Japońska kultura, czeskie mistyfikacje – „Obudzę się na Shibui”, Anna Cima [recenzja patronacka]


Debiut Anny Cimy robi wrażenie głównie dlatego, że zderza ze sobą trzy bardzo odmienne opowieści, a mimo to efekt jest doskonały. To dzieło przemyślane, ciekawie skonstruowane i zaawansowane w sztuce literackiej mistyfikacji. 

Pierwsza, główna – to historia realistyczna i oparta na własnych doświadczeniach autorki, opowieść o dochodzeniu młodziutkiej Jany do fascynacji Japonią, a następnie literackim śledztwie wokół mało znanego japońskiego autora, Kiyomaru Kawashity. W tej części autorka używa obecnej češtiny (potocznej formy czeszczyzny, którą do literatury na dobre wprowadził między innymi Bohumil Hrabal) i swobodnego, młodzieżowego języka, a sposób opowiadania jest nacechowany właściwym bohaterce sarkazmem. 

Druga – to wychodząca z pierwszej, ale fantastyczna opowieść o duchu, a właściwie myśli Jany, który na wiele lat zostaje uwięziony w Tokio po jej pierwszej wizycie tam, gdy była jeszcze nastolatką. Trzecia – to opowiadanie Kochankowie Kawashity, które tłumaczy Jana już jako studentka japonistyki. 

Autorką wszystkich trzech jest Anna Cima. A więc tak, Kiyomaru Kawashita nigdy nie istniał – wszystko jest zmyślone, łącznie z jego biogramem zamieszczonym na końcu książki. Autorka doskonale jednak imituje styl japońskiego pisarza z początku XX wieku, i tym samym kontynuuje piękną tradycję mistyfikacji, z której przecież Czesi słyną. Wystarczy wspomnieć kontrowersyjne, sfałszowane czeskie zabytki narodowe – Rękopis królowodworski i Rękopis zielonogórski, czy czeskiego geniusza, wynalazcę, bohatera Járę Cimrmana. 

Przyznaję, że sama z początku dałam się Cimie nabrać. Ponieważ jednak w opublikowanym już przeze mnie jakiś czas temu wywiadzie autorka sama zdradza prawdę, nie będę Was zwodzić. Pamiętajcie – podejrzliwie traktujcie wszystko, co ze śmiertelną powagą serwują Wam Czesi. 

Japonia bez lukru 

Oprócz tego, że popisowo wpuszcza nas w maliny, książka Cimy zachwyca też piękną metaforą rozdwojenia, wokół której jest zbudowana – rozszczepienia duszy osoby zafascynowanej obcą kulturą między dwoma krajami. Obrazem tej metafory jest nastoletnie ego Jany, które, uwięzione w Shibui, ostatecznie postanawia wykorzystać czas uwięzienia na studiowanie języka i kultury Japonii. Choć fizycznie bohaterka wróciła do domu, mieszka z rodzicami, nadal uczy się w szkole, a potem na uniwersytecie, jakaś część jej pozostaje w Tokio na zawsze, zanurzona w japońskiej kulturze. A równocześnie rozdwojenie to sprawia, że Jana nigdzie nie jest do końca u siebie – czuje się obco, widząc w lustrze swoją białą, europejską twarz, ale w odległej Japonii cierpi z powodu narzuconych kulturowo reguł. 

Anna Cima. Fot. Agáta Faltová

Bo właśnie, jaka jest ta Japonia Anny Cimy? Nie otrzymujemy tu cukierkowej wizji japonistycznej neofitki, w końcu autorka od lat poznaje tamtejszą kulturę, także żyjąc tam i pracując, więc okres bezkrytycznej fascynacji ma dawno za sobą. Japonia z Obudzę się na Shibui to kraj, którego mieszkańcy są infantylni; sprawiają wrażenie, jakby bali się dorosnąć i dlatego starają się uczynić świat bardziej uroczym, niż jest w rzeczywistości. Kraj, w którym rodziny często żyją osobno, ojcowie wyjeżdżają, by pracować w innym mieście, a dzieci wysyłane są do szkół z internatem. Kraj, w którym nadrzędną wartością jest posłuszeństwo i postępowanie według zasad. Przyjaciółka Jany, Machiko, opowiada: 
Kiedy ktoś mówi mi, że powinnam coś zrobić tak, a nie inaczej, natychmiast się buntuję i robię dokładnie odwrotnie. Dlatego nie mogę żyć w Japonii. Dopóki tam mieszkałam, czułam się jak robak albo coś w tym stylu. Byłam na samym końcu łańcucha pokarmowego (s. 168). 
Wreszcie – kraj, który nie ma nic przeciwko obcokrajowcom, ale też w żaden sposób nie próbuje być dla nich gościnny. O tym zresztą autorka mówi również w wywiadach – także we wspomnianej rozmowie ze mną, do której raz jeszcze serdecznie odsyłam

Niskie z wysokim 

Bogata w doświadczenia i zdolna dziś do spojrzenia z dystansem, Cima opisuje jednak różne fazy fascynacji swojej bohaterki Japonią – także tę, w której Jana żałuje, że nie ma skośnych oczu. Przez całą książkę przewija się wątek odmienności, zewnętrznej i wewnętrznej, która zgodnie z wydźwiękiem powieści powinna być afirmowana. Jana wspomina, jak w przedszkolu namalowała swojego kolegę z Wietnamu pomarańczową kredką, i została za to skarcona przez przedszkolankę. Na szczęście rodzice nie widzieli w jej rysunku nic złego – w końcu nie chodzi o to, by na siłę udawać, że jesteśmy tacy sami, ale dostrzegać swoją inność i szanować ją, traktować jako bogactwo i źródło siły. 

Pasja, mądrość, doświadczenie – wszystko to pobrzmiewa w debiucie młodej autorki, a jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, także literacko jest to rzecz bardzo ciekawa. Jak wspomniałam, pisarka stworzyła niezwykle wiarygodną, nastrojową imitację starej japońskiej prozy, a równocześnie w swojej książce śmiało burzy sztywne podziały między literaturą wysoką i niską. Mamy tu też bowiem wątek niemalże kryminalny, wciągające historie miłosne (naznaczone zresztą dobą mediów społecznościowych) oraz wspomniany żywy język. To zresztą też specyficzny język Jany, która jest twardo stąpającą po ziemi, rezolutną i dosyć krytycznie odnoszącą się do rzeczywistości młodą osobą. Wszystko to sprawia, że książkę po prostu dobrze się czyta. 

Polecam Waszej uwadze ten ciekawy, dalekowschodnio-środkowoeuropejski miks. 

***
A. Cima, Obudzę się na Shibui, przeł. K. Wołosiuk, wyd. Dowody na istnienie, Warszawa 2020.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Ależ umiejętnie podsycasz ciekawość co do tej książki :-)
    Zwłaszcza interesuje mnie zastosowanie różnych zabiegów językowych: współczesny, żywy, młodzieżowy język w zestawieniu z wymyśloną prozą japońskiego postmodernisty. Szkoda jednak, że ten pisarz nigdy nie istniał... ale z drugiej strony - frapujące jest to, jak ona to zrobiła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podsycanie się udaje. ;) Faktycznie, zestawienie dwóch tak różnych języków to jeden z najciekawszych elementów tej książki. A mistyfikacja jest doskonała – widać tu nie tylko sprawne pióro, ale też spore oczytanie w literaturze, którą autorka imituje. :)

      Usuń

Prześlij komentarz