Czeska demistyfikacja - Mariusz Szczygieł, "Zrób sobie raj"


Na wstępie zaznaczę, że jestem wielką wielbicielką Gottlandu, lektury Zrób sobie raj nie mogłam więc sobie odmówić. Otworzyłam, przeczytałam pierwsze zdania i natychmiast zrobiło mi się ciepło na sercu. Mariusz Szczygieł otwiera bowiem ten zbiór uroczym tekstem o tym, czym Czechy są dla czechofila. Odmalowuje sielski kraj, w którym nikt na nikogo się nie denerwuje, wszyscy nawzajem się szanują, a psy poi się piwem – po to tylko, by na kolejnych kilkuset stronach swojej książki konsekwentnie nas z tego „raju na ziemi” wyprowadzać.

Już i w tym pierwszym tekście pojawia się zresztą subtelna zapowiedź tego, co nas czeka:
Żeby jednak nie ulec (łatwej u mnie) skłonności do mitologizowania i idealizacji, użyję teraz poglądu Oscara Wilde'a, że najbardziej nie lubimy ludzi, którzy mają takie same wady, jak my. A więc dlatego uwielbiamy Czechów. Bo to naród, który ma zupełnie inne wady. (M. Szczygieł, Zrób sobie raj, wyd. Czarne, Wołowiec 2010, s. 11)
Paradoksalnie wadami okazują się te cechy, które zwykliśmy uznawać u Czechów za zalety – śmiech i luźny stosunek do religii. W końcu śmiech to zdrowie, wspaniale byłoby umieć, tak jak oni, na wszystko odpowiedzieć śmiechem... Jak często jednak ten osławiony śmiech okazuje się „na siłę”! Jak często jest tylko narzędziem, przykrywką, zagłusza smutek, śmierć, przemijanie i starość. Ma być władzą – nad życiem, nad śmiercią, nad przyczyną śmiechu, czymkolwiek ona jest... Tymczasem jest to jedynie wrażenie posiadania tej władzy. I nie zawsze śmiech jest na miejscu, a od bólu niekoniecznie należy się odżegnywać – „Bo dla rozwoju ból psychiczny i zdolność jego przeżywania to jakby paliwo” (tamże, s. 260). Chorobliwym wręcz przykładem tej desperackiej ucieczki Czechów od cierpienia jest masowe już zjawisko nie odbierania prochów bliskich zmarłych z krematorium – żadnych uroczystości, żadnych pogrzebów, aby tylko jak najszybciej zapomnieć, aby nie przeżywać tego jeszcze raz.

Gdy ktoś ich pyta, jaki jest sens postępowania moralnie, skoro nie oczekują za to nagrody w niebie, irytują się lub śmieją. Nie trzeba im Boga, aby być dobrymi, są szczerzy i brzydzą się hipokryzją – bardzo chwalebnie (zwłaszcza, że u nas w Polsce jest z tym dużo gorzej). Mówią też, że z drugiej strony to przecież nic złego, że ktoś wierzy. Że to prywatna sprawa. Także w tej tolerancji jest jednak ślad zakłamania, o czym świadczy historia policjanta Milana czy innych, z których już w szkole wyśmiewano się, że są „pobożni”. Bohater tekstu Łapię powietrze opowiada, z jakim trudem przyszło mu publiczne przyznanie się do wiary – jakby to było coś wstydliwego. I poniekąd jest, bowiem wierzących w Czechach często uważa się za nieudaczników. Na zasadzie „Nie potrafią sobie z życiem sami poradzić, więc zwracają się do Boga”.

Nie do końca jest więc Zrób sobie raj tym, czego się po tym zbiorze spodziewałam, a co zdawał się sugerować pierwszy tekst. Jest za to zdarciem maski z Czechów, sięgnięciem daleko głębiej, poza stereotypy. Najpiękniejsze jednak jest to, że mimo wyciągania brudów, mimo drążenia, którego efekty stawiają naszych południowych sąsiadów w niezbyt dobrym świetle – widać wciąż, że ta książka została napisana z miłości do Czech. I dlatego polecam ją gorąco.

P.S. Nabrałam po tej lekturze ochoty na Halinę Pawlowską. Mignęła mi czasem gdzieniegdzie okładka Zdesperowanych kobiet, nazwisko się przewinęło, ale nie wnikałam... Mając teraz w pamięci jej niezwykle ciekawy i ciepły obraz z książki Szczygła, zamierzam to zmienić.

P.S. 2 Przejrzałam raz jeszcze tę recenzję i doszłam do wniosku, że pominęłam rzecz bardzo istotną - napisałam "o czym", ale nie wspomniałam słowem o tym "jak". Już w przypadku Gottlandu miało się cały czas wrażenie, że nie czyta się autentycznych historii, że to fikcja, dobra powieść - tutaj jest podobnie, Szczygieł jest po prostu świetnym opowiadaczem, czego mu ogromnie zazdroszczę.

P.S. 3 Mam kilka zdjęć przy słynnych praskich niemowlętach Černego - może tu kiedyś wrzucę. :)

Komentarze

  1. O! Miło Cię tu widzieć. Życzę wytrwałości w pisaniu i mnóstwa czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Wytrwała zamierzam być. Z czytelnikami póki co krucho, ale tym bardziej doceniam wszelki odzew, więc tym większe dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz tak dalej, a nie będziesz się musiała o czytelników obawiać. Ja się o Twoich nie boję :)
    Zachęciłaś mnie do Szczygła jeszcze bardziej niż byłam zachęcona. Nie mogę powiedzieć, że kocham Czechy bo za mało je znam i niestety jeszcze tam nie byłam, ale wiem, że je na pewno lubię. A tu widzę połączenia tego, co lubię z tematem religii, który mnie interesuje. Oh, gdyby człowiek nie miał tylu zaległości...

    OdpowiedzUsuń
  4. sQra - ależ mi się miło zrobiło :)

    Mnie też zainteresował w "Zrób sobie raj" wątek religii. Sama kiedyś, widząc te pustki w niedzielę w praskich kościołach - widok wręcz egzotyczny dla Polki - zastanawiałam się, jak im się tam żyje bez Boga, czy Go czasem nie potrzebują, czy trudno jest tym nielicznym wierzącym - czyli wszystkie te pytania, na które teraz pan Szczygieł w swojej książce udzielił wyczerpującej odpowiedzi. Jak tylko znajdziesz czas i okazję, jak najbardziej polecam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezmiernie mi miło, że odwiedziłaś mojego bloga. Właściwie zaczęłam go pisać sama dla siebie, żeby czytać i żeby jeszcze raz wrócić do przeczytanych książek. Kiedyś czytałam strasznie dużo. Później poszłam na studia... :)
    I muszę się rozkręcić z pisaniem i jakąś systematycznością na blogu.
    Nie miałam jeszcze okazji przeczytać "Zrób sobie raj". Jestem świeżo po "Gottlandzie" właśnie, aż dziw że dopiero teraz trafiłam na tę książkę. Uwielbiam Czechy i Czechów. Jeżeli miałabym mieszkać gdzieś poza Polską to na pierwszym miejscu w Czechach. Nie będę się rozpisywać. Mam nadzieję, że mnie czasem odwiedzisz. A teraz zabieram się za czytanie Twojego bloga bo akurat ten post przeczytałam jako pierwszy. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Staralfur - to mnie jest miło - jak zawsze, kiedy się natknę na kogoś kto uwielbia Czechy tak samo jak ja :) możesz być pewna, że jeśli zamierzasz uaktywnić swojego bloga, to będę często wpadać, bo prócz łączącej nas czechofilii widzę już, że mamy też podobny gust czytelniczy. A "Zrób sobie raj" polecam gorąco :)

    A, i też Ci studia przeszkadzają w czytaniu? Mnie przeraźliwie! Teraz akurat mam wolne jeszcze przez miesiąc, więc czytam sporo, ale powrót do rzeczywistości będzie trudny ;) Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa rzecz, ze studiami i czasem w ogóle. Przez 5 lat studiów (gdzie pracowałam tylko w wakacje) ciężko było mi znaleźć czas na czytanie dla przyjemności. Teraz, kiedy dalej studiuję ale tym razem już zaocznie i mam dwie prace jakoś łatwiej mi wszystko rozplanować, poukładać i pogodzić tak, że w tym całym zgiełku mam czas żeby czytać coś innego niż przymusowo (:P) książki naukowe.
    Oprócz czechofilii (która objawia się w miłości do Czech samych w sobie) jestem niesamowitą rusofilką (tu miłość jest ogromna ale do języka bardziej). :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wciąż nie wiem od czego zacząć, czy od Gotlandu, czy Zrób sobie raj... Chyba w końcu wezmę piewszą lepszą książkę dostępną w bibliotece, gdyż obie pozycje wydają się równie wartościowe

    OdpowiedzUsuń
  9. I owszem, różnią się trochę, ujmują temat Czech w inny sposób, ale obie są równie wartościowe i czyta się je świetnie, więc myślę, że nie ma większego znaczenia, od której zaczniesz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że to świetna lektura nawet dla tych, którzy o Czechach nie mają bladego pojęcia. Sama jestem po bohemistyce, ale książkę podsuwam znajomym i są zachwyceni. Po lekturze zaraz chcą się umawiać na wycieczkę do Południowych Sąsiadów ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz