Dwa cudy i dwie tragedie – „Cud”, Josef Škvorecký [recenzja]


„Odniosłem wrażenie, że oto oglądam jakiś dramat Szekspira w wykonaniu teatrzyku kukiełkowego. Możliwe jednak, że z bliska wszystkie dramaty historyczne tak właśnie wyglądają”.

Wydana w 1972 roku już na emigracji powieść Škvoreckiego to historia cudu, jakim była Praska Wiosna, oraz jej tragicznego zakończenia. Autor opisuje wszystkie te wydarzenia z właściwym sobie ironicznym dystansem, nic więc dziwnego, że wzbudziła spore oburzenie jego rodaków. Ale co się kryje pod maską cynizmu?

Kryminał polityczny – brzmi podtytuł Cudu, ale to podtytuł przewrotny. Intryga kryminalna schodzi bowiem na dalszy plan, a do tego pozostaje bez jasnego rozwiązania – jak w tej „kiepskiej powieści detektywistycznej zwanej życiem, w której sprawca nazywa się Prawda, ale detektyw nigdy go nie złapie”.

Zagadka zaś jest nietypowa, bo zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Pierwowzorem powieściowego księdza Doufala, zakatowanego w 1950 roku przez czechosłowacką bezpiekę, jest ks. Josef Toufar, naprawdę oskarżony o zaaranżowanie „cudu” w trakcie mszy w kaplicy w Číhošti, a następnie poddany brutalnym przesłuchaniom, wskutek których zmarł. Tę tragiczną historię przybliża m.in. wydana dwa lata temu w polskim przekładzie książka Miloša Doležala Jakby nam już dzisiaj przyszło umrzeć. Dramat życia, kapłaństwa i męczeńskiej śmierci czyhoskiego proboszcza ks. Josefa Toufara.

Graffiti w Pradze upamiętniające Jana Palacha i ks. Josefa Toufara. Fot. Hawkwind / Wikimedia Commons

Losy księdza Doufala vel. Toufara to jednak przede wszystkim pretekst do opowieści o „cudzie” Praskiej Wiosny oraz jej spektakularnej klęsce. O tej krótkiej chwili wolności, gdy w samym sercu opanowanej przez komunistów Europy Środkowej narodził się, jak pisał Milan Kundera, „system niemający precedensu”, łączący znacjonalizowaną gospodarkę, równość obywateli, swobodę wypowiedzi i otwarte granice [1].

Oba wydarzenia, oddalone od siebie w czasie o prawie 20 lat, w powieści łączy i postać głównego bohatera. Znany z Batalionu czołgów, Tchórzy czy Przypadków inżyniera ludzkich dusz Danny Smiřický był „naocznym” świadkiem obydwu. Tego pierwszego – jako młody nauczyciel w prowincjonalnej szkole pielęgniarskiej, drugiego – jako dojrzały już mężczyzna, praski pisarz i autor operetek.

Co więcej – wydaje się, że doświadczenie pierwszego cudu i jego konsekwencji narzuca bohaterowi sposób widzenia cudu numer dwa. Wspominane w 1968 roku losy księdza Doufala to dla Danny’ego zapowiedź smutnego końca Praskiej Wiosny. Opowiada więc o niej bez typowej dla tych czasów euforii, raczej z cynicznym dystansem i przeczuciem nadchodzącej katastrofy.

Wyzwiska w języku Lermontowa

„Cielęcym wzrokiem patrzyli na mnie młodzi, których jeszcze żadna zwycięska rewolucja nie zdążyła skurwić, a obie dziewczyny miały łzy w oczach (…). Nie mogłem im opowiadać, że ja – na Boga – nie jestem żadnym rewolucjonistą, jak inni, których też wysłuchiwali; że nigdy nim nie byłem i zawsze wierzyłem w drobne taktyczne uniki” – opowiada Danny. W tym samym akapicie określa przywódców Praskiej Wiosny jako „playboyów marksizmu-leninizmu”, którzy dwadzieścia lat wcześniej „bez ryzyka i świetnie się przy tym bawiąc, odpalili potworne fajerwerki dyktatury proletariatu”, a obecną sytuację gorzko kwituje stwierdzeniem, że „Dawid pokonał Goliata tylko w żydowskiej bajce”. Nie ma też złudzeń co do wsparcia Zachodu: „Od rzeczowej analizy [dramatopisarz] przeszedł do idealistycznego przeceniania starej kurwy, którą nazywał światem”.

Inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.
Fot. The Central Intelligence Agency / Wikimedia Commons

Ale mimo tego właściwego sobie ironicznego dystansu, Škvorecký tworzy też w Cudzie bardzo przejmujące obrazy. 21 sierpnia 1968 Danny budzi się w nocy i słyszy upiorny turkot nadjeżdżających czołgów, a następnie przedziera się przez miasto do siedziby wydawnictwa, w którym znajduje się maszynopis jego niepoprawnej politycznie powieści. I widzi całą tę rozpacz.

Rozpacz zapłakanych młodych dziewczyn. Tłumaczki z rosyjskiego Boženy Pokornej, która tak bardzo starała się pozostać apolityczna, bo chciała jedynie móc poświęcać się pracy, którą kocha, ale teraz coś w niej pękło. I wreszcie rozpacz radzieckich żołnierzy, którzy spodziewali się walki z uzbrojonym po zęby kontrrewolucjonistą, a przywitały ich łzy i wyzwiska nieuzbrojonego tłumu. Opis na jednym wdechu tego tragicznego dnia to jedne z najmocniejszych i najbardziej dramatycznych scen, z jakimi spotkałam się w czeskiej literaturze. Nie powstrzymam się od cytatu:

„Była ledwie czwarta rano, ale na ulicach już kłębił się tłum. Płaczące, rozczochrane kobiety, nieogoleni mężczyźni, wykrzykujący wulgarne, właściwe w takich sytuacjach słowa, młodzi chłopcy w kolorowych koszulach, unoszący zaciśnięte pięści w bardzo starym ludzkim geście. Wzdłuż turkocących czołgów biegły dziewczynki w wieku szkolnym, krzycząc płaczliwymi głosikami po rosyjsku:
Poczemu? Poczemu wy prijechali sjuda? (...)
Nagle jednak ich krzyki, turkot toczących się maszyn i ryk silników niczym syrena zagłuszył kobiecy krzyk. Także po rosyjsku, ale wypowiedziany pięknym językiem Lermontowa, ze wszystkimi akcentami na właściwych miejscach:
Iditie domoj, russkije faszisty!
Politruk automatycznie uniósł rękę z pistoletem w pozycji bojowej. Młodzieńcowi z automatem w dłoni siedzącemu u jego nóg trysnęły łzy z oczu jak panienkom w mini. Załkał. Politruk zmarszczył krzaczaste brwi i odwrócił się w stronę okrzyku. Wysoko nad tłumem widniała tam siwa głowa Boženy Pokornej, dwumetrowej tłumaczki rosyjskich klasyków”.

Nie wierzę, by autor pisał te słowa bez wzruszenia. A jednak jego narrator kwituje wszystkie te akty protestu zdaniem: „Było to ładne i całkiem beznadziejne”.

Tłumy protestujących gromadzą się w Pradze wokół radzieckich czołgów w sierpniu 1968 roku.
Fot. Engramma.it / Wikimedia Commons

Cyniczny nadwrażliwiec

Być może dochodzimy tu do sedna. Cynizm, który widać i w innych utworach Škvoreckiego, jak choćby wydanym niedawno zbiorze opowiadań Gorzki świat, wyrósł prawdopodobnie z nadwrażliwości. Był murem, którym pisarz odgrodził się od okrutnej XX-wiecznej rzeczywistości Europy Środkowej, tak jak Bohumil Hrabal odgrodził się od niej desperackim zachwytem i zdaniem „Ten świat jest piękny do obłędu”. W rozmowie z Antonínem Liehmem Škvorecký mówi: „Do dziś uważam, że obojętność zapewne jest w życiu konieczna (…). Gdybyśmy nie byli choć trochę obojętni, to musielibyśmy wciąż myśleć o milionach głodnych i biednych” [2].

„W nic się nie mieszać, ani tu, ani tam. Bo i tak niczego nie zmienię. To nie jest moja sprawa, tylko ich. Zresztą co mógłbym zrobić – ja, autor głupich operetek?” – powtarza sobie jego bohater. Czasem jednak na krótką chwilę to wypracowane znieczulenie jawi mu się jako kalectwo. Pod koniec swojej opowieści Danny – być może wyrażając również odczucia autora – mówi: „Pomyślałem o zamęczonym księdzu i prawie poczułem łzy w oczach. Chyba się starzeję i robię sentymentalny, powiedziałem sobie w duchu. Ale to nie z powodu starości. Chodziło o to, że tego nie rozumiem. Że nie wierzę. Że w nic nie wierzę. Że chcę wierzyć, a nie mogę”.

Schematy świństw

Choć historie opisane przez Škvoreckiego w Cudzie pochodzą z zupełnie innego, nieistniejącego już świata, w jakiś sposób wydają się niepokojąco aktualne. Czasy i ustroje się zmieniają, a jednak mechanizmy manipulacji są wciąż takie same. Autor pisze: „Przez dwadzieścia lat mówiono o wszystkim w taki sposób, jakby partia nie zrobiła niczego złego, a kiedy potem – diabli wiedzą dlaczego – publicznie wyprała swoje brudne gacie, to znów można było tylko wiwatować, że je uprała. Jeśli ktoś chciał powiedzieć, jak bardzo były obsrane i że prócz prania trzeba czasem zmienić bieliznę, to zakładano mu knebel”.

„Świat się zmienia, a jednak trwa bez zmian” – czytamy w Cudzie. Sprawdza się więc w odniesieniu do tej powieści również to, co tłumacz Andrzej S. Jagodziński pisał o Przypadkach inżyniera ludzkich dusz: „Gdyby ukazała się jeszcze w podziemiu, byłaby pewnie «bestsellerem», a dziś raczej trudno marzyć o takim sukcesie. Ale może to i lepiej, bo z drugiej strony odpadły aktualne aluzje i dzięki temu widać (mam nadzieję) jej uniwersalne i (niestety) wciąż aktualne przesłanie, «albowiem tyle jest rzeczy między niebem a ziemią […] Świństwa przecież powtarzają się w wariantach, których schematy są do siebie zawstydzająco podobne»” [3].


Chaotycznie o chaotycznym świecie

Cud jest dosyć trudny w lekturze, ponieważ autor praktykuje w nim znany również z późniejszych Przypadków inżyniera ludzkich dusz literacki montaż oraz, jak pisze sam Škvorecký, „technikę, którą Joseph Conrad nazwał deliberate confusion, czyli «przemyślany chaos»”. Wszystko to miało oddać chaotyczność opisywanych czasów. Dlatego w obrębie jednego rozdziału przeskakujemy z jednej historii do drugiej, zostawiamy na chwilę bohaterów zastygłych w pół słowa, a gdy już zdążymy o nich zapomnieć, nagle autor rzuca nas z powrotem w sam środek sceny.

Dla wszystkich zainteresowanych XX-wieczną czeską historią i kulturą jest to jednak literatura obowiązkowa. Bo, jak pisał Milan Kundera w przedmowie do francuskiego wydania powieści w roku 1978: „Powieść Škvoreckiego to dotychczas jedyne dzieło przedstawiające całościowy ogląd nieprawdopodobnej historii Praskiej Wiosny, przesiąknięte w sposób jak najbardziej autentyczny sceptycznym duchem oporu, największym atutem czeskiego narodu” [4].

***
Škvorecký J., Cud, przeł. Jagodziński A., wyd. Pogranicze, Sejny 2018.

***
Przypisy:
[1] Kundera M., Przedmowa do francuskiego wydania powieści Mirákl Josefa Škvoreckiego, przeł. Bieńczyk M., „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 336.
[2] Jazz w małym mieście [z Josefem Škvoreckim rozmawia Antonín J. Liehm], „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 322. 
[3] Jagodziński A., Przypadki tłumacza marnotrawnego, „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 247.
[4] Kundera M., dz. cyt., s. 340.

Pozostałe cytaty pochodzą z Cudu Josefa Škvoreckiego w tłumaczeniu Andrzeja S. Jagodzińskiego.

Komentarze

  1. "Przypadki inżyniera ludzkich dusz" jeszcze przede mną, ale mam za sobą "Scherzo capriccioso" i wiem, co może znaczyć "przemyślany chaos" w wydaniu Skvorecky'ego. Nie była to łatwa lektura, ale warta tego "przedzierania się" przez różne plany czasowe, indywidualny język każdego z bohaterów i historie, które wcale się ze sobą płynnie nie łączyły. Tak, czytanie Skvorecky'ego wiąże się z wysiłkiem, ale i wielką satysfakcją.. Zapamiętam Twoją recenzję/opinię/analizę "Cudu". Po raz pierwszy słyszę o książce, której tematem jest Praska Wiosna 1968. Dzięki za zdjęcia, fantastycznie dobrane do artykułu. Od razu poczułam klimat....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, „Scherzo capriccioso” to też jest niezła próbka tych technik pisarskich Škvoreckiego. :) Piękna, choć momentami męcząca książka. A o Praskiej Wiośnie rzeczywiście nie ma za wiele tekstów, jeśli chodzi o literaturę piękną – pamiętam, że na studiach bohemistycznych koleżanka słowacystka podpytywała mnie, czy nie kojarzę jakichś czeskich powieści czy opowiadań na ten temat, i nic wtedy nie byłam w stanie wymyślić. Dobrze więc, że jest ten „Cud”. I dzięki za miłe słowa – wiedziałam od początku, że zdjęcia z inwazji muszą się w tym wpisie znaleźć. :)

      Usuń

Prześlij komentarz