Bolesna historia czeskiej rusałki. Czeska zapowiedź: Anna Bolavá, „W ciemność”

Dwa lata temu w Czechach wydana została debiutancka powieść, która zrobiła furorę i zgarnęła Magnesię Literę w kategorii Proza – W ciemność Anny Bolavej. Krytycy nie szczędzili jej ciepłych słów, a sam Petr Bílek, o współczesnej czeskiej literaturze mający do powiedzenia wiele, ale na pewno nie rzeczy miłych, określił ją jako powieść mocną i magiczną, jej bohaterkę zaś porównał do Haňti ze Zbyt głośnej samotności.

Już za tydzień premierę będzie miało polskie wydanie tej książki. To zasługa wydawnictwa Książkowe Klimaty oraz debiutującej tłumaczki Agaty Wróbel, zwyciężczyni ubiegłorocznego konkursu im. Susanny Roth (która nagrodę zdobyła właśnie za przekład fragmentu powieści Bolavej). Nagradzana debiutująca autorka i nagradzana debiutująca tłumaczka, wydawnictwo, które słynie z interesujących publikacji, ciekawy temat i entuzjastyczne opinie – czy to nie brzmi zachęcająco? A żeby jeszcze bardziej podsycić Waszą ciekawość, opowiem Wam trochę o autorce.

Rusałka z czeskiej prowincji

W ciemność to historia Anny Bartákovej, kobiety z małego miasteczka, której życiową pasją jest zbieranie ziół. Z czasem pasja ta zaczyna ją całkowicie pochłaniać, aż do szaleństwa – przestaje się liczyć mąż, praca, najbliżsi przyjaciele, a nawet własne ciało i jego potrzeby. Wszelkie próby pomocy Anna odrzuca, zamyka się coraz bardziej w swoim mrocznym, pachnącym ziołami świecie. „Rusałka” – mówi Bolavá o swojej bohaterce, którą czytelnicy porównują również do Viktorki z Babuni Němcovej.

Ze względu na podobieństwo pseudonimu autorki (naprawdę nazywa się Bohumila Adamová) do nazwiska stworzonej przez nią postaci oraz łączącą je pasję zielarską, szybko pojawiły się pytania o autobiograficzny podtekst powieści. Bolavá przyznaje – tak, sama również zbiera zioła, tak, zna dobrze uczucia swojej bohaterki, sama co roku w okolicach marca znajduje się na skraju szaleństwa, nie mogąc nadążyć ze zbieraniem ukochanych roślin. Twierdzi również (ale czy serio?), że zielarstwo to dla niej najważniejszy motyw tej powieści; że nie chciała napisać książki o byciu „innym”, o samotności, o ucieczce, ale przede wszystkim o tym, jak wygląda zbieranie ziół i jak się z nimi obchodzić.

Dobra książka musi zaboleć

Zaintrygowani? No to lećmy dalej. Przez kilka lat Bolavá pracowała w Instytucie Języka Czeskiego czeskiej Akademii Nauk, ale do tych czasów wraca niechętnie. Zrezygnowała i obecnie zawodowo zajmuje się pomocą ludziom ze stomią (sztuczną przetoką jelitową). Swoją pracę – znalezioną podobno z ogłoszenia – bardzo lubi, ponieważ może dzięki niej pomagać ludziom i przynosić im ulgę.

W zupełnie inny sposób stara się oddziaływać swoją twórczością. „Dobra książka musi być jak policzek. Musi zaboleć” – mówi w jednym z wywiadów. A swoją filozofię twórczości podkreśla już pseudonimem, pochodzącym jeszcze z czasów jej twórczości poetyckiej – „bolavá” to po czesku „bolesna”. Dlaczego Anna? Bo to jej zdaniem najpiękniejsze czeskie imię.

Outsiderka na czeskiej scenie

Krytycy zestawiają powieść Bolavej z innym głośnym debiutem ostatnich lat – Palinką Matěja Hořavy. Sama autorka przyznaje, że ze względu na te porównania przeczytała książkę Hořavy. Uważa jednak, że oba dzieła nie mają ze sobą nic wspólnego oprócz tego, że są debiutami.

Do innych współczesnych czeskich autorów odnosi się z rezerwą. Zapytana, czy twórczość któregoś z nich szczególnie sobie ceni, odpowiada, że przestała ich czytać – zamiast tego w wolnych chwilach robi szaliki. Pociągnięta za język w temacie czeskiej literatury, podaje dwa nazwiska, mało współczesne – Karel Václav Rais oraz Jan Čep.

Z wizytą u Gotta

Choć Anna Bolavá zaczynała jako poetka (debiutowała tomikiem Černý rok), teraz czuje się już prozaiczką. W Czechach kilka tygodni temu ukazała się jej kolejna powieść, Ke dnu, w której autorka wykorzystuje raz jeszcze fikcyjną przestrzeń zaprezentowaną w swoim debiucie, a także wraca do kilku znanych już bohaterów.

Poza tym podobno w jej szufladach zalega jeszcze wiele spisanych historii. I są wśród nich nawet rzeczy humorystyczne (sic!); być może, jak mówi, kiedyś wyda je pod innym pseudonimem. Jest również opowieść o kobiecie z południowoczeskiej wioski, która postanawia odwiedzić Karla Gotta… Tej jednak prawdopodobnie nigdy nie ujrzymy w druku. Jak bowiem mówi autorka, nie chce czymś urazić Gotta :). Wracając jednak do najbliższej przyszłości...

Premiera W ciemność – dokładnie za tydzień, 30 września. Spodziewajcie się recenzji! Książka ukaże się pod patronatem Literackich skarbów świata całego.

Przy pisaniu tekstu korzystałam z następujących źródeł:
http://kulturio.cz/rozhovor-autorske-cteni-anna-bolava/
http://itvar.cz/rychle-a-beze-svedku/
http://d-dur.rozhlas.cz/liberatura-s-annou-bolavou-o-silenstvi-sberu-bylin-a-samote-5235963/
http://www.literarky.cz/literatura/222-literatura/24402-anna-bolava-spravna-kniha-musi-zabolet-postavy-tenae-i-autora
https://www.respekt.cz/tydenik/2015/22/bylinne-srdce-temnoty

Ilustracje:
[1] zdjęcie Anny Bolavej ze strony wydawnictwa Książkowe Klimaty / www.ksiazkoweklimaty.pl
[2] okładka czeskiego wydania Do tmy ze strony wydawnictwa Odeon / www.odeon-knihy.cz
[3] okładka czeskiego wydania Ke dnu ze strony wydawnictwa Odeon / www.odeon-knihy.cz
[4] okładka książki ze strony wydawnictwa Książkowe Klimaty / www.ksiazkoweklimaty.pl

Komentarze

  1. W życiu nie porównałabym powieści Hořavy z "W ciemność". Chociaż oba utwory są fantastyczne, u Hořavy możemy mówić o melancholii w czystej postaci, natomiast u Bolavej to szaleństwo dominuje. Szał, oniryzm i wspaniała baśniowość.
    Dziękuję za ten tekst. Teraz trochę więcej wiem o autorce. Miło widzieć, że na temat literatury mamy podobne zdanie. Rzeczywiście musi boleć :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi pewnie o to wyobcowanie, rezygnacja z przebywania wśród ludzi na rzecz bliskości natury (choć u Hořavy to też jest dosyć niejednoznaczne – niby się od ludzi odsuwa, ale tęskni za ich ciepłem). I może również sposób opowiadania, trochę hipnotyzujący, wciągający w mroczny świat bohatera, chociaż rzeczywiście są różnice – tak jak piszesz, u Bolavej dominuje szaleństwo, jej bohaterka zupełnie się pogrąża, i, co tu dużo mówić, w tym swoim szale jest, przynajmniej dla mnie, bardziej antypatyczna niż bohater Hořavy. Poza tym jeszcze jedno – paradoksalnie opowieść Bolavej jest bardziej rzeczowa, bohaterka zajmuje się rzeczami bardziej przyziemnymi, skupia się na szczegółach dotyczących zbierania ziół, jest wręcz zafiksowana na tym :) a narrator Hořavy bardziej buja w obłokach. Więc tak, są wyraźne różnice, ale mimo wszystko jestem w stanie to porównanie zrozumieć. (Za to w przypadku Bílka chyba chodzi głównie o to, że obydwie książki mu się bardzo podobały :)).

      Nie ma za co, pomyślałam sobie właśnie, że taki tekst może być nie tylko zachętą, ale i ciekawym uzupełnieniem lektury. Swoją drogą, Bolavá intryguje mnie teraz w równym stopniu, co jej książka – rozbroiło mnie to zaczepne stwierdzenie, że woli robić szaliki niż czytać współczesnych czeskich pisarzy ;).

      Usuń
  2. Wspaniały patronat, Naiu! :-) Tak jak wspominałam, ponieważ u mnie stoi już od dłuższego czasu na półce oryginał, sięgnę, żeby porównywać wrażenia, chociaż z moim obecnym tempem czytelniczym raczej na 30 września nie zdążę ;-). Ale może do końca roku kalendarzowego... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :). Też mnie ucieszył bardzo, bo to taka książka, która z różnych powodów od dłuższego czasu mnie interesowała i na którą czekałam. Więc zbieranie materiałów do tej zapowiedzi to była czysta przyjemność. Będę mieć chyba jeszcze jeden tej jesieni, też czeski, też z Klimatów, szczegóły niedługo.

      Bez pośpiechu, czytaj na spokojnie :). A jak Ci idzie bój z „Ulissesem”? ;)

      Usuń
    2. Ha, na razie w ogóle mi nie idzie, łudzę się, że zacznę już-zaraz-za chwilkę, a tymczasem jakoś czytanie idzie mi w ogóle pomalutku i z planowanych lektur dobywa się nieustający jęk zawodu, bo albo czas nie pozwala, albo jakaś nieplanowana się bezczelnie wciśnie ;-). A Ty jak, podążasz już uliczkami Dublina :-)?

      Usuń
    3. Podążam, ale bardzo ospale ;). Staram się konsekwentnie aplikować sobie dziesięć stron dziennie, ale różnie to wychodzi. Proza życia się mocno wcina i w mój lekturowy plan, więc wiem, co czujesz. Mam nadzieję, że zdążymy :).

      Usuń
  3. Gratuluję patronatu i bardzo się z niego cieszę. A książka mnie zaciekawiła już od chwili, gdy o niej usłyszałam, a Twój post mnie tylko utwierdził w tym, że mam ją przeczytać. Kiedyś to zrobię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaa, a to, że Anna to najpiękniejsze imię (nie tylko czeskie), to oczywiste ;)

      Usuń
    2. Ależ jestem nieposkręcana dziś, że nie mogę jednego komentarza napisać. Świetne logo Aniu :)

      Usuń
    3. Aniu! Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Ja też bardzo na tę książkę czekałam. Mój egzemplarz będzie do Twojej dyspozycji, jeśli tylko będziesz chciała :). Tak, Anna najpiękniejsza, dyskretnie pozostawiłam to bez komentarza, ale jasna sprawa ;). A logo też bardzo mi się podoba, nawet się nie spodziewałam, że aż tak ładnie będzie się w tym nagłówku prezentować :).

      Usuń
    4. Aniu! Bardzo Ci dziękuję i z wielką przyjemnością skorzystam, jeśli nie sprawi Ci to kłopotu. Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
    5. Żaden kłopot :). Też pozdrawiam!

      Usuń
  4. Na razie nie czytam, co napisałaś, ale na pewno wrócę tu niebawem porównać wrażenia ;) Właśnie czekam na listonosza, który ma dostarczyć "W ciemność"...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz