Po polsku jest już dostępna nowa powieść Aleny Mornštajnovej, Las w domu. Piszę o tym, czego możecie się po niej spodziewać, skąd burzliwa dyskusja w Czechach po jej premierze i jak dużym wyzwaniem był jej przekład. Książka ukazała się bowiem w moim tłumaczeniu.
Pisarka, znana czytelnikom przede wszystkim z XX-wiecznych rodzinnych sag, akcję książki osadziła wyjątkowo w czasach nam współczesnych. I choć w centrum jej uwagi znów znalazła się rodzina, tym razem do czynienia mamy z rodziną patologiczną, dysfunkcyjną, złą. Rodziną, która krzywdzi.
Historię opowiada nam wychowana w niej dziewczynka. Dorastająca w domu na skraju lasu, uosabiającego dla niej wszystko co ciemne i groźne, jest dzieckiem niechcianym. Przyszła na świat przypadkiem, krzyżując plany matki, a dla jej rodziców, swoich dziadków, stała się jedynie narzędziem manipulacji. Nikt jej nie słucha, nikt nie dba o jej uczucia, nie daje choćby odrobiny miłości i troski. Jak wielka jest skala jej krzywdy, dowiadujemy się stopniowo.
Gdy osamotnione dziecko, nieustannie zastraszane przez rodzinę opieką społeczną i sierocińcem, pewnego dnia nie utrzymuje już w sobie ciężaru okropieństw, których doświadcza w domu, rusza lawina zdarzeń. Historia naznacza kolejne niewinne osoby.
Kontrowersje
W Czechach po premierze powieści rozgorzała burzliwa dyskusja. Mniej ciekawy jej wątek dotyczył rzekomej inspiracji osobistą historią artystki Toy Box. Bardziej ciekawy – tego, w jaki sposób autorka podeszła do trudnego tematu i czy ukazany w jej książce obraz skrzywdzonej bohaterki nie szkodzi ofiarom wykorzystywania seksualnego. Część krytyków zwracała też uwagę na niezbyt korzystne przedstawienie świata natury na kartach powieści (powieściowej suczce Beli dużo bliżej do mitologicznego Cerbera niż uroczych psiaków, jakie znamy z popkultury).
Kto śledzi mojego bloga od jakiegoś czasu, ten wie, że mocno leży mi na sercu krzywda słabszych, tych ludzkich i zwierzęcych. Od początku uważnie więc śledziłam debatę wokół Lasu w domu, a kiedy dostałam propozycję przekładu książki, przeczytałam powieść bardzo dokładnie, zwracając uwagę na wszystko, co może budzić kontrowersje. Ostatecznie uznałam, że tekst jest wart zaprezentowania także polskim czytelnikom i że chcę się z nim tłumaczeniowo zmierzyć – nawet jeśli będzie to emocjonalnie trudne.
Czyja wina?
Wina jest tematem niemal wszystkich powieści Aleny Mornštajnovej. Jej bohaterki często dopuszczają się czynów trudnych do zaakceptowania – pragnąc pozostać przy ukochanym mężczyźnie wstrzymują się z wysłaniem listu ratującego życie całej rodziny, jak tytułowa bohaterka Hany, lub ze strachu donoszą esbecji na własnych mężów, jak Anežka w Pustej mapie. Nie zawsze jest nam łatwo je zrozumieć. Nie zawsze są nam sympatyczne.
Tu jednak mamy opowieść o dziecku. Doświadczonym niezwykle okrutnie, zagubionym i zdezorientowanym, rozpaczliwie spragnionym uwagi, na którą jak każde dziecko zasługuje. Ciężko znoszącym kolejne rozczarowania. Nawet jeśli robi to, co robi, nie mamy wątpliwości, skąd biorą się te czyny i kto naprawdę jest winien. W moim odczuciu biedne „dziewczynisko” jest łatwiej zrozumieć i wytłumaczyć niż bohaterki innych powieści autorki. I tylko trochę szkoda, że pisarka nie zdecydowała się na pogłębienie i rozwinięcie wątku pomocy społecznej – może powstałby w ten sposób także tekst o słabo funkcjonującym z punktu widzenia wsparcia dla ofiar systemie?
Nic, tylko mrok
Także z faktu, że na powieściowy świat patrzymy oczami bohaterki, wynika takie a nie inne przedstawienie świata natury i zwierząt. Las, jego zapach i tajemnicze dźwięki, miejsce, w którym nie czujemy się bezpiecznie, zwierzę, które towarzyszy wrogim nam ludziom – trudno, by to wszystko budziło w wystraszonym dziecku pozytywne uczucia.
Nowa powieść Aleny Mornštajnovej ma w sobie mnóstwo mroku. Niewiele tu nadziei, dramat bohaterki budzi bezsilność, co sprawia, że emocjonalnie to lektura trudna – być może najtrudniejsza z całego dorobku autorki. Ma jednak potencjał, by pobudzać do refleksji nad losem ofiar podobnych historii (oraz nad tym, czy i jak jesteśmy w stanie im pomóc). A ciemność wylewająca się z jej kart ma też w sobie nieco poetyckości, którą starałam się oddać w przekładzie. Mam nadzieję, że choć trochę mi się udało.
Książka ukazała się 24 października nakładem wydawnictwa Amaltea.
Komentarze
Prześlij komentarz