W powieściach Petry Soukupovej lubię to, że często pobrzmiewa nich rewolucyjny feministyczny duch.
W moim ukochanym Pod śniegiem dojrzała kobieta, przez lata męcząca się w trudnej miłosnej relacji, postanawia zakończyć swój związek – bez względu na to, jak wielkim szokiem jest to dla jej trzech córek. Nie chce już żyć „z zaplątanym we włosy nietoperzem”, nie chce życia, które denerwuje i drażni. Zamiast tkwić w bezpiecznym, ale uciążliwym dla niej układzie, wybiera wolność, choćby tylko na chwilę, choćby na kilka ostatnich lat.
W Sprawach, na które przyszedł czas dopatrywałam się krytyki społecznych wzorców, z którymi wszyscy musimy się mierzyć. Związek, małżeństwo, dzieci – nieważne z kim, nieważne, czy choć trochę się lubimy, mężczyzna oschły i skupiony na pracy, kobieta wiecznie sfrustrowana, bo nie daje rady, bo ciągle coś musi, bo nie jest dobrą matką, bo nie wygląda tak pięknie jak powinna.
W najnowszej wydanej po polsku powieści autorki, Zawsze jest ktoś, mamy kolejną matkę Czeszkę, bohaterkę, która cierpi pod rodzinnym jarzmem, ale podejmuje walkę o siebie. Walczy z nieznośnymi, grubiańskimi rodzicami, z siostrą, która nie oferuje jej wsparcia, z nałożonymi na nią przez społeczeństwo i rodzinę oczekiwaniami. Bo przecież kobieta właśnie od tego jest – by troszczyć się o innych.
Niewolnica swoich rodziców
Veronika z dnia na dzień staje wobec zupełnie nowej sytuacji w swoim życiu. Gdy niespodziewanie umiera jej matka, ojciec, mieszkający w małej miejscowości poza Pragą, zaczyna potrzebować pomocy w codziennym funkcjonowaniu. I choć z rodzicem nigdy nie łączyła jej zbyt silna więź, choć nigdy nie okazywał jej ciepłych uczuć, kobieta – mając na głowie pracę jako dyrektorka biblioteki i dwójkę dorastających dzieci – zaczyna stawać na głowie, by mu pomóc. Nawet mimo jego braku wdzięczności i wiecznych humorów.
Gdy tylko zaczyna mieć dość i rodzi się w niej bunt, w jej głowie rozbrzmiewa głos nieżyjącej już matki – toksycznej, złośliwej, nieprawdopodobnej wręcz manipulantki. Matka nawet zza grobu wpędza ją w poczucie winy, wyzywa od egoistek, gra wyświechtaną kartą „rodzina jest najważniejsza”. Veronika nie daje rady. Veronika krzyczy i płacze. Veronika wraca do palenia i trochę zbyt często sięga po kieliszek wina.
Trudno ze spokojem czytać o tym, jak bardzo kobieta miota się między różnymi sferami swego życia – jak bardzo chce dać ze wszystkim radę. To ona musi służyć dzieciom pełną zrozumienia rozmową, to ona musi gasić domowe pożary, to ona musi co dzień jeździć do ojca, sprzątać mu i gotować, bo uparty starzec nie chce w swoim domu obcych, a jedyna opiekunka, która zgadza się pomóc, wytrzymuje zaledwie kilka dni. Czyta się więc, zgrzytając zębami ze złości i trzymając kciuki, by Veronika wreszcie zrozumiała. Nie jest niewolnicą swoich rodziców. Nie musi się dla nich zadręczać. Nie musi się wstydzić, że nie daje rady, że chce zadbać o siebie – i że potrzebuje pomocy psychologa.
Dzieci i psy
Oprócz relacji dorosłej córki z toksycznymi rodzicami Soukupová daje nam też, jak zwykle, interesujący wgląd w problemy dzisiejszych dzieci. Część z tych problemów to znak czasu – wrażliwa na krzywdę Mája, zdeklarowana weganka, nie potrafi się porozumieć z dziadkami, dla których dziwna dieta wnuczki to zwykłe fanaberie. Inne jednak powtarzają się od pokoleń – ta sama bohaterka zaraz przed egzaminami do szkoły średniej z całą siłą nastoletniego serca niewłaściwie lokuje swe uczucia, a jej młodszy brat, wobec groźby homoseksualnych żartów i wyzwisk z ust kolegów, trochę zbyt brutalnie odpycha nachalnego chłopaka z klasy. Jak bardzo fragmenty te przypominają mi tłumaczoną właśnie powieść Marka Torčíka, o dorastaniu w niewielkim mieście w latach dziewięćdziesiątych!
No, i są jeszcze psy… Trzy psy zmarłej matki, którym należy tylko współczuć. Pozostawione same sobie, traktowane jak zabawki, rozdzielane, przenoszone, porzucane. „Zdychające”, widoczne tylko wtedy, gdy histerycznym szczekaniem lub siusianiem na środku salonu desperacko ściągną na siebie uwagę. Smutne tło dla ludzkich rodzinnych rozgrywek.
Nie jest to książka łatwa, choć, jak to u Soukupovej, czyta się jednym tchem. Znów pisarka zaprasza nas do swego pokręconego, mrocznego świata, który wciąga jak bagno, ale gdy już nas z niego wypuszcza – wychodzimy z ulgą. I tak bardzo się cieszymy, że nasze życie wygląda inaczej. Ale czy na pewno?
***
Petra Soukupvá, Zawsze jest ktoś, przeł. Julia Różewicz, wyd. Afera, Wrocław 2025.
Komentarze
Prześlij komentarz
Serdecznie zachęcam do komentowania. 😊 Równocześnie proszę o podpisywanie się pod komentarzem oraz zachowanie kultury. Komentarze zawierające obraźliwe treści nie będą publikowane.