Miłosne trójkąty, balladowe zło i walka klas – „Zagraj mi na drogę”, „To jeszcze nie koniec” [recenzja podwójna]


Tym, co najbardziej lubię w kryminałach – nie tylko tych czeskich – jest społeczne tło. Taka już ze mnie marudna kryminalistka, że sama intryga, choćby najciekawsza, mnie nie zadowala.

Na szczęście wydawnictwo Afera wybiera do swojej serii Czeskie Krymi opowieści, które w pełni tę moją potrzebę „czegoś więcej” spełniają. Dziś o dwóch z nich – najnowszych odsłonach kryminalnych serii Ivy Procházkovej i Michala Sýkory.

Miłosne męki śledczego

W trzeciej części kryminalnego cyklu Ivy Procházkovej, Zagraj mi na drogę, autorka po raz kolejny – po społeczności Wietnamczyków w Pradze (Roznegliżowane) – wybiera pewien wycinek praskiej społeczności, który opisuje z bliska; tym razem jest to środowisko muzyków z miejscowej filharmonii. Mamy tu pełen przekrój osobowości: niezrównoważeni artyści, dziewczyny z prowincji, którym sukces i wielkie miasto uderzyły do głowy, jednostki spragnione prestiżu i luksusu, myślące jedynie o własnej wygodzie bez względu na innych… (A wśród tego wszystkiego wisienka na torcie dla polskich czytelników – inna uwikłana w sprawę klarnecistka, Polka Urszula Konopacka; i tak się zastanawiam, czy to przypadek, że akurat ona zadręcza się ciążącym na niej „grzechem ciężkim” 😉). Atmosfera sprzyja burzliwym relacjom. W kilka z nich rzeczywiście uwikłana była, jak się szybko okazuje, ofiara – znaleziona po koncercie w Rudolfinum klarnecistka.

Drugim miłosnym trójkątem, który pojawia się w powieści, jest ten z udziałem naszych znajomych śledczych: Holina, Bor i jego żona Sabina. Holina musi ukrywać przed kolegą z pracy, że to u niego pomieszkuje jego małżonka, a równocześnie przeżywa męki niepewności, czy Sabina nie postanowi ostatecznie wrócić do męża. Zgłębianie zagmatwanych relacji między muzykami nie pozwala mu zapomnieć o własnym miłosnym dramacie. Miłośnicy niekonwencjonalnych metod śledczych Holiny mogą być jednak ukontentowani – mimo problemów osobistych policjant pozostaje w formie, jak zwykle mocno posiłkując się astrologią i swoją osławioną intuicją. 😉

I jeszcze kilka słów o intrydze (bo przecież wypada): powieść trzyma w napięciu, autorka jak zwykle funduje sporo zwrotów akcji, które mają nam zamotać w głowie i oddalić od rozwiązania zagadki. I muszę przyznać, że tym razem robiła to bardzo skutecznie, bo do końca nie udało mi się wytypować zabójcy. Nieco słabszym elementem wydają mi się epizody opowiedziane z perspektywy sprawcy. Pokazują one osobowość mocno rozchwianą, niepewną, mimo woli współczującą, nie jestem więc pewna, czy ktoś taki byłby w stanie konsekwentnie realizować swój plan. Ale może przesadnie psychologizuję?

Za willową fasadą

Z kolei w To jeszcze nie koniec, a więc następnej odsłonie kryminalnego cyklu Michala Sýkory, gdzie pierwsze skrzypce gra Wielka Sowa – podinspektor Marie Výrová, mamy do czynienia z walką klas. W Człowieku pana ministra autor prezentował (w niezbyt dobrym świetle) doskonale sobie znane środowisko akademickie, dorzucając odrobinę polityki; w tej odsłonie serii pod lupę bierze jedną rodzinę. Szanowana lekarska familia z Ołomuńca, piękna willa w dobrej dzielnicy, za elegancką fasadą jednak – brudne sekrety i grzeszki oraz ci, którzy chcą je wykorzystać.

Inaczej niż u Procházkovej, nie muzyka jest tu na pierwszym planie – chyba że pod uwagę weźmiemy twórczość Boba Dylana, która i tym razem towarzyszy Wielkiej Sowie na każdym etapie rozwiązywania zagadki; jedni mają astrologię, drudzy stawiają na bardziej przyziemne, muzyczne inspiracje 😉 – a literatura. Sprawa dotyczy bowiem zamordowanego ćwierć wieku wcześniej niemowlęcia, za którego śmierć zgodnie z zeznaniami odpowiedzialna może być tajemnicza postać przypominająca wodnika z ballady Karla Jaromíra Erbena; ponieważ jednak zeznania te pochodziły od bojaźliwej dziewczynki o bardzo bujnej wyobraźni, wygodniej było zignorować je i winą obarczyć matkę dziecka, ewidentnie znerwicowaną i wówczas już martwą (po tragedii odebrała sobie życie).

Jaka jest prawdziwa wersja wydarzeń? Kim jest tajemniczy wodnik, postać z zielono-błękitnej otchłani gdzieś poza światem ludzkich, ciepłych uczuć? Tego usiłuje dociec – na przekór wpływowym upierdliwcom, strzegącym nawet po latach rodzinnych sekretów – Wielka Sowa.

Erbenowskie zło

Kytice Erbena, arcydzieło czeskiej literatury XIX-wiecznej, niestety nigdy nie doczekało się polskiego przekładu. A szkoda, bo trudno znaleźć w czeskim piśmiennictwie coś bardziej przerażającego i przepięknie okrutnego. „Najczęstszym tematem tych ballad jest życie i śmierć, miłość namiętna i nienawiść, miłość macierzyńska, zbrodnia i kara, przewina i pokuta, a zrodzone w tym kręgu konflikty mają rozwiązanie zgodne z etosem ludowych przekazów: pojednawcze, surowe lub okrutne”* – pisze o zbiorze Erbena Józef Magnuszewski. 

Karel Jaromír Erben. Źródło: Karel K. / Wikimedia Commons

Wszystkim tym gra też w swojej powieści Sýkora, budując momentami silnie erbenowski nastrój. Stworzona przez niego kryminalna historia sprawia, że po plecach przebiega nam zimny dreszcz – to coś spoza ludzkiego świata, zło, które wydaje się wręcz nierealne. Dla tego dreszczu zdecydowanie przeczytać warto.

A gdyby zaintrygowały Was te erbenowskie klimaty, to w ostatnich latach powstały znakomite inspirowane twórczością Erbena filmy – Dzikie kwiaty Františka Antonína Brabca z roku 2000 i Południca Jiřiego Sádka z 2016 roku. Kręcone pod wodą sceny z wodnikiem w tym pierwszym filmie to jedne z piękniejszych filmowych ujęć, jakie w życiu widziałam.

Nie można też wreszcie nie wspomnieć, że ballada Południca stała się inspiracją dla innego autora kryminałów wydawanego przez Aferę – Jiřiego Březiny – w powieści zatytułowanej (nie inaczej!) Południca. Erben jest wszędzie. 😊

***
I. Procházková, Zagraj mi na drogę, przeł. J. Różewicz, wyd. Afera, Wrocław 2021.
M. Sýkora, To jeszcze nie koniec, przeł. K. Wołosiuk, wyd. Afera, Wrocław 2022.

***
* J. Magnuszewski, Historia literatury czeskiej, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk 1973, s. 145.

Komentarze

  1. Nie miałam dotychczas okazji (przyjemności), by poznać kryminały Ivy Procházkovej (chociaż poznałam pisarkę na Targach Książki w Warszawie, gdzie kupiłam jej książki), ani Michala Sýkory (ale "Człowiek pana ministra" jest na mojej półce). Zainteresował mnie zwłaszcza "To jeszcze nie koniec" z tym swoim erbenowskim klimatem. Szkoda, że nie możemy się osobiście przekonać jak pisał Erben, ale doskonale te klimaty tutaj przedstawiłaś, więc - mogę sobie je kiedyś przypomnieć.
    Z dotychczas przeczytanych czeskich kryminałów bardzo podobały mi się te historyczne: "Lord Mord" Urbana i "Młyn do mumii" Stančíka.
    Te, które opisałaś, są takie nieoczywiste, niebanalne, odsłaniające inne warstwy poza typową zagadką kryminalną - i to jest właśnie super sprawa. Mam nadzieję kiedyś po nie sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro już masz książki Procházkovej i Sýkory na półce, to do lektury droga krótka. :) Mam nadzieję, że po nie sięgniesz. „Młyn do mumii” i „Lorda Morda” też bardzo lubię – choć do autora tej drugiej podchodzę z pewnym dystansem od czasu jego głośnego eseju zatytułowanego „Dlaczego nie jestem feministą”. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz