ma. A pozyskaną miłość pielęgnować i dziękować za nią przez zaśnięciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pod tym się podpisuję rękami i nogami – trzeba dziękować każdego dnia, bo wielu tego szczęścia nie ma. A najgorzej nie docenić i ją stracić. Strasznie krucha rzecz.

      Usuń
  5. Kurcze, i tą też chcę... baaardzo :D Gapa ze mnie. Nie mam nic z poezji Bukowskiego, tylko powieści i wywiady. Mam nadzieję, że nakład jeszcze się nie rozszedł ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jeszcze mają, bo w konkursach rozdają ;). Przeczytaj koniecznie! Poezja Buka chyba nawet lepsza niż powieści :).

      Usuń

Prześlij komentarz