W ramach zabawy...

Za nominację i zaproszenie do One Lovely Blog Award bardzo chciałam podziękować Książkowcowi, Drowi Kohoutkowi i Papryczce. To dla mnie duże wyróżnienie i bardzo to doceniam. Będę niestety niestandardowym uczestnikiem, bo nie pokuszę się o wytypowanie kolejnych osób; zauważyłam zresztą, że nie jestem jedyną która decyduje się wziąć udział w tym przedsięwzięciu połowicznie i być może tacy jak ja wkrótce doprowadzą do śmierci tej zabawy, ale, z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że każdy uczestnik ma nominować blogów aż 16, myślę, że jest szansa, że tak szybko do tego zgonu nie dojdzie. :) Chętnie natomiast napiszę o tym, czego przeciętny czytelnik tego bloga o mnie nie wie (a przypuszczam że nie wie sporo, bo prywaty z założenia staram się w swoich recenzjach unikać - nie wiem tylko, na ile mi to wychodzi). Nie miałam okazji uczestniczyć w niedawnym łańcuszku, w którym każdy zdradzał sekrety swojej osobowości, a zwierz ze mnie wyjątkowo egocentryczny i ekshibicjonistyczny, więc nie oprę się pokusie sklecenia kilku słów o sobie.

1) Kocham pisać listy. Nieważne nawet, do kogo, nieważne, czy odpisze, o czymkolwiek, co mi do głowy przyjdzie. Gdy był jeszcze czas listów, komunikowałam się w ten sposób z małym gronem osób (które po pewnym czasie skurczyło się do jednej), teraz za to namiętnie pisuję maile. Marzą mi się pełne artystycznych uwag na marginesie i dopisków fantazyjne listy, jakie pisał Bruno Schulz. Uwielbiam zresztą ogólnie wyrażać siebie przez słowo pisane, dużo łatwiej jest mi w ten sposób przekazać, co myślę i czuję, stąd listy i pamiętniki zawsze były moim żywiołem.

2) Tak jak bez trudu przychodzi mi komunikowanie się za pośrednictwem słowa pisanego, tak wielkim wyczynem jest dla mnie rozmowa twarzą w twarz lub telefoniczna - wpadam czasem wręcz w histerię na samą myśl o tym. A jeśli jestem w jakiejś większej grupie, to już na 100% nikt ze mnie słowa nie wyciśnie. Poprawia mi się tylko po alkoholu, wtedy za to przesadzam zwykle w drugą stronę i robię się przesadnie gadatliwa.

3) Jestem bardzo niepraktyczna. Potrafię zachwycać się warkotem samochodowych silników, piwniczną stęchlizną, stertą złomu. Nie zaświecę światła, choć jest mi potrzebne do pracy, żeby nie zniszczyć piękna zapadającego zmierzchu. Ciągle toczę boje o to, czy zasłaniać na noc okna czy nie - przy zasłoniętych czuję się jak w grobie, a nie ma dla mnie nic cudowniejszego, niż zasypianie przy świetle ulicznej latarni tańczącym na suficie i ścianach. Wybieram często okrężne trasy lub rezygnuję z autobusów i idę piechotą, żeby podziwiać widoki, nawet jeśli niczego ciekawego po drodze nie ma.

4) Wychowałam się w najfajniejszej rodzinie na świecie. Zawsze trzymamy się razem, spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, mamy swoje rytuały jak wspólne sobotnie śniadania czy przedpołudniowa kawa, których nie wyzbyłabym się za nic w świecie. Nawet teraz, studiując w innym mieście, staram się jak najczęściej wracać do domu i smutkiem przejmuje mnie myśl, że już wkrótce zostanę wyrzucona z gniazda i będę musiała założyć swoją własną rodzinę. Nawiasem mówiąc, żoną będę zapewne potworną, bo i do gotowania i do sprzątania mam zero zapału i dwie lewe ręce.

5) Bardzo lubię jeździć w góry, nie cierpię za to nad morze. Z jednej strony dlatego, że mnie nudzi, a z drugiej - dostaję drgawek na samą myśl o tłumach na plaży. W górach cenię przestrzeń, wolność, wiatr, dzikość i pustkę (dlatego tak uwielbiam wyludnione Bieszczady), uśmiechy i pozdrowienia na szlaku, cudowne zmęczenie, nocne niebo pełne gwiazd. Nad morzem nigdy nie czuję się "wśród swoich".

6) Uwielbiam się zamartwiać. To chyba rodzaj masochizmu. Najlepsze książki to takie, które wywołują we mnie zachwianie wiary w sens życia, najlepsze filmy sprawiają, że płaczę jak bóbr, najlepsze piosenki to te przejmująco smutne. Nawet kiedy jestem szczęśliwa, czegoś mi brakuje, tęsknię za szarą, otulającą jak miękki kocyk melancholią. Czasem wydaje mi się wręcz, że sama sobie wymyślam problemy lub wyolbrzymiam te istniejące, dostrzegam rzeczy, których nie ma, przejaskrawiam rzeczywistość, żeby mieć się czym martwić.

7) Lubię, gdy słońce świeci mi w twarz. Podobnie jak mistrz Hrabal zawsze łakomie chwytam choćby najmniejsze przebłyski słonecznego światła, w autobusach i pociągach siadam tam, gdzie najbardziej przygrzewa, uwielbiam być budzona przez słońce, w słońcu czytać, w słońcu pisać, w słońcu popijać piwko na balkonie. Marzy mi się takie moje miejsce gdzieś z dala od wielkich miast, gdzie mogłabym całymi dniami napawać się słońcem i ciszą (która też jest w moim małym świecie niestety towarem deficytowym).

...A póki co, w oczekiwaniu na takie miejsce, bywam sobie tu i piszę o książkach. Nowe recenzje już wkrótce, jak tylko wygrzebię się z czytelniczo-twórczego kryzysu.

Komentarze

  1. Punkt 1, 2, 3, 6 i 7 jak u mnie, z małymi poprawkami :) Nie przepadam za tego typu zabawami, ale jesteśmy nieraz tak ukryte pod płaszczem literatury, że trudno się coś domyśleć, a taka zabawa psuje kilka guzików i można zajrzeć pod podszewkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aha, zapomniałam zapytać... co polecasz Hrabala na początek?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwa pierwsze punkty to napisałaś o mnie :D Teraz już nie mam do kogo pisać listów, ale w liceum korespondowałam z przyjaciółką. Zupełnie nam nie przeszkadzało, że siedzimy ze sobą w ławce przez kilka godzin dziennie :) A podczas pobytu za granicą pisałam długaśne maile, czy kto chciał czytać, czy nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Virginio, no popatrz, tyle wspólnego, a wydawało mi się, że takie ze mnie dziwadło. :) Zgadzam się z Tobą, mnie też tego typu zabawy leżą średnio i myślałam z początku, że nie wezmę udziału w ogóle, ale w końcu doszłam do wniosku, że to też na swój sposób sympatyczne i można się wzajemnie trochę poznać, tak jak piszesz. Byleby tylko nie zdominować bloga zabawami, a potraktować to jako przyjemne urozmaicenie. Jeśli chodzi o Hrabala, to na początek zwykle polecam albo "Pociągi pod specjalnym nadzorem", albo coś z tych nymburskich opowieści - "Taką piękną żałobę", "Miasteczko, w którym czas się zatrzymał" czy "Postrzyżyny", albo "Zbyt głośną samotność". Nieco już ostrożniej "Obsługiwałem angielskiego króla". Ewentualnie "Skarby świata całego" - ewentualnie bo czytałam ją już dawno i niezbyt dobrze pamiętam (a patronka mojego bloga, wstyd!). Niedługo zamieszczę tu zbiorczą notkę o książkach Hrabala, mam ją nawet mniej więcej w połowie gotową, tylko ostatnio jakaś niemoc mnie ogarnęła i ciężko mi cokolwiek doprowadzić do końca. :)

    Lilybeth, cieszę się że odnalazłam w Tobie siostrę-listopisarkę. :) Mam teraz dokładnie tak samo jak Ty i Twoja przyjaciółka z liceum - pisuję do ludzi, z którymi widzę się na co dzień, a jeśli nawet nie, to mieszkają w tym samym mieście i bez problemu mogłabym się z nimi zobaczyć. I też nie mam problemu z tym, czy ktoś to w ogóle przeczyta, czy odpisze. Ot, przyjemność z samego pisania. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przede wszystkim dziękuję Ci za udział w zabawie. Nie wszyscy udźwignęli ten ciężar.:)))
    Bardzo podobają mi się Twoje wspominki. Ciągle mam dyskomfort, jak połączyć tak wrażliwą duszę z dyplomem inżyniera. Czy Ty przypadkiem się tam nie zaplątałaś? Wypisz-wymaluj humanista z Ciebie całą gębą.
    Czekam na hrabalowe nowinki, bo czytałam dość dawno i chętnie bym odświeżyła. Pozdrawiam cieplusieńko:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. naia, to były naprawdę urocze odpowiedzi! Już Cię lubię :) Najbardziej podobają mi się punkty 1, 4, 5 i 6.

    OdpowiedzUsuń
  7. Także lubię pisać listy (teraz jakoś rzadziej) i w ogóle łatwiej mi jest mówić o sprawach ważnych za pomocą słowa pisanego (szczególnie jak mnie coś boli i chcę się wyrazić precyzyjnie-rozkładam wtedy sytuację na części pierwsze), na żywo też dużo mówię. Uwielbiam czytać pamiętniki, listy i biografię. Napisać sms złożonego z kilku części? proszę bardzo! Zadzwonić? to już gorzej:)
    Punkt 6 też mi jakoś jest bliski. Jestem niepoprawną pesymistką, wszędzie widzę przeszkody.Tak jak dla optymisty wszystko jest możliwe, to dla mnie niestety odwrotnie:) Smutasem nie jestem raczej zamartwiasem:)Pozdróweczka:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miło poczytać tak sympatyczne wypowiedzi :) Ja właśnie z gór wróciłam, ale niestety mało czasu miałam na faktycznie przechadzki po górach!
    Pozdrawiam!! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Książkowcu (a może Bogusiu, mogę tak? lubię to imię, moja mama też jest Bogusia :)), owszem, trochę się na te moje studia inżynierskie zaplątałam, i to tak, że nie wiedziałam potem za bardzo jak się wyplątać i już z rozpędu pewnie je skończę :) Sama się też czuję humanistką, tyle że przy tym przypadkiem nieźle radziłam sobie z matmą i to mnie zmyliło. A hrabalowe nowinki pojawią się, mam nadzieję, już wkrótce. Dziękuję Ci raz jeszcze za nominację i również pozdrawiam, słonecznie mimo nietęgiej pogody, przynajmniej u mnie :)

    Kornwalio, bardzo mi miło :) Nawet się nie spodziewałam, starałam się głównie, żeby było w miarę ciekawie, ale że się to komuś jeszcze wyda sympatyczne... Naprawdę bardzo się cieszę :)

    Papryczko, dokładnie tak! Też kiedy ciężko jest mi coś wyrazić siadam i piszę, wszystko się wydaje jakieś bardziej oswojone, kiedy się to przeanalizuje i rozbroi słowem pisanym. I też dużo chętniej smsuję niż dzwonię ;) A punkt 6 wydawał mi się najbardziej kontrowersyjny, no bo jak to tak, tryskające zdrowiem dziewczę w sile wieku wyszukuje sobie problemy, zamiast cieszyć się życiem... Dziękuję i pozdrawiam :)

    Kass, to strasznie szkoda - co prawda góry same w sobie, ich atmosfera może wprawić w stan upojenia, ale dopiero jak się im stawi czoła i ruszy na szlak, to pokazują swoje prawdziwe oblicze :) Dziękuję za miłe słowo i również pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. To bardzo miło, kiedy człowiek się przekonuje, że nie jest tak całkiem odosobniony w swoich sprawach (patrz: pisanie listów, histeria przed rozmową, odsłonięte nocą okna... i niewspomniane tu piwo;>)

    Jak zawsze pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  11. sQrko, też się cieszę z tych odkrytych podobieństw, zwłaszcza że niektóre z tych rzeczy są chyba dość nietypowe - chociaż akurat uwielbienie dla piwa do tych pewnie nie należy :) również jak zawsze pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ech, naia, same sympatyczne odsłony. Tylko masochizm lekko niebezpieczny. Co z tymi listami? Pisujesz jeszcze papierowe, czy wyżywasz się w mailach? A może od razu wybrałaś opcję najmniej praktyczną i piszesz do szuflady, czyli do siebie? Może się spotkamy na szlaku.
    Zaraz, zaraz...pomyślmy, co mogłabyś w życiu robić, by mieć błogą ciszę, czas na wygrzewanie się w słońcu i głęboką prowincję wokół siebie.
    Przychodzą mi do głowy same arcyniepraktyczne zajęcia. Co potwierdza, że sekrety są bardzo spójne. Natychmiastowego wymaszerowania z twórczego kryzysu Ci życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bogusia? Pewnie. Hamuje mnie anonimowość na blogach, a ja nawet zdjęcia umieszczam, czyli wyrywna jestem. A na FB przyłbice podniesione.
    Trudno mi pogodzić anonimowość z sympatią, a tak jest. Lubię kogoś po wpisach, a nie wiem, kto to. Zagmatwane to. Słoneczka!:)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Tamaryszku, to fakt, nie wydaje mi się, aby ten masochizm był do końca zdrowy. Listów papierowych w tym momencie już nie pisuję, za to maili sporo, bo łatwiej i szybciej, choć już trochę mniej klimatycznie. A listy do siebie... W tradycyjnej formie nie, ale wydaje mi się, że za takowe można by uznać pamiętnik, który prowadzę niezmiennie od szóstego roku życia :) Na szlaku może się spotkamy, o ile mój wyjazd dojdzie do skutku, bo w tym momencie to sama do końca nie wiem. A nad tym, jak zrealizować swój plan wygrzewania się w słonku nad odludziu sama się głowię i głowię, ale póki nie trafię szóstki w totka to pewnie wszystko pozostanie w sferze marzeń :) Dziękuję za wsparcie w wychodzeniu z kryzysu - dalej jeszcze trochę trzyma, ale już chyba widać jakieś światełko w tunelu. Pozdrawiam ciepło :)

    Bogusiu :) Bardzo mi miło w takim razie. Taka wyrywność jest bardzo sympatyczna, ja jestem pod tym względem trochę bardziej skryta ale bardzo ją lubię u innych. Wiem, co masz na myśli jeśli chodzi o sympatię na podstawie samych wpisów - też wielu ludzi nigdy na oczy nie widziałam, ale myślę sobie, że to musi być ktoś przyjemny, bo jak przyjemna rzecz, to chyba wyszła spod pióra przyjemnego człowieka... Pozdrowienia i uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wydaje mi się, iż jestem tu po raz pierwszy, choć głowy za to nie dam, bo przeglądałam już tyle blogów o książkach, że trochę mi się zaczęły mieszać... ;) Trafiłam tu z bloga przyjaciółki. Polecę Twój w linkach na swoim blogu, bo uważam, że na to zasługuje.

    Chciałam napisać tylko tyle, że jeśli chodzi o punkty 1 i 2, to chyba jestem Twoją bratnią duszą, bo również kocham listy i również lepiej wyrażam siebie za pomocą tekstu niż za pomocą słowa (a moja fobia dotycząca rozmów telefonicznych często utrudnia mi życie).

    Pozdrawiam i chyba ściągnę te dwa punkty, bo też właśnie planuję wpis do One Lovely Blog Award, przy czym nie bardzo wiem, co powinnam o sobie napisać. I ja również zastanawiałam się, czy by sobie nie darować typowania, bo większość blogów, które odwiedzam, już brała w tym udział, więc nie bardzo mam kogo wytypować... ;)

    Zajrzyj czasem do mnie:
    http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/

    Sol

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękuję :) Zapisałam. Nie jesteś jak widać odosobniona w swoich dziwactwach. Grunt to być sobą :) A do napisania o sobie może wrócę, jak mnie natchnie. Zresztą już pisałam o swoich dziwactwach (przy wpisie o ołówkach), więc już troszkę guzików mi odpadło :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Sol, bardzo mi miło, że dobre wrażenie zrobił na Tobie mój blog. Chyba rzeczywiście jesteśmy bratnimi duszami jeśli chodzi o te preferowane formy wyrażania siebie - u mnie też opory przed telefonowaniem stanowią poważny problem w życiu, często już wolę napisać maila i czekać potem tygodniami na odpowiedź lub nawet się nie doczekać, niż załatwić wszystko jednym telefonem :) A co do tej zabawy to fakt - jako że każdy miał wytypować blogów 16 to szybciutko większość została nominowana. Punkty sobie ściągnij, ja też się przy tworzeniu swojej wypowiedzi inspirowałam wpisami innych, bowiem sklecenie tych kilku zdań o sobie okazało się zadaniem trudniejszym, niż się z początku wydawało :) A na Wasz blog na pewno będę zaglądać - nie jestem typem podróżniczki ale za to chętnie czytam i oglądam wszelkie relacje z dalekich miejsc. Na razie zapoznałam się z tekstem i fotkami z Madurodam i jestem oczarowana - te miniatury są bajeczne! Pozdrawiam serdecznie :)

    Virginio, nie ma za co :) Być sobą - owszem, choć niektóre z tych dziwactw poważnie przeszkadzają w życiu i dobrze by było choćby ograniczyć ich wpływ na nie. Czekam teraz w takim razie na Twój kolejny zestaw zwierzeń - jeśli tylko będziesz gotowa na utratę kolejnych guzików :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Też uwielbiam pisać listy.
    Może będziemy ze sobą pisać, co Ty na to?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz