Sztuka autentyczności. O Festiwalu Conrada 2024 i festiwalu Współ_istność 2024 [relacja]


Cóż to był za tydzień! Cóż to był za miesiąc! Cóż to jest za rok!

Od maja milczałam na Skarbach, ponieważ niemal całe swoje siły skupić musiałam na pisaniu doktoratu, a w międzyczasie przyszło jeszcze kilka zleceń tłumaczeniowych, redakcyjnych i korektorskich. Pod koniec września złożyłam szczęśliwie rozprawę w mojej Szkole Doktorskiej, a następnie, spragniona wydarzeń i kontaktu międzyludzkiego, wygrzebałam się ze swojej jaskini i ruszyłam w trasę.

W październiku przemierzyłam setki kilometrów, od słowackiej Żyliny po nadmorski Gdańsk, wystąpiłam w dwóch debatach (Słowiańskim Salonie Literackim organizowanym przez Uniwersytet Śląski oraz premierze czeskich Opowieści niesamowitych PIW, w których znalazło się jedno opowiadanie w moim przekładzie!), zaliczyłam kilka festiwali, sporo projekcji filmowych i jeden spektakl teatralny. Do tego spotkania z ulubionymi ludźmi, rozmowy, przytulasy, uśmiechy i trochę łez.

Ostatni tydzień października spędziłam w większości w Krakowie, tradycyjnie biorąc udział w Festiwalu Conrada, któremu w tym roku przyświecało hasło Autentyczność. A jednak muszę przyznać, że dużo więcej emocji i autentyczności niż cały tegoroczny Conrad dostarczył mi kameralny dwudniowy festiwal, na który trafiłam zaraz po powrocie do mojego rodzinnego Rzeszowa – Festiwal Sztuki Zaangażowanej WSPÓŁ_ISTNOŚĆ 2024. I to o nim opowiem najpierw.

Moje literackie wyjazdy są możliwe dzięki Waszemu wsparciu na Patronite – ta relacja powstała więc także dzięki Wam. Dziękuję, że mnie wspieracie.

To tylko zwierzęta

W sobotę Krzysztof Łapiński, autor książki Świnia Malwina, mówił w rozmowie z Dariuszem Gzyrą o zwierzęcych ocaleńcach, ludzkich oczach świni i literackich zwierzętach jako nośnikach dziecięcych emocji, ułatwiających im oswojenie pewnych tematów. „Świat jest trudny, ale dzieci nie można od tego izolować” – przekonywał pisarz. 

Spotkanie z Krzysztofem Łapińskim poprzedził spektakl „Świnia Malwina” Teatru NEMNO, który przyciągnął najmłodszą publiczność. :)

Dodał też, że każde dziecko z natury jest buntownikiem, wrażliwym na krzywdę innych: „Jestem przekonany, że dzieci z natury są takie – empatyczne, solidarne, wrażliwe na cierpienie zwierząt”. I wyjaśniał, że także w dzieciństwie ma korzenie jego późniejsza potrzeba przedstawiania zwierząt jako czujące, wrażliwe istoty: „Jeżdżąc jako dziecko do rodziny na wsi, widziałem, jak traktowane są zwierzęta gospodarskie, że cierpią. Kiedy pytałem dlaczego tak jest, dostawałem odpowiedź: przecież to tylko zwierzęta. Przeczuwałem, że to jakieś ułatwienie sobie życia, by nie mieć względem tych istot wyrzutów sumienia”. (I przypomina mi się inne „tylko”, „tylko” Radki Denemarkovej, z którego wyrosła cała powieść, Przyczynek do historii radości – „przecież zostały TYLKO zgwałcone”, powiedział pan z publiczności na jednym ze spotkań autorskich pisarki. Może ze słownika mówienia o cierpieniu powinniśmy w końcu raz na zawsze wykreślić to słowo?).

W niedzielę z kolei adwokatka Karolina Kuszlewicz i Dariusz Gzyra dzielili się własnymi doświadczeniami z pola walki na rzecz zwierząt. Spotkanie zatytułowane zostało „Widok z krawędzi”, ponieważ tym właśnie według zaproszonych gości są dziś działania prozwierzęce – staniem na krawędzi. Niebezpiecznym, wyczerpującym emocjonalnie, ale jednak z krawędzi można zobaczyć więcej.

Karolina Kuszlewicz wzięła udział w festiwalu zdalnie. Nie mogła przyjechać do Rzeszowa z powodu choroby ukochanej suczki.

Obydwoje bardzo szczerze mówili o momentach zwątpienia, o psychicznym trudzie mierzenia się każdego dnia z tematem śmierci, cierpienia i wykluczenia, o wątpliwościach, czy nie mówią o czymś zbyt mocno i radykalnie lub zbyt słabo. „Jako adwokatka używam bardzo silnej retoryki: mordowanie zwierząt, gazowanie zwierząt, nowe obozy koncentracyjne. Posługując się nią na spotkaniach festiwalowych mam często poczucie: tu już mnie drugi raz nie zaproszą” – mówiła Karolina Kuszlewicz. Z kolei Dariusz Gzyra stwierdził, że trochę paradoksalnie puste sale na spotkaniach i kpiące reakcje nagłośnieniowca w radiu dają mu poczucie sensu i autentyczności tego, co robi; że być może jeśli stajesz się popularny i nagle na spotkania z tobą zaczynają walić tłumy, robisz już coś nie tak.

Piękne świńskie oczy

Po rozmowie Gzyra wygłosił również wykład Portret jako forma aktywizmu, w trakcie którego zaprezentowane zostały dziesiątki zwierzęcych portretów – zwierząt przeróżnych, od psów i zwierząt hodowlanych przez ptaki aż po ryby. Były piękne świńskie oczy, były niepokojące dzieła Elwiry Sztetner i przepiękne fotografie Isy Leshko, przedstawiające zwierzęcych staruszków.


I nagle także dla mnie wszystko zaczęło składać się w całość – bo przecież też w trakcie moich krakowskich dni rozmawiałam z kilkoma osobami o tym, jak znosić widok zwierzęcego cierpienia, a jednym z dwóch filmów, na które przy okazji pobytu w Krakowie wybrałam się do kina, był dokument My, nasze zwierzęta i wojna Antona Ptuszkina. W jakimś ułamku sama doświadczam poczucia samotności, o którym mówili goście festiwalu WSPÓŁ_ISTNOŚĆ, bo już choćby eksponując więź, jaka łączy mnie z moim psem, czuję, że przez niektóre osoby nie jestem traktowana poważnie. Dobrze było więc znaleźć się na chwilę w grupie ludzi, dla których zwierzę to już dawno nie jest „tylko” zwierzę.

Festiwalowa ulotka oraz jedyna książka, jaką przywiozłam ze sobą z Krakowa.

Książka jak granat

Jeśli zaś chodzi o Conrada – muszę przyznać, że ten tegoroczny miał dla mnie mocne wejście. Emilia Konwerska, Aldona Kopkiewicz i Sławomir Shuty w poprowadzonej przez Olgę Hund świetnej dyskusji o książkach zbójeckich opowiadali o lekturach, które ich kształtowały oraz o tym, jak rozumieją ich zbójeckość.


Baśnie braci Grimm, Kometa nad Doliną Muminków, Opowieści z Narnii, Ania z Zielonego Wzgórza, a dalej Henry Miller, Jack Kerouac, Louis-Ferdinand Céline, Rafał Wojaczek, Michał Witkowski – teksty wymienianych przez gości autorów wytrącały ich z utartych kolein myślenia, pozwalały się wyzwalać z narzuconych przez wychowanie reżimów (np. katolickiego), uczyły autentyczności. A równocześnie coś zabierały – poczucie bezpieczeństwa, dotychczasową definicję siebie i życie, jakie wcześniej było im znane. „To takie książki, które rozpieprzają mózg, są jak granat. Odbierają nam dyskomfort, nie mają nic wspólnego z bezpiecznym klimatem dyskusji o literaturze” – mówił Shuty. (Książka jak siekiera na zamarznięte morze wewnątrz nas. Ale o Kafce za chwilę…).

Nie bez powodu wśród książek zbójeckich pojawiła się też literatura skierowana (przynajmniej teoretycznie) do dzieci – w jakiś sposób zrymowało mi się to z przywoływanymi wcześniej słowami Krzysztofa Łapińskiego o tym, że każde dziecko z natury jest buntownikiem, otwartym na świat i głęboko empatycznym.

Kafkowskie rozerwanie

Drugim moim ulubionym wydarzeniem tegorocznego Conrada było spotkanie z Reinerem Stachem, autorem trzytomowej biografii Franza Kafki (w Polsce, nakładem PIW, ukazały się na razie dwa pierwsze tomy). Piotr Paziński rozmawiał z biografem m.in. o autentyczności Kafki w życiu i w literaturze, które były dla niego nierozerwalnie związane. Stąd też trudność w podejmowaniu ważnych decyzji, takich jak wybór między samotnym życiem w służbie twórczości a małżeństwem i rodziną, podnoszącymi status społeczny.

Reiner Stach dużo mówił o niezrozumieniu między Kafką a jego narzeczoną Felicją Bauer – zdaniem biografa w odróżnieniu od Mileny Jesenskiej nie była ona dla pisarza właściwą partnerką, wyemancypowaną i wolną, miała konserwatywne podejście do małżeństwa, była silnie związana ze swoją rodziną, nie rozumiała kafkowskiego poczucia humoru i roli, jaką w jego życiu odgrywała literatura. Ich rozstanie wzbudziło jednak w Kafce poczucie winy, które przyczyniło się do powstania Procesu. Rozerwanie – to coś, co nieustannie mu towarzyszyło, jako pisarzowi i jako człowiekowi.


Mowa była także o uniwersalności tekstów Kafki. Stach podkreślał, że chińscy czytelnicy odbierają jego literaturę równie mocno, choć zupełnie nie znają historycznego, lokalnego kontekstu. Zdaniem biografa znaczenie może mieć fakt, że dzisiejsza rzeczywistość mocno przypomina atmosferę dzieł pisarza – jesteśmy zewsząd atakowani informacjami, ale nie do końca rozumiemy, co się dzieje. Genialność Kafki polega na tym, że tworzył obrazy, które mimo upływu czasu się nie starzeją. I właśnie tak zdaniem Reinera Stacha należy czytać jego twórczość – nie popadając w interpretacyjną przesadę, jak to czynią ponoć niemieccy czytelnicy, a skupiając się na samym obrazie.

Nawyk okrucieństwa

Z pozostałych spotkań zostały we mnie pojedyncze zdania i obrazy. Z dyskusji Jak nie przegapić teraźniejszości – zdanie o tym, że dzięki naszemu dzisiejszemu otwarciu na terapię i poznawanie siebie, odejściu od starych sposobów radzenia sobie z rzeczywistością (czyli: nierozmawianie i zapominanie), łatwiej jest nam czule wejść w skórę naszych rodziców i zrozumieć, jak musieli funkcjonować w patriarchalnych strukturach. Ze spotkania Pisarka, matka, inna – myśl o „męskości ciągnącej się za mężczyzną-ojcem” i o tym, że kiedy widzimy rodzica krzyczącego na dziecko, intuicyjnie próbujemy uspokoić osobę zachowującą się przemocowo, zamiast zwrócić się ku ofierze. Z rozmowy o „życiu nie-naszym życiorysem” – idea „powinności pisania” względem naszych bliskich, których historie są zagrożone zapomnieniem oraz „nawyku okrucieństwa”, który przetrwał w nas jako społeczeństwie od czasów wojen i być może dochodzi do głosu w postaci dzisiejszych aktów przemocy również w kulturze. Wreszcie – z dyskusji o czasopismach literackich refleksja pt. czy ginące pisma literackie prędzej ocali współpraca, czy ferment i kłótnie? 😉


Jeszcze myślę, wspominam, trawię. Zamykam wątki i zaczynam nadrabiać zaległości, bo w listopadzie wreszcie będę miała na to czas. Już niedługo na Skarbach pojawią się informacje o czeskich nowościach, w których polskich wydaniach trochę maczałam palce. Powoli się reaktywuję. 😊 Zaglądajcie!

W duchu współistności Pepin był jak zwykle wiernym towarzyszem moich literackich eskapad. Tu zaczepia panią fotograf na spotkaniu z Reinerem Stachem.

Komentarze