Polska uczuciowość i czeski cynizm – Svět knihy 2022, dzień trzeci [relacja]


Mój trzeci dzień Světa knihy był upalny, emocjonalny, czesko-włosko-polski. Zaczął się zaś psio – po pierwszej kawie pobiegłam na stoisko wydawnictwa Grada, by zobaczyć Norię, sławną suczkę pisarza Jakub Kynčla, którą przygarnął w trakcie wyprawy do Ameryki Południowej. 😊 Po tym słodkim początku dnia przyszedł czas na poważniejsze spotkania i rozmowy. 

O tym, jak wygląda życie dziennikarza w Chinach, Rosji czy Białorusi opowiadali czescy korespondenci i korespondentki: Tomáš Etzler, Miroslav Karas, Tereza Šupová i Adéla Dražanová. Mówili o ciągłym szeptaniu i wrażeniu, że ktoś cię śledzi, o wyjmowaniu baterii z telefonów podczas spotkań, by rząd nie mógł podsłuchiwać twoich rozmów, o podawanej każdego dnia w państwowych mediach liście słów i informacji zakazanych, o tym, że napis „PRESS” przed niczym nie chroni, a raczej działa jak płachta na byka, o strachu – ale nawet nie o siebie, a o swoich rozmówców czy na przykład operatora, któremu dużo trudniej jest uciec w kryzysowej sytuacji. Bo wszystkie państwa totalitarne działają podobnie, atakując w pierwszej fazie swoich rządów wolne media, i wszystkie łączy głęboka nienawiść do prawdy.

Bestsellery i Fuks we Włoszech

Z dyskusji o rządach totalitarnych przeskoczyłam na specyfikę czeskiego i włoskiego rynku książki oraz bestsellery. Mirek Balaštík, redaktor naczelny wydawnictwa Host, i Emanuela Anechoum, agentka Elleny Ferrante, mówili o otwartości, która jest tak bardzo potrzebna przy kupowaniu nowych tytułów („do każdej książki podejść tak, jakby się czytało po raz pierwszy i nie wiedziało praktycznie nic o literaturze”) oraz o sezonach, które najbardziej sprzyjają premierom w obu krajach (czeska branża wydawnicza i księgarska przez cały rok czeka na Boże Narodzenie, przez co niestety w natłoku nowości ginie też sporo dobrych tytułów; we Włoszech podobne fale zainteresowania są w roku dwie – sezonem sprzyjającym sprzedaży książek jest też lato). Balaštík zwrócił też uwagę, że w odróżnieniu od Włoch Czechy niestety już od wielu lat nie miały bestsellerysty światowego formatu; ostatnimi mogli być Hrabal czy Kundera.

Wątek funkcjonowania branży książkowej we Włoszech znalazł swoją kontynuację w debacie następnej, z udziałem Alessandra de Vito, Julii Różewicz i Martina Janečka – wydawców literatury czeskiej w przekładach. Każdy z rozmówców opowiadał o tym, skąd wziął się pomysł na taką działalność i czym się w niej obecnie kieruje. Julia Różewicz mówiła o niedosycie, jaki czuła na zajęciach z literatury najnowszej w trakcie studiów bohemistycznych, i że obecnie dąży do tego, by w jej czeskiej ofercie znalazło się coś absolutnie dla każdego (stąd także literatura dziecięca, kryminały, a nawet książka kucharska). Alessandro de Vito wyjaśnił, że zainteresowanie czeską kulturą wyssał trochę z mlekiem matki (Czeszki z Ostrawy), ale do literatury dostał się przez czeski film (jednym z pierwszych impulsów był dla niego Palacz zwłok Fuksa, który w czasie, kiedy po raz pierwszy zobaczył ekranizację, był w Czechach praktycznie nie do zdobycia). Jego ulubionym autorem jest natomiast... Jan Balabán. Dodał też, że poprzez swoją działalność chciałby trochę burzyć mity Włochów na temat naszej części Europy, ponieważ dla przeciętnego Włocha wszystko, co znajdowało się dawniej za żelazną kurtyną, to praktycznie Rosja. Janeček opowiadał natomiast o prowadzonej przez siebie serii Modern Czech Classics wydawnictwa Karolinum, które jeszcze przed powstaniem małych zagranicznych wydawnictw starało się wprowadzić czeską literaturę do świata. I zaapelował do wydawców o publikowanie również poezji. 😉

Emocjonalnie

Spotkanie z Mirą Marcinów i Terezą Semotamovą upłynęło w kameralnej – dużą część polskolubnej publiczności przyciągnęło zorganizowane nie wiedzieć czemu w tym samym czasie spotkanie z Adamem Michnikiem – a zarazem gorącej atmosferze. Semotamová była ciekawa, czy Mira nie bała się, pisząc podobną książkę w Polsce, kraju, w którym zgodnie z jej wyobrażeniami matka jest świętsza od papieża. 😉 Równocześnie przyznała, że dla niej samej lektura „Bezmatka” była pewnym katharsis, ponieważ próbuje się właśnie odnaleźć w roli matki i ma poczucie, że będzie matką podobnie „nieosiągalną” jak ta książkowa. Według Miry Marcinów ważne jest rozbijanie stereotypów poprzez ukazywanie podobnych, bardzo intymnych wizji „innego” macierzyństwa. Silne emocje, jakie towarzyszyły Mirze podczas czytania fragmentów swojej książki, objawiając się łzami, w pewien sposób wpisały się w późniejszą rozmowę o polskiej i czeskiej uczuciowości – moderująca spotkanie tłumaczka „Bezmatka” Lucie Zakopalová przyznała, że dla „cynicznych Czechów” narracja bohaterki może być nieco histeryczna; Mira Marcinów odparła jednak, że tak po prostu wyglądają emocje, do których nie boimy się przyznać, od których nie próbujemy uciekać.

Również emocjonalna, choć w bardziej kojący sposób, była rozmowa Petra Viziny z Etgarem Keretem. Pisarz mówił o tym, że kolekcjonuje historie par, jak się poznali, ponieważ początki mówią ponoć wiele o samej relacji (i przytoczył dwie – swoich rodziców oraz swoją i swojej żony 😊), o swoim ojcu, który mimo że ocalał z holokaustu, nie lubił słowa „zło” (uważając, że to słowo dla leniwych, którym nie chce się spojrzeć głębiej) i o smutku w swoich utworach, mimo że równocześnie są zabawne – według niego humor to sposób, by w sytuacji słabszego przetrwać i zachować godność (dlatego np. śmiejemy się ze śmierci), krytykować system nie narażając się na atak. Humor to też ważny element żydowskiej tradycji opowiadania, z którą czuje się silnie związany. Wzruszające były jego opowieści o matce – by tylko zrobić jej przyjemność i zrekompensować doznane w czasie wojny cierpienia, po obiedzie nigdy nie jadł deseru, ale prosił o jeszcze jedną porcję obiadu, co bardzo matkę cieszyło; i mimo że zmarła dwa lata temu, pisarz do dziś nie jada deserów.

Jeden ze słuchaczy zadał pytanie o polskie korzenie Kereta (która to informacja wyraźnie zaskoczyła prowadzącego – chyba niezbyt dokładnie się przygotował 😉). Pisarz, którego obydwoje rodzice byli Polakami, przyznał, że długo unikał swojej pierwszej wizyty w Polsce, ponieważ w jego rodzinie wiązały się z nią złe wspomnienia – to był kraj, gdzie matka i ojciec doświadczyli niewyobrażalnego cierpienia. Kiedy jednak wreszcie, po pierwszej polskiej premierze swojej książki, odważył się przyjechać, poczuł się w naszym kraju tak dobrze, że dziś to po Izraelu drugie jego ukochane miejsce na ziemi. A na pytanie o polskich pisarzy odparł, że jako wielbiciel s-f zaczytywał się niegdyś w dziełach Stanisława Lema. 😊

Jak się zaczęło, tak się skończyło – literatura światowa zarówno zainaugurowała, jak i zamknęła mój Svět knihy. To była przyjemność dla Was relacjonować!

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. O Boże ja pracuję w Czechach mam dość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje praskie spotkania z książką wydają mi się ciekawsze niż tegoroczne Warszawskie Targi Książki, gdzie nie trafiłam na rozmowy/debaty, które jakoś szczególnie by mnie zainteresowały. Może to przez słabszą (tak mi się wydaje) organizację imprezy. Szczególnie zazdroszczę spotkania z Etgarem Keretem :-). Za to poprzednią edycję Targów, gdzie gościem honorowym były Czechy, bardzo miło wspominam; czeskie stanowisko było świetnie zorganizowane, a informacja jasna i klarowna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie jest mi już tak przykro, że do Warszawy w tym roku nie dotarłam. ;) Na organizację WTK z tego co słyszałam narzeka wiele osób. Inna sprawa, że i w przypadku Světa knihy zdarzają się krytyczne głosy, choć w tym roku narzekano głównie na nieznośnie wysokie temperatury w namiotach. :) A spotkanie z Keretem – tak, to był jeden z najjaśniejszych punktów tych targów! Przeuroczy człowiek. :)

      Usuń

Prześlij komentarz