Dramat zakwitających dziewcząt – „Poupátka”, Hana D. Lehečková [recenzja]


Poświęcona molestowaniu seksualnemu
dziewczynek i oparta w dużej mierze na autentycznych przeżyciach autorki powieść Hany D. Lehečkovej to jedna z ważniejszych czeskich książek, jakie przeczytałam. Ma w sobie moc, z jaką o tym samym temacie pisały Petra Hůlová czy Radka Denemarková, ale tym razem jest opowiedziana dziecięcym głosem, przez co robi jeszcze większe wrażenie.

Poupátka to dosłownie pączki kwiatów, tak właśnie nazywa swoje podopieczne powieściowy Mirek – opiekun kółka teatralnego, oprawca. Dlaczego powieść Lehečkovej, regularnie wspominana w tegorocznych dyskusjach o nominacjach do Magnesii Litery i zdaniem części krytyków pominięta tylko dlatego, że ma wiele cech literatury młodzieżowej – to książka tak ważna?

Po pierwsze dlatego, że opowiada o jednym z najboleśniejszych i najtrudniejszych, a niestety nadal nie tak rzadkich (co pokazał niedawno m.in. głośny czeski dokument W sieci Víta Klusáka i Barbory Chalupovej) dziewczęcych doświadczeń. Po drugie jednak – bo pośrednio jest też opowieścią o tym, dlaczego takie historie wciąż są możliwe. A są możliwe chyba także dlatego, że nikt nie uczy dorastających dziewczynek, jak stawiać granice. Nikt nie mówi nam, jak odróżnić zły dotyk od dobrego i że nie musimy się godzić na to, czego robić nie chcemy. Wszystko to sprzyja zmowie milczenia i bezkarności oprawców.

Wyrafinowany drapieżnik

Takich jak Mirek z powieści Hany Lehečkovej. On też buduje sieć. To drapieżnik wyrafinowany – dzięki umiejętności owijania sobie ludzi wokół palca tworzy misterną konstrukcję uzasadniającą to, czego dopuszcza się względem członkiń swojego kółka teatralnego przez dwadzieścia lat (!) jego istnienia. Mówiąc o sztuce i absolutnym oddaniu reżyserowi, przekonując młodych adeptów aktorstwa, że nie powinni przyjaźnić się z nikim spoza kółka, tworzy coś w rodzaju sekty, izolując swoje ofiary i gwarantując sobie bezkarność. Jest dowcipny i uroczy, więc z łatwością manipuluje również dyrekcją szkoły i rodzicami swoich podopiecznych.

Mirek jest jak Kobold z powieści Radki Denemarkovej. Jak ci wszyscy gładcy, nieskazitelni, sympatyczni oprawcy, którzy przechodzą transformację w monstra dopiero za zamkniętymi drzwiami domu (lub zasłoniętymi oknami ośrodka kultury).

Przy czym stosowane przez Mirka środki są bardzo subtelne i nieobeznana jeszcze z własnym ciałem i tym, na co może względem niego pozwolić, za to bardzo samotna i spragniona miłości dziewczynka łatwo myli przemoc z czułością. Bo przecież czuje się bezpiecznie w ramionach swojego oprawcy, otulona wraz z nim jednym śpiworem, przecież całuje ją i głaska, a następnego dnia przy wszystkich sadza ją sobie na kolanach i pyta, czy to na pewno nie było za wiele. To nic, że trochę bolało i żeby jakoś to przeżyć, trzeba było panicznie zmuszać się do myślenia o czymś innym, prozaicznym i bez znaczenia, na przykład o jedzeniu.

Biedne małe dziewczynki

Autorka umiejętnie buduje napięcie, prowadząc nas przez wszystkie kręgi piekła za pośrednictwem jednej z członkiń kółka teatralnego, młodziutkiej Františki. Lehečková usypia najpierw czujność czytelnika, rozpoczynając swoją historię jak zwyczajną powieść dla młodzieży, z właściwym młodzieży językiem i jej niewinnymi problemami. Fany mieszka na blokowisku w niewielkiej miejscowości, chodzi do szkoły, ma koleżanki, z którymi nie zawsze się dogaduje, denerwującego brata i nie zwracających na nią specjalnie uwagi rodziców. Z początku nic nie sugeruje, że sama narratorka mogłaby paść ofiarą Mirka – jest w młodszej grupie, do tego ze swoją posturą w niczym nie przypomina eterycznej nimfy w jego typie.

A przy tym tak bardzo, bardzo chciałaby, żeby to właśnie na nią zwrócił uwagę. Po kółku wracająca do domu, gdzie rodzice ze sobą nie rozmawiają, ojciec spędza pół życia, wisząc na telefonie, a matka, skupiona na lekko zaburzonym synu, bezustannie ma do córki pretensje i nie jest w stanie znaleźć dla niej jednego ciepłego słowa, Fany ma wrażenie, że kółko teatralne to jakiś inny świat, do którego może uciec od problemów. Mirek wydaje jej się bliższy niż własny tata. Wrażliwa i ambitna dziewczynka ma też wrażenie, że tylko dzięki aktorstwu wybije się ponad przeciętność małego miasteczka, gdzie mieszka. Nie stanie się jednym szarych ludzi, wykonujących ogłupiającą pracę, a wieczory spędzających przed telewizorem – jednym z tych, którymi tak gardzi Mirek.

Hana Lehečková. Fot. Doome12 / Wikimedia Commons

Bohaterka nie wie, co tak naprawdę dzieje się za kulisami kółka teatralnego. Nawet kiedy przyłapuje Mirka z jedną ze starszych koleżanek w spiżarni, nawet kiedy podsłuchuje w toalecie niepokojącą rozmowę innych członkiń kółka, nawet mimo ostrzeżeń bardziej trzeźwo myślących koleżanek. Podobnie jak ślepo oddana Mirkowi Nely, deklarująca, że go kocha, Fany do samego końca broni swojego oprawcy. I aż chce się płaczliwie krzyknąć, jak bohaterki Petry Hůlovej – bo przecież grzmi o tym i narratorka Macochy, i Plastikowego M3 – że „te biedne małe dziewczynki o niczym nie mają pojęcia”.

Będzie dobrze

Hana Lehečková dedykowała swoją książkę – po części autobiograficzną, o czym mówi m.in. w tej krótkiej rozmowie – wszystkim tym, którzy „zostali z tym sami”. Nie ma na myśli tylko molestowania seksualnego. Mówi z pozycji tej, która kiedyś była samotna i zagubiona, dziś jest szczęśliwa i ma wsparcie m.in. męża – autora ilustracji do tej książki, który był przy niej na wszystkich etapach tworzenia Poupátek. „Będzie dobrze” – mówi Fany jej tajemnicza przyjaciółka Sára w jednej z ostatnich scen książki.

A ja mam wielką nadzieję, że podobnych książek powstawać będzie więcej. I że dzięki temu pewnego dnia już nikt nie zostanie z takim lub podobnym koszmarem sam.

***
H.D. Lehečková, Poupátka, wyd. Vyšehrad, Praha 2021.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. To musi być świetna książka. Podziwiam odwagę pisarki i jestem już wdzięczna za to, że pozwoliła nam wejść w swój świat, swoje osobiste przeżycia. Każdy, kto ma lub styka się (np. w pracy) z dorastającymi dziewczynkami powinien ją przeczytać, tym bardziej, że widoczny tu jest głos dziecka... a o taki trudno. Liczę, że "Poupatka" wkrótce zostanie przetłumaczona na polski.
    A tymczasem planuję (chyba już na przyszły rok) kolejną swoją "czeską falę" i - jak się domyślasz - książek do wyboru mam bardzo wiele. Ostatnio zetknęłam się z powieścią "Uranova" Lenki Elbe, wydaną przez wydawnictwo Mova (kolejna oficyna, którą interesuje czeska literatura). Ciekawa jestem, czy słyszałaś o tej książce i co o niej sądzisz :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też jestem pełna podziwu dla autorki, że zdecydowała się zmierzyć z tym tematem. Tym bardziej, że we wspomnianej przeze mnie krótkiej rozmowie wyznaje też, jak trudne były dla niej wszelkie opisy czynności seksualnych, które znalazły się w książce. Dobrze, że chociaż dzisiaj ma już wsparcie bliskich i nie jest z tym dramatem sama.

      „Poupátka” to TE poupátka, liczba mnoga rodzaju nijakiego, od słowa „poupátko” – pączek. Taka uwaga językowa. :) Sama używam jednak w tym wypadku dla tytułu polskiego odpowiednika „Kwiatuszki”, bo dobrze to chyba oddaje drapieżnie-pieszczotliwy charakter sposobu, w jaki Mirek zwracał się do swoich podopiecznych. A poza tym „pączek” ma w języku polskim więcej znaczeń. :)

      Co do „Uranovej” – tak, słyszałam o tej książce już po czeskim wydaniu, w 2021 dostała Magnesię Literę w kategorii debiut i było o niej dość głośno. W ostatnim, wiosennym zestawieniu czeskich premier wspominałam też, w oparciu o listę projektów wspartych przez czeskie ministerstwo, że jej polskie wydanie jest na horyzoncie. :) Więcej niestety nie jestem w stanie powiedzieć, bo przyznaję, że jeszcze jej nie czytałam. Ale ponieważ polski wydawca nie odpowiada na moje wiadomości, prawdopodobnie sprawię sobie czeskie wydanie i przeczytam w oryginale. :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. To znaczy, że dołączasz do klubu, który popiera pomysł jej przekładu na język polski? :) Czy czytasz też po czesku?

      Usuń
  3. Och - to jesteś w komfortowej sytuacji :-) Możesz czytać i po polsku i po czesku, a nawet równolegle, żeby porównać tłumaczenie z oryginałem :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasem mi się zdarza. :) Wymaga to sporej uwagi i trwa dużo dłużej, ale dobrze jest czasem podejrzeć warsztat tłumacza.

      Usuń

Prześlij komentarz