Pisma kobiece, nagrody i stand-up – Svět knihy 2022, dzień drugi [relacja]


Dawno już przekonałam się, że na targach i festiwalach najciekawsze okazują się spotkania zapowiadające się średnio. Z kolei rozmowy ze znanymi pisarzami, jeśli śledzi się jako tako ich obecność w mediach, rzadko czymkolwiek zaskakują. Tak oceniam też dzisiejszy dzień na praskich targach książki Svět knihy.

Najbardziej interesującym wydarzeniem dnia było dla mnie coś, czego nawet nie miałam w ścisłym programie – dyskusja o magazynie „Vlasta” i tym, jak powstają w nim literackie materiały. We „Vlaście”, jednym z bardziej znanych pism kobiecych w Czechach, literatura pojawia się regularnie – kiedyś omawiałam na Skarbach opublikowany w niej wywiad z Pavlą Horákovą, w jednym z ostatnich numerów ukazała się duża rozmowa z Kateřiną Tučkovą, bohaterką jednego z najbliższych ma być Alena Mornštajnová. To właśnie „Vlasta”, jak usłyszałam dziś na spotkaniu, przyjęła na swoje łamy Mornštajnovą wraz z jej felietonami, gdy wszystkie inne magazyny kobiece były jej jeszcze niechętne.


Redaktorka „Vlasty” Klára Kubíčková – dyplomowana socjolożka i dziennikarka – oraz redaktorka naczelna pisma Alena Němečková mówiły jednak też o tym, jak w ostatnich latach zmienia się rola i pozycja pism kobiecych. Dawniej były traktowane jak foldery pokazujące, jak ma wyglądać idealne życie kobiety; dziś poruszają te najtrudniejsze problemy społeczne i polityczne, piszą o przemocy, edukacji, prawach człowieka. Zaczynają aktywnie kształtować rzeczywistość, mówiąc o tematach ważnych, a przemilczanych. W tym kontekście padło m.in. zdanie o tym, dlaczego jest tak mało kobiet w polityce – ponieważ brakuje rozwiązań systemowych, które umożliwiłyby im pogodzenie rodziny z pracą; a rozwiązań tych brakuje... bo jest za mało kobiet w polityce. Proste i logiczne, a jednak na swój sposób odkrywcze. Zaskoczyło mnie za to bardzo, że Alena Němečková zaczęła tłumaczyć „Vlastę” z jej feministycznego charakteru; oczywiście, żyję w pewnej myślowej bańce, ale czasem trudno mi się pogodzić z myślą, że komukolwiek trzeba jeszcze dziś wyjaśniać, że feministki też się malują i lubią gotować.

Było również o kulisach pracy redaktorskiej. Klára Kubíčková uświadomiła słuchaczy, że trzystronicowy wywiad w magazynie – biorąc pod uwagę przygotowanie, samą rozmowę oraz następne jej spisanie i zredagowanie – to mniej więcej 18 godzin pracy. A nie wlicza tu czasu na czytanie w ramach przygotowania książek rozmówczyni, które redakcje często dostają, powiedzmy, dwa tygodnie przed premierą i trzy dni przed planowanym wywiadem. W przypadku choćby liczącej 700 stron Bílej Vody Tučkovej był to pewien problem. 😉

Czeska ilustracja i problemy tłumaczy

Wcześniej miałam okazję wziąć udział w spotkaniu poświęconemu Štěpánowi Zavřelowi. O czeskim ilustratorze, który osiadł we Włoszech i dużo większą sławę zyskał poza swoją ojczyzną, opowiadał – bardzo emocjonalnie, z początku był wyraźnie wzruszony – prezes poświęconej mu fundacji, Uberto di Remigio, oraz pisarka Marka Míková, zdobywczyni tegorocznej nagrody Magnesia Litera w kategorii literatury dziecięcej, spokrewniona z Zavřelem. Na spotkaniu prezentowała książkę, zainspirowaną m.in. swoimi wizytami u sławnego wujka w jego domu w Rugolo. Widownia pękała w szwach, przy czym połowę słuchaczy stanowili goście z Włoch, w tym również przyjaciele nieżyjącego już Zavřela. A ja napomknę przy okazji, że kilka książek z ilustracjami artysty wyszło ostatnio również w Polsce – znajdziecie je w ofercie wydawnictwa Tatarak.


Tematem spotkania z uczestnikami programu CELA (m.in. tłumacza z języka polskiego Tadeáša Dohňanskiego wraz z jego mentorką Michaelą Benešovą, współzdobywczyni tegorocznej Magnesii Litery za przekład Lodu Dukaja) były m.in. cienie i blaski samej pracy tłumacza. W skrócie, bo mam wrażenie, że na ten temat powiedziano już dawno wszystko, co można było powiedzieć: trudna płaca, małe pieniądze i konieczność lawirowania między innymi, lepiej płatnymi zajęciami; byli jednak i tacy, którzy przyznali, że gdyby mieli się utrzymywać wyłącznie z przekładów literackich, presja zepsułaby im całą frajdę. Wszyscy natomiast zgodzili się, że początkujący tłumacze otrzymują dziś dużo większe wsparcie w postaci programów takich jak CELA, seminariów przekładowych, rezydencji, szkoleń.


Problemy z Magnesią Literą

Spotkanie dotyczące tego, jak wybierani są zdobywcy Magnesii Litery, było z gatunku tych, które nie zaskoczyły; większość wątków, o których mówiły Eva Klíčová i Kateřina Čopjaková, pojawiły się już we wcześniejszych dyskusjach, o których pisałam obszernie m.in. w moim newsletterze. Tutaj więc znów krótko: nagroda jest nieczytelna, bo z jednej strony oczekiwany jest wybór „bestsellerów”, literatury przystępnej, a z drugiej strony ambitnej; jury nie ma dość czasu, by zapoznać się z pełną listą pozycji (sytuację komplikuje fakt, że wielu wydawców w obawie przed spiraceniem boi się wysyłać jurorom książki w wersji elektronicznej [sic!]), więc do ścisłego kręgu trafiają i tak stosunkowo głośne tytuły, które każdy z członków wcześniej przeczytał, zna i faworyzuje; kategorie są przestarzałe (blog roku powinien uwzględniać i inne formy twórczości internetowej, brakuje kategorii komiksowej i osobnej kategorii literatury dla młodzieży), a promocja w mediach społecznościowych minimalna, przez co nagroda nie dociera do młodszych pokoleń odbiorców i pozostaje zamknięta na sugestie „zwykłych” czytelników (i tu wg Čopjakovej Magnesia Litera mogłaby się uczyć choćby od słowackiej Anasoft Litery). Dyskusja zahaczyła o inne, szersze problemy, jak np. presja wywierana na krytyków literackich w mediach (by pewnych tekstów i autorów nie krytykować) czy ścisłe nierzadko powiązania między autorami, krytykami i jurorami w niewielkim czeskim światku literackim.


Autorzy: Marcinów, Třeštíková, Bellová, Tomeš!

Dalej były już tylko spotkania z autorami, na które zaglądałam przelotem i z których wyniosłam niewiele treści, więc po raz trzeci będzie w telegraficznym skrócie. 😉 Mira Marcinów – niestety bez towarzystwa Kláry Svobodovej, która z powodu choroby nie była obecna – opowiadała czeskim czytelnikom m.in. o formie swojego Bezmatka (krótkie zdania i duże przerwy między nimi), która miała zapobiec zagadywaniu ciszy, ale z czasem pokazała swoją dodatkową wartość, bo czytelniczki zaczęły jej wysyłać zdjęcia pustych lub prawie pustych stron, na których dopisywały własne historie, wspomnienia i spostrzeżenia. 

Radka Třeštíková w trakcie ostatnich dziesięciu minut spotkania, na których byłam obecna, opowiadała o pisaniu bestsellerów – że najtrudniejszym elementem w tym procesie jest dotarcie do „przeciętnego” czytelnika z jego odczuciami, sposobem myślenia i widzenia świata, a równocześnie dbanie o to, by tekst był dobry, aby wyjść z tego z poczuciem osobistego zwycięstwa. 

Bianca Bellová mówiła m.in. o tym, że pisząc zawsze skupia się na konkretnej historii, nie myśląc o wpisywaniu się w jakiekolwiek aktualne literackie konteksty; jest jednak przekonana – i jako przykład podała dużą liczbę różnych opowieści związanych z Jeziorem Aralskim, powstałych w okolicach publikacji jej Jeziora – że niekiedy pewne tematy wiszą w powietrzu, a wrażliwe jednostki wychwytują je i rozpracowują później niezależnie od siebie w swojej twórczości. Zaczepiona przez prowadzącą Kateřinę Kadlecovą, odniosła się też do swojego głośnego i dyskutowanego do dziś eseju Dlaczego nie jestem feministką?, mówiąc, że na przekór tytułowi – który miał prowokować i nawiązywać do Dlaczego nie jestem komunistą? Karla Čapka – feministką jak najbardziej jest. 

I wreszcie miałam również okazję zajrzeć na „literacki stand-up” Pavla Tomeša, który utwierdził mnie w przekonaniu, że stand-up to rzecz zupełnie nie dla mnie. Książki Tomeša Až na ten konec dobrý, która dostała w tym roku Literę czytelników i która jest ponoć humorystyczną opowieścią o śmierci, jestem jednak w dalszym ciągu ciekawa i pewnie w końcu ją sobie sprawię. 😉

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Pamiętam, jak kiedyś "rzucałam się" na wiele kobiecych pism - np. "Zwierciadło", "Pani", "Viva", "Kobieta i Życie", "Twój Styl", czy nawet "Przyjaciółka". Bywało, że czytałam je od deski do deski. Teraz wszystko zastąpił Internet, więc ciekawym zjawiskiem jest utrzymywanie zainteresowania czytelniczek przez "Vlastę", która zachowuje swój ambitny profil. Dziś w Polsce taką rolę odgrywają chyba tylko "Wysokie Obcasy".
    Z zainteresowaniem poczytałam od Magnesii Literze - kulisy wyboru najlepszych książek nie były mi dotychczas znane, albo nie interesowałam się tym tak bardzo. Dla mnie - od jakiegoś czasu - to ważna nagroda i wskazówka, na co powinnam zwrócić uwagę w czeskiej literaturze. Wcześniej (przed odkryciem Twojego bloga, Aniu :-)) śledziłam tylko takie nagrody literackie, jak Nobel, Booker, Pulitzer czy Nagroda Goncourtów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, prawdę mówiąc, wciąż z przyjemnością kupuję sobie od czasu do czasu jakieś pismo kobiece – internetem bywam już zmęczona, czasem mam potrzebę zostawić telefon i komputer i po prostu pójść do parku poczytać, a taki magazyn to lekka alternatywa dla książki, kiedy człowiek jest już tak zmęczony, że nie jest w stanie skupić się na literaturze. Odkąd mieszkam w Czechach, najczęściej kupuję właśnie „Vlastę”, w Polsce kupowałam wspomniane przez Ciebie „Wysokie Obcasy”, „Twój Styl”, „Panią”, wcześniej czasem podkradałam mamie „Urodę Życia”. Ale prawdę mówiąc zawsze miałam przy tym jakieś poczucie wstydu, że przeglądam głupoty, zamiast poczytać książkę. Po tej rozmowie na Svěcie knihy już się tak nie wstydzę.

      A o Magnesii Literze rozmawia się w czeskich mediach literackich bardzo, bardzo dużo – czasem mam wrażenie, że aż za dużo, biorąc pod uwagę, że mimo tych wszystkich dyskusji niewiele się zmienia. Jeden wątek przewija się tu stale, podobnie jak w debatach o wszystkich nagrodach literackich, i to on sprawia, że staram się jednak do nagród podchodzić z dystansem – ten, że książek jest zawsze zbyt wiele, by jury było je w stanie przeczytać i że każdy członek przychodzi już ze swoimi ustalonymi wcześniej typami, które i tak zdążył przeczytać (więc zwykle są to stosunkowo głośne tytuły, lub odpowiadające jego upodobaniom). Dlatego w większości nagród pojawiają się wciąż te same książki, a np. w finale Angelusa od kilku lat dominuje literatura z Europy Wschodniej (preferencje jury, na czele z przewodniczącym). W moim odczuciu to mała patologia, przez którą wiele dobrych tytułów nie jest w stanie się przebić.

      Z tego też powodu dziwię się trochę, kiedy widzę i słyszę np. komentarze na temat nominacji do Nike w stylu: co to za książki, o niektórych z nich nigdy nie słyszałem. Przecież sens nagród polega też właśnie na tym, by wyławiać to, co jakościowo dobre, ale z jakiegoś powodu przez media pominięte, nie na promowaniu tego, co i tak jest już widoczne. Ale to temat na wiele, wiele godzin dyskusji. :)

      Usuń

Prześlij komentarz