Cierpienia muzy po przejściach – „Narzeczona Schulza”, Agata Tuszyńska

Narzeczona, Muza, dziewczyna ze zdjęcia. Zagadkowe spojrzenie, tajemniczy uśmiech i inicjał J. który pozostał po niej w opracowaniach. Na jej życzenie, jakby do końca pragnęła pozostać w cieniu, zniknąć. Juna, którą Agata Tuszyńska wyciągnęła z cienia. Mityczna Juna, posągowa Juna, w którą Agata Tuszyńska tchnęła życie. Pięknie i z powodzeniem.

To on ją wybrał. Wyłuskał ją z tłumu na ulicy, poprosił – przez przyjaciela, bo twarzą w twarz się nie ośmielił – o możliwość namalowania jej portretu. Piękna, postawna, elegancka młoda kobieta, silna – tę siłę, której jemu tak bardzo brakowało, musiał w niej wyczuć.

A ona, według wizji Tuszyńskiej, od razu dostrzegła w nim geniusza. Taki śmiały w sztuce, tak nieśmiały w życiu. „Bezbronny jak skrzypce bez futerału” (s. 41), „jak ze szkła. W każdej chwili narażony na stłuczenie” (s. 104). Chciała go chronić, chciała, jak w wizji Rilkego, stać na straży jego twórczej samotności. Nie wiedziała jednak, na co się porywa – i przez kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt następnych lat, nawet kiedy jego już dawno nie ma, miota się między miłosnym oddaniem a nienawiścią.

Zwyczajnie po kobiecemu nie potrafi zrozumieć i usprawiedliwić jego seksualnych obsesji. Głowę rozgorączkowaną wizjami jego rozpustnych wizyt w burdelu chłodzi myślami o jego artystycznym geniuszu, o jego wielkości. Próbuje zrozumieć, czyta książki o masochizmie, szuka genezy jego choroby, dopasowuje zasłyszane opowieści – kolejne fragmenty układanki. Ale to na nic – to zbyt trudne dla tej, która kocha i najzwyczajniej w świecie chce mieć go na wyłączność. Sztukę, tę Sztukę, z którą wiecznie ją zdradzał, tę by mu wybaczyła, ale tamtego – nie potrafiła.

Jeden z rysunków Schulza z roku 1934.
Nie widzę w stworzonej przez Tuszyńską postaci nadmiernej egzaltacji, nie dostrzegam w tej wizji kiczu jak niektórzy krytycy. Widzę szczerość i prostotę uczuć młodej dziewczyny, jaką Szelińska w momencie związania się z Schulzem była. Nawet mimo całej swojej pomnikowości i powagi musiała przecież przeżywać ekscytację nową znajomością i nowym uczuciem, musiała wstydzić się, szaleć z zazdrości, przeżywać chwile dziecinnej wściekłości, doświadczać emocjonalnej huśtawki jak każda zakochana kobieta. Marzyć o małżeństwie i normalnym domu. Pensjonarka? Może i tak. Ale przecież każda kobieta w głębi duszy jest trochę pensjonarką.

Równie dobrze autorka oddała uczucia starzejącej się, samotnej kobiety, więdnącej muzy, „muzy po przejściach”. Straciwszy wszystko wskutek wojny – rodziców, dom i (o czym dowiedziała się dopiero kilka lat później) Bruna – Juna na krótki czas przeniosła się do Warszawy, a następnie do kuzynki do Gdańska. Została dyrektorką uniwersyteckiej biblioteki. „Zawsze była zapięta na ostatni guzik, także psychicznie. Oszczędna w słowach, zdystansowana” (s. 270). Zamknęła się na świat i na ludzi, zapracowała sobie na opinię surowej i niedostępnej.

A w głębi duszy wspominała i przeżywała, wypominała sobie, że nie zrobiła więcej, by go uratować. Tylko wzmianki o nim były jeszcze w stanie ją ożywić, tylko misją przypomnienia o nim światu jeszcze żyła. Trudna to była misja w ustroju, który uznawał tylko sztukę utylitarną, ale znalazła sprzymierzeńca – Jerzego Ficowskiego, poetę, który w następnych latach stał się jednym z największych znawców życiorysu i twórczości Schulza. Także dzięki jej świadectwom.

Za tę pomoc zapłaciła swoją cenę – otrzymała dostęp do korespondencji dawnego narzeczonego, która nie tylko potwierdziła akty jego niewierności, ale i ujawniła, że zasadność ich planowanego małżeństwa była sprawą szeroko dyskutowaną w gronie jego przyjaciół. Z listów od jego przyjaciółek dowiedziała się, że „drobnomieszczański” związek z nią byłby zagrożeniem dla jego sztuki, że byłaby mu ciężarem, on sam zaś pisał, że „ucieczka w małżeństwo” była dla niego jednym ze sposobów obrony przed samotnością. I bolało – choć minęło tyle lat i nie miało to już znaczenia. Czytała o jego przelotnym związku z Nałkowską, o jego rozmyślaniach, czy nie „oddać się rozpuście”, i płakała nad tymi starymi listami, stara, samotna kobieta, niepotrzebna muza.

Lektura Narzeczonej Schulza to prawdziwa przyjemność. Jest tylko jedno niebezpieczeństwo – w stworzony przez Tuszyńską świat Juny wchodzi się tak głęboko, że traci się poczucie rzeczywistości, a granica między faktami a dopowiedzeniami zaciera się. I oto niepostrzeżenie możemy przyjąć jako pewnik coś, co wcale pewnikiem nie jest, a z kolei prawda wyda nam się zbyt niesamowita, by w nią uwierzyć. Tylko czy to wada czy zaleta?

***
A. Tuszyńska, Narzeczona Schulza. Apokryf, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

Za książkę o tajemniczej muzie pisarza, który jest jednym z moim Mistrzów dziękuję pani Annie Zemanek i Wydawnictwu Literackiemu.

Fotografie:
[1] Zdjęcie własne / Tuszyńska A., Narzeczona Schulza, Kraków 2015.
[2] Mo Morgan1 / Foter.com / CC BY-NC
[3] Wydawnictwo Literackie

Komentarze

  1. Bardzo zastanawiałam się nad tą książką, zwłaszcza, że znam Tuszyńską (zawiodłam się raz: "Ćwiczeniami z utraty").Mam nadzieję, że będzie gdzieś, kiedyś do (wy)pożyczenia, bo kupna nie planuje. Sama Józefina była arcyciekawą postacią. A w kontekście B.S jej znajomość z Ficowskim była/ jest fascynująca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Tuszyńskiej nie znam, ale wszystko co o Schulzu lub z Schulzem związane łykam bez pytania, dlatego zdecydowałam się przeczytać. Zgadzam się z Tobą, że Juna jest fascynującą postacią, i doceniam podjęty przez Tuszyńską wysiłek wyciągnięcia jej z cienia. Mam nadzieję, że uda Ci się dotrzeć do tej książki.

      Usuń
    2. Nie zamierzam ukrywać, że dyskusja mnie zachęciła. Chociaż nie wiem kiedy sięgnę po książkę...
      Jak interesujesz się B.S to pewnie wiesz o wydanym jakiś czas temu przewodniku? Co o nim sądzisz?
      Ja nie miałam w ręku. Mowa o:
      http://m.krytykapolityczna.pl/wydawnictwo/schulz-przewodnik-krytyki-politycznej
      Nie jest to reklama. Jeśli sobie nie życzysz, możesz (oczywiście) skasować.

      Usuń
    3. Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz! Czasem mi jakoś te komentarze giną... Jasne, że nie odebrałam tego jako reklamę :). A książka wydaje się ciekawa! Fajne jest to, że Schulz ciągle inspiruje, nawet po tylu latach. Pomyślę, czy nie kupić :). Pozdrawiam!

      Usuń
    4. Czy ja pisałam, że Krytyka Polityczna wydała przewodnik po Schulzu?

      Usuń
    5. Teraz ja się popisałam elokwencją i... Świetnie!
      Pozdrawiam,

      Usuń
  2. Z dużą rezerwą podchodziłam do tej książki, bo fabularyzacji w biografiach nie lubię, ale w "Narzeczonej..." ten zabieg nie był zbyt uciążliwy. Kiczu też tu nie dostrzegłam, lekką egzaltację w kilku miejscach - tak. Niemniej efekt końcowy jest dobry, daje pojęcie o obojgu bohaterach. Ostatnie zdanie o zaginionych obrazach zrobiło na mnie przygnębiające wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie wiem czy lubię, niewiele fabularyzowanych biografii do tej pory przeczytałam. Z jednej strony zmyślenia drażnią, z drugiej – przyjemniej się to czyta niż nafaszerowane datami biografie. Ale z kolei „zwykła” biografia też może być doskonale napisana, jak powieść... Nie jestem zdecydowana :). „Narzeczona” mi się w każdym razie podobała.

      Masz rację, że końcówka przygnębia. Smutno się w ogóle robi, jak się pomyśli, że tyle cennych pamiątek po Schulzu zaginęło... Te rysunki, listy do Juny, listy do Debory Vogel, które ponoć jacyś następni lokatorzy spalili jako niepotrzebne papiery. Straszna szkoda!

      Usuń
  3. "... płakała nad tymi starymi listami, stara, samotna kobieta, niepotrzebna muza." To zdanie jednocześnie mnie porusza i zniechęca do książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że porusza to rozumiem, ale czemu zniechęca? :)

      Usuń
    2. To chyba kwestia sprzężenia moich osobistych społecznych niechęci i pewnej blokady, która mi się włącza, gdy czytam o tak poruszających emocjonalnie kwestiach. Prawdziwe ludzkie nieszczęście czasem piecze aż za bardzo.

      Usuń
  4. Muszę w końcu zabrać się za twórczość Schulza, bo jak na razie zupełnie jej nie znam... Potem może zabiorę się za jego narzeczoną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zostawił po sobie wiele, bo proza życia – praca nauczyciela, konieczność utrzymania rodziny – bardzo mu przeszkadzała pisaniu. Ale jak już pisał, to tak, że dech zapiera. Każde słowo na wagę złota, każde zdanie to perełka. Jeśli jeszcze nie miałeś okazji, to nadrób koniecznie! I zabierz się za narzeczoną :).

      Usuń
  5. Przez długi czas nie byłam zainteresowana tą pozycją, bo też nie jestem zwolenniczką fabularyzacji w biografiach (ani książkach historycznych), a poza tym recenzje na LC nie były książce Tuszyńskiej zbyt pochlebne - wiele osób pisało, że kicz, że tanie romansidło, że zamach na pozycję Schulza itd., ale Twoja recenzja zachęciła mnie jednak do sięgnięcia po tę książkę.

    Jest coś szalenie upokarzającego w odkrywaniu po latach wspomnień idealizowanej miłości, że jednak nie była to miłość aż tak silna, przynajmniej nie obustronnie. Zasmucił mnie ten Twój akapit...

    Aha, bardzo fajne życzenia świąteczne ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie rozumiem tych opinii. Mam wrażenie, że ich autorzy chcieli koniecznie zachować wizerunek poważnej, majestatycznej, trochę nieludzkiej wręcz Juny, a przecież była po prostu zwykłą dziewczyną, trochę pruderyjną, zazdrosną, z marzeniami o mężu i domu. Nie wiem, na ile ta wizja odpowiada rzeczywistości – może rzeczywiście Juna była nad wyraz dojrzała, może takie błahostki nie zaprzątały jej głowy, ale szczerze w to wątpię. Dla mnie ten głos był naturalny i przekonujący, choć podejrzewam, że na odbiór może w pewnym stopniu wpływać wiek, płeć czytelnika... A zamach na pozycję Schulza w jakim sensie?

      Masz rację, że to musi być naprawdę trudne doświadczenie. Nikt nie chciałby chyba czytać o wątpliwościach i obawach, jakie żywiła względem związku z nim ukochana osoba, choć przecież wątpliwości i obawy są chyba zawsze, a w przypadku człowieka tak niezdecydowanego, niepewnego, poświęconego sztuce (która przecież nie znosi konkurencji) jak Schulz musiały się one pojawić.

      Cieszę się, że życzenia się spodobały. Chinaski nigdy nie zawodzi :).

      Usuń
    2. Zamach na pozycję Shulza w tym sensie, że przedstawienie jego, wielkiego artysty, jako 'zwykłego' człowieka romansującego z lekko pruderyjną, nad wiek poważną dziewczyną miałoby rzekomo Shulza obrażać. Tzn. Shulz miał widocznie pozostać literackim bogiem, bo bycie tylko mężczyzną to dla boga za mało... ale dokładniej Ci tego nie wytłumaczę, tego typu opinie czytałam dość pobieżnie, więc nie jestem pewna co na myśli mieli ich autorzy ;-)

      Inna sprawa, że trudno się Junie dziwić, że miała pewne obawy czy była (jeśli była) pruderyjna - fantazje seksualne Shulza były jednak bardzo specyficzne...

      Natomiast jeśli chodzi o twórczość Shulza, to muszę chyba podejść do niej ponownie. 'Sklepy cynamonowe' czytałam tylko raz w liceum i szczerze powiedziawszy nie zadziałała na mnie ich magia...

      Ja dziś z biblioteki wróciłam z "Najpiękniejszą dziewczyną w mieście", zobaczymy co z mojego spotkania z Bukowskim wyjdzie :)

      Usuń
    3. Śmieszne. Jakby literaccy bogowie mogli się zakochiwać tylko w boginiach :).

      Spróbuj ze „Sklepami” jeszcze raz. Mnie co prawda oczarowały już przy pierwszym podejściu, też w okolicach liceum, ale może teraz łatwiej Ci będzie wejść w ten świat. Ja właśnie je sobie odświeżam i zachwycam się na nowo.

      Ciekawa jestem też Twojej opinii na temat Bukowskiego. Przygotuj się na mocne wrażenia!

      Usuń
    4. Mam nadzieję, że zdążę z tym Bukowskim, bo jestem też w trakcie czytania nowego Pamuka i kusi mnie bardzo "Kosmos" Gombro. Ale jak przeczytam to dam znać, może nawet coś napiszę na blogu - tak swoją drogą to zapraszam, jest tam aż cały jeden post ;D

      Usuń
    5. Widziałam i czekam na więcej :). A nowego Pamuka też mam, niedługo się za niego zabiorę! Jak Ci się na razie podoba?

      Usuń
    6. Jestem pozytywnie zaskoczona, podoba mi się zabawa z formą - raczej nietypowa dla Pamuka (narracja 3-os. przeplatana z 1-os. wypowiedziami bohaterów i mieszanie chronologii) i ogólnie rzecz biorąc czyta się to dobrze, ale muszę zaznaczyć, że jak na razie łyknęłam tylko trochę ponad 100 stron, więc nawet się porządnie nie rozkręciłam (bo to jednak opasłe tomisko), a poza tym nie miałam wielkich oczekiwać co do tej książki (uprzednio czytałam Pamukowski Śnieg, który uważam za dobry, ale już jego eseistyka - Inne kolory oraz Pisarz naiwny i sentymentalny były dość przeciętne, więc nie mogę powiedzieć, że pisarstwo Pamuka przyprawia mnie o drżenie serca ;-)). Ale jak na razie zdecydowanie na plus :) Daj znać jak Ty zaczniesz czytasz ! Przez co obecnie przechodzisz ? :)

      Usuń
    7. Ciekawe. Mnie akurat „Śnieg” trochę znudził, ale czytałam go bardzo dawno temu, za wcześnie chyba. Za to „Stambuł” mi się bardzo podobał.

      Ja brnę na razie przez „Davida Copperfielda”, którego miałam przeczytać na Święta, ale się przeciągnie najwyraźniej na Nowy Rok. A poza tym podczytuję tę książeczkę wydaną przez Kukatko (http://www.kukatko.pl/) o polskiej kuchni z perspektywy Czechów. Jak się z tymi lekturami uporam, biorę się za „Z szynką raz” Bukowskiego. Potem przyjdzie czas na „Ścieżki Północy” Flanagana i „Nie jest źle” Nováka, i może wreszcie na Pamuka. Mam straszne zaległości ostatnio, muszę porządnie przyspieszyć z czytaniem.

      Usuń
    8. Ja o Śniegu zmieniałam zdanie z czasem, tzn. zraz po przeczytaniu tej książki też stwierdziłam, że w sumie to nudy i mi się nie podobało, ale czas mijał, a ja wciąż miałam w głowie dość wyraźny obraz wykreowany przez Pamuka... więc zmieniłam i moje zdanie o Śniegu; stworzenie w powieści sugestywnego obrazu, który zapada na pewien czas w głowie czytelnika, jest przecież jakimś tam sukcesem autora. Jeśli to ma być wyznacznik czegokolwiek, to na LC oceniłam na 6.

      Ła, to ambitne plany ;-) Zaraz Cię dodam zresztą do obserwowanych, to będę na bieżąco :) Dobrego (nie tylko literacko) 2016 ! :)

      Usuń
  6. "Marzyć o małżeństwie i normalnym domu. Pensjonarka? Może i tak. Ale przecież każda kobieta w głębi duszy jest trochę pensjonarką. "

    Ktoś jej coś takiego zarzucał? Kobiecie z międzywojnia? To trochę mocne nierozumienie epoki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna Sobolewska – której teksty o literaturze nawiasem mówiąc bardzo lubię – pisała (i w kilku innych recenzjach trafiłam na podobne wzmianki), że życie Juny według Tuszyńskiej toczy się wokół niespełnionego narzeczeństwa z Schulzem i marzenia, że będzie jego żoną. Ale naprawdę nie widzę w tym nic dziwnego, raz że na tę sferę jej życia położony był nacisk w tej książce, w końcu chodziło przede wszystkim o jej relację z Schulzem, a dwa że to nie jakaś rzetelna biografia, tylko próba odtworzenia uczuć i myśli zakochanej kobiety. A tak to w takich wypadkach często bywa, on on on, ślub, dom, dzieci. I to chyba niezależnie od epoki :). Ale może nie znam się na kobietach...

      Usuń
  7. Kupiłem i przeczytałem. Oczekiwałem czegoś więcej. Czegoś innego. Nie trafia mi do przekonania dokonana przez panią Tuszyńska fabularyzacja. Ale warto książkę podziobać w księgarni. Nawet i godzinę! Przekartkować. Szukać smaczków. Niestety - nie warto zabierać do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dużo zmyśleń, mało faktów? A te smaczki to które na przykład fragmenty? Z ciekawości pytam :). Bo ja jednak bardziej jestem bezkrytyczna, mnie się podobało!

      Usuń

Prześlij komentarz