Hrabal na Elektoralnej / 49 lat później – relacja

Hrabal nie lubił okrągłych rocznic. Dlatego też poświęcony mu wieczór w Mazowieckim Instytucie Kultury w Warszawie zorganizowano 7 marca 2017, z okazji… 49. rocznicy jedynego spotkania autorskiego pisarza w Polsce. Co takiego przygotowali organizatorzy, by uczcić ten dzień? Zapraszam na krótką relację!

Wieczór rozpoczął się od rozmowy z uczestnikami tamtego pamiętnego spotkania, wówczas młodymi bohemistami – prof. Joanną Goszczyńską i redaktorem Andrzejem Gordziejewskim. W roli moderatora wystąpił Aleksander Kaczorowski, pomysłodawca całego wydarzenia.

„Czy to było w tej sali?” – brzmiało pierwsze pytanie zadane przez prowadzącego. Szybko jednak okazało się, że goście nie za wiele pamiętają z tamtego wieczoru (więc wygląda na to, że nie był jednak specjalnie „pamiętny”). Na spotkanie wybrali się wówczas zbiorowo, zamiast zajęć, a większość towarzystwa, jako studenci drugiego roku filologii, niewiele jeszcze wiedziała na temat Hrabala.

Nieco bardziej „w temacie” była prof. Goszczyńska, która posiadała już wówczas kilka książek pisarza po czesku i po polsku, a na jednej z nich nawet jej się podpisał. Również ona, na sugestię prowadzącego, że Hrabal był wówczas niemal zupełnie w Polsce nieznany, zaprzeczyła, twierdząc, że z powodu filmu Menzla było już o nim dosyć głośno w środowisku filmowym. 

Mimo to żaden z gości nie potrafił już dziś, po latach, przywołać, o czym właściwie mówił pisarz na spotkaniu – co świadczy o tym, że raczej nie wypadł zbyt ciekawie. Pamiętają jedynie, że był bardzo wycofany, cichy i unikał wszelkich tematów politycznych. Szybko również rozstał się ze słuchaczami, wymawiając się tym, że wkrótce wyjeżdża; najwyraźniej nie czuł się w Polsce za dobrze.  

Od lewej: Aleksander Kaczorowski, prof. Joanna Goszczyńska i Andrzej Gordziejewski.

Co więcej – z jakichś powodów także później, po latach, Hrabal nie chciał mówić o tym spotkaniu w Warszawie. Próby podejmowali i prof. Goszczyńska, która zagadnęła pisarza w roku 1989 w teatrze w Pradze, i redaktor Gordziejewski, który podjął temat, kiedy spotkał się z Hrabalem w praskiej gospodzie w latach 70. W pierwszym przypadku rozmowa została szybko ucięta, w drugim – zakończona wymijającym komentarzem „Niech pan usiądzie, napije się piwa” :). 

Uczestnicy dyskusji zastanawiali się, dlaczego Hrabal tak bardzo nie chciał wracać do tamtego spotkania. Czy zwyczajnie nie pamiętał? Czy może wolał wykreślić je z pamięci, obawiając się, że po powrocie do domu będzie wypytywany o burzliwe wydarzenia 8 marca w Polsce (wszak spotkanie odbyło się zaledwie dzień wcześniej)?

Tamten marcowy wieczór w roku 1968 jest do tego stopnia osnuty tajemnicą, że gdyby nie zachowane przez Andrzeja Gordziejewskiego zaproszenie z podpisem Hrabala, można by wątpić w to, że spotkanie w ogóle doszło do skutku. Samo zaproszenie o niczym by jeszcze nie świadczyło – prof. Goszczyńska przypomniała Bieszczadzkie Spotkania w Lesku w roku 1989, których Hrabal również miał być gościem, ale ostatecznie nie pojawił się; jednak zachowane autografy są w tym wypadku niezbitym dowodem. 

Co więcej, być może trafiliśmy na trop jeszcze jednego, przemilczanego do tej pory wydarzenia z udziałem Hrabala – jeden z gości na widowni stwierdził, że w ten sam wieczór lub dzień wcześniej odbyło się spotkanie z pisarzem w sali w akademiku UW. Jaka szkoda, że tak niewiele dziś na temat tych wydarzeń wiemy! 


Drugim punktem programu były opowiadania Hrabala czytane przez aktora Wojciecha Pszoniaka. Ku mojej radości wybrał on utwory z mojego ulubionego zbioru, Takiej pięknej żałoby (którego zakup zresztą kilka minut wcześniej poleciłam Oli z Parapetu Literackiego, która towarzyszyła mi podczas całego wieczoru). 

Wraz z Pszoniakiem przenieśliśmy się więc do Nymburka, do lat dzieciństwa Hrabala, w świat opowieści o wytatuowanej na piersi syrence, śmierdzącym sklepiku pana Rehra oraz tatusiu, przed którym w popłochu uciekali wszyscy mieszkańcy miasteczka, obawiając się, że znów zostaną zwerbowani do pomocy przy całonocnym rozmontowywaniu i składaniu na nowo tatusiowego Oriona. Wspaniale było odbyć tę podróż raz jeszcze.

Wojciech Pszoniak czyta Hrabala.

Po tym przyszedł czas na wernisaż wystawy zdjęć Ladislava Michálka Magiczny świat Bohumila Hrabala, przedstawiającej starą Libeń, Hrabala i jego przyjaciół (m.in. Vladimíra „Czułego Barbarzyńcę” Boudníka oraz Egona „Kurwa fix!” Bondy’ego). Organizatorzy zadbali o poczęstunek z czeskim akcentem – do kanapek, tostów i ciastek zaserwowano piwo; w dodatku tematyczne, bo Postřižinské, prosto z browaru w Nymburku, w którym dzieciństwo spędził Hrabal. Pyszny ten trunek dostarczyła do MIK Czeska Piviarnia Żoliborz.

W przerwach między poszczególnymi wydarzeniami można było uzupełnić swoją biblioteczkę – wieczorowi patronowało wydawnictwo Czuły Barbarzyńca, które pojawiło się również ze swoim stoiskiem. Oprócz książek Hrabala można było zaopatrzyć się w album ze zdjęciami Michálka (co uczyniłam, i zakup z dumą prezentuję).


Na koniec, dokładnie tak, jak 49 lat temu, wyświetlone zostały Pociągi pod specjalnym nadzorem Jiřiego Menzla na podstawie opowiadania Hrabala. Jedyna różnica polegała na tym, że uczestnicy spotkania w 1968 jeszcze nie wiedzieli, że patrzą na film oscarowy… Dziś to dzieło powszechnie znane i cenione, legendarne wręcz, przez niektórych uczestników oglądane już pewnie wiele razy. Mimo to zachwyt, śmiech i wzruszenie – były jak zawsze.

Piękny wieczór, dla którego zdecydowanie warto było spędzić pół dnia i noc w autobusie! Za ostateczny impuls do wzięcia udziału i przemiłe towarzystwo dziękuję Oli, raz jeszcze.

A w ramach uzupełnienia – jeszcze ciekawy tekst, który ukazał się jako zapowiedź wydarzenia; o Hrabalu i o tym jedynym (ponoć) spotkaniu autorskim pisarza w Polsce opowiada jeden z gości wieczoru, pan Andrzej Gordziejewski.

Komentarze

  1. http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2017/03/hrabal-sodka-apokalipsa-aleksander.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo hrabalowska sytuacja z tym całym spotkaniem, poświęconym spotkaniu sprzed lat :) nieokrągła rocznica, nikt za bardzo nic nie pamięta, czy w ogóle spotkanie się odbyło etc. Świetna sprawa, brzmi jak zaginione opowiadanie Hrabala. Można powiedzieć, że nawet po śmierci nie przestaje tworzyć :)

    Fajnie by było też, gdyby zorganizowano tego rodzaju spotkanie, poświęcone wizytom Allena Ginsberga w Polsce. Było ich aż trzy i w różnych latach, więc mógłby to być ciekawy przekrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Jeśli gdzieś z góry patrzył, to na pewno miał uciechę ;). A Ginsberg był naprawdę w Polsce aż trzy razy? Zupełnie się nie orientuję, za to czytałam sporo o tej wizytę w Pradze, w 1965, jak przyjechał na zaproszenie Škvoreckiego i został Królem Majálesu :). Niezły pomysł, faktycznie, fajnie by było posłuchać, jak Ginsberga ludzie zapamiętali. Mają na pewno o czym opowiadać, no i może pamiętają trochę więcej ;).

      Usuń
    2. Po raz pierwszy Ginsberg był w Polsce właśnie w 1965, ale już nie pamiętam czy to było przed czy po Pradze. W każdym razie odbyło się to w ramach tej samej wschodnioeuropejskiej wycieczki. Powstał wtedy nawet wiersz pt. "Warszawska kawiarnia". Później odwiedził jeszcze nasz kraj w 1986 (koleżanka mojej matki była obecna na spotkaniu, które się wtedy odbyło) i w 1993.

      Powyższe informacje czerpię z numeru Elewatora, którego tematem był Ginsberg, ale jak teraz patrzę, to jest nawet cała książka poświęcona jego wizytom u nas http://lubimyczytac.pl/ksiazka/232559/allen-ginsberg-w-polsce

      Usuń
    3. Hm, z tego co czytam, to w tym 1965 faktycznie trochę się napodróżował: najpierw, gdy nakazali mu opuścić Kubę, przyleciał do Czech, później był w ZSRR, w Polsce, i znów w Czechach.

      Książka o wizytach w Polsce, interesujące! Ciekawe, czy dobra. A co mówiła koleżanka Twojej mamy o tamtym spotkaniu, coś więcej opowiadała?

      Usuń
    4. Z tego co pamiętam, mówiła, że Ginsberg zachwycał się wtedy twórczością Franka O'Hary i pytał o jej recepcję w Polsce. Był bardzo zdziwiony (zawiedziony?), że nikt z zebranych O'Hary nie kojarzył.

      Usuń
  3. No i pięknie to wszystko opisałaś Aniu :D Fantastyczny wieczór, szczególnie część wspominkowa mnie rozczuliła, jakże krucha jest nasza pamięć. I ja jeszcze raz dziękuję za przemiłe towarzystwo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :). To fakt, pamięć krucha, i obawiam się, że wspomnienia z wielu tego typu spotkań szybko nam się ulotnią. Żeby chociaż blogi przetrwały! (Widzisz, to jest kolejny argument za tym, żeby pisać blogowe relacje z wydarzeń :)). Przyjemność zdecydowanie po mojej stronie!

      Usuń

Prześlij komentarz