101 sposobów, jak ukryć ból – „W szafie”, Tereza Semotamová [recenzja patronacka]


Semotamová swobodnie miesza jawę ze snem, związkową traumę z reklamowymi sloganami, tęsknotę za domem z polityczną kampanią Okamury. A wszystko po to, by zamaskować ból, który wycieka z każdej strony tej powieści.

Główną bohaterkę, Hanę, poznajemy jako trzydziestoparoletnią kobietę, która nie chce i nie potrafi wpisać się w obowiązujące społecznie normy. Jeszcze nie wiemy, dlaczego tak jest, ale najwyraźniej znalazła się w pewnym momencie przejściowym – wróciła z zagranicy, jej partner zmarł, nie ma mieszkania, pracy ani pomysłu na siebie.

Bliscy próbują sprowadzić ją na jakieś utarte tory, ale ta presja ją męczy. Postanawia więc schronić się w szafie. Tak, po prostu w zwykłej starej szafie ustawionej na podwórku w pobliżu mieszkania siostry, która zużytego mebla się pozbyła.

Szafa staje się z jednej strony manifestacją niechęci do życia „jak wszyscy”, z drugiej – kawałkiem własnej przestrzeni: „Cieszę się na wieczór. Że wreszcie będę sama. Nie sama u kogoś, nie sama między dalekimi i obcymi ludźmi, których nazywamy bliskimi, po prostu sama w swoim mieszkanku. W swojej szafie” (s. 28). O szafie mówi „dom”.

W szafie, w samotności, kurczowo ściskając piersiówkę, zaczyna żyć ze swoimi snami i wspomnieniami. Musi to przeżyć, przetrwać, przetrawić, „przemruczeć”. Ruszamy w tę podróż wraz z nią.

Jestem psem

Źródłem jej traum okazują się przede wszystkim związki – a może jeden związek, bo meandrująca gdzieś między jawą, snem i fantazjami opowieść nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi, czy wspominany w tekście Ondřej, O. i Trup to jedna i ta sama osoba. Nieustanne przemiany i transformacje są zresztą bardzo w duchu tej prozy.

Związek, w który narratorka wyfrunęła ze środowiska domowego – dobrego, ciepłego, w którym jednak brakowało jej intelektualnej stymulacji – ale próbując zbudować wspólną codzienność na wzór „zwykłych ludzi”, wpada w układ pozbawiony czułości i bliskości, władczo-służalczy, który opisuje psimi metaforami: „Ledwie zdążę otworzyć usta, ty wrzeszczysz, że nikt nie pozwolił mi mówić. Cierpię, bo nie wolno mi mówić. Jestem psem, wiernym psem, kocham psy, ale ta rola mi nie odpowiada” (s. 60).


Próba bycia dobrą partnerką i panią domu – niedoceniona i wzgardzona – kończy się wstrętem do samej siebie i frustracją: „Słucham tego, co gra w mojej głowie. Heavy metal, straszny wrzask. Coś o tym, że czasami już ma się dość tego wiecznego stawania dla kogoś na głowie i aranżowania odpowiednich sytuacji. Cierpię, kisząc się we własnym sosie, ale nie umiem, nie umiem się postawić. Holownik na mieliźnie” (s. 62).

Jak pasta do zębów

Tkwiąc w tych związkowych pętach bohaterka ucieka w fantazje – na przykład o tym, do kogo pobiegłaby, gdyby za dwadzieścia cztery godziny w Ziemię miał uderzyć meteoryt, lub w wyobrażenia niezobowiązującego seksu, zarówno z mężczyznami, jak i kobietami: „Kiedy jestem z tobą, mam wrażenie, jakbym była pastą do zębów, z której próbujesz wycisnąć ostatnią kroplę. Honza mnie tak po prostu, z radością rozsmarowuje, jak masło na chlebie” (s. 70).

Brak czułości sprawia, że Hana z dystansem zaczyna traktować swoje ciało. „Jest mi odległe. Jakby było gdzieś w Afryce”, mówi o nim; staje się dla niej kawałkiem mięsa, maszynownią, którą manipuluje partner, podczas gdy dusza jest zupełnie gdzie indziej. Przystosowuje się również do życia w stanie bezustannego napięcia, towarzyszącego jej każdego dnia niepokoju, obawy przed kolejnym wybuchem. Dopiero po fakcie jest w stanie przyznać, mówiąc do nieobecnego już partnera: „Nienawidziłam cię, tak po prostu, niszczyłeś mnie” (s. 170).

Wypadnięcie z gniazda

W trakcie tej podróży narratorki, w głąb siebie w głębi szafy, jej rodzina – rodzice i siostra – rozpoznana na pierwszych stronach raczej jako źródło opresji, okazuje się jednak czymś najbliższym bezpiecznej przystani. Hana nie bez wzruszenia wspomina mamę wstającą wcześnie rano, by zrobić jej kanapki na drogę i odwieźć na dworzec, mamę oddającą jej swoją herbatę, dom, w którym zawsze ktoś odmachuje do niej z balkonu, gdy przejeżdża obok pociągiem.

Problemem jest więc raczej moment przejścia z bezpiecznego rodzinnego gniazda w „dorosłe” życie, którego bohaterka nie zniosła zbyt dobrze: „Mam ochotę wrzasnąć: Dlaczego nie powiedzieliście mi tego wcześniej? Że tak będzie? Że to będzie takie trudne? (…) I ciągle się patrzy ze zdumieniem i się nie rozumie. Zakamarków samej siebie, nieprzewidywalnych penisów, zmienności powodzenia, rozparcelowanego świata” (s. 114).

Czeskie rudery

Zderzenie z rzeczywistością, którego doświadczyła, było o tyle silniejsze, że bolesny związek z mężczyzną zbiegł się u niej z kilkuletnią emigracją do Niemiec. Hana jest zafascynowana niemiecką kulturą, z zachwytem cytuje Kafkę i Goethego, ale sam kraj odbiera jako „krainę lodowatych uczuć” (s. 76). Płacze na widok tabliczki z nazwiskiem „Machalek” na starej szafie w przechowalni mebli, tęskni za czeskim chaosem: „Ach, te czeskie rudery, kocham je. Wszystko jest rozwalone, zepsute, nieokiełznane, ludzie, ogrody, ministerstwa, części i całości. Być ruiną to mieć prawo do takiego życia, jakim jest” (s. 97).

Tereza Semotamová na MSA we Wrocławiu w 2019 roku. Fot. Rafał Komorowski / Wikimedia Commons

Poczucie wykorzenienia i bezdomności bohaterki wydaje się mocno związane z tymi latami spędzonymi na emigracji. Bardzo delikatnie – ale jednak – nakreślony jest tu wątek samotności w zglobalizowanym świecie, znów w postaci psiej metafory: „W wyniku globalizacji, która nastąpiła w ostatnich stuleciach, wszyscy jesteśmy przedstawicielami rasy kundel uliczny” (s. 51).

Nie od rodziny ucieka więc narratorka. Przeciwnie, w trakcie rodzinnego obiadu uświadamia sobie: „I na tym obiedzie jest jakoś tak, jak być powinno. Siedzę tam, gdzie moje miejsce. Ci ludzie przy niedzielnym obiedzie są moimi ludźmi, a jeśli się ich boję, to znaczy, że boję się samej siebie” (s. 44). Z czasem szafa przestaje być „domem”. Staje się „iluzją domu”.

Pewną szansą dla Hany wydaje się Novák – który zresztą nieprzypadkowo nosi jedno z najpowszechniejszych czeskich nazwisk. Piecze szarlotkę, troszczy się o gołębie i kocha czeskie rudery. Zwykły człowiek. Pytanie, czy Hana jest na niego gotowa?

Skomlenie w duchu

To tyle, o czym – teraz o tym, jak. Bohaterka W szafie nie jest – niestety – przypadkiem wyjątkowym, raczej symptomatycznym w społeczeństwie, gdzie wciąż mężczyźni „noszą spodnie, mają władzę, a więc i pieniądze” (s. 96). Czescy krytycy podkreślali jednak, że historię Semotamovej ratuje od banału świeży, cyniczny i zdystansowany głos, jakim została opowiedziana.

To też rodzaj mechanizmu obronnego – cynizm pozwala bohaterce radzić sobie z rzeczywistością, sarkazmem maskuje ona swoją kruchość. Trzeźwy styl tworzy osobliwy kontrast jej z wewnętrzną męką. Daniel Mukner w recenzji na łamach iLiteratury porównuje Hanę z bohaterką nietłumaczonej jeszcze na język polski powieści Lapači prachu Lucie Faulerovej i pisze: „Choć obie kobiety przekonują (przede wszystkim same siebie), że są ponad to, pod ich cynizmem można wyczuć życiową traumę, z którą nie mogą sobie poradzić”.

Tym większe wrażenie robią momenty, gdy narratorka pozwala sobie na smutną szczerość, jak tu: „Żegnam się z psem. Skomle, ja w duchu również, nie chcę dopuścić, żeby moje cierpienie wydostało się na zewnątrz” (s. 52). W scenie w hotelu Włodarz pływa „w czarnym, mętnym morzu” i płacze.

Ale jest też ugorem, gorzkim owocem, który spadł na ziemię, źle spakowaną torbą, pociągiem towarowym wyładowanym do granic możliwości, stwardniałą pustynią, składnikiem do muffinki. Jedną wielką metaforą. Ironicznie przetwarza składniki rzeczywistości, w jakiej żyje, także tej specyficznie czeskiej (super, że w polskim wydaniu na końcu są wyjaśnienia, tłumaczące też niektóre czeskie konteksty!) – kampanie polityczne Okamury, przemówienia Klausa, tandetne programy telewizyjne typu Wybacz mi. Fragmenty rozmów w Messengerze, slogany reklamowe, komputerowe komunikaty systemu operacyjnego. Robi tu więc coś podobnego, co Mira Marcinów w Bezmatku.

W tym samym celu. Wszystko po to, by ukryć, zagłuszyć, oswoić ból. Ale przecież wiemy, że jest. W innej czeskiej recenzji Jan Heller pisze: „Opowieść pozostaje wiarygodna aż do ostatniej strony. Wiarygodna – wręcz boleśnie”.

***
T. Semotamová, W szafie, przeł. A. Wanik, wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław 2022.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Ta książka mogłaby mi się spodobać. :) A czytałaś opowiadanie Olgi Tokarczuk zatytułowane „Szafa”? Jego bohaterka, dorosła kobieta, ma wprawdzie mieszkanie, ale też lubi przesiadywać w szafie, chronić się w niej przed światem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tej „Szafy” – nie jestem właśnie pewna, ale jeśli czytałam, to dosyć dawno temu i niewiele już pamiętam. Miałam silną fazę na Tokarczuk jakoś piętnaście lat temu i mogłam czytać ją wtedy. Może dobry moment, żeby do niej wrócić. :)

      Usuń
  2. To i ja dodam coś do motywu szafy w literaturze - to niewielka książka hiszpańskiego pisarza Juana Jose Millasa "Z cienia". Niedostosowany do "normalnego" życia bohater przypadkowo kryje się w zabytkowej szafie, która zostaje wywieziona do mieszkania pewnej rodziny. Staje się podglądaczem ich życia, niewidzialnym lokatorem. Powieść dziwna - absurdalna, pełna humorystycznych sytuacji. Bohater - tak jak Hana - kryje się przed życiem nieudacznika i, wkraczając w zupełnie nową rolę, buduje je na nowo. Dla Hany - jak widzę - szafa pełni również rolę autoterapeutyczną i może w tej niewielkiej przestrzeni przemyśleć w spokoju swoje życie. Obawiam się książek, w których mężczyźni niszczą kobiety, tych o dominacji mężczyzn. Potrzebne są jednak bardzo, pomagają leczyć rany.
    Metaforyczny styl Terezy Semotamovej (w cytowanych przez Ciebie fragmentach) bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że pisarka dołączy do tych czeskich pisarek, które tak lubimy - bezkompromisowych, odważnych i posługujących się językiem - poetyckim, metaforycznym, ale i - jak trzeba - brutalnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Awito, nie znałam tego tytułu. :) Czyli u Millasa jest jeszcze ten element podglądania cudzego życia. U Hany faktycznie chodzi raczej o to, by zamknąć się gdzieś przed światem, odizolować, by przemyśleć siebie, ale też wydaje się do pewnego stopnia zafascynowana życiem innych ludzi, tych „zwykłych”, „normalnych” – zastanawia się, jakiego sekretnego składnika jej brakuje, by mieć to, co oni, tę „wspólną pewność”.

      Dla mnie też te wątki męskiej dominacji są zawsze trudnym doświadczeniem, ale równocześnie mocnym i oczyszczającym. Będziesz się chciała zmierzyć z tą książką Semotamovej?

      Usuń
  3. Być może będę chciała się "zmierzyć" - to dobre słowo. Wydaje mi się jednak - tak generalnie - że książki są dla mnie ucieczką od trudnych tematów czy emocji, niż ich rozdrapywaniem. Ale - wiadomo - różnie to bywa, bo przecież uwielbiam Radkę Denemarkovą :-). Kontekst historyczny nieco te emocje łagodzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, każdy ma inne podejście, każdy też inaczej różne teksty odbiera. Nie nalegam więc, bo to może być trudna w odbiorze książka i na pewno każdemu się spodoba. Ale jeśli dasz jej szansę, to będę bardzo ciekawa Twoich wrażeń. :)

      Usuń

Prześlij komentarz