Człowiek-katastrofa i jego pan – „Saturnin”, Zdeněk Jirotka

Brytyjski humor w wersji czeskiej? To możliwe! W swoim Saturninie Zdeněk Jirotka odwołał się do najlepszych tradycji brytyjskiej literatury humorystycznej – do książek takich autorów jak Jerome K. Jerome czy P.G. Wodehouse – i zdobył miłość tysięcy czeskich czytelników, w plebiscycie Książka Stulecia Magnesia Litera bijąc na głowę samego Haška. Niedawno tytuł doczekał się nowego polskiego wydania.

Saturnin – debiut Jirotki, który przyniósł mu sławę i pozostał jedynym jego znaczącym dziełem literackim – został po raz pierwszy wydany w roku 1942. Jest to opowieść młodego mężczyzny, biorącego na służbę tytułowego Saturnina, postać dosyć tajemniczą i małomówną, za to działającą z niezwykłą werwą, co często prowadzi do różnych niefortunnych wypadków. Większość akcji powieści toczy się w letnim domku dziadka narratora, dokąd gospodarz zaprasza w gościnę grupkę przyjaciół i krewnych. Wskutek burz i powodzi, która zrywa most, towarzystwo zostaje na kilkanaście dni odcięte od świata bez prądu.

I choć ten początek brzmi trochę jak zawiązanie akcji kryminału, nie dajcie się zwieść – w przypadku Saturnina jedyna śmierć, jaka wchodzi w grę, to ta ze śmiechu. Izolacja grupy bohaterów oraz konieczność radzenia sobie wśród głuszy, bez prądu i z ograniczonym dostępem do jedzenia, prowokuje cały szereg arcyzabawnych sytuacji. Dodatkowych rumieńców dodaje historii wątek miłosny – w towarzystwie zaproszonym do domu dziadka jest też piękna tenisistka panna Barbora, dama serca poczciwego narratora.
„Dziadek stwierdził, że to wykluczone, nie będziemy wlec się z kocami, bo to by nas hamowało. Do miasteczka trzeba dotrzeć za wszelką cenę. Jesteśmy w sytuacji, w której jakikolwiek sentymentalizm jest szkodliwy. Ten, kto nie będzie mógł iść dalej, zostanie pozostawiony swojemu losowi. Dziadek tego wieczora był nastrojony spartańsko. Oczekiwałem, że zaproponuje, żebyśmy słabszych członków naszej grupy przed wyruszeniem wybili” (s. 147).
Akcja osnuta wokół relacji narratora z jego służącym to żadna nowość – duet w postaci sprytnego sługi i niezbyt rozgarniętego pana pojawia się w literaturze już od czasów Kubusia Fatalisty. W tym wypadku skazani jesteśmy na śledzenie rozważań pana-narratora, i pod koniec książki znamy go już od podszewki, z całą jego dobrodusznością, naiwnością i nieżyciowością, podczas gdy sam Saturnin pozostaje do końca postacią trochę tajemniczą. Niewiele mówi, zwłaszcza o sobie, za to ma niesamowity dar prowokowania zabawnych (a zarazem i dramatycznych, co sam znosi zawsze ze stoickim spokojem) wypadków.

I tak – już w pierwszym rozdziale poznajemy go jako człowieka, który bronił domu jednego ze swych panów w bardzo niekonwencjonalny sposób, bo wyzywając złodzieja na pojedynek przy użyciu średniowiecznej broni. W dalszej części powieści służący między innymi zabiera dziadka na przejażdżkę jego samochodem i zmiata przy tym z powierzchni ziemi kiosk z wyrobami tytoniowymi oraz uczy starszego pana ju-jitsu, przyczyniając się pośrednio do ciężkiej kontuzji narratora. Równocześnie jest lojalnym sługą i dzięki wrodzonemu sprytowi wiele razy wybawia swego pana z opresji.

Siłą Saturnina są jednak oprócz tytułowego bohatera również inne barwne postaci, mniej lub bardziej karykaturalne (jak rozkochana w powiedzonkach i w swoim tępawym synu Miloušu ciotka Kateřina). Mój zdecydowany faworyt – za cudowną wprost umiejętność znajdowania sarkastycznych uwag na każdą okazję – to doktor Vlach.
„[Dziadek] namiętnie wielbi burze i niech tylko odezwie się grzmot, nikt nie zatrzyma go w domu. Wkłada gumowy płaszcza przeciwdeszczowy, przypominający kaptur kapelusz i w juchtowych butach włóczy się po okolicy, aż pokaz fajerwerków się skończy. Doktor Vlach powiada, że jest to skrzywienie zawodowe i że dziadek chodzi popatrzeć, jak produkuje elektryczność konkurencja” (s. 69).
Sam humor Saturnina, co prawdopodobnie czuć już w przywołanych przeze mnie cytatach, jest chłodny, ironiczny, bardzo brytyjski. Duet stworzony przez bohaterów Jirotki zaś to para równie wspaniała, co pamiętni Jeeves i jego pan z cyklu książek P.G. Wodehouse’a. Równocześnie jednak ta uwielbiana przez naszych południowych sąsiadów powieść pozostaje na wskroś czeska, a Saturnin, z inteligencją i sprytem skrywanymi za fasadą człowieka-katastrofy, ma w sobie wiele z bohatera, którego pobił w niedawnym plebiscycie – haškowskiego Szwejka. Motyw mistyfikacji, tak ukochany przez Czechów, pojawia się tu zresztą raz jeszcze – w desperackim akcie obrony przed opresyjną ciotką Kateřiną dziadek… udaje, że oszalał.

Polecam więc wielbicielom tak czeskiego, jak i brytyjskiego humoru. Oby ta skromna książeczka wywołała u Was „ten dar, który Bóg dał z całego stworzenia tylko człowiekowi: świetlisty i serdeczny śmiech” (s. 81). Nie ten paszkwilowy śmiech ciotki Kateřiny, „który brzmi, jakby ktoś deptał jej brzuch”.

***
Z. Jirotka, Saturnin, przeł. Leszek Engelking, wyd. Afera, Wrocław 2018.

Komentarze

  1. Dzień dobry,
    Czy zna może Pani autorów piszących podobnie do Hrabala?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry! I przepraszam na wstępie, że odpisuję tak późno. Hrabal jest oczywiście tylko jeden :) ale znalazłoby się pewnie kilku autorów, których twórczość coś łączy z jego pisaniem, a poza tym całe mrowie tych, którzy silnie się nim inspirują i w ich pisaniu to czuć. Czy mają to być autorzy wyłącznie czescy, czy też np. polscy?

      Usuń
  2. Jeśli można prosić to bez podziału na kraje, tylko po prostu autorzy , którzy mają podobny styl pisania, a dokładnie mam na myśli taką lekkość i luz pióra. Mnie Hrabal kojarzy się z Artem Buchwaldem. Trochę inna działka bo Art parał się felietonistyką , ale pewne punkty zbieżne są zauważalne.. Ciekaw jestem czy kojarzy Pani tego autora, bo nie zauważyłem wzmianki o nim na tym blogu. Podobny problem mam jeśli chodzi o Charlesa Bukowskiego. Znalezienie podobnego pisarza graniczy z cudem:) Może jakieś wskazówki?:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz