Książka jak płatek śniegu – „Dendryty”, Kallia Papadaki [recenzja patronacka]

Dendryty Kalii Papadaki, których akcja rozgrywa się w dawnej mekce emigrantów – amerykańskim przemysłowym mieście Camden – to brawurowo napisana opowieść o tęsknocie za domem. Która dotyka nie tylko emigrantów.

Kiedyś, jeszcze przed wojną, Camden w stanie New Jersey było rajem dla imigrantów. Kwitł tu przemysł, potrzebne były setki rąk do pracy. Z czasem jednak zakłady produkcyjne zaczęły się przenosić gdzie indziej, ale emigranci z Europy nie przestawali szukać tu spełnienia swojego amerykańskiego snu. Zaczęło więc rosnąć bezrobocie, przestępczość i beznadzieja, a w 1949 roku to właśnie na ulice tego miasta wyszedł pierwszy masowy morderca w historii Stanów Zjednoczonych i zastrzelił 13 osób…

Właśnie na tym tle, na przestrzeni trzech pokoleń i kilkudziesięciu lat, sporo uwagi poświęcając przemianom gospodarczym w całych Stanach i w opisywaniem regionie, grecka pisarka Kallia Papadaki kreśli swoją opowieść. Jej bohaterami są głównie emigranci z Grecji i Włoch oraz ich bliscy. Każdy z nich jest inny, są jak płatki śniegu – każdy ma własną, niepowtarzalną, choć na pierwszy rzut oka banalną, emigrancką historię. Łączy ich jedno – tęsknota za domem. Który każdy rozumie trochę inaczej.

Ojczyzna jak kula u nogi

Dla niektórych spośród bohaterów dom to ojczyzna, z której wyemigrowali. Andonis tęskni za matką, która zmarła zaraz po jego przybyciu do Nowego Świata, i do końca życia nie może sobie wybaczyć, że się z nią nie pożegnał, nie zawitał na jej grób. Jego żona Rallu wchodzi wprost pod koła rozpędzonego samochodu po tym jak w alkoholowym amoku uroiła sobie, że zobaczyła na ulicy swojego brata, który został w ojczyźnie, na wyspie Lesbos.

Ich syn Basil, od najmłodszych lat obciążony emigranckimi troskami i pragnieniami rodziców, ostentacyjne odbija w kierunku kultury amerykańskiej i języka angielskiego. Mimo to nie jest w stanie wyrzucić z serca ojczyzny przodków, mimo że nigdy nie widział jej na oczy. Bo kiedy wszystko w życiu zaczyna mu się walić, postanawia wrócić właśnie do Grecji, dotrzymując obietnicy danej ojcu.


Ta tęsknota, którą emigranci i ich dzieci zdają się mieć we krwi, sprawia, że nigdzie nie potrafią poczuć się u siebie. Stają się bierni, niezdecydowani, nieszczęśliwi, szukają ucieczki w używkach. Karolina Chymkowska w recenzji na łamach booklips.pl pisze, że bohaterowie są „mocno irytujący w swojej wyuczonej bezradności i chciałoby się nimi mocno potrząsnąć”, a tym samym trudno im współczuć jako ofiarom niespełnionego amerykańskiego snu. A jednak w moim odczuciu mimo wszystko współczucie budzą, bo nie chodzi tylko o to, że są ludźmi małymi i słabymi – po prostu na drodze do spełnienia swojego snu niczym kulę u nogi ciągną za sobą ojczyznę, której nie potrafią i nie chcą się pozbyć.

Bezdomni inaczej

Nie tylko emigranci okazują się jednak w książce Papadaki „bezdomni”. Dom tracą także ci, dla których była nim rodzina, z różnych powodów się rozpadająca. Mała Minnie podczas jedynej wyprawy do Filadelfii w twarzach wszystkich ludzi doszukuje się ojca, który przed laty ich opuścił, i rozpaczliwie lgnie do brata, mimo że ten – sadystyczny młodociany handlarz narkotykami – brutalnie ją odtrąca. Ale już Leto, choć ma normalny dom, kochających matkę i ojczyma, nie potrafi się w tym domu do końca odnaleźć.

Z kolei Susan wydaje się przedstawicielką obywateli amerykańskich, którzy – mimo że też ma za sobą nieprzemyślane decyzje i momenty zagubienia – nie są obciążeni typową dla emigrantów niepewnością. Autorka sugeruje to, pisząc o jej niezwykle mocnym śnie. Podczas gdy Basil obok niej przewraca się z boku na bok, Susan śpi jak kamień nawet w niespokojne noce.

Piękna krystalizacja

Wróćmy do tytułu. Dendryty to nazwa formy, którą przyjmują na przykład płatki śniegu – rozgałęzionej struktury zbudowanej z kryształów-fraktali. Istnieje nieskończenie wiele takich form, a każda jest niepowtarzalna. Jak ludzkie życie. Jak życia postaci, o których pisze Kallia Papadaki – losy mniej lub bardziej tragiczne i ludzie, którzy wraz ze swoimi osobistymi tragediami zginęli gdzieś w amerykańskim tyglu, rozpuścili się jak płatek śniegu.

Wyraźnie wskazuje na to motyw śniegu przewijający się przez całą powieść oraz ostatni, krótki rozdział książki – cytat Wilsona Bentleya, który całe życie poświęcił obserwowaniu i fotografowaniu tych skomplikowanych, ale tak nietrwałych struktur, jakimi są śnieżynki: „Każdy kryształek to arcydzieło formy, każdy z nich ma niepowtarzalną strukturę. Gdy śnieżynka się topi, jej unikatowy wzór zostaje stracony na zawsze. Tyle piękna znika, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu…”.

Do motywu dendrytów i niepowtarzalności zdaje się też nawiązywać projekt polskiej okładki książki – i to na dwa sposoby. Po pierwsze – dendryty to też wypustki komórek nerwowych, tworzących cały nasz układ nerwowy, w tym mózg. Po drugie – widzę na tej okładce jeszcze jedną strukturę niepowtarzalną, linie papilarne. Piękny pomysł!
„Dendrytyczność” w pewnym sensie objawia się jednak i w sposobie pisania Papadaki. Jej tekst zdaje się stale zmieniać bieg, rozgałęziać, na marginesie głównej historii wyrastają inne, a wszystko to wciąga tak bardzo, że niemal nie sposób odłożyć książki, nim nie dotrze się do ostatniej kropki rozdziału. Chwila oddechu – i znów na naszych oczach rozpoczyna się ta błyskawiczna krystalizacja, której wynikiem jest coś pięknego.

Bo Dendryty to książka piękna, choć smutna. Zimna jak ten płatek śniegu. Do tego wspaniale uzupełniona klimatycznymi haiku i fragmentami wierszy artystów związanych z Camden – Nicholasa Virgilio i Walta Whitmana. Warto, choć ostrzegam – trochę złamie Wam serce.

***
K. Papadaki, Dendryty, przeł. E. T. Szyler, wyd. Ezop/Wyszukane, Warszawa 2020.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. O! Cóż to za literackie cudo! Przepiękne wydanie, jestem pod wrażeniem. Naprawdę - wyszukane! Wspaniale, że wyszukałaś tę książkę dla nas :-). Nie przypominam sobie, czy kiedykolwiek czytałam jakąkolwiek pozycję wydawnictwa Ezop (widywałam jedynie książki dla dzieci). Myślę, że od strony literackiej jest równie piękna. Temat emigracji "wałkowany" był przez wielu twórców, ale z Twojej recenzji wynika, że podejście greckiej pisarki jest odkrywczo świeże. Wiesz może, czy Kallia Papadaki ma za sobą osobiste doświadczenie emigracji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawnictwo Ezop wydaje teraz ciekawe pozycje z nieoczywistych literacko regionów właśnie pod marką Wyszukane. :) W planie wydawniczym są już kolejne dobrze zapowiadające się tytuły, z Portugalii i Słowenii. Na pewno będę jeszcze o nich pisać. A oprawa graficzna serii też rzeczywiście robi wrażenie!

      Co do autorki – z tego co wiem, spędziła w Stanach kilka lat na studiach. Wtedy też poznała wielu greckich emigrantów i ich historie i tak powstał pomysł na „Dendryty”. :)

      Usuń
  2. Książka rewelacyjna - powiedziałbym nawet, że literacki nobel !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz