Ostrożnie z bombą! „Dziewczyny atomowe”, Denise Kiernan

Książki takie jak ta napisana przez Denise Kiernan zawsze budzą we mnie duży podziw. Nie powstają bowiem wyłącznie za biurkiem, ale są owocem odwiedzin w różnych odległych miejscach, rozmów z na pozór nieuchwytnymi ludźmi, grzebania w archiwach, zgłębiania wiedzy z różnych, często mało przyswajalnych dziedzin... Jeśli nie mieliście Dziewczyn atomowych w rękach, to tego nie wiecie, ale to spora cegła. Autorka wyczerpująco opisuje w niej nie tylko warunki życia w atomowym miasteczku Oak Ridge i osobiste historie tytułowych dziewczyn, ale także zarys badań nad rozpadami jądrowymi, narodziny Projektu Manhattan oraz techniczne zagadnienia związane z konstrukcją bomby atomowej.

Skąd ten temat? Po pierwsze, bo niecałe siedemdziesiąt lat temu wraz z bombami zrzuconymi na Hiroszimę i Nagasaki narodziło się coś wielkiego, choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Otwarcie ery atomowej było momentem, w którym człowiek siłą swego umysłu poskromił naturę, dostał do ręki narzędzie o możliwościach przypisywanych wcześniej wyłącznie Bogu. Teraz stałem się Śmiercią, burzycielem światów – brzmi cytat z hinduskiej świętej księgi Bhagawadgity, który przypomina sobie Robert Oppenheimer, gdy pierwsza na świecie bomba atomowa skonstruowana przez zespół naukowców pod jego kierownictwem wybucha podczas testów na pustyni w Nowym Meksyku.
Kiedy dawni pracownicy CEW oraz pozostałości oryginalnego miasta oraz jego fabryk w końcu znikną, w jaki sposób zdołamy zrozumieć jeden z najbardziej znaczących momentów w dziejach ludzkości – narodziny ery atomowej? (s. 382)
Budowa Oak Ridge.
Fot. Ed Westcott [Wikimedia Commons]
Po drugie, bo zbudowane na potrzeby Projektu Manhattan miasteczko Oak Ridge to jedyny w swoim rodzaju fenomen socjologiczny. Czasu było bardzo mało – władze amerykańskie mimo doniesień wybitnych naukowców długo ignorowały kwestię bomby atomowej, a kiedy wreszcie otrzeźwił je japoński atak na Pearl Harbor, prace musiały ruszyć z kopyta. W ciągu zaledwie kilku miesięcy wybrano miejsce, wyeksmitowano mieszkańców, wyburzono ich gospodarstwa i postawiono na ich miejsce ogromne ośrodki naukowo-produkcyjne wraz z miasteczkiem dla pracowników. Na gwałt ściągano młodych ludzi z całych Stanów, którzy przyjeżdżali chętnie, skuszeni dużymi zarobkami, przygodą, aurą tajemniczości otaczającą całe przedsięwzięcie. Tak naprawdę nie wiedzieli dokąd i po co jadą. W ciągu długich miesięcy wykonywali pracę, której sensu nie rozumieli – powiedziano im tylko, że to projekt, który przyczyni się do zakończenia wojny. Podtrzymywała ich myśl, że pomagają swoim braciom, synom, przyjaciołom walczącym za oceanem.

Nie jest to jednak – przynajmniej w moim odczuciu – budująca opowieść o mobilizacji, do jakiej zdolni są ludzie w razie potrzeby. To też dokumentacja ogromnej – trzeba nazywać sprawy po imieniu – ciemnoty, jaka panowała w USA zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Jedną z bohaterek książki Kiernan jest czarnoskóra Kattie. Choć jest mężatką z wieloletnim stażem, nie może mieszkać ze swoim mężem. Jej dom to blaszana buda na terenie ogrodzonym drutem kolczastym, gdzie żyje pod dyktando, gdzie nie może gotować, gdzie nie może stworzyć sobie pozorów domu, gdzie w każdej chwili bez pukania i bez powodu wtargnąć może strażnik. Bardziej przypomina to obóz pracy niż osiedle pracownicze. Murzyni mają swoje obskurne dzielnice, swoje stołówki, w których serwują im niestrawne ochłapy, swoje łazienki i toalety, ich dzieci nie mogą chodzić do szkoły ze swoimi białymi przyjaciółmi. A czarnoskóry robotnik jest najlepszym obiektem do testowania biologicznego oddziaływania plutonu. Mimo to zjeżdżają do Oak Ridge masowo, bo tam i tak jest lepiej niż gdzie indziej – przynajmniej można godnie zarobić.
Podpułkownik Crenshaw, który kierował programem, wyjaśnił w pisemnym uzasadnieniu, że Murzyni nie potrzebują ładnych domów. Wolą mieszkać w szopach i barakach, rozumował Crenshaw, ponieważ czują się o wiele swobodniej, żyjąc w warunkach poniżej pewnych standardów (s. 128).
Nie tylko zresztą Murzyni mają ciężko. Ze wspomnień rozmówczyń Kiernan wyłania się także wyraźny obraz dyskryminacji kobiet w tych tak nieodległych czasach. Jane Greer kończy statystykę, bo komisja rekrutacyjna uznaje jej pomysł studiowania inżynierii za absurdalny. Mimo rewolucji, jakiej dokonała w naukowym świecie Maria Skłodowska-Curie, męski świat wciąż patrzy z lekkim pobłażaniem na dokonania badaczek – takich jak Ida Noddack czy Lise Meitner. Kobiety gorzej zarabiają, są postrzegane jako głupsze, wielu widzi je wciąż wyłącznie jako maszynki do produkowania dzieci. One same nie potrafią jeszcze myśleć o sobie inaczej – niektóre spośród „dziewczyn atomowych” sprawiają wrażenie, jakby jechały do Oak Ridge głównie po to, by złapać męża. 

Operatorki kalutronu w zakładzie Y12. Fot. Ed Westcott [Wikimedia Commons]
Wróćmy jednak do kwestii, od której wszystko się zaczęło – do bomby atomowej. Zawsze żywo interesował mnie aspekt moralny tego zagadnienia. Bo z jednej strony jest ekscytacja, jest postęp, jest wielka radość z zakończenia wojny i powrotu bliskich, ale z drugiej – jest gigantyczna ofiara. Lise Meitner zdaje sobie sprawę z tej odpowiedzialności od samego początku, dlatego odmawia udziału w Projekcie Manhattan. Oppenheimer już po fakcie mówi prezydentowi Trumanowi – któremu zresztą bardzo nie podoba się to wyznanie – o krwi na swoich rękach. A tysiące Amerykanów, którzy nieświadomie pomogli zbudować narzędzie zagłady, uśmiecha się trochę przez łzy. Nie chcą oglądać drastycznych zdjęć ze spustoszonych przez bomby miast, zamykają oczy i uszy na doniesienia o chorobie popromiennej, tłumaczą się walczącymi na wojnie braćmi, ale widmo tamtego zwycięskiego sierpnia, jestem przekonana, prześladuje ich.

Oak Ridge świętuje koniec wojny. Fot. Ed Westcott [Wikimedia Commons]
Denise Kiernan sama zwraca uwagę na to, jak delikatna to kwestia i jak trudno pisać o niej w wyważony sposób:
Opowiedzenie historii bomby atomowej nie jest łatwym zadaniem, wymaga taktu i wrażliwości, umiejętnego balansowania pomiędzy entuzjazmem i radością a szacunkiem dla ofiar (s.382).
I to jest moim zdaniem słaby punkt tej książki, bo autorce mimo wszystko nie zawsze udaje się udźwignąć ten ciężar. Momentami jest zbyt naiwnie, zbyt beztrosko, zbyt lekko, radośnie i amerykańsko jak na tak ciężką i trudną tematykę.
Nagle zadzwonił telefon. To jej szwagierka, która chciała wiedzieć, co Jacqueline sądzi o tym, co się wydarzyło. Czym prędzej więc włączyła radio i jednocześnie otworzyła kopertę. Jak później wyznała mężowi, była „potwornie zawiedziona, że bomba została zrzucona na ludność cywilną”, ale zarazem cieszyła się, że Projekt, który pochłonął tyle czasu z życia jej rodziny, zakończył się sukcesem, a jej mąż odegrał w nim istotną rolę (s. 327).
Mimo wszystko warto, bo lektura tej książki może być jedyną i niepowtarzalną okazją, by poznać realia życia w atomowym miasteczku Oak Ridge (które zresztą istnieje do dziś). Oraz dlatego, że temat to niezwykle ważny. Narodziny swojej epoki wypada znać.

„Dziewczyny atomowe”. Fot. Ed Westcott [Wikimedia Commons]
Jako uzupełnienie polecam Odkryj smak fizyki i rozdział o Projekcie Manhattan. Mając zapewne na uwadze głęboką niechęć dużej części czytelniczej społeczności do fizyki i chemii Denise Kiernan po naukowych podstawach bomby atomowej tylko się prześlizgnęła, za to pan profesor Przystawa wchodzi w temat odrobinę głębiej, a nie mniej przystępnie. Do doczytania dla zainteresowanych.

***
Za książkę dziękuję wydawnictwu Otwarte.

***
Cytaty: D. Kiernan, Dziewczyny atomowe, wyd. Otwarte, Kraków 2013.

Komentarze

  1. ściągnęłam sobie fragment, bo była promocja na woblinku chyba - i mimo interesującego tematu nie zdecydowałam się kupić. nie miałaś problemu z przekładem? miałam wrażenie, że strasznie kuleje gramatycznie, mało kiedy mnie to wkurza w książkach, ale tutaj po prostu nie przebrnełam dalej niż przez darmowy fragment...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, momentami czytało się okropnie, ale ja miałam egzemplarz recenzyjny, jeszcze przed korektą, i myślałam że to przez to. Nawet nie wspominałam o tym w recenzji, bo uznałam, że nie byłoby to fair. A mówisz, że po korekcie też kiepsko? Hm, no to szkoda, bo trochę poprawek i wydaje mi się, że dałoby się z tego wykroić niezły tekst...

      Usuń
    2. wykasowałam ten fragment z kundla, więc nie mogę znaleźć tak hop siup od razu, ale postaram się potem spojrzeć. bo chyba raczej nie daje sie przedkorekturowego tekstu na darmowy fragment? a moze tak...?

      Usuń
    3. Chyba nie powinni. W końcu to ma zachęcać, a nie zniechęcać :)

      Usuń
  2. Mimo tego, co piszecie o przekładzie, temat i fabuła wydają mi się na tyle kuszące, że może zaopatrzę się w tę pozycję. Temat nasuwa mi na myśl Bikini Wiśniewskiego, które zrobiło na mnie spore wrażenie, a też opowiada o bombie atomowej i próbach zastosowania. Tylko najpierw uporządkuję swoje rozrośnięte plany czytelnicze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaopatrz się!:) Temat naprawdę ciekawy i ważny, więc mimo wszystko warto.

      Usuń
  3. Pozycja warta przeczytania :) Bardzo fajnie zostało to tu opisane, z pewnością wkrótce sięgnę po tę książkę :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i książka wywarła na mnie spore wrażenie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedna z moich ulubionych książek

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz