Przeszłość, która pali – „Palinka. Prozy z Banatu”, Matěj Hořava

Ta książka to dla recenzenta duże wyzwanie. Bo jak oddać te wszystkie zapachy i barwy, smak palinki, dojmujący smutek, tęsknotę, żal? Podjęłam jednak próbę. Odetchnęłam głęboko wieczornym powietrzem, wsłuchałam się w piski jerzyków, powspominałam; pomyślałam o nieszczęśliwych ludziach, zamkniętych w swoich samotniach. Wreszcie usiadłam i zaczęłam pisać.

Już sama aura tajemnicy wokół autora sprawia, że to debiut niezwykły. Nie wiemy, jak naprawdę nazywa się Matěj Hořava i jak wygląda; nagrodę Magnesia Litera, którą przyznano mu za Palinkę, odebrał jego wydawca. Z czeskiej i niemieckiej rzeczywistości uciekł najpierw w góry Banatu, a teraz podobno zaszył się gdzieś w Gruzji. Pasują mu te dzikie, surowe, malownicze scenerie. I są też pięknym tłem dla tych krótkich utworków, obrazków bardziej niż opowiadań, wyimków z jego życia w Banacie, które składają się na Palinkę.

Jak w życiu, tak w literaturze, Hořava (bo nie mam żadnych wątpliwości, że przeżycia narratora to przeżycia samego autora) bezustannie ucieka. Od ludzi, od przeszłości, ale, jak pisał Ivan Binar, od siebie uciec nie można. I dlatego mimo swojej szarpaniny bohater Palinki jak bezbronny owad bezustannie wpada w pajęczą sieć wspomnień i opowieści, a banacki krajobraz, choć tak odmienny od tych znanych z przeszłości, nagle wydaje mu się zdradziecko podobny. „Ludzkie wnętrze jest bezbronne nawet wobec paru kamieni i kwiatów” (s. 69) – pisze. Gdziekolwiek jest, przeszłość snuje się za nim jak cień, który w jednej z dziecięcych fantazji udało mu się zgubić. Do nozdrzy zakradają się znane zapachy, na języku czuć zapamiętane smaki, z rozoranych pól patrzą brneńskie i bawarskie twarze, i już tu są, obrazy z przeszłości, niczym dżin z lampy.

Magdalenka o smaku palinki

Trochę jak u Prousta – ale Proust się tymi powrotami upajał, magdalenka była mu słodszą niż wszystkie łakocie świata, a zapach głogów wprawiał w radosne oszołomienie, podczas gdy dla narratora opowieści Hořavy wszystkie te aromaty mają ostry zapach i gorzki posmak palinki. Bo jego wspomnienia nie są dobre – są wstydliwe i przykre, to historie zmarnowanych szans, zawiedzionych nadziei, zaprzepaszczonych miłości. Dlatego jest sam, „jałowy”, dlatego tak garnie się do banackich rodzin, do dzieci, do miejsc, które można nazwać domem.

Brzmi to jak głos starca, przywołującego w samotny wieczór chwile z całego życia, dlatego zaskoczeniem było dla mnie, gdy się upewniłam, że Hořava – to akurat o nim wiemy – ma zaledwie 37 lat. Jak silne jednak musi już teraz być dla niego poczucie życiowej porażki, skoro pisze: „Błąd nad błędami: całe moje życie...” (s. 47). Przede wszystkim – jest niesamowicie samotny. Tęskni za ciepłem, tym fizycznym i tym ludzkim, i ten niemy krzyk, ta łza, która znienacka pada na grzbiet jego dłoni, chwyta za serce. Nie wiedzieć kiedy, nie wiedzieć jak – dzielimy jego smutek.

Poezja sadzy, brudu, potu i kresu

I choć narrator mówi przede wszystkim o sobie, udaje mu się również oddać ducha krainy, z którą związał swoje życie. Wieczorne fale Dunaju, zapach kwiatów robinii, pasące się krowy i owce, smak „palinki z morwy, słońca i zielonego cienia”, niebo pełne gwiazd, „oczy przywykłe do cudów”. Ostre, bezlitosne zimy, w czasie których trzeba samemu dbać o ogień, by przeżyć. I gorączka, w której nie ma „prozy apteki i kilku dni wylegiwania się”, ale „poezja sadzy, brudu, potu i kresu, możliwego końca” (s. 173). To życie trudne, tak inne od wygody miejskiej codzienności, ale piękne w swoim trudzie.

Te klimaty z kolei na mojej literackiej mapie lokują Hořavę gdzieś w pobliżu Stasiuka. Podobnie jak pewien monotonny rytm tych tekstów, który sprawia, że w małych dawkach smakują, ale w większych – usypiają. Jak palinka. Siła oddziaływania pióra Hořavy jest jednak dużo większa – ono nie wprowadza tylko w melancholijny nastrój, ono boli i pali do żywego. I jako takie jest dla mnie zjawiskiem niepowtarzalnym.

Na koniec brawa dla tłumaczki! Niełatwe to chyba zadanie, tłumaczyć prozę, w której tak ważne jest brzmienie i rytm, a tu jest to pięknie zrobione.

***
M. Hořava, Palinka. Prozy z Banatu, tłum. Anna Radwan-Żbikowska, wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław 2017.

Ilustracje:
[1] (krajobraz Banatu) Jiří Bernard / Wikimedia Commons,
[2] okładka czeskiego wydania ze strony wydawnictwa Host / nakladatelstvi.hostbrno/cz,
[3] okładka polskiego wydania ze strony wydawnictwa Książkowe Klimaty / www.ksiazkoweklimaty.pl.

Polecam też poczytać, co na temat Palinki mają do powiedzenia:

Komentarze

  1. przekonałaś mnie. Po tytule dodałam do "chcę przeczytać", po przeczytaniu postu kupiłam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale super! Czyli jednak zabrzmiałam przekonująco :). Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz!

      Usuń
  2. Faktycznie coś z tym Stasiukiem jest na rzeczy, jeśli chodzi o obrazowość i oddziaływanie na zmysły, ale o ile u Stasiuka czuje upojenie i szczęście , to w przypadku "Palinki" odczuwałam te późniejsze mniej przyjemne i bolesne efekty kaca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jednak, jak czytałam „Jadąc do Babadag”, było trochę smutno ;) ale masz rację, że proza Hořavy jest dużo bardziej bolesna.

      Usuń
  3. Zdjęcie dobrałaś perfekcyjnie.;)
    Rzeczywiście trudno pisać o tej książce, jej materia jest trudna do oddania. Niemniej widzę po sobie, że pozostaje na długo w pamięci.
    Przy okazji - serdeczne gratulacje z okazji zdobycia nagrody w konkursie dla młodych tłumaczy.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie pomyślałam, że ten banacki krajobraz się tu ładnie wkomponuje :).
      Tak, jest problem, bo tutaj chodzi głównie o język i nastrój, a te trudno przekonująco opisać. Też sądzę, że będę jeszcze o tej książce długo rozmyślać. I podobnie jak Ty, ciekawa jestem, co jeszcze wyjdzie spod pióra Hořavy (jeśli coś wyjdzie).
      Za gratulacje dziękuję! To był spory szok, bo zupełnie się jeszcze nie czuję pewnie na tym polu. Miły szok :).

      Usuń
  4. Jestem u Ciebie po raz pierwszy i chyba nie mam już ochoty stąd odchodzić, bo naprawdę pięknie piszesz o książkach. Tak jak ktoś, kto je przeżywa, a nie tylko czyta. :) O "Palince" słyszę po raz pierwszy, pewnie dlatego, że po nowości wydawnicze sięgam rzadko, jednak po tym co napisałaś dochodzę do wniosku, że ta książka to jak wycieczka po ludzkiej duszy, a na takie lubię się wyprawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie rozgość się! :) Bardzo to miłe, co o mnie piszesz, dziękuję! Czasem wydaje mi się, że aż za bardzo daję się ponieść emocjom, że powinnam być bardziej „profesjonalna” i panować nad tym, ale z drugiej strony – od profesjonalnego pisania są odpowiednie czasopisma, tu mogę po swojemu. Więc piszę po swojemu :).

      Tak, wycieczka po ludzkiej duszy, po pamięci i wspomnieniach, po odczuciach i doświadczeniach. Piękna wycieczka, choć smutna. Więc jeśli je lubisz, możesz się na taką z Hořavą wybrać. Myślę, że będziesz równie oczarowana!

      Usuń
    2. Uwielbiam, kiedy recenzenci odkładają profesjonalizm na bok, przestają pisać o stylu i konstrukcji, a skupiają się na swoich emocjach. Wiem, że rzetelna krytyka jest potrzebna, ale to właśnie te emocjonalne opinie przekonują mnie do czytania różnych nieznanych mi książek. To dla mnie taki mały dowód na to, że warto. :)

      Tak, lubię takie wycieczki. :) Książki pełne smutku i melancholii mają jakąś dziwną siłę przyciągania.

      Usuń
    3. U mnie emocji pod dostatkiem ;). Smutku i melancholii zresztą też sporo, bo również lubię takie klimaty. Mam w takim razie nadzieję, że będziesz od czasu do czasu zaglądać :). Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Jakoś tak od razu przyszło mi na myśl, że "Palinka" musiała Ci się dać we znaki. A to z tak prozaicznego powodu, jak długość tekstu. Zwykle można czytać i czytać, a tu tak szybko skończyło się to Twoje emocjonalne rozpisanie ;).
    Co do samej "Palinki" - ja również zdziwiłam się, że autor jest tak młody (jak na ten ogrom gorzkich wspomnień). Mógłby być staruszkiem zastanawiającym się, kiedy popełnił błąd. Szkoda tylko, że nie zdradza nam, co takiego powoduje ten krzyk. Rozpacza po utracie swojej Animy, to pewne. Ale dlaczego ją stracił? Odarłabym "Palinkę", choćby odrobinę, z tej aury tajemniczości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam momentami burzliwą relację z tą książką, to fakt :) ale długość tekstu raczej wynika z tego, że trudno ubrać w słowa wrażenia z tej lektury. Lubię rzeczywiście dłubać w książce i analizować szczególiki, i jeśli dostanę do tego odpowiedni materiał, to mogę pisać i pisać, ale „Palinka” to jest zupełnie inny rodzaj literatury – taki do przeżywania, nie do pisania o tych przeżyciach :).

      Mnie akurat ta tajemniczość tak bardzo nie przeszkadza, ma wręcz swój urok. Lepiej tak, niż gdyby autor zaczął się przesadnie uzewnętrzniać i babrać w swojej przeszłości, a tak – ujawnił tyle, ile chciał, i zostawił pole dla wyobraźni. Nie jestem w ogóle pewna, czy to była jakaś jedna Anima, czy zbliżeń i prób było więcej, bo nie widzę zafiksowania na jakiejś jednej postaci; może bardziej rozpacza nie nad tym, że utracił swoją Animę, ale że nigdy jej nie znalazł?

      Usuń
    2. Muszę przyznać Ci rację - również lubię grzebać w utworze paluchem, ale w tym wypadku to rozgrzebywanie było bardziej emocjonalne, niż analityczne. Trudno napisać recenzję tekstu, który tak mocno oddziałuje na uczucia.

      Owszem ma swój urok, ale nie zmienia to faktu, że nie obraziłabym się, gdyby autor ciutkę uchylił rąbka tajemnicy. Choć w takim przypadku wyobraźnia działa dużo mocniej, niż gdyby otrzymała garść konkretów.
      A ja muszę przyznać, że do tej pory cały czas myślałam o jednej, konkretnej osobie, ale właśnie przez wzgląd na to, że wyobrażałam ją sobie jako istotę idealną, dopełnienie bohatera. Być może były to tylko zbiory cech różnych kobiet jego życia? A może więcej w tym było urojenia, niż rzeczywistych uczuć? Płacz po nieistniejącej Animie wydaje mi się jeszcze bardziej rozpaczliwy, niż po tej utraconej.

      Usuń
    3. Tak mi się właśnie wydaje, że ta postać kobieca, która się tam przewija, to różne utracone miłości w migawkach. Pojawiają się i równie nagle znikają, nie do końca wiadomo dlaczego. Nie udaje się jednak znaleźć tej jednej jedynej i połączyć się z nią – i masz rację, że w takim kontekście płacz i tęsknota wydają się jeszcze bardziej rozpaczliwe.

      Usuń

Prześlij komentarz