Blogerski idealizm kontra rzeczywistość, czyli garść wrażeń z Literackiej Stolicy

Miło jest czytać i pisać, siedząc zagrzebaną w swojej prywatnej norce, ale od czasu do czasu, by do reszty nie zdziczeć, zdarza mi się też wychylić z tej norki nos i pobyć wśród ludzi. Szczególnie miło i ciekawie jest pobyć wśród przedstawicieli swojego „gatunku”, dlatego też w ubiegły weekend skorzystałam z okazji do spędzenia kilku godzin w towarzystwie… blogerów. A okazją tą była Literacka Stolica, czyli warszawskie spotkanie blogerów książkowych, zorganizowane przez zaprzyjaźnione blogerki – Olę z Parapetu Literackiego, Klaudię z Z książką do łóżka oraz Maję z Zaczytana do samego rana.

Nieocenione organizatorki!
I choć zaraz po ogłoszeniu informacji o spotkaniu mój entuzjazm był wielki, do Warszawy jechałam już w nastroju z lekka sceptycznym. Organizatorki przewidziały bowiem w programie wydarzenia trzy prelekcje, których tematy były dla mnie – delikatnie mówiąc – niezbyt interesujące :). Pierwsza prezentacja należeć miała do Rafała Hetmana z CzytamRecenzuję.pl i dotyczyć miała „budowania marki” bloga, następnie Justyna Suchecka i Natalia Szostak z Krótkiej Przerwy opowiedzieć miały o książkach w YouTubie, a na koniec przewidziano kilka słów o Instagramie w wykonaniu Diany Chmiel z Bardziej Lubię Książki Niż Ludzi oraz Pauli Sieczko z Rude Recenzuje.

Czemu niezbyt interesujące? Zdecydowanie lepiej wychodzi mi pisanie niż mówienie, więc filmików o książkach nigdy nagrywać nie będę, a Instagrama też zakładać nie zamierzam – taki mój mały bunt, bo mam wrażenie, że ta obsesja fotografowania książek spycha już trochę na margines to co najważniejsze, czyli treść. Jeśli natomiast chodzi o temat pierwszej prelekcji – to, o czym miał opowiadać Rafał, kłóci się z moją, może trochę anachroniczną, wizją blogowania jako czegoś, co przede wszystkim ma sprawiać radość, tworzyć więzi, ale nie w sensie „biznesowym”, tylko takim czysto ludzkim. Dzielić się swoimi opiniami o książkach, wyrażać zachwyt albo wątpliwości, wymieniać zdanie z innymi czytelnikami – ale bez silenia się na cokolwiek, bez zmieniania się na potrzeby publiki, bez udawania. [Wiem, trochę to idealistyczne :)].

Ale przecież byłabym hipokrytką, gdybym napisała, że nie zależy mi na popularności. Że zamierzam sobie mentalnie siedzieć w tej blogosferze sprzed sześciu lat, takiej, jaką była, kiedy zaczynałam blogować, i zamykać usilnie oczy na to, jak się wszystko zmienia. Oczywiście, że chciałabym mieć więcej czytelników. Bo wkładam w swoje teksty mnóstwo czasu, energii i serca i czasem jest mi smutno, że ten wysiłek do tak niewielu osób dociera. Bo piszę o dobrych książkach i wydaje mi się, że mam o nich coś ciekawego do powiedzenia. Bo chciałabym, by dzięki mnie więcej ludzi się o nich dowiedziało i ściągnęło je z półki zamiast bestsellerów Empiku. Ale też dlatego, że to zwyczajnie miłe – mieć świadomość, że ma się wpływ na czyjeś czytelnicze wybory, że ktoś śledzi to, co robisz, podziwia Cię i szanuje.

Dlatego postanowiłam przyjechać, zobaczyć, posłuchać – bez uprzedzania się na wstępie. Do sugestii Rafała podeszłam z otwartą głową – a nuż jednak znajdzie się wśród nich coś, co mogłabym zastosować bez szwanku dla mojej własnej wizji blogowania? :)

Rafał Hetman (CzytamRecenzuję.pl).
Rafał mówił o tym, jak ważne jest kreowanie własnego wizerunku. Że podstawa to sprawiać wrażenie ładniejszego i mądrzejszego, niż się jest w rzeczywistości. [Ups! W praktyce wygląda to u mnie dokładnie odwrotnie]. Że najlepiej, jeśli blog jest sprofilowany – na przykład nastawiony na konkretny rodzaj literatury [a że czeska, to się liczy?] – lub jeśli łączy dwie różne dziedziny, czyli na przykład książki + muzyka czy książki + podróże. [Ups! A ja jestem absolutnie literaturocentryczna – niczym innym nie potrafię się na serio w życiu zainteresować]. Że ważna jest spójność wizualna. [Tu też mam problem! Bo chcieć bym chciała, ale nie znam się, nie wiem zupełnie, jak się za to zabrać]. Że opłaca się pisać o blogosferze i jej problemach, bo niewiele osób to robi. [Naprawdę? Ja mam ostatnio wrażenie, że wszyscy]. Że pomaga lans na znajomość z pisarzem :). [Hmm…] Że aby być traktowanym poważnie, trzeba wyjść z wirtualu do realu – prowadzić spotkania autorskie, pisać do gazet, patronować. [I to chyba najbardziej sensowna, ale i, wydaje mi się, najtrudniejsza do zastosowania rada]. Że dobrze jest wybierać takich partnerów, którzy dobrze wyglądają i dodają prestiżu. [A ja mam jednak słabość do małych wydawnictw i niezbyt znanych autorów…] Że jeśli chodzi o prestiż, sprawdzają się też wywiady z pisarzami, ale wysiłek, jaki trzeba w nie włożyć, nie przekłada się na wyświetlenia. [U mnie zdecydowanie czasu na to brak]. Że publikować trzeba dużo, często i wszędzie – nie tylko na blogu, ale i w mediach społecznościowych. [Jak wyżej, ech]. Że dobre wrażenie robi oficjalny ton maili. [Uf! To akurat żaden problem]. I że oprócz tego wszystkiego podstawą jest oczywiście wartość samych publikowanych tekstów. [Właśnie! Gdzieś to ginie, a to przede wszystkim trzeba podkreślać, o tym mówić, ten temat rozwijać].

Gdybym więc chciała pójść tą ścieżką, musiałabym zmienić sporo rzeczy, które niekoniecznie zmieniać chcę. Najwyraźniej nie jest mi pisane zawojować blogowy świat. Było za to jedno pozytywne zaskoczenie – że zarabianie na blogu wcale nie musi polegać na recenzowaniu za pieniądze. Miło wiedzieć, że ta śliska droga nie jest jedyną dostępną :).

Justyna Suchecka i Natalia Szostak (Krótka Przerwa).
W trakcie kolejnej prezentacji dziewczyny z Krótkiej Przerwy mówiły trochę o sprzęcie do nagrywania (że wcale nie musi być drogi i profesjonalny) i trochę o statystykach (smutna obserwacja: najlepszą oglądalność zgarnia – niespodzianka! – nie materiał o książkach, a ten o serialach i o… rogalikach drożdżowych). Przekonywały, że warto mimo wszystko robić rzeczy, które nas bawią i sprawiają nam przyjemność, nawet jeśli nie mają zbyt wielu wyświetleń, i że ważne jest wzajemne wspieranie się w blogosferze/vlogosferze – bo, jak stwierdziła Natalia, „im większy będzie torcik, tym większy nam wszystkim dostanie się kawałek”. Ładnie powiedziane!

Prelekcja Diany i Pauli była chyba najbardziej merytoryczna – dziewczyny skupiły się na regulaminie Instagrama i praktycznych wskazówkach dotyczących publikacji zdjęć i ich tagowania. Czyli dla osób korzystających z serwisu wiedza zapewne przydatna.

Diana Chmiel (Bardziej Lubię Książki Niż Ludzi) i Paula Sieczko (Rude Recenzuje).
Między prelekcjami i po nich był czas na rozmowy, a ukoronowaniem spotkania było rozdanie paczek z książkami od partnerów wydarzenia (wszyscy – na poniższej grafice) oraz wymiana książkowa. Oprócz torby pełnej książek przywiozłam też do domu uroczą ręcznie robioną zakładkę od Alkanba, która trafiła do mnie drogą losowania. Mój zdobyczny zestaw wyglądał więc tak (plus Marilyn na Manhattanie Elizabeth Winder, którą już mam, więc oddałam na wymianę):

Lion. Droga do domu z wymiany, resztę znalazłam w swoim pakiecie dla uczestników :).
Fundatorzy prezentów.
Nasze blogerskie grono ugościła w swoich progach młodziutka kawiarnia Big Book Cafe. Miejsce, moim zdaniem, jak na taką liczbę osób sprawdziło się idealnie – dzięki otwartej przestrzeni nie było zbyt ciasno, ale wnętrze jest również przytulne i ciepłe.

Podsumowując, przypuszczam, że spotkanie trafiło w potrzeby osób, które chciałyby zdobyć większą publikę, które szukają właściwej formy dla swojego bloga i zastanawiają się nad swoim własnym wizerunkiem jako blogera. Mnie osobiście gdzieś pod tym wszystkim zginęła literatura i frajda z pisania o książkach, czyli chyba sens tego, co robimy. Bardzo jednak doceniam profesjonalne przygotowanie wydarzenia, trud organizatorek oraz oczywiście samą inicjatywę! Z zaciekawieniem i nadzieją wypatrywać będę kolejnych odsłon.

Komentarze

  1. Mam podobne zdanie do ciebie: pisać o tym, o czym się chce, a nie o tym, co modne i przyniesie najwięcej wyświetleń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! Ja rozumiem, jak to wszystko działa, wiem, że żeby dotrzeć do szerszego grona czytelników, trzeba iść na kompromisy, robić coś „pod publikę”, ale jakiś mam przeciwko temu wewnętrzny sprzeciw ;). Choć wiem, że się tym skazuję na niszowość. Co poradzić?

      Usuń
    2. Ta rzekoma niszowość, chyba nie jest okropna? Ja bardzo lubię Twojego bloga za wyraźny czechofilski charakter.;)
      Lepiej chyba mieć prawdziwych fanów/znajomych w blogosferze i móc z nimi przez chwilę porozmawiać niż setki polubień, kliknięć itp., z których nic nie wynika.
      Dla mnie to trochę smutne, że blogi stały się celem dla marketingowców. Rozumiem, że takie czasy, że książka stała się produktem, ale przecież nie o to - jak sama piszesz, Naiu - chodzi. Na szczęście nie jesteś sama w tym podejściu.;)

      Usuń
    3. No tak, niszowość też ma swój urok, tylko czasem mi się włącza jakieś takie poczucie misji i myślę sobie, jak by było wspaniale dotrzeć do szerszej publiki i zarazić więcej osób miłością do czeskiej literatury ;). Ale potem wracam na ziemię.
      I masz rację też że lepiej mieć dziesięć naprawdę aktywnych, zaangażowanych czytelników, niż sto czy tysiąc klikaczy. Wiem też, że jest sporo osób zainteresowanych literaturą czeską, którzy mnie po cichu, ale śledzą – od czasu do czasu dostaję od kogoś takiego bardzo miły mail. Więc kwestia chyba po prostu muszę wyłączyć polskie malkontenctwo i skupić się na tym, co dobre :). Dziękuję za tę leciutką reprymendę! :)

      Usuń
    4. To nie była reprymenda, raczej próba podniesienia na duchu.;)

      Usuń
  2. Widzę blogi i blogosferę dokładnie tak, jak Ty i pewnie dlatego nie należę do tych popularnych i znanych blogów. Nic nie szkodzi, myślę, że ci, którzy są faktycznie zainteresowani moim blogiem, i tak do mnie zaglądają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło! Ty jesteś już prawdziwą blogową weteranką – przy okazji, gratuluję jedenastych urodzin! :) – i to też chyba trochę z tego wynika, bo kiedy zaczynałaś, i kiedy ja zaczynałam jeszcze też, trochę inaczej ta cała blogosfera wyglądała. Blogów było mniej, wszystkie były uroczo nieprofesjonalne :) i na nic się nie siliły, chodziło tylko o to, żeby mieć swój kącik do pisania, rozmawiać o książkach, odwiedzać się i wymieniać opinie. Dzisiaj się trochę zmieniają priorytety. Z jednej strony to niby fajne, że blogerzy mają większe ambicje, chcą, żeby z ich zdaniem się liczono, ale sposoby, w jakie dochodzi się do głosu, jednak mnie zniechęcają. Więc też liczę na swoje małe, ale wierne grono odbiorców. Pozdrowienia!

      Usuń
    2. pełna zgoda! ja bloga zaczynałam chyba 11 lat temu ale wówczas jeszcze mało był o książkach... stricte książkowo zaczęło sie jakieś 6-7 lat temu i było dokładnie jak mówisz. Uroczo nieprofesjonalnie ale jakże szczerze i prawdziwie. Książki były naszym światem; dziś stały sie produktami ...

      Usuń
    3. Tak było! Ja właśnie zaczynałam 6 lat temu, za cztery dni mam blogowe urodziny. Brakuje mi niekiedy tamtych czasów. Dużo więcej było w takim blogowaniu frajdy :).

      Usuń
  3. No i właśnie dlatego nigdy nie będę sławna😆 na szczęście aż tak mi ma tym nie zależy, by robić coś wbrew sobie. Szkoda tylko, że niektóre blogi bardziej przypominają strony biznesowe. Ale co tam, ja stara jestem to się nie znam☺ pozdrowienia serdeczne😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, nawet ten biznesowy język już się na nie wkrada, ech. Cóż, pozostaje nam wspierać się nawzajem w naszej niepopularności ;). Też serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  4. jak ja sie z Toba zgadzam! Mam garstkę obserwatorów na wordpressie i ciut większą garstke na fb. W porównaniu do innych ta garstka jest po prostu śmieszna. Raz spróbowalam sie zareklamować za całe 15 zł:-) i czułam sie z tym bardzo źle a efekt był pusty, dostałam lajki i nic poza tym (ja chce dyskusji). Podobnie jak Ty chciałabym być czytana ale nie lajkowana "na pusto". Nie chce mieć też sztucznej publiczności.
    Sama kupuję książki i pisze o nich to, co czuje i myślę bez pospiechu, kiedy mnie najdzie. I mimo że moja popularność nie rośnie czuję, ze jestem w zgodzie ze sobą a moje małe grono odbiorców bardzo mnie satysfakcjonuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, jak komuś naprawdę zależy na literaturze i na dyskusji o niej, to te puste polubienia nic mu nie dają. Ja się nawet nie próbuję reklamować, przynajmniej na fb, bo podobno jak zapromujesz raz to później obcina zasięgi, żebyś zrobiła to znowu. Więc wolę się w to nie wciągać ;).
      Cieszę się, że mamy podobne priorytety. Muszę brać z Ciebie przykład, jeśli chodzi o nastawienie! Skupić się na moim małym gronie i się o nie troszczyć, żeby nie zaczęło o mnie myśleć źle. Dzięki :).

      Usuń
  5. Bloguję ponad dekadę, a fejmu jak nie ma, tak nie ma. Kiedyś rodziło frustracje, bo inne blogi mają super-duper współprace i niesamowite wskaźniki wejść. Teraz jestem pogodzona z faktem, ze mam niewielu, ale za to stałych czytelników i mogę się poszczycić niezależnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, u mnie właśnie ta lekka frustracja wciąż jest, ale słabnie, kiedy czytam takie komentarze jak Twój i reszty :). Dzięki!

      Usuń
  6. Ja już dawno dałam sobie spokój z jakąkolwiek komercjalizacją bloga - Czechożydek powrócił do bycia "moim miejscem w sieci", gdzie publikuję radosną twórczość i Czechożydkowe przemyślenia. I sprawia mi to wielką radochę. Nie każdy musi zawojować blogosferę :)
    Co do takich spotkań - kiedyś biegałam na różne spotkania blogerskie, czytałam relacje z konferencji. Po paru latach przestało mnie to bawić. W moim przypadku sprawdza się siedzenie w swojej norze z książką, kubkiem herbaty i laptopem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak chyba najlepiej :). Bez spinania się. Ja się zaczęłam czuć niekomfortowo już w momencie, kiedy na blogach i różnych stronach pojawiła się fala poradników, jak pisać, żeby przyciągnąć czytelników. A najlepiej chyba przecież po prostu po swojemu, bo to ma być przyjemność, a nie jakiś przymus. A spotkania są dla mnie fajne, tylko jeśli chodzi o ten zwyczajny wymiar towarzyski – miło zobaczyć, kto się tam kryje za tekstami, które się chętnie czyta :). Ale norka oczywiście najlepsza!

      Usuń
  7. A ja nie robię nic pod publikę. A zasięgi pomału rosną. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazdroszczę Ci trochę tego wypadu na blogerskie warsztaty, bo np. o Instagramie bym posłuchała. I mam wielkie marzenia, nie będę się kryć, żeby mieć olśniewającego i popularnego bloga, żeby choć trochę monetaryzować, ale lipa. Za rzadko piszę, nie ogarniam grafik, nie radzę sobie z szablonem, mam za mało czasu... A oglądalność mi spada coraz bardziej, nie wiem, czy to przez Facebooka, czy po prostu jest przesyt, a ja nie oferuję wystarczająco interesujących treści. Czasem mam z tego powodu spore dołki, ale nie zamierzam się poddawać, bo po prostu lubię blogowanie. I zapisywanie wrażeń o książkach. Dzielenie się wrażeniami. Nieustanne inspirowanie.

    Szkoda tylko, sr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urwało mi. Szkoda, że ostatnio ta moja niszowość się odbija czkawką. Piszą do mnie ludzie z propozycjami, jakimiś fajnymi współpracami, ja się cieszę, a po jakimś czasie dostaję mejla, że jednak sorry, wycofujemy się ze współpracy z blogerami. I za chwilę widzę, że ktoś popularniejszy jednak chwali się tą samą współpracą. Bardzo mnie to ostatnio zdołowało, bo zdarzyło mi się dwa razy pod rząd z różnymi firmami.

      Usuń
    2. Okej, jedni się częściowo zrehabilitowali :)

      Usuń
    3. Jak ktoś jeszcze robi w życiu tyle co Ty, trudno oczekiwać, że będzie publikował notki co drugi dzień. Nikt nie jest Supermanem, choć rozumiem, mnie to też frustruje – najbardziej praca, bo studia i u Ciebie i u mnie na tym etapie to jednak już pewien wybór :). A praca nie cieszy, zabiera cenny czas, ale nie ma wyjścia, trzeba z czegoś żyć.
      To, że lubisz pisać o książkach, jest najważniejsze! Bo wtedy można to ciągnąć nawet jeśli zasięgi spadają. Choć oczywiście zawsze łatwiej i przyjemniej, kiedy rosną ;).
      A takie zachowanie jak tych firm (czy firmy)... Skoro tak sobie pogrywają, to raczej nie są godni partnerzy do współpracy, i lepiej nie mieć z nimi do czynienia :). Tak sobie tłumacz! Choć rozumiem, też na pewno by mi było przykro.

      Usuń
    4. Oj, praca ostatnio mnie szalenie denerwuje, zostawia mi tak mało czasu na to, co dla mnie ważne! Ale jakoś pisanie idzie do przodu. Nawet szybciej niż myślałam. Nie jest więc źle.
      Jak sobie odliczam, kiedy będę wolna od uczelni i będę mogła się skupić tylko i wyłącznie na blogu, to się smutno robi, bo to idzie w lata, ale cóż. Masz rację, to świadomy wybór, same sobie to zrobiłyśmy ;)
      Tak sobie tłumaczę, jak piszesz na końcu. Teraz mi lepiej, bo mam tę pięćsetkę na fejsie i czuję się dumna!

      Usuń
    5. Łączę się z Tobą w bólu :). I dobrze, że pisanie idzie sprawnie, super! A co do tego odliczania czasu, mnie się zawsze na studiach wydawało, że jak wreszcie je skończę, będę mieć z głowy naukę, egzaminy, sesje itd., to będę mieć tyyyle czasu na czytanie i blogowanie, osiem godzin pracy a potem czytelniczy raj. „Raj” skończył się tym, że wróciłam na studia, haha :). Byle uciec od tych codziennych ośmiu godzin przed komputerem, ech. Gratuluję pięćsetki! I tak trzymaj, skupiaj się na sukcesach i mów sobie, że jesteś super, bo jesteś :). Uściski!

      Usuń
    6. Hadyna nie łam się! Masz teraz masę obowiązków, a póki to lubisz to zawsze jest szansa na to żeby odbić się trochę od niszy (nie w znaczeniu książkowej, bo ja tam siedzę i jest super, ale niszy w sensie małej ilości czytelników), jeśli będziesz chciała. Mam nadzieję, że na kolejnej Stolicy będziesz z nami, ja uważam, że spotkanie było świetne :)

      Usuń
  9. Niektórzy zaczęli z bloga robić miejsce do lasowania się, często wszystko jest pozowane i nie ma nawet grama z prawdziwego życia. Dla mnie blog zawsze będzie miejscem, gdzie po prostu dzielę się swoimi odczuciami na jakiś temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I brawo! Ja też stawiam na szczerość i lubię ją na innych blogach. To chyba najlepszy sposób, żeby zaskarbić sobie sympatię może i małego grona, ale mądrych i zaangażowanych czytelników.

      Usuń
  10. Zaskoczyłaś mnie - od razu przecież widać, że nie należysz do grupy targetowej tego rodzaju "konwektyli" :-). Owszem gdybyś pisała miodzio recki i prowadziła bloska ale na pewno nie jest to impreza dla kogoś kto pisze o książkach na serio, z odpowiedzialnością za słowo i mającym coś do powiedzenia na temat przeczytanej książki. Nie miejmy złudzeń możesz wybrać pomiędzy tym a popularnością bo obie te rzeczy nie idą w parze ponieważ to co zdefiniowane zostało na trzeciej fotografii, którą zamieściłaś w swoim wpisie, jest nie tyle problemem co stwierdzeniem faktu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, od razu „konwektyli” ;). Spodziewałam się po prostu, że to będzie spotkanie towarzyskie. A spotkać się na żywo i pogadać o książkach zawsze miło :). Co do popularności – trochę się właśnie łudziłam, że jednak się da, w końcu jest kilka blogów nie takich z miodzio reckami, które jednak sporą publikę przyciągają ;). Ale fakt, że nie ma ich za wiele, a ich zasięgi i tak są niczym w porównaniu z jakimiś blogami czysto „lifestylowymi”, modowymi itp. Więc pewnie szkoda wysiłku i nerwów, zostaje robić swoje i się nie przejmować. W stronę miodzio recek w każdym razie na pewno nie pójdę ;).

      Usuń
    2. Znam, znam Twoje bolączki :-) W pogoni za popularnością pozostaje jeszcze rola słupa ogłoszeniowego z nowościami - popularność gwarantowana, zwłaszcza jeśli ktoś się koncentruje na aktualnych bestsellerach, tylko że pewnie zmieniłby się Ci profil Twoich czytelników :-). Ja się nie odważyłem, choć mam wrażenie, że kierunek, który wybrałem jest, podobnie jak i u Ciebie - niszowy, by nie powiedzieć, że to droga bez perspektyw, co otuchą nie napełnia.

      Usuń
    3. O nie, profilu czytelników nie chcę zmieniać, to jedno wiem na pewno! Bardzo ten aktualny profil lubię :). No cóż, wygląda na to że żadna droga specjalnie nie zachęca – wszystkie albo śliskie, albo ciemne, cierniste i bez perspektyw ;). Ale ta aktualna chyba najwięcej ma jednak wspólnego z literaturą, więc póki choć jeden czytelnik zostanie, trzeba się jakoś trzymać ;).

      Usuń
    4. Przy tym profilu na jednego zawsze możesz liczyć ale po odzewie na Twój wpis widać, że nie tylko na jednego :-).

      Usuń
    5. Faktycznie, odzew aż mnie zaskoczył! Daje nadzieję, że może jeszcze z kilka lat się uda poblogować ;).

      Usuń
    6. Jako organizatorka i autorka bloga Parapet Literacki jestem co nieco zażenowana powyższym zdaniem panie Marlow - "ale na pewno nie jest to impreza dla kogoś kto pisze o książkach na serio, z odpowiedzialnością za słowo i mającym coś do powiedzenia na temat przeczytanej książki".
      Obawiam się, że nie masz Pan pojęcia, o czym mówisz, a wydajesz jakieś arbitralne sądy.
      Owszem, ja i wiele innych osób, które zebrałam na tym wydarzeniu mają coś do powiedzenia. Nie trzeba być w nurcie "taki będę sobie niepopularny", żeby pisać wartościowe teksty.
      Tyle ode mnie.

      Usuń
  11. Na dłuższą metę nie da się chyba zarabiać na blogu o literaturze w sposób rekomendowany na tym spotkaniu i jednocześnie zachować taką wewnętrzną, prywatną radość z czytania i pisania o tym. Jeśli są wyjątki od tej reguły, to bardzo nieliczne. Taki model blogowania ma niewiele wspólnego z hobby, ale bardzo przypomina pracę na etacie. Nie ma tym niczego złego. Po prostu ja znacznie poważniej traktuję rekomendacje nieprofesjonalnych hobbystów.

    Przesadna dbałość o spójność (formalną, wizualną, tematyczną) łatwo może przerodzić się w schematyczność, która jakoś mi się kłóci z ideą blogowania. Jeśli ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia, to będę go czytać, choćby używał najohydniejszego darmowego szablonu i zupełnie lekceważył social media.

    PS. Fajna ta kocia zakładka:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tego się też obawiam – że kiedy blog przestaje być miłą odskocznią od codzienności, a staje się pracą, przyjemność znika. Mimo wszystko jednak ta wizja trochę kusi, zwłaszcza kiedy człowiek wstaje po całym dniu pracy od komputera (mam chociaż ten komfort, że pracuję w domu i nie dochodzą męczące dojazdy) i już nie ma nawet siły poczytać.

      Masz też rację, że dobre, wartościowe teksty są ważniejsze niż piękna oprawa. Mnie jest zawsze trochę smutno w sytuacji odwrotnej niż opisana przez Ciebie – jak widzę naprawdę ładny blog, na którego miło popatrzeć, z estetycznym szablonem i pięknymi zdjęciami, a okazuje się, że nie da się go czytać. Piękna fasada, i tyle. Ale mimo wszystko wydaje mi się, że miły dla oka wygląd trochę pomaga, tworzy taki dobry wizerunek bloga. Pewnie nie na wszystkich czytelników równie silnie to działa, ale ja mam mimo wszystko trochę słabość do tej strony estetycznej.

      A zakładka tak, świetna :). Druga była w kształcie żyrafy, ale wydaje mi się, że kocia jednak lepsza ;).

      Usuń
    2. Są też i takie blogi, które mają bardzo profesjonalny szablon i dobrze napisane teksty, tylko że są to pozytywne lub wręcz entuzjastyczne recenzje złych lub bardzo przeciętnych książek. Dziwnym zbiegiem okoliczności takiej recenzji często towarzyszy konkurs organizowany razem z wydawnictwem...

      A poza tym uważam, że wywiady blogerów z pisarzami to przeważnie jakiś żart. Można być z góry pewnym, że ze strony blogera nie padnie żadne trudne pytanie ani nie pojawi się cień krytyki wobec twórczości czy osoby autora. Czym się tu lansować? Wymianą kilku maili?

      Usuń
    3. Hm. Przyznam na wstępie, że za wiele takich blogerskich wywiadów nie czytałam (co potwierdza teorię, że słabo się klikają ;)), ale ja bym tak wszystkich do jednego worka nie wrzucała, i nie spisywała od razu na straty. Jeśli taki bloger rzeczywiście czyta i czyta z głową, to chyba potrafi ciekawe pytania wymyślić. Nie wiem, czemu miałby się bać tych trudnych – w końcu takie pytania (i odpowiedzi na nie) są najciekawsze :). Sama zastanawiam się nad przeprowadzaniem takich krótkich wywiadów w ramach zapowiedzi niektórych czeskich książek, zdarzyło mi się do dwóch wywiadów i do spotkania autorskiego układać pytania i nawet mnie to bawiło, tylko że faktycznie zajmuje to sporo czasu. Ale to tylko taki mój teoretyczny punkt widzenia, nie wiem jak jest w praktyce, a spotkałam się rzeczywiście ostatnio w internecie ze śmieszkami pod adresem blogerów i ich mało oryginalnych pytań w wywiadach (pozdrawiam, Leon Zabookowiec! :)), więc może coś jest na rzeczy.

      Usuń
    4. Wiem, że trochę uogólniam, dlatego napisałam "przeważnie";). Niestety większość wywiadów można streścić w jednym zdaniu: "Twoja najnowsza książka jest świetna, opowiedz nam o niej". I może jeszcze: "będę Ci dozgonnie wdzięczny za to, że w ogóle zechciałeś ze mną porozmawiać". Po przeczytaniu kilku takich wywiadów można odnieść wrażenie, że wydaje się u nas same arcydzieła. Niektóre blogi przekształcają się ze zwykłego słupa ogłoszeniowego w ściankę dla literackich celebrytów. Nobilitacja i lans, dla obu stron.

      Jestem jednak pewna, że akurat na Twoim blogu wyglądałoby to inaczej:).

      Usuń
    5. Naprawdę? No to słabe mam pojęcie o faktycznym stanie rzeczy, idealistycznie podeszłam do tematu :). Dziękuję! Mam nadzieję, że jeśli kiedyś mój plan dojdzie do skutku, będzie to wyglądało rzeczywiście trochę barwniej ;).

      Usuń
    6. Oczywiście to tylko moja opinia, a mnie się z reguły nic nie podoba:).

      Usuń
    7. E, już nie przesadzaj ;).

      Usuń
  12. A mnie szkoda, że nie wiedziałam o tym spotkaniu, przywędrowałabym dla samej radości posiedzenia razem w kawiarni ;-). Co do robienia zdjęć książkom, nie powiem, mnie to wciągnęło, nie mam też wrażenia, że to odbiera cokolwiek treści, wszystko chyba zależy od intencji, od tego, po co się te zdjęcia robi, kontekstu i tak dalej. Ale w samym fotografowaniu nie ma nic odbierającego książce duszę ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mea culpa, mogłam przecież rozpuścić wici, ale nie przyszło mi to zupełnie do głowy! Jak będą planować kolejną edycję, do Ciebie pierwszej napiszę :).
      A do do samego robienia zdjęć książkom nic nie mam, sama to robię ;). Tylko że dla mnie mają sens jako dodatek do tekstu, nie lubię ich samych w sobie, zwłaszcza jeśli ktoś wrzuca zdjęcia książek, których potem wcale nie czyta. Ale to już jest, tak jak piszesz, kwestia intencji itd. i wiem, że nie wszyscy tak robią. Po prostu obrzydliwie generalizuję i jestem do Instagrama uprzedzona ;).

      Usuń
  13. Tak się spóźnić :P Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ja Cię, wróciłaś! Reaktywacja bloga? :) Ale kto się spóźnił i gdzie? :D Też pozdrawiam!

      Usuń
    2. Zobaczymy, ambitny plan :) no z reaktywacją na spotkanie bloggerów, które odbywało się tuż pod moim nosem ;)) ale jak patrzę na te wszystkie nowoczesne blogi, już wiem, że jestem dinozaurem :))

      Usuń
    3. A! :) Może więc na kolejną edycję się uda? Tylko faktycznie, trochę się ta rzeczywistość ostatnio zmieniła, musisz przywyknąć ;). Ale trzymam kciuki za Twój blogowy powrót na stałe, brakowało mi Twoich wpisów!

      Usuń

Prześlij komentarz